Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 14.11.2015, 21:20   #384
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Dwa odcinki w jednym tygodniu? Jak widzicie, można ;]
Dzięki, że mi to umożliwiliście!
Odpowiedzi niżej:
Spoiler: pokaż
Spoiler: pokaż
W tym odcinku Kastor umrze.

Cytat:
Napisał Libby
Ogólnie poronione jest to, jaki sposób zdobyl Korynę i czemu się na to wszystko zgodziła.
A jak miała się nie zgodzić?
Cytat:
Nie zdawała sobie sprawy, z kim się wiąże?
Za krótko go znała, to fakt.
Cytat:
Napisał Annetti
O, a apropos początku, to mi wszyscy mówią, że najlepiej będzie jak twoje hobby będzie też kiedyś twoją pracą, w sensie, że połączone mogłoby być
No to bezrobocie mam gwarantowane :c
Cytat:
A Kostka na ślubie nie było?
Przecież Kostek był przekonany, że matka i starsze rodzeństwo się go wyrzekli i nie chciał z nimi mieć nic wspólnego ;]
Cytat:
Iwan, ktoś mógłby go pacnąć w ten zakuty łeb, no naprawdę -,-
Chyba się doczekasz ; D
Cytat:
Livka, powiedz, że on się jednak doczeka tej miłości od Kory :<

Cytat:
Widywałam przystojniejszych
Ja też, ale jak na nastolatka wygląda naprawdę spoko ;]
Cytat:
E tam, skopana chronologia kiedyś przy tylu wątkach musiała postanowić odmówić współpracy xD W czym D. nalewa sobie owego napoju?
To zwykły kubek zapewne. Ewentualnie szklanka.
Cytat:
Swoją drogą co Marcelinka robiła w Nigdzie?
Odwiedzała swoje rodzinne strony ;]
Cytat:
Mam nadzieję, że Marceli o wszystkim się dowie i poważnie sobie z synem porozmawia, o!
Od tego się zaczyna dzisiejszy odcinek... =D
Cytat:
Chyba przespał lekcje biologii o tym xD
Hm, Denisowi chodziło o coś innego (nie było dla niego tajemnicą, skąd się biorą dzieci =D) = peryfrazując "gdybym wiedział, że po tym razie zajdziesz w ciążę, nie zrobilibyśmy tego" ;]
Cytat:
Napisał tut
Iwo nie wdał się w ojca, dziwię się, że się nie sprzeciwił i dał namówić w ślub z Koryną.
Ale Iwo kochał swoją narzeczoną. Poza tym miał nadzieję, że po ślubie się poukłada między nimi.
Cytat:
Poszła z nim do łóżka dla świętego spokoju, czy jednak zaiskrzyło?
Raczej z poczucia obowiązku.
Cytat:
ona chyba po prostu jest głupiutką małolatą.
Nie, Marcelina nie jest głupia. Co najwyżej naiwna.
Cytat:
Napisał Niki
mam nadzieje, że Wiola jest inna.
Jeszcze nie wiem, w kogo wda się Wiola, więc wszystko jest możliwe =D
[quote-=LP23]Wyjaśnij mi dlaczego nikt Kastora nie zgłosił na policję jako osobę niebezpieczną?[/QUOTE]
Wiesz, mafia, zastraszanie, święty spokój itd.
MoD, czyli widzimy się dopiero w 2016? xD
Cytat:
Który pewnie już nie wróci ;( A miałam takie fajne plany, chlip.
Możesz sobie zawsze wyobrazić, że jakiś Twój nowy sim będzie potomkiem Blaine'a i będzie miał charakter po ojcu
Cytat:
W sumie to z dialogu wynika, że jej się wydaje, że matka chce ją jakoś... odciągnąć od męża?
Nie wydaje Ci się.
Cytat:
Jak na bestseller to mało Elinorze zapłacili.
Kilka tysięcy w simsach to dość dużo kasy... =D
Cytat:
Co ta dziewczyna ma z rodzicami, ech.
Psst, z ojcem.
Cytat:
Acz tu mnie naszła refleksja - ojciec Kiry też się popisał, wiedział, kim jest Jagódek, a mimo to nakłaniał córkę do ślubu z nim? O co chodzi, czy ten bandzior miał na niego jakiegoś haka?
Kastor już wtedy był związany z mafią i groził ojcu Kiry.
Cytat:
Co to za jakieś zwyczaje radykalnych islamistów?
Prędzej egoistów xD
Cytat:
Przede wszystkim wymuszone małżeństwo jest nieważne, także tego.
Wymuszone? Ostatecznie Kora sama wyszła z inicjatywą, przynajmniej tak to zabrzmiało.
Cytat:
A i właśnie, co z Konstantym?
O nim będzie trochę w tym odcinku.
Cytat:
Tak ja przypuszczam, niech Liv mnie poprawi jeśli się mylę.
Liv Cię nie poprawi, bo tak to wygląda ;]


...

Jagódkowie
poprzedni odcinek

Spoiler: pokaż
...

Pytaliście, co z Kostkiem, więc spieszę z odpowiedzią.
Najmłodsze dziecko Kastora i Kiry mimo wychowania, jakie otrzymało, nie było - wbrew oczekiwaniem jego ojca - uległe i posłuszne. Przynajmniej odkąd odkryło, że z wiekiem ojciec opada z sił. Wcześniej zaś wszystkie konflikty były rozwiązywane za pomocą krzyku i kończyn górnych.



Przewagę (i tym samym rację) miał oczywiście starszy z nich.
Chłopak nie pamiętał, żeby ojciec był dla niego kiedykolwiek miły, hojny czy pomocny ("radź sobie sam" - Kastor Jagódek). W skrócie - dużo wymagał, ale od siebie nic nie dawał. Trwało to kilkanaście lat - w pewnym momencie coś pękło w młodszym Jagódku. Cała frustracja i nienawiść do tego człowieka czekały na odpowiedni moment, by się uwidocznić.
Miał plan, ale musiał czekać.

U jego starszego rodzeństwa bywało zaś... różnie.

Iwo był przekonany, że tamta noc była punktem zwrotnym w jego małżeństwie.
Bardzo się mylił.





Z pewnością jednak była początkiem... Życia pewnego małego sima!



Połączyła ich miłość do nienarodzonego dzieciątka.







Oczywiście radość dziadków była nieopisana, a już zupełna euforia ogarnęła wszystkich gdy okazało się, że potomek Ewerkinów i Jagódków będzie płci męskiej.

Szczęście nawiedziło też w końcu dom rodzinny Kory i Krisa.













Dexter postanowił żyć wiecznie. Zupełnie nieźle mu szło!







Uwielbiał małą Erykę - oczywiście ze wzajemnością ; D



Zapewne nikomu z Was nawet nie przeszłoby przez myśl, że Kris - ten przykładny mąż i ojciec - między zabawą z córeczką a opieką nad pieskiem może planować zemstę na swoim ojcu. Ale tak właśnie było. Mimo że był szczęśliwy, nie zapomniał o tym, co musiały przejść jego mama i siostra. Wspomnienie ich płaczu i nieme błaganie o ratunek prześladowało go od zawsze i czuł, że musi w końcu coś z tym zrobić - był im to winien. Bez tego tak naprawdę aż do jego śmierci będą żyć w strachu przed nim. Ale on - Kryspin Jagódek - na to nie pozwoli.

- Kryspin - powiedział zaskoczony, widząc syna w drzwiach. - A ty tu czego?
- Cześć, tato - odparł beztrosko, chociaż gotowało się w nim. Tak bardzo nienawidził tego człowieka! - Przyszedłem wyrównać rachunki.
- Co? - nie dosłyszał Kastor.
- To! - powiedział, po czym pchnął starego do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Ani się, k*****, waż! - krzyknął lękliwie ojciec. - Mam broń!
- To mnie zastrzel, na co czekasz? - wypalił.
Nie miał jej przy sobie, ha!
- Jeśli mnie tkniesz, pożałujesz tego! - zagroził jeszcze raz.
- O, doprawdy - odparł. - Wiesz co? Póki co żałuję, że nie przyszedłem tu wcześniej, zanim odebrałeś mojej matce dziecko i zanim zmusiłeś moją siostrę do małżeństwa z Ewerkinem.
- Same się o to prosiły! Głupie baby!



- Jak śmiesz tak mówić o matce twoich dzieci i swojej córce?! Czy ktokolwiek kiedykolwiek coś dla ciebie znaczył?!
Po chwili się jednak zreflektował.
- Zresztą, po co ja pytam... Uważasz innych ludzi za śmieci, a sam jesteś jednym z nich. Tym najgorszym, najpodlejszym! - wyżywał się Kris. - Powinieneś umrzeć za to, co zrobiłeś!
- No to na co czekasz? Zabij mnie! - wyzwał go Kastor.
- Nie mam zamiaru się splamić krwią takiego padalca jak ty - nie jesteś tego wart. Inaczej się z tobą rozprawię.



Okazało się, że rzeczywiście siły opuściły starego Jagódka i nie miał szans w starciu z młodym i silnym Krisem. Tego zaś ogarnęła taka furia, że gdyby się w porę nie opamiętał, w końcu zabiłby ojca.
Kopnął go po raz ostatni upewniwszy się, że tylko stracił przytomność, splunął mu w zakrwawioną twarz i wyszedł.

- Kostek, pomóż mi, proszę... Po co tam idziesz?
- Idę po coś, żeby cię opatrzyć.
- Wezwij karetkę...
- A po co ci karetka?
- C-CO?
- Pamiętasz, jak sam zabiłeś swojego ojca?
- Tak, ale... Kostek, co ty?!
Chłopak tylko zaśmiał się, po czym wrócił do kuchni i zadzwonił do kogoś.
- Spokojnie, tato, karetka już po ciebie jedzie. A teraz daj mi dokończyć to, co zacząłem.




Nie wierz im! To nie byłem ja!

Słowa te powtarzały się jak mantra w jej głowie, ale mimo to nie wierzyła. Nie wierzyła, że jej mąż jest niewinny. Przecież miał motyw. Przecież na ubraniu ofiary znaleźli także ślady jego krwi. To jego ostatnio widziano, jak wychodzi w domu ojca. Znalezienie noża z odciskami jego palców było kwestią czasu. Wszystko świadczyło przeciwko niemu.
Jej mąż, Kris Jagódek, ojciec jej córeczki, ten dobry, kochany sim... Zabił. Zabił własnego ojca! I jeszcze zrobił to tak bez pomyślunku, tak po prostu! Co on sobie myślał idąc tam - że to nigdy nie wyjdzie? Że uniknie kary za tę zbrodnię?
Bogowie, za kogo ja wyszłam?!, łkała. Mąż w kryminale, na dożywociu!

W przeciwieństwie do Olimpii ani Kira, ani Koryna nie wierzyły, że to Kris zabił Kastora. Zbyt dobrze go znały, były pewne, że nawet jeśli do czegoś między nimi doszło, to młodszy Jagódek nie posunąłby się aż tak daleko. Nie był do tego zdolny.

Sprawa była głośna i zakończyła się bardzo szybko wyrokiem skazującym dla syna zamordowanego. Nie miał alibi, nie miał świadków, nie miał NICZEGO, żeby móc udowodnić swoją niewinność.
Resztę swojego życia miał spędzić w więzieniu.

Pierwsza przyszła go odwiedzić Olimpia.
Bardzo się ucieszył na jej widok - był pewny, że żona ciągle ma do niego żal.



- Hej. - powiedział, jak gdyby nic. Usiadła przy stole. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś.
To powiedziawszy, wyciągnął rękę w jej stronę jak to często robił, gdy siedzieli naprzeciwko siebie w domu.





- Nie, Kris - powiedziała lodowato.

Natychmiast się wycofał i spuścił głowę.



Nadal była na niego zła.
Gwałtownie wstała, on za nią.
- Oli... Dlaczego się tak zachowujesz? Co ja ci zrobiłem?
- Zostawiłeś mnie!
- Słucham?!



- Przez swoją głupotę jesteś w kiciu, a ja i Mała musimy sobie dać radę bez ciebie! Pomyślałeś chociaż o nas, gdy tam szedłeś? Pomyślałeś o nas, gdy tak się wypierałeś winy?
- Dalej wierzysz, że byłbym w stanie zabić człowieka?
- Jak mam nie wierzyć, Kris? - wściekła się.



- Udowodniono ci to PRZED SĄDEM!
- Nie znaleźli narzędzia zbrodni.
- Bo uparcie twierdziłeś, że nie było żadnego - to jak mieli znaleźć?!
- Chcesz to rozgrzebywać? Po to tu przyszłaś?
- Przyszłam ci powiedzieć, że ŻAŁUJĘ, że za ciebie wyszłam!
- CO?!
- Mam nadzieję, że poznam jakiegoś porządnego, odpowiedzialnego faceta, który będzie dobrym ojcem dla Eryki... A ty zostaniesz sam i będziesz gorzko płakał za nami! Na własne życzenie!
- A ja żałuję, że moje dziecko będzie wychowywane przez taką podłą żmiję jak ty! - wybuchnął. - Wróć, jak pożałujesz swoich słów. A teraz żegnam cię, szkoda moich nerwów.
- Z przyjemnością sobie pójdę! Żegnaj, Kris. Zobaczymy się w sądzie.
Gdy wyszła, wybuchnął płaczem.
Ale nie wszystkie odwiedziny były smutne.

- Moja mała siostrzyczka!



- ... i siostrzeniec!
- No tak, jak mogłem o nim zapomnieć. Jak się masz, malutki?





- Ma się dobrze. A jak ma się jego wujaszek?
- Jakoś... Cholernie tęsknię za wami.
- My za tobą też, Kris. Brakuje nam ciebie. Mama chodzi smutna, a Olimpia wścieka się, gdy którakolwiek z nas wspomni o tobie.
- Tak jak ja się wściekam na myśl o niej... Może jak się rozwiedziemy, to mi przejdzie.
- Nie mów tak! Olimpia prędzej czy później zrozumie, że źle robi.
- Nawet gdyby złapali prawdziwego mordercę, to by nic nie dało. Ale nie złapią, bo już kogoś za to usadzili i mają spokój.
- No właśnie, Kris... Komu mogło zależeć na śmierci naszego ojca?



- Nie mam pojęcia, Kora. Przecież my praktycznie niczego o nim nie wiedzieliśmy.
- Wiesz, pytałam też o to mamę i powiedziała mi, że ojciec cieszył się w... swoim środowisku szacunkiem. Poza tym nikt z jego znajomych nie dopomniał się o ciebie.
- Czyli to musiał być ktoś od nich...
- Na pewno ktoś tu kogoś kryje, a znając naszego ojca, to pewnie te osoby były zastraszane i przez lata nie pisną słówka.
- Kora...
- Co?
- Dzięki, że wierzysz w moją niewinność chociaż wszystko świadczy na moją niekorzyść.
- Ja wiem lepiej niż oni, braciszku. Oni cię nie znają. Ja i mama wiemy, jaki jesteś naprawdę. Ale...
- Tak, moja żona. Nie daje mi to spokoju.
- Myślisz, że może być w to zamieszana?
- Ojej, oby nie... Zresztą, przecież nie zdradziłaby własnego męża, ojca jej dziecka!
- Może ma kogoś?
- Kora... - zły zabłysły w jego oczach, a serce się ścisnęło.
- Przepraszam, Kris - powiedziała z żalem. - Nie chciałam...
- Wiem... Ale prędzej czy później znajdzie sobie kogoś, odejdzie, zabierze Małą, a ja będę tu gnił aż do śmierci.
- Nie, Kris, nie będziesz - pocieszyła go. - Z całego serca wierzę, że to się wyjaśni; Że prawdziwy morderca naszego ojca znajdzie się na twoim miejscu, a ty wrócisz do nas. Mama też w to wierzy.
- A jak to znosi moja księżniczka? - zmienił temat.
- Bardzo tęskni i płacze "za tatusiem".
- Wyściskaj i wycałuj ją ode mnie. Powiedz, że bardzo ją kocham...
- ... i że niedługo wrócisz.
- To mało prawdopodobne. Nie chcę o tym myśleć. Próbuję polubić to miejsce - mój nowy dom - ale nie jest łatwo.
- Dasz radę, braciszku. Jesteś najdzielniejszym facetem, jakiego znam - nieraz to udowadniałeś.
- Dzięki, siostra.
- Będę już lecieć. Iwo przyjdzie głodny z pracy...
- Jak się wam układa?
- Nieźle. Troszczy się o mnie jeszcze bardziej niż zwykle i jest taki cierpliwy... Nie wiem, jak on to robi, ale boję się, że w końcu wybuchnie - że będzie taki, jak jego ojciec.
- Ale podobno pani Ewerkin nie narzeka na swojego męża.
- Bo się kochają. Dla reszty teść raczej jest bezwzględny. Nie chcę, żeby nasz synek bał się ojca, tak jak my baliśmy się naszego.
- Wiem, że nie pozwolisz na to, Kora. Ty też jesteś dzielną babką.
- Mam to po moim bracie.
- I tak trzymaj.
Ponownie się uściskali i rozeszli - każde w swoją stronę.






- Kris się dzielnie trzyma - relacjonowała wizytę w więzieniu. - Ale bardziej niż to, że tam jest, boli go podejście Olimpii.
- Szczerze mówiąc, mnie też ono boli - wyznała Kira. - A może ty spróbowałbyś z nią pogadać?
- Ja? A dlaczego miałaby mnie posłuchać?
- Może akurat? Chociaż spróbuj, kochanie.
- Jeśli to może pomóc...



- CIOCIAAAA! - krzyczała Maleńka.
Na odpowiedź cioci Kory nie trzeba było długo czekać.





- Byłam niedawno u tatusia. Bardzo za tobą tęskni. Kazał cię wyściskać i wycałować.
Dziewczynka tylko smutno spojrzała na nią, ale to spojrzenie powiedziało jej więcej niż tysiąc słów. Będzie wiedziała, co przekazać bratu.




- Cześć, szwagierka! Jak zdrówko twoje i maleństwa?
- Dzięki, ja i Młody mamy się dobrze. A jak u ciebie?
- Jakoś - odparła, kompletnie nieświadoma tego, że jej mąż kilka dni temu na to samo pytanie odpowiedział tak samo. - Mogło być lepiej, ale daję sobie radę.



- Wiesz, byłam w czwartek u Krisa.



- Możemy o nim nie rozmawiać?



- Dlaczego?
- Nie chcę mieć z nim NIC wspólnego. Zabił człowieka. To koniec.



- Przecież znasz go i doskonale wiesz, że nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego.
- Już sam fakt, że tam poszedł, go dyskwalifikuje. No po cholerę się tam cisnął?
- Miał dług do spłacenia.
- Przecież wasza rodzina to jest jakaś patologia!
- Nasza? Nie zapominaj, że od kilku lat to jest też TWOJA rodzina.
- Gdybym wiedziała, że Kris będzie chciał się tak zemścić na swoim ojcu, to raczej bym za niego nie wyszła.
- Wiedziałaś, że ma do ojca żal i że go boli to, co zrobił z naszą rodziną, a mimo to zostałaś jego żoną.
- Byłam młoda, głupia i zakochana w nim!
- Przysięgłaś mu - przed nami i bogami - że go nie opuścisz.
- Chcesz mi robić kazania, jaką to jestem złą żoną dla twojego brata?
- Nie. Po prostu uważam, że zbyt łatwo go skreśliłaś.
- WSZYSTKO przemawia przeciwko niemu!
- Większość nie zawsze ma rację.
- Ty patrzysz na to sercem, a ja - rozumem.
- Nie wszystko da się wyjaśnić w logiczny sposób.
- Ale sędziowie skazując go oparli się na solidnych dowodach.
- Solidnych? Nie znaleźli narzędzia zbrodni ani odcisków palców. Kris znalazł się w złym miejscu o złym czasie.
- Mów co chcesz, Kora. Nie chcę się z tobą kłócić, ale nie przekonasz mnie, że Kris został skazany za nic.
- Na pewno nie został skazany za to, co rzeczywiście zrobił. Tymczasem prawdziwy morderca nadal chodzi po świecie, cieszy się z naszej tragedii i kto wie, czy nie poluje na kolejną ofiarę...
- Ciąża służy twojej wyobraźni, naprawdę.
- O jedno cię proszę, Olimpia - przemyśl to sobie, ale w sercu.
- Zobaczę, co da się zrobić.



Erciu, tak chciałabym, żeby to był tylko zły sen... Jak człowiek, który dał życie takiej cudownej istotce jak ty, byłby w stanie pozbawić życia innego człowieka? A jednak tak się stało, a my teraz za to płacimy...

Teraz malutki pozytywny akcent w tym przygnębiającym odcinku.



Chłopiec otrzymał imię Jakim (Joachim), a w mowie potocznej będzie występować jako Aki.



Rodzinka w komplecie

Iwo oszalał na punkcie synka. Był taki podobny do swojej mamy!











Dumny dziadek przyszedł na "inspekcję" ;]







Mimo braku podobieństwa do rodziny Ewerkin wnuczek zyskał jego aprobatę.



Bez wzajemności, niestety.



- Doprawdy, nie wiem, coś ty jadła przez te dziewięć miesięcy, że ten chłopiec jest taki chudy. I jeszcze karmiony na butelce! Dziewczyno, co z ciebie za matka?



- To, co i jak robię ze mną i moim synem to sprawa moja i mojego męża, nie pana.



- Ty samolubna, bezduszna krowo! - grzmiał Iwan.
- Znowu zaczynasz?! - do rozmowy włączył się wściekły Iwo.



- Powiedziałem ci już kiedyś, żebyś nie wtykał nosa w nie swoje sprawy!
- Ja tylko dbam o dobro swojej rodziny!
- Myślę, że ty i mama macie wystarczająco dużo własnych problemów.
- Synu, nie przyszedłem tu po to, żeby się z tobą kłócić.



- Mam dla ciebie propozycję.
- Skarbie, mogłabyś zostawić nas samych? - Iwo zwrócił się do żony.
- Tak, jasne - i zniknęła za drzwiami kuchennymi.



- Zdaję sobie sprawę, że z twoją... męskością jest naprawdę kiepsko...
- Nie, czemu? - zaprzeczył Iwo. - Przecież urodził mi się syn.
- Wiesz, o co mi chodzi - zasugerował niedwuznacznie ojciec. - Do Baraków niedawno wprowadziła się taka ładna, młoda dziewczyna. Jasna blondynka, 18 lat, trochę podobna do mamy.
- Tato... - Iwo nie krył zdziwienia. Czy ojciec naprawdę zmierzał do tego...?
- Pomyślałem, że skoro z Koryną ci się nie wiedzie i macie już dziecko, to może kochanka nie byłaby takim złym pomysłem. Dziewczyna gwarantuje dyskrecję i nie ma wygórowanych stawek... Przynajmniej tak twierdzą moi znajomi, którzy z takich usług korzystali i korzystają.
- Ale ja nie potrzebuję...
- JESZCZE, synu. Przewidziałem twoją reakcję, dlatego mówię ci o tym odpowiednio wcześniej.
- No dzięki, tato, ale nie musiałeś. Kocham moją żonę i ani myślę jej zdradzać.
- Żonę możesz sobie dalej "czysto" kochać, a ona zajmie się tą, hm, mniej "czystą" miłością.
- Nie, tato, naprawdę, obędę się bez tego. Miło, że pomyślałeś, ale...
- Wrócimy do tej rozmowy, Iwo. Jeszcze mi za to podziękujesz.

- O czym tak długo rozmawialiście? - zapytała Koryna wieczorem.
Gdy Iwo spojrzał na nią i już-już miał być z nią jak zwykle szczerzy, wypalił:
- A, o niczym takim. Tata uważa, że to s*********** tak podnosić ceny prądu, a ja próbowałem go przekonać, że nie ma racji. Znasz ojca - jego trudno przekonać i ostatecznie nie doszliśmy do porozumienia.
- Mhm, rozumiem. Wiesz, w sumie ja też uważam...
Ale on już nie słuchał.


Ciąg dalszy nastąpił.


Winklerowie, Koralikowie i Nikonieccy
poprzedni odcinek

Spoiler: pokaż
...

Na jego nieszczęście Juliana i Marceli byli w domu podczas ich kłótni i wszystko usłyszeli. Nie tyle przeraziła ich wiadomość, że zostaną dziadkami, ile to, jak ich syn potraktował swoją dziewczynę, matkę jego dziecka (nie podejrzewali jej o kłamstwo, bo tego można było się spodziewać po Denisie).
Gdy Marcelina wyszła, przywołali go do siebie na dół.

- Co miały znaczyć te odzywki do tej dziewczyny? - zapytał Marceli podniesionym głosem.



- Nie twoja sprawa.



- Nie moja? Ledwo skończyłeś osiemnaście, gówniarzu, i myślisz, że to nie moja sprawa?! Zrobiłeś tej pannie dziecko, a ja ja będę teraz płacił na nie alimenty?!
- Przecież nikt ci nie będzie kazał! - odparł Denis, wściekły. - Ja na pewno nie.
- A myślisz, że za co ona wychowa tego dzieciaka?
- Nie wiem, jej problem.
- Nie, Denis, to jest TWÓJ K***** P********* PROBLEM! Skoro już zrobiłeś tego dzieciaka, to teraz WEŹMIESZ za niego odpowiedzialność.



- Co, zmusisz mnie do tego?
- Denis, do cholery - włączyła się Juliana. - NAPRAWDĘ chcesz zostawić dziewczynę samą z dzieckiem?



- Nie tak cię wychowaliśmy! - dodała.
- Odwal się, jestem dorosły!



- Jak się odzywasz do matki, gówniarzu?! - warknął Marceli, że aż ściany się zatrzęsły.
- Przepraszam, jeju - chłopak się skulił.



- Jutro pojedziesz do tej dziewczyny, przeprosisz ją i najlepiej oświadczysz się jej - zarządziła jego matka.
- C-co? - chłopak nie wierzył własnym uszom. - Nigdzie nie pojadę! Nie zależmy mi ani na niej, ani tym bardziej na tym cholernym bachorze!
- W takim razie możesz pakować swoje rzeczy - powiedział Marceli. - Wrócisz, gdy przemyślisz swoje zachowanie.
- Tato, no co ty?! - zdziwił się on. - Wyrzucasz mnie z domu?
- Skoro jesteś taki dorosły, to najwyższy czas, żebyś się wyprowadził i zaczął zyć po swojemu i na własny rachunek.
- Ale nie stać mnie na mieszkanie!
- A co mnie to, k*****, obchodzi? Radź sobie!
- Tato, no...
- No i na co, k*****, czekasz?! - poganiał go pan Winkler.

Trzeba było przyznać, że starszy Winkler miał serce z kamienia. Co prawda gdy młody wyszedł, Juliana próbowała go przekonać, żeby zmienił zdanie, ale nic to nie dało. On - Marceli WInkler - dostał już od życia nauczkę. Bolało go to, że jego syn popełnił dokładnie ten sam błąd, co on w swojej młodości. Wyobrażał sobie, jak podle się czuła porzucona przez niego Juliana i nie chciał, żeby jakakolwiek inna dziewczyna została tak potraktowana przez jego syna. Z Denisem zaś należało postępować stanowczo i radykalnie - dopiero codzienność weryfikowała jego cwaniactwo i "mądrości życiowe".



Chyba przejdę się do jubilera - pomyślała matka chłopaka.

Rzeczywiście - Młody wyprowadził się, ale po tygodniu wrócił, skruszony, głodny i bez pieniędzy. Jakkolwiek ożenienie się z Marceliną nie było złym pomysłem - w gruncie rzeczy czuł, że ona nie pozwoli mu zginąć i dobrze im razem będzie - tak nadal przerażała go myśl o dziecku, a raczej o wydatkach, jakie były przed nim. I odpowiedzialność! Trzeba będzie jakoś zrobić z tego bachorka porządnego człowieka.
Nie widział siebie w tym, no ale nie było innego wyjścia.

Na początek rodzice pożyczyli mu pieniądze na zakup pierścionka zaręczynowego, który kosztował prawie 3 jego pensje...

Tymczasem w Nieznanowie...
Mogłam się tego po nim spodziewać, myślała panna Koralik z goryczą. Minął miesiąc odkąd oznajmiała mu, że będzie ojcem - do tej pory nie doczekała się... niczego. Może naprawdę miał na myśli to, co powiedział? Może naprawdę daremnie łudziła się, że zmieni zdanie? Nie zrobił tego, przepadło.
Nagle usłyszała, że ktoś przyszedł. Głos mamy zdawał się być zaskoczony. Denis?!, pomyślała z nadzieją. Ale pani Koralik za ścianą witała gościa jak dobrego przyjaciela rodziny, a nie jak kogoś, kto porzucił jej córkę w ciąży. A może to...
Serce zabiło jej mocniej, gdy drzwi się otworzyły.



Chwilę mu się przyglądała nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę ON. Gdy zaś była już tego pewna, podniosła się i... nie wiedziała, co dalej.
Po co on tu w ogóle przychodził? Tak, powiedział jej wtedy, że będzie tego żałowała. Tak, pożałowała tego, że go zostawiła. Nie musiał jej tego uświadamiać - i tak było jej już wystarczająco ciężko.



- Ej, Marcelina - zagadnął. Dziewczyna momentalnie się skrzywiła.
- Przepraszam - usłyszała. Znowu chwilę jej zajęła analiza tej sytuacji. Czy to nie ona powinna go teraz przepraszać za swoje zachowanie?
- Ale... - przerwała mu i odwróciła wzrok w jego stronę.



- Tak, wiem, zachowałaś się podle i nadal jest mi przykro, gdy pomyślę o tym, ale... Chciałem cię przeprosić za to, że nie zawalczyłem o ciebie, że nawet nie spróbowałem. Wanda powiedziała mi, co za ziółko z tego Winklera, ale mimo to nie ruszyłem dupy i nie poszedłem przemówić ci do rozumu.
- Ale dlaczego miałbyś to robić po tym wszystkim, co ci nagadałam? Przecież sam chciałeś, żebym dostała nauczkę!
- Chodziło mi raczej o nauczkę w sensie... Że zatęskniłabyś za mną czy coś, a nie... ciążę. A nawet jeśli nie, to i tak... Odkąd się poznaliśmy ja wiedziałem, że zawsze będę przy tobie, choćby nie wiem, co się miało stać. I co? I zawaliłem... I to tak po całej linii.
- Nie możesz winić siebie za moje własne błędy.
- Ale gdybym COKOLWIEK zrobił, może byś ich uniknęła. To nie daje mi spokoju. Czuję, że zdradziłem cię - zdradziłem naszą przyjaźń. To, że ty ją zerwałaś wcale nie znaczy, że ona przestała istnieć.
- Wojtek, daj spokój - odparła. - Miło, że o mnie pomyślałeś, ale to koniec - urodzę to dziecko i może wyjadę gdzieś daleko.
- To ja pojadę z tobą - zadeklarował.
- Niby po co?!
- Żeby cię chronić.
- Nie potrzebuję ochroniarza! Sama dam sobie radę!
- Zosia-samosia...
- Za swoje błędy sama będę płacić.
- Czemu nie dasz sobie pomóc?
- Wystarczy, że rodzice mi pomogą, nie potrzebuję mieć większego długu wdzięczności, którego nie będę mogła spłacić.
- Kiedy ja niczego od ciebie nie chcę. Tylko tego, żebyś była szczęśliwa. Czułem, że będę ci teraz potrzebny, dlatego... jestem. Zbyt dobrze cię znam, Marcelina - wiem, że pożałowałaś tej kłótni ze mną i to mi wystarczy, nie musisz mnie przepraszać.
- Po co ty to wszystko, do cholery, mi mówisz? - wybuchnęła. - Czego ode mnie chcesz?!
- Żebyś pozwoliła sobie pomóc. Żeby wszystko było po staremu.
- Ale NIE będzie! Niedługo będę kolejną samotną matką z depresją i bez grosza przy duszy!
- Nie będziesz. Mogę ci to obiecać.



- Tylko mi zaufaj - poprosił, ciszej.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, w jakie bagno się pakujesz?
- Tak.
- Nie przeraża cię to? SERIO? Wiesz, nie możesz liczyć na nic z mojej strony...
- Marcelina...
- Co?
- Czego się boisz?
- Uważam, że głupio zrobiłeś przychodząc tu.
- I co, teraz mi powiesz, żebym sobie poszedł, a sama nadal będziesz czekała na tego cholernego Denisa?!
- Nie! - zaprzeczyła. Nagle zdała sobie sprawę, że jeśli teraz pozwoli mu odejść, to będzie to ostatnie ich spotkanie. A przecież tak naprawdę to JEGO potrzebowała jak nikogo innego.
- Przepraszam - powiedziała, a łzy zaszkliły się w jej oczach. - Idiotki w książkach i filmach odrzucają takich jak ty i potem całe życie są nieszczęśliwe... Nie chcę być jedną z nich. Przykro mi, że wtedy tak ci nagadał i że teraz nie chciałam wierzyć w twoje dobre intencje. Boję się komukolwiek zaufać...
- Rozumiem, ale ja nie jestem "kimkolwiek"...
- No tak - powiedziała. - Ty jesteś Wojtek, mój anioł stróż. Tak się cieszę, że cię mam...



- Zawsze do usług - odparł.
Został jeszcze na godzinkę - mieli sobie tyle do powiedzenia! W końcu miała się komu wypłakać. Pierwszy raz od dawna poszła spać spokojna.

Następnego wieczoru inny chłopak złożył jej wizytę.





- Zrozumiałem swój błąd - kajał się. - Byłem cholernym tchórzem i chcę to naprawić. Zależy mi na tobie - powiedział. Przez chwilę miała wrażenie, że było to bardziej wyrecytowane niż ze szczerego serca, ale pewnie chłopak się stresował i dlatego wyszło jak wyszło.



- W porządku, wybaczam ci - odparła. - Możemy spróbować jeszcze raz.
- Dziękuję. Jesteś cudowna.
Gdy wyciągnął ramiona w jej stronę, od razu w nie wpadła, szczęśliwa.



Ale to nie był koniec miłych niespodzianek!







- Marcelina, wyjdziesz za mnie? - zapytał po prostu, błyszcząc pierścionkiem.
Nie była do końca przekonana, czy chce być jego żoną, z drugiej zaś strony maleństwo potrzebowało taty, a ona potrzebowała wsparcia i opieki.
Wiedziała, że ktoś inny świetnie sprawdziłby się w tej roli, ale to nie on przed nią klęczał...
- Tak - zdecydowała.



Błyskawicznie załatwiono formalności związane ze ślubem, w dodatku - o dziwo - brzuszek nie był jeszcze aż tak bardzo widoczny i udało jej się wcisnąć w sukienkę o podobnym kroju, jaki miała jej mama na swoim własnym ślubie.



Panna młoda wyglądała prosto i skromnie.



Na uroczystości zjawiła się tylko najbliższa rodzina i świadkowie.



Z przodu 1. świadek - przyrodni brat pana młodego, Boguś Wolff. Za nim Marceli i Juliana Winklerowie.



Drugi świadek to Wanda Wujek, przyjaciółka Marceliny. Za nią Anizja, Gustaw i Mina Koralikowie.

Denis Winkler + Marcelina Koralik
8 VII 2015















Młode małżeństwo zamieszkało w tym samym domu, co Iwo i Koryna.
Mały Winkler coraz bardziej się rozbijał w brzuchu mamy.



Jego ojciec od czasu do czasu interesował się ciążą żony.













Chłopiec otrzymał na imię Teodor, przyzwyczajajcie się jednak do formy Teo

Denis stwierdził, że w sumie nie jest najgorzej.



Głównie pieczę nad pierworodnym sprawowała jego mama.





Między małżonkami bywało spokojnie i romantycznie,



ale z czasem coraz bardziej uwidaczniało się prawdziwe "ja" Denisa.







Któregoś dnia Marcelina musiała pilnie pojechać po zakupy i poprosiła męża, żeby nie pił i przypilnował Teosia do jej powrotu.
Przeciągnęło jej się trochę, a gdy wróciła, była przerażona widokiem, jaki zastała.



Nie udało się go dobudzić, więc tylko zgarnęła puszki po piwie i zajrzała do pokoju synka.
Zamarła z przerażenia.



Chłopiec płakał tak cichutko, że nawet go nie usłyszała!
Na szczęście doktor Starczyk mieszkał niedaleko i sytuacja została szybko opanowana. Gdy wyszedł (Denis całą akcję przespał), Marcelina rozkleiła się na dobre. Jeszcze nigdy nie czuła się tak winna i taka zła. Powinna wiedzieć, że Denis s********* sprawę...



- Przepraszam, synku. Już nigdy więcej nie zostawię cię z tym człowiekiem - tuliła go mocno, płacząc. Później wzięła go do sypialni, wcześniej zamknąwszy drzwi na klucz.


Ciąg dalszy nastąpił.

Ostatnio edytowane przez Liv : 05.09.2016 - 12:23
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem