Pytaliście, co z Kostkiem, więc spieszę z odpowiedzią.
Najmłodsze dziecko Kastora i Kiry mimo wychowania, jakie otrzymało, nie było - wbrew oczekiwaniem jego ojca - uległe i posłuszne. Przynajmniej odkąd odkryło, że z wiekiem ojciec opada z sił. Wcześniej zaś wszystkie konflikty były rozwiązywane za pomocą krzyku i kończyn górnych.
Przewagę (i tym samym rację) miał oczywiście starszy z nich.
Chłopak nie pamiętał, żeby ojciec był dla niego kiedykolwiek miły, hojny czy pomocny ("radź sobie sam" - Kastor Jagódek). W skrócie - dużo wymagał, ale od siebie nic nie dawał. Trwało to kilkanaście lat - w pewnym momencie coś pękło w młodszym Jagódku. Cała frustracja i nienawiść do tego człowieka czekały na odpowiedni moment, by się uwidocznić.
Miał plan, ale musiał czekać.
U jego starszego rodzeństwa bywało zaś... różnie.
Iwo był przekonany, że tamta noc była punktem zwrotnym w jego małżeństwie.
Bardzo się mylił.
Z pewnością jednak była początkiem... Życia pewnego małego sima!
Połączyła ich miłość do nienarodzonego dzieciątka.
Oczywiście radość dziadków była nieopisana, a już zupełna euforia ogarnęła wszystkich gdy okazało się, że potomek Ewerkinów i Jagódków będzie płci męskiej.
Szczęście nawiedziło też w końcu dom rodzinny Kory i Krisa.
Dexter postanowił żyć wiecznie. Zupełnie nieźle mu szło!
Uwielbiał małą Erykę - oczywiście ze wzajemnością ; D
Zapewne nikomu z Was nawet nie przeszłoby przez myśl, że Kris - ten przykładny mąż i ojciec - między zabawą z córeczką a opieką nad pieskiem może planować zemstę na swoim ojcu. Ale tak właśnie było. Mimo że był szczęśliwy, nie zapomniał o tym, co musiały przejść jego mama i siostra. Wspomnienie ich płaczu i nieme błaganie o ratunek prześladowało go od zawsze i czuł, że musi w końcu coś z tym zrobić - był im to winien. Bez tego tak naprawdę aż do jego śmierci będą żyć w strachu przed nim. Ale on - Kryspin Jagódek - na to nie pozwoli.
- Kryspin - powiedział zaskoczony, widząc syna w drzwiach. - A ty tu czego?
- Cześć, tato - odparł beztrosko, chociaż gotowało się w nim. Tak bardzo nienawidził tego człowieka! - Przyszedłem wyrównać rachunki.
- Co? - nie dosłyszał Kastor.
- To! - powiedział, po czym pchnął starego do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Ani się, k*****, waż! - krzyknął lękliwie ojciec. - Mam broń!
- To mnie zastrzel, na co czekasz? - wypalił.
Nie miał jej przy sobie, ha!
- Jeśli mnie tkniesz, pożałujesz tego! - zagroził jeszcze raz.
- O, doprawdy - odparł. - Wiesz co? Póki co żałuję, że nie przyszedłem tu wcześniej, zanim odebrałeś mojej matce dziecko i zanim zmusiłeś moją siostrę do małżeństwa z Ewerkinem.
- Same się o to prosiły! Głupie baby!
- Jak śmiesz tak mówić o matce twoich dzieci i swojej córce?! Czy ktokolwiek kiedykolwiek coś dla ciebie znaczył?!
Po chwili się jednak zreflektował.
- Zresztą, po co ja pytam... Uważasz innych ludzi za śmieci, a sam jesteś jednym z nich. Tym najgorszym, najpodlejszym! - wyżywał się Kris. - Powinieneś umrzeć za to, co zrobiłeś!
- No to na co czekasz? Zabij mnie! - wyzwał go Kastor.
- Nie mam zamiaru się splamić krwią takiego padalca jak ty - nie jesteś tego wart. Inaczej się z tobą rozprawię.
Okazało się, że rzeczywiście siły opuściły starego Jagódka i nie miał szans w starciu z młodym i silnym Krisem. Tego zaś ogarnęła taka furia, że gdyby się w porę nie opamiętał, w końcu zabiłby ojca.
Kopnął go po raz ostatni upewniwszy się, że tylko stracił przytomność, splunął mu w zakrwawioną twarz i wyszedł.
- Kostek, pomóż mi, proszę... Po co tam idziesz?
- Idę po coś, żeby cię opatrzyć.
- Wezwij karetkę...
- A po co ci karetka?
- C-CO?
- Pamiętasz, jak sam zabiłeś swojego ojca?
- Tak, ale... Kostek, co ty?!
Chłopak tylko zaśmiał się, po czym wrócił do kuchni i zadzwonił do kogoś.
- Spokojnie, tato, karetka już po ciebie jedzie. A teraz daj mi dokończyć to, co zacząłem.

Nie wierz im! To nie byłem ja!
Słowa te powtarzały się jak mantra w jej głowie, ale mimo to nie wierzyła. Nie wierzyła, że jej mąż jest niewinny. Przecież miał motyw. Przecież na ubraniu ofiary znaleźli także ślady jego krwi. To jego ostatnio widziano, jak wychodzi w domu ojca. Znalezienie noża z odciskami jego palców było kwestią czasu. Wszystko świadczyło przeciwko niemu.
Jej mąż, Kris Jagódek, ojciec jej córeczki, ten dobry, kochany sim... Zabił. Zabił własnego ojca! I jeszcze zrobił to tak bez pomyślunku, tak po prostu! Co on sobie myślał idąc tam - że to nigdy nie wyjdzie? Że uniknie kary za tę zbrodnię?
Bogowie, za kogo ja wyszłam?!, łkała.
Mąż w kryminale, na dożywociu!
W przeciwieństwie do Olimpii ani Kira, ani Koryna nie wierzyły, że to Kris zabił Kastora. Zbyt dobrze go znały, były pewne, że nawet jeśli do czegoś między nimi doszło, to młodszy Jagódek nie posunąłby się aż tak daleko. Nie był do tego zdolny.
Sprawa była głośna i zakończyła się bardzo szybko wyrokiem skazującym dla syna zamordowanego. Nie miał alibi, nie miał świadków, nie miał NICZEGO, żeby móc udowodnić swoją niewinność.
Resztę swojego życia miał spędzić w więzieniu.
Pierwsza przyszła go odwiedzić Olimpia.
Bardzo się ucieszył na jej widok - był pewny, że żona ciągle ma do niego żal.
- Hej. - powiedział, jak gdyby nic. Usiadła przy stole. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś.
To powiedziawszy, wyciągnął rękę w jej stronę jak to często robił, gdy siedzieli naprzeciwko siebie w domu.
- Nie, Kris - powiedziała lodowato.
Natychmiast się wycofał i spuścił głowę.
Nadal była na niego zła.
Gwałtownie wstała, on za nią.
- Oli... Dlaczego się tak zachowujesz? Co ja ci zrobiłem?
- Zostawiłeś mnie!
- Słucham?!
- Przez swoją głupotę jesteś w kiciu, a ja i Mała musimy sobie dać radę bez ciebie! Pomyślałeś chociaż o nas, gdy tam szedłeś? Pomyślałeś o nas, gdy tak się wypierałeś winy?
- Dalej wierzysz, że byłbym w stanie zabić człowieka?
- Jak mam nie wierzyć, Kris? - wściekła się.
- Udowodniono ci to PRZED SĄDEM!
- Nie znaleźli narzędzia zbrodni.
- Bo uparcie twierdziłeś, że nie było żadnego - to jak mieli znaleźć?!
- Chcesz to rozgrzebywać? Po to tu przyszłaś?
- Przyszłam ci powiedzieć, że ŻAŁUJĘ, że za ciebie wyszłam!
- CO?!
- Mam nadzieję, że poznam jakiegoś porządnego, odpowiedzialnego faceta, który będzie dobrym ojcem dla Eryki... A ty zostaniesz sam i będziesz gorzko płakał za nami! Na własne życzenie!
- A ja żałuję, że moje dziecko będzie wychowywane przez taką podłą żmiję jak ty! - wybuchnął. - Wróć, jak pożałujesz swoich słów. A teraz żegnam cię, szkoda moich nerwów.
- Z przyjemnością sobie pójdę! Żegnaj, Kris. Zobaczymy się w sądzie.
Gdy wyszła, wybuchnął płaczem.
Ale nie wszystkie odwiedziny były smutne.
- Moja mała siostrzyczka!
- ... i siostrzeniec!
- No tak, jak mogłem o nim zapomnieć. Jak się masz, malutki?
- Ma się dobrze. A jak ma się jego wujaszek?
- Jakoś... Cholernie tęsknię za wami.
- My za tobą też, Kris. Brakuje nam ciebie. Mama chodzi smutna, a Olimpia wścieka się, gdy którakolwiek z nas wspomni o tobie.
- Tak jak ja się wściekam na myśl o niej... Może jak się rozwiedziemy, to mi przejdzie.
- Nie mów tak! Olimpia prędzej czy później zrozumie, że źle robi.
- Nawet gdyby złapali prawdziwego mordercę, to by nic nie dało. Ale nie złapią, bo już kogoś za to usadzili i mają spokój.
- No właśnie, Kris... Komu mogło zależeć na śmierci naszego ojca?
- Nie mam pojęcia, Kora. Przecież my praktycznie niczego o nim nie wiedzieliśmy.
- Wiesz, pytałam też o to mamę i powiedziała mi, że ojciec cieszył się w... swoim środowisku szacunkiem. Poza tym nikt z jego znajomych nie dopomniał się o ciebie.
- Czyli to musiał być ktoś od nich...
- Na pewno ktoś tu kogoś kryje, a znając naszego ojca, to pewnie te osoby były zastraszane i przez lata nie pisną słówka.
- Kora...
- Co?
- Dzięki, że wierzysz w moją niewinność chociaż wszystko świadczy na moją niekorzyść.
- Ja wiem lepiej niż oni, braciszku. Oni cię nie znają. Ja i mama wiemy, jaki jesteś naprawdę. Ale...
- Tak, moja żona. Nie daje mi to spokoju.
- Myślisz, że może być w to zamieszana?
- Ojej, oby nie... Zresztą, przecież nie zdradziłaby własnego męża, ojca jej dziecka!
- Może ma kogoś?
- Kora... - zły zabłysły w jego oczach, a serce się ścisnęło.
- Przepraszam, Kris - powiedziała z żalem. - Nie chciałam...
- Wiem... Ale prędzej czy później znajdzie sobie kogoś, odejdzie, zabierze Małą, a ja będę tu gnił aż do śmierci.
- Nie, Kris, nie będziesz - pocieszyła go. - Z całego serca wierzę, że to się wyjaśni; Że prawdziwy morderca naszego ojca znajdzie się na twoim miejscu, a ty wrócisz do nas. Mama też w to wierzy.
- A jak to znosi moja księżniczka? - zmienił temat.
- Bardzo tęskni i płacze "za tatusiem".
- Wyściskaj i wycałuj ją ode mnie. Powiedz, że bardzo ją kocham...
- ... i że niedługo wrócisz.
- To mało prawdopodobne. Nie chcę o tym myśleć. Próbuję polubić to miejsce - mój nowy dom - ale nie jest łatwo.
- Dasz radę, braciszku. Jesteś najdzielniejszym facetem, jakiego znam - nieraz to udowadniałeś.
- Dzięki, siostra.
- Będę już lecieć. Iwo przyjdzie głodny z pracy...
- Jak się wam układa?
- Nieźle. Troszczy się o mnie jeszcze bardziej niż zwykle i jest taki cierpliwy... Nie wiem, jak on to robi, ale boję się, że w końcu wybuchnie - że będzie taki, jak jego ojciec.
- Ale podobno pani Ewerkin nie narzeka na swojego męża.
- Bo się kochają. Dla reszty teść raczej jest bezwzględny. Nie chcę, żeby nasz synek bał się ojca, tak jak my baliśmy się naszego.
- Wiem, że nie pozwolisz na to, Kora. Ty też jesteś dzielną babką.
- Mam to po moim bracie.
- I tak trzymaj.
Ponownie się uściskali i rozeszli - każde w swoją stronę.
- Kris się dzielnie trzyma - relacjonowała wizytę w więzieniu. - Ale bardziej niż to, że tam jest, boli go podejście Olimpii.
- Szczerze mówiąc, mnie też ono boli - wyznała Kira. - A może ty spróbowałbyś z nią pogadać?
- Ja? A dlaczego miałaby mnie posłuchać?
- Może akurat? Chociaż spróbuj, kochanie.
- Jeśli to może pomóc...
- CIOCIAAAA! - krzyczała Maleńka.
Na odpowiedź cioci Kory nie trzeba było długo czekać.
- Byłam niedawno u tatusia. Bardzo za tobą tęskni. Kazał cię wyściskać i wycałować.
Dziewczynka tylko smutno spojrzała na nią, ale to spojrzenie powiedziało jej więcej niż tysiąc słów. Będzie wiedziała, co przekazać bratu.
- Cześć, szwagierka! Jak zdrówko twoje i maleństwa?
- Dzięki, ja i Młody mamy się dobrze. A jak u ciebie?
- Jakoś - odparła, kompletnie nieświadoma tego, że jej mąż kilka dni temu na to samo pytanie odpowiedział tak samo. - Mogło być lepiej, ale daję sobie radę.
- Wiesz, byłam w czwartek u Krisa.
- Możemy o nim nie rozmawiać?
- Dlaczego?
- Nie chcę mieć z nim NIC wspólnego. Zabił człowieka. To koniec.
- Przecież znasz go i doskonale wiesz, że nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego.
- Już sam fakt, że tam poszedł, go dyskwalifikuje. No po cholerę się tam cisnął?
- Miał dług do spłacenia.
- Przecież wasza rodzina to jest jakaś patologia!
- Nasza? Nie zapominaj, że od kilku lat to jest też TWOJA rodzina.
- Gdybym wiedziała, że Kris będzie chciał się tak zemścić na swoim ojcu, to raczej bym za niego nie wyszła.
- Wiedziałaś, że ma do ojca żal i że go boli to, co zrobił z naszą rodziną, a mimo to zostałaś jego żoną.
- Byłam młoda, głupia i zakochana w nim!
- Przysięgłaś mu - przed nami i bogami - że go nie opuścisz.
- Chcesz mi robić kazania, jaką to jestem złą żoną dla twojego brata?
- Nie. Po prostu uważam, że zbyt łatwo go skreśliłaś.
- WSZYSTKO przemawia przeciwko niemu!
- Większość nie zawsze ma rację.
- Ty patrzysz na to sercem, a ja - rozumem.
- Nie wszystko da się wyjaśnić w logiczny sposób.
- Ale sędziowie skazując go oparli się na solidnych dowodach.
- Solidnych? Nie znaleźli narzędzia zbrodni ani odcisków palców. Kris znalazł się w złym miejscu o złym czasie.
- Mów co chcesz, Kora. Nie chcę się z tobą kłócić, ale nie przekonasz mnie, że Kris został skazany za nic.
- Na pewno nie został skazany za to, co rzeczywiście zrobił. Tymczasem prawdziwy morderca nadal chodzi po świecie, cieszy się z naszej tragedii i kto wie, czy nie poluje na kolejną ofiarę...
- Ciąża służy twojej wyobraźni, naprawdę.
- O jedno cię proszę, Olimpia - przemyśl to sobie, ale w sercu.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Erciu, tak chciałabym, żeby to był tylko zły sen... Jak człowiek, który dał życie takiej cudownej istotce jak ty, byłby w stanie pozbawić życia innego człowieka? A jednak tak się stało, a my teraz za to płacimy...
Teraz malutki pozytywny akcent w tym przygnębiającym odcinku.
Chłopiec otrzymał imię
Jakim (Joachim), a w mowie potocznej będzie występować jako
Aki.
Rodzinka w komplecie
Iwo oszalał na punkcie synka. Był taki podobny do swojej mamy!
Dumny dziadek przyszedł na "inspekcję" ;]
Mimo braku podobieństwa do rodziny Ewerkin wnuczek zyskał jego aprobatę.
Bez wzajemności, niestety.
- Doprawdy, nie wiem, coś ty jadła przez te dziewięć miesięcy, że ten chłopiec jest taki chudy. I jeszcze karmiony na butelce! Dziewczyno, co z ciebie za matka?
- To, co i jak robię ze mną i moim synem to sprawa moja i mojego męża, nie pana.
- Ty samolubna, bezduszna krowo! - grzmiał Iwan.
- Znowu zaczynasz?! - do rozmowy włączył się wściekły Iwo.
- Powiedziałem ci już kiedyś, żebyś nie wtykał nosa w nie swoje sprawy!
- Ja tylko dbam o dobro swojej rodziny!
- Myślę, że ty i mama macie wystarczająco dużo własnych problemów.
- Synu, nie przyszedłem tu po to, żeby się z tobą kłócić.
- Mam dla ciebie propozycję.
- Skarbie, mogłabyś zostawić nas samych? - Iwo zwrócił się do żony.
- Tak, jasne - i zniknęła za drzwiami kuchennymi.
- Zdaję sobie sprawę, że z twoją... męskością jest naprawdę kiepsko...
- Nie, czemu? - zaprzeczył Iwo. - Przecież urodził mi się syn.
- Wiesz, o co mi chodzi - zasugerował niedwuznacznie ojciec. - Do Baraków niedawno wprowadziła się taka ładna, młoda dziewczyna. Jasna blondynka, 18 lat, trochę podobna do mamy.
- Tato... - Iwo nie krył zdziwienia. Czy ojciec naprawdę zmierzał do tego...?
- Pomyślałem, że skoro z Koryną ci się nie wiedzie i macie już dziecko, to może kochanka nie byłaby takim złym pomysłem. Dziewczyna gwarantuje dyskrecję i nie ma wygórowanych stawek... Przynajmniej tak twierdzą moi znajomi, którzy z takich usług korzystali i korzystają.
- Ale ja nie potrzebuję...
- JESZCZE, synu. Przewidziałem twoją reakcję, dlatego mówię ci o tym odpowiednio wcześniej.
- No dzięki, tato, ale nie musiałeś. Kocham moją żonę i ani myślę jej zdradzać.
- Żonę możesz sobie dalej "czysto" kochać, a ona zajmie się tą, hm, mniej "czystą" miłością.
- Nie, tato, naprawdę, obędę się bez tego. Miło, że pomyślałeś, ale...
- Wrócimy do tej rozmowy, Iwo. Jeszcze mi za to podziękujesz.
- O czym tak długo rozmawialiście? - zapytała Koryna wieczorem.
Gdy Iwo spojrzał na nią i już-już miał być z nią jak zwykle szczerzy, wypalił:
- A, o niczym takim. Tata uważa, że to s*********** tak podnosić ceny prądu, a ja próbowałem go przekonać, że nie ma racji. Znasz ojca - jego trudno przekonać i ostatecznie nie doszliśmy do porozumienia.
- Mhm, rozumiem. Wiesz, w sumie ja też uważam...
Ale on już nie słuchał.