Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 20.03.2016, 11:11   #450
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Spoiler: pokaż
Rety, co wyście tak wszyscy czekali na ten odcinek xD To OJSG pomału kultowe się robi!
Dziękuję za komentarze. Szkoda, że coś ich mało po tym odcinku, ale w sumie się nie dziwię i wybaczam ; P

Cytat:
Napisał Cytryśnia
Niech Ola poczyta kilka godzin ksiażkę o Opiece nad dziekiem, to pomoże!
Na pewno... :D
Cytat:
Nie wiem kim jest Elinora
... a Elinora jest w tej historii od niemal samego początku.
Cytat:
Zespołu Tańca Ludowego Miłowo?
Prędzej muzyki klasycznej, ale niech Ci będzie :P
Cytat:
Wow, skąd lucjusz miał informacje, ze jego córka już się urodziła?

Cytat:
wszystkiego najlepszego dla Nieznanowa!
Dzięki, przekażę :)
Cytat:
Napisał LP23
Przy jej zachowaniu, to pewnie wokalista przed nią uciekał. XD
Wiesz, że Lena przed przejściem na emeryturę uczyła w liceum, prawda? :D
Cytat:
Napisał MoD
:hbd:
Podziękowania :D
Cytat:
O ja cię, ile gości na ślubie!
Bywało gorzej...
Cytat:
Twoi simowie coś już o tym wiedzą
Niedaleko pada jabłko od jabłoni - w końcu kto zajmował się małą Olą? :D
Cytat:
A tak w ogóle co tam u Marcyśki? Ma jakiegoś kawalera na oku?
Jeszcze nie ;)
Cytat:
Powiadasz, że Lidka będzie się kolegować z Artkiem?
Biorąc pod uwagę to, że mamy Lidki i Arcia się przyjaźnią... ;)
Cytat:
Haha, no i to zamieszanie z rejestracją dziecka, o którejś kiedyś pisałaś xD
Dobrze, że cofnęłam się do tamtej konwersacji (szukałam zdjęć, które Ci wtedy przesłałam), bo inaczej bym o tym zwyczajnie zapomniała xD
Cytat:
Mam nadzieję, że już niedługo przeczytamy jak Lucek będzie się usprawiedliwiał!

Cytat:
Napisał tut
To może wyjaśnisz, co miały znaczyć te słowa, bo umieram z ciekawości
Oj tam, nic nie znaczyły :D Postraszyć Was chciałam xD
Cytat:
Nie rozumiem i chyba nie zrozumię tego toku myślenia.
Lucek będzie musiał się i z tego wytłumaczyć :P
Dzięki za życzenia :D Właśnie wstąpiłam do Nzn i przekazuję :D
Btw, dla mnie jego tworzenie to sama przyjemność ^^

Wiecie, co zauważyłam? Wszystkie dzisiejsze historie są kontynuacjami - bliższymi bądź dalszymi - tego, co opisałam w tym poście. Nawet bohaterowie i kolejność ułożenia poszczególnych części jest ta sama :)
Dlaczego akurat cofnęłam się do tamtego lipcowego odcinka?
W nim kończy się historia Michasi i Izaaka Kernerów, a już za chwilę przeczytacie premierowy odcinek jej sequela - Michasia i Izy :D
W końcu.
Zapraszam!


...

Aleksandra
poprzedni odcinek

Spoiler: pokaż
...

Z każdym dniem miało być łatwiej.



Ale nie było.





Dopiero co wyprała mu ciuszki...
Potomkowi Józefa zdawało się to jednak zupełnie nie przeszkadzać.





Jego urocze miny podczas kąpieli już nie działały na jego mamę.
Ponownie uśpiła synka i - dla odmiany - zajęła się samą sobą.
To, co zobaczyła w lustrze po kąpieli, bardzo ją zmartwiło.



Nie, to przecież nie mogę być ja!
Prawda w oczy kole.



- Oluś, ty płaczesz? - usłyszała. Twarz właściciela owego głosu wyrażała zdziwienie.
- Nie, kroję cebulę - odburknęła.
- No i po co ta złość? Przecież wiesz, że dla mnie jesteś najpiękniejsza na świecie - powiedział z uśmiechem, po czym spróbował przyciągnąć ją do siebie.



- Kłamiesz! - krzyknęła i nastroszyła się.
Józek odskoczył jak oparzony.



- Ola, co ci?
- Wy tylko "będzie dobrze, nie przejmuj się i rób swoje"!
- Jacy "my"?
- Wszyscy! Ty, ciocia, dziewczyny... Chodzę niewyspana, brudna, głodna i zła, ale dla was wszystko jest w porządku! "Tak ma być"! No tak, ale przykładowo ty siedzisz cały dzień na uczelni i nie opuścisz zajęć, żebym ja mogła odpocząć! I jeszcze śmiesz mi wmawiać, że to jest normalne, że narodziny Młodego nic nie zmieniły! Naprawdę myślisz, że jestem taka głupia, że uwierzę w to, że w takim stanie mogę się komukolwiek podobać?
- Coś ty się tak uparła na ten wygląd?! Przecież to nie on jest najważniejszy!
- Zostaw mnie dla jakiegoś śmierdzącego, pryszczatego paszteta, to uwierzę.
- Ach, Ola, szkoda słów na ciebie, naprawdę... Przyniosłem ci obiad, odgrzej sobie, ja muszę lecieć, umówiłem się z kimś. Pa.
ZNOWU to samo!, wściekła się jeszcze bardziej dziewczyna.
Ale to nie był koniec.

- Wiesz, która jest godzina?! Gdzieś ty był tyle czasu?
- No na uczelni...



- Z tego co wiem ostatni wykład skończył ci się o ósmej, a teraz jest wpół do jedenastej! - nagle coś ją zastanowiło. - Ty... Ty piłeś?
- Tak, jednego małego browara nad odstresowanie. Miałem ciężki dzień.
- A wiesz, ile ja mam ciężkich dni? Musiałabym zostać alkoholiczką!



- Bogowie, Ola, to był tylko jeden! Czy ty serio musisz się wszystkiego czepiać?
- A pomyślałeś w ogóle o tym, że KTOŚ może na ciebie czekać w domu - jakaś żona, a, nie dajcie bogowie, malutkie dziecko?
- Taa, żona i jej wieczne narzekanie... Trzeba było iść spać, skoro jesteś taka zmęczona. Następnym razem się nie fatyguj tym czekaniem.
- JÓZEF!
- Nie wrzeszcz tak! Obudzisz Młodego!
- Mam to w dupie, wiesz?
- Super, cieszę się - prychnął. - To teraz, jak już wszystko sobie wyjaśniliśmy, może idźmy spać?
- Nie masz zamiaru mnie przeprosić?
- Ciebie? A niby za co?
W dziewczynie zagotowało się ze złości. Nie potrafiła powstrzymać łez.
Tym razem one jednak nie wzruszyły jej męża. Odwróciwszy wzrok, poszedł na górę.
- Jesteś podły, Józek! - krzyknęła za nim, cała zapłakana.
- Nie zapomnij dodać "nienawidzę cię" - usłyszała. - A teraz dobranoc.

To była ostatnia taka noc.



Jak zdesperowana musiała być, żeby posunąć się do czegoś takiego...!





Przepraszam cię, synku... Chciałabym być dla ciebie lepszą mamą, ale nie potrafię.



Jakim potworem musi być człowiek, żeby zostawić własne dziecko! I takim czymś jestem ja...


Znowu się zasiedział w akademiku, ale tym razem nie pił. Faktycznie głupio wtedy zrobił. I jak jej odpyskował!
Jeśli zastanie ją na nogach, znowu zrobi mu scenę. Tak bardzo nie chciał wracać do domu, ale poczucie obowiązku nie pozwoliło mu zapytać kumpli, czy go przenocują.
Zastał ciszę. Wręcz złowieszczą ciszę. I złożoną kartkę na stole.
Zaczął czytać.
Z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej nie wierzył temu, co miał przed sobą.



To na pewno jakiś szantaż z jej strony. Nie byłaby zdolna do czegoś takiego! Przecież...

Im dłużej jednak nad tym myślał, im więcej analizował jej zachowanie w ostatnim czasie, tym bardziej wstrząsające wnioski mu się nasuwały.
Dla upewnienia wszedł po schodach na piętro. Jonatan beztrosko spał w swoim łóżeczku, ale jej walizka i rzeczy z szafek zniknęły.

Zrobiła to. Odeszła.
Naprawdę odeszła.



Nigdy nie wybaczy jej, że zostawiła swoje dziecko.
Ale też nigdy nie wybaczy sobie, że do tego dopuścił. Uszanuje jednak jej wolę i nie będzie jej szukał.
Przynajmniej nie teraz.

Koniec semestru - i studiów w ogóle - był jednak blisko. Na tyle blisko, że młodzi Inkowie wrócili razem do Nieznanowa.
Zamieszkali u rodziców Józka.



Temat żony młodego lekarza i matki jego syna nigdy nie pojawiał się w rozmowach - zupełnie tak, jakby ktoś taki jak Aleksandra Stanek nigdy nie istniał.
Poza tym jednak starali się żyć normalnie. Dziadkowie pomagali przy Natanku jak tylko się dało.





W gruncie rzeczy przecież bardzo kochali swojego wnuka.
Jego ojciec zaś starał się być dzielny i godzić pracę w szpitalu z opieką nad synkiem.



Jonatan wyrósł na małego przystojniaka ^^









Kiedy nie był w pracy, byli nierozłączni. Kuba i Iwetta nie mogli się nadziwić, jakim wspaniałym ojcem był ich syn.



Co nie znaczy, że dobrowolnie pozwalali się zepchnąć na dalszy plan ;)





Oczywiście samemu też można się fajnie bawić...





... ale nie ma to tak tata!









Ciąg dalszy nastąpił.


Michaś i Iza

Spoiler: pokaż
...

- Cześć! Ty jesteś Adam, prawda?
- Tak, to ja... Ale skąd wiesz, jak mam na imię?
- Mama mi mówiła, że mieszkasz niedaleko nas i że masz tyle lat, co ja. Moglibyśmy się razem bawić.
- Pewnie, ale... Jak masz na imię?
- Iza.

(...)

- A moje największe marzenie?
- Ojej, to trochę trudne pytanie... O wielu rzeczach marzyłaś... Hmmm, żeby Adaś został kiedyś twoim mężem?
- To też...

(...)

- Zanim twój ojciec stał się złym człowiekiem, był moim przyjacielem i sąsiadem.
- Jak Adaś?
- Tak, jak Adaś dla ciebie.

(...)

- Więc mówisz, tato, że zanim się w sobie zakochaliście, byliście przyjaciółmi...
- Tak, byliśmy.


...

Izabela Kerner



była dziewczyną o niespotykanej urodzie.



I zdolnościach. W swojej szkole nie miała sobie równych, ale nauka nie była dla niej przykrym obowiązkiem. Szczególnie ta "nadprogramowa".





Ale przede wszystkim była zwyczajną nastolatką, która czasami sprzeczała się z rodzicami, lubiła powygłupiać się i poplotkować z przyjaciółkami o chłopakach.
W tym przypadku akurat z Wandą Wujek ;)





A propos rodziców Izy.
Byli w oczach swojej jedynaczki małżeństwem idealnym.





A w grze na gitarze jej tata nie miał sobie równych :D



Mama była trochę cięta, czasami aż za bardzo...
- Co ja ci mówiłam o wychodzeniu o tak późnej porze?
- Oj, mamo, pozwól mi ten jeden raz... Czekają na mnie!
- Zaraz do nich zadzwonisz i powiesz, że jednak się nie zjawisz.
- No ale mamo...!
- I oby mi się więcej takie coś nie powtórzyło. Dobrze, Izabelo?



- No dobrzeeee...



Dlaczego ona taka musi być? Przecież nie zamierzałam się tam upić ani nic... Ciekawe, czy ona w moim wieku też była taka święta!

Następnego dnia nadal była zła na mamę. W sumie z tatą też nie chciało jej się gadać - pewnie powiedziałby jej to samo, co ona, tylko innymi słowami. Do tego stopnia byli "zgodnym małżeństwem"!



- Cześć, kochanie - przywitał się odsuwając krzesło.
- Cześć - mruknęła pod nosem, nie odrywając wzroku od talerza.





- A co to - moja mała królewna obraziła się na mnie?
- Daj spokój, tato, nie chce mi się gadać.
- Swego czasu pewna inna Panna Obrażalska mówiła mi to dokładnie samo. Nic tylko "daj spokój, Izaak"!
Popatrzyła na niego spode łba.
- Jesteś taka do niej podobna - skwitował z rozrzewnieniem.
Na wspomnienie matki krew w niej zawrzała. Wzburzona dziewczyna wstała od stołu i udała się do swojego pokoju.
Nie usłyszała już śmiechu swojego taty dochodzącego z jadalni.

- Proszę - powiedziała, niechętnie.
- Nie dokończyłaś śniadania - stwierdził.
- Nie mam ochoty.



- Iza, o co tak naprawdę poszło między tobą a mamą?
- Przecież ona mówi ci o wszystkim.
- Tak, ale informacje lepiej czerpać z wielu źródeł, no nie?
- Ale co ciebie może obchodzić to, że chciałam po prostu wyjść z przyjaciółmi w piątkowy wieczór na imprezę? Bez alkoholu i, nie dajcie bogowie, czegoś gorszego!
- Też kiedyś byłem młody.
- A mimo to nie masz nic przeciwko zakazom, które wymyśla mama.
- Bo wcale nie są takie złe.
- Moglibyście mieć do mnie więcej zaufania - stwierdziła z wyrzutem.
- Mamy zaufanie do ciebie, ale nie do twoich kolegów.
- A co oni mają do gadania?
- Tyle, że mają na ciebie wpływ, niekoniecznie pozytywny. A to, że grupa szesnastolatków idzie sobie, tak o, na dyskotekę, która trwa do samego rana, jest mocno podejrzane.
- Ty tak nie robiłeś?
- Owszem, robiłem. I wiesz co? Nieraz wracałem zalany w trupa. Było mi ciężko - choroba mamy, to, że nie miałem czasu na "normalne" rozrywki dla ludzi w moim wieku - tak to odreagowywałem. Tylko dlatego twoja babcia nie zabraniała mi tego. Ale nigdy nie zapomnę tego, jak kiedyś wróciłem nad ranem, o dziwo trzeźwy, i zastałem moją mamę w kuchni zapłakaną... Wiesz, że biedaczka nie przespała ani godziny czekając na mnie? W niczym nie przeszkadzał jej fakt, że byłem prawie dorosły i ufała mi jak nikomu innemu. Od tamtej pory przestałem to robić. Wolałem piątkowe wieczory spędzać z nią tym bardziej, że nie było ich dużo przed nami. No i z perspektywy czasu uważam, że to faktycznie nie był dobry sposób spędzania wolnego czasu. I wiesz co jeszcze? Michasia od zawsze mnie za to tępiła! Nigdy nie chciała iść ze mną. Teraz myślę, że było jej przykro z tego powodu - pewnie wolałaby, żebyśmy w takie wieczory poszli gdzieś na spacer, do kina albo chociażby posiedzieli w domu i pogadali.
- Ojej... - wymknęło się tylko Izie.



- Iza, ja i mama zawsze chcemy dla ciebie jak najlepiej, chociaż to czasami się kryje pod pozorem ostrych zakazów i dyscypliny. Mamie też było przykro, że musiała cię zganić za to.
- No dobrze, tatuś, rozumiem. I... dzięki. Na ciebie zawsze mogę liczyć.
- Tak powinno być, kochanie. Pamiętaj - jesteś naszą dumą, ale przede wszystkim naszą małą Izunią, której nie pozwolimy zrobić krzywdy.
- Ja też was kocham.



- Mamo?
- Tak?



- Przepraszam za wczoraj. Nie chciałam cię zdenerwować.



- Przykro mi, że to tak wyszło. To się nie powtórzy.
- Wiem, Iza. Nie jestem już na ciebie zła.
- Naprawdę?



- Naprawdę. To co, zgoda?



- Zgoda! - uśmiechnęła się szczerze dziewczyna, po czym zasadziła swojej mamie całusa w pomarszczony policzek.

Szkoła, rodzice, koleżanki... Pewna osoba miała jednak miejsce szczególne w rozmyślaniach i sercu panny Kerner.

...

Mały Roklin zaś podrywał sąsiadki (choć jeszcze o tym nie wiedział)...

...

Już nie taki mały Roklin jednak był z pozoru niemniej idealnym dzieckiem niż jego sąsiadka i przyjaciółka.





Co do jednego zaś nie można było mieć wątpliwości - uwielbiał Izę tak, jak ona uwielbiała jego.



- Adam? - zdziwił się Izaak, spotykając chłopaka przed wejściem do domu. - Nie za późno na odwiedziny?



- Nieee, nieee, panie Kerner! - zaprzeczył żywiołowo chłopak. - Ja tylko na chwilkę. Mam do Izy sprawę nie-na-telefon. Pięć minutek i już mnie nie ma.
- No dobra...

- Dobry wieczór pani - przywitał się grzecznie na widok pani domu. - Ja tylko na chwilę.
- Dobry wieczór... Ale z zadaniem domowym przychodzi się wcześniej.



- Ale ja nie z zadaniem, p'sze pani, zupełnie nie. Po prostu muszę pilnie pogadać z Izą.
- Nie może to zaczekać do rana?
- No właśnie nie bardzo. Słowo daję, pięć minut i Iza będzie już pod kołderką! Osobiście tego dopilnuję - zażartował chłopak dla rozluźnienia atmosfery.
Ale takie żarty nie trzymały się mamy przyjaciółki.



- Słuchaj, Adam - zaczęła ostro. - Nie życzę sobie twoich wizyt w moim domu o tej porze. Nie obchodzi mnie, czy zostaniesz na minutę, czy na sześćdziesiąt minut. Dzisiaj wyjątkowo przymknę na to okiem, ale następnym razem jak będziesz miał jakąś pilną sprawę do mojej córki, skorzystaj proszę z telefonu albo powiedz jej to, co masz do powiedzenia, rano na przystanku. Rozumiemy się?
- Tak, p'sze pani - odparł bez entuzjazmu szatyn.
- Pięć minut.
- Dopsz...

- Cześć - przywitał się, wchodząc do jej pokoju.
- Hej - odparła, po czym ziewnęła. - Przepraszam. Trochę mnie ścina.
- I tak nie mamy więcej niż pięć minut - odparł. - Pewnie twoja mama stoi za drzwiami z zegarkiem w ręku, więc będę się streszczać
Nabrał powietrza, po czym zaczął:
- Wiesz co? Dostałem ten recital! W tę sobotę o 10 w "Ósemce"! Wyobrażasz sobie?! Taki szczęściarz ze mnie!
- No, to gratki, cieszę się - uśmiechnęła się. - Będę trzymać za ciebie kciuki.
- Chciałaś raczej powiedzieć "będę śmiać się najgłośniej, jak się da".



- No właśnie nie bardzo... Widzisz, postanowiłam, że jeśli będę wychodzić w weekendy, to będę wracać przed 10 do domu.
- No wiesz co? Dla mnie nie zrobisz wyjątku?
- Obawiam się, że nie, Adaś.
- Iza, no ale jak to tak?



- Moja najlepsza przyjaciółka i największa fanka miałaby mi nie towarzyszyć u początku mojej kariery? Nie wierzę w to!
- No dobra, zobaczę, co się da zrobić, ale nie obiecuję, że przyjdę.
Wymienili jeszcze dwa zdania o szkole i chłopak zaczął się zbierać do wyjścia.



- Zarezerwuję dla ciebie najlepsze miejsce, Iza. Nie wyobrażam sobie, że ciebie miałoby tam nie być.
- Och, daj spokój, nie trzeba....
- Trzeba, trzeba. Dla wyjątkowych osób zawsze trzeba mieć przygotowane specjalne miejsce.

Po chwili, gdy szykowała się do spania, zastawiała się, czy jej przyjaciel mówiąc to, co powiedział, miał na myśli tylko to jedno krzesło w pierwszym rzędzie w niezbyt dużej sali w "Ósemce"...

- Izaak, nie podoba mi się to.
- Myślałem, że lubisz młodego Roklina.



- Tak, to nie jest zły dzieciak, ale... Lepiej, żebyśmy mieli na niego oko. Jestem niemal pewna, że jeszcze bardziej zawróci w głowie naszej Izie i to się źle dla niej skończy. Coś mnie niepokoi w jego zachowaniu. No i wiesz, jaki był jego ojciec.
- Och, jakby ojciec twojej córki w młodości był lepszy - odciął się jej mąż. - A zakładanie z góry, że Adam jest złym towarzystwem dla Izy po tylu latach ich znajomości, wydaje mi się, jest niesprawiedliwe. Nie możemy zawsze wybierać za nią, tym bardziej, że tu mogą wejść w grę poważniejsze uczucia.
- Kiedy Iza była mała, tylko "Adaś" był odpowiednim kandydatem na jej męża. Teraz się to uspokoiło...
- ... ale to może być cisza przed burzą.
- Oby tylko nie było za późno na działanie. Nie chcę stawiać jej w takim położeniu, w jakim postawiła mnie moja mama.
- Bądź przygotowana na to, że historia się powtórzy.
- Oby nie, Izaak, oby nie...





- Widzisz, Iza, wiedziałem, że przyjdziesz! Od razu było mi lżej, gdy zobaczyłem cię na widowni.
- Twój występ był zarąbisty! Dałeś czadu, Adaś!
- Kto wie, czy bez ciebie by mi tak dobrze poszło.
- Co masz na myśli?
Nagle poczuła, że jego ręce zaciskają się wokół jej talii. Jej własne zaś odruchowo powędrowały w okolice jego szyi.



- Ty doskonale wiesz, co - odparł tajemniczo. - Kiedyś za takie występy zacznę zgarniać olbrzymią kasę, którą z chęcią wydam na zachcianki tej jednej dziewczyny, która była ze mną na moim pierwszym występie.
- Och, Adaś! - zachichotała nerwowo.



- Ale wtedy, mam nadzieję, będzie ona dla mnie kimś o wiele, wiele więcej niż tylko najlepszą przyjaciółką. Wiesz, co mam na myśli, nie?
- Chciałabym się nie mylić.
Serce miało jej wtedy wyskoczyć z piersi i miała nadzieję, że nie na darmo próbuje się opanować...



- Iza, zostań moją dziewczyną - poprosił.
- A co z...?
Adaś się roześmiał.
- Co do tamtych, to chciałem się po prostu upewnić, że żadna nie jest lepsza od ciebie. To nie było na poważnie.
- A ze mną będzie?
- Tak. Mam nadzieję, że będę twoim pierwszym i ostatnim chłopakiem. Chyba że mnie tylko podpuszczasz...
- Nie, oczywiście, że nie - zaprzeczyła gorąco. - Byłam w tobie zakochana odkąd pamiętam.
- Czyli odpowiedź brzmi "tak"?
- Tak, Adaś.
Przytuliła się mocno do niego.



Tak się cieszyła! Teraz już na zawsze będą razem...



- Adaś, tylko że ja się nie całowałam nigdy...
- Wiem. Ale uwierz mi na słowo - ja też nie.
- Jak to?
- Coś taka zdziwiona?
- Cała szkoła za tobą szaleje!
- Ja jednak, niestety, szaleję za tylko jedną dziewczyną z tej szkoły - moja najlepszą przyjaciółką i od kilku minut dziewczyną.
- To jest sen... - wyrwało jej się.
- W takim razie trzeba cię z niego wybudzić, Śpiąca Królewno!



No i stało się :D
Chwilę później Iza została przedstawiona - symbolicznie - rodzicom chłopaka jako jego dziewczyna.










- Nie mogę doczekać się studiów - wyznał. - To będzie życie, Iza! Niekończąca się impreza!
- Ja tam się będę skupiać na nauce.
- Będąc moją dziewczyną? ZA-PO-MNIJ!
- Najpierw musimy się na nie dostać, Panie Królu Dyskoteki!
- To akurat najmniejszy problem, Panno Molo Książkowa!

Ciąg dalszy nastąpił.


Oh Lilian
poprzedni odcinek

Spoiler: pokaż
...

Rozgoryczenie Liliany z dnia na dzień malało - nawet nie miała czasu na przeżywanie, zajęta opieką nad dzieckiem tego krętacza, Seppiego.





Dumna babcia z chęcią przejmowała pieczę nad Lidką.





Ale i ona niemal zamarła ze strachu, gdy podłoga na korytarzu zaczęła się uginać pod czyimiś ciężkimi krokami. Szybko jednak kobiecie wróciła zdolność logicznego rozumowania i udała się w ślad za tym nicponiem.
Miała mu wiele do powiedzenia.

- O, mama. Dzień dobry - przywitał się, zaskoczony widokiem teściowej. - Co za spotkanie!
- Dla kogo dobry, dla tego dobry - prychnęła teściowa. - Jesteś ostatnią osobą, której bym się tu spodziewała, Lucjusz.
- No proszę, nawet mamę można jeszcze czymś zaskoczyć - brnął dalej dzielnie w dyskusję. Ciekaw był, co matka Liliany ma mu do powiedzenia. - Swoją drogą, skoro już tu jestem, to może mama iść do domu. Liliana powinna niedługo wrócić.
- I mam cię zostawić samą z małym dzieckiem?! Jeszcze po tym, co zrobiłeś jego matce?



- To jest sprawa między mną a Lilianą i nie mam zamiaru się przed tobą tłumaczyć.
- Jakim draniem trzeba być, Seppi, żeby tak postępować z kobietą!
- Coś ty powiedziała? - wściekł się on.



- Może i nie jestem zbyt często w domu, może i twoja córeczka mnie nie rozumie, ale jestem ostatnią osobą, która chciałaby ją unieszczęśliwić, rozumiesz? Określenie "drań" zostaw sobie dla takich jak na przykład biologiczny ojciec Liliany!
- Zamknij się - wycedziła przez zęby.



- I wiesz co? Nie pozwolę ci manipulować nią. Ani nią, ani moją córką. Zapewniam cię, że ewentualny rozwód mój i Liliany przyniesie jeszcze większe szkody dla was wszystkich. Jeśli kochasz swoją córkę, lepiej odpuść.
- Na szczęście Liliana ma swój rozum! Więcej razy go dla ciebie nie straci!
- Jeszcze się przekonamy. Teraz pójdę się rozpakować. Spokojnie, nie zrobię dziecku krzywdy, nie musisz za mną łazić.
Rozstrojona do granic możliwości pani Czajkowska usiadła przy stole i ukryła twarz w rękach. W takim stanie zastała ją jej córka.
- Mamo, co...? - przeraziła się.
- Wrócił.
- Kto?
- Ojciec Lidii - odparła niemal z wyrzutem. - Pójdę już.
- Jesteś pewna? - zapytała kobieta z troską.
- Tak. Wystarczy mi wrażeń na dzisiaj.
Odprowadzając matkę, Liliana nagle zdała sobie sprawę, z czego wynikał mizerny stan, w jakim ją zastała..
A raczej rozmowa z kim tak ją rozstroiła.

- O, Lilka, już wróciłaś - stwierdził jej mąż, wchodząc do pokoju dziennego.



- To chyba ja powinnam powiedzieć "o, Lucek, łaskawie postanowiłeś się zjawić w domu"! W dodatku zdążyłeś już rozprawić się z moją mamą!
- Sama zaczęła.



- Jak ci nie wstyd? A ten Urząd Stanu... To, że obiecałeś być przy porodzie...!
- Niczego nie obiecywałem. A tak dla twojej wiadomości, to niewiele się spóźniłem, ale najwyraźniej nikt ci niczego nie przekazał.
- Jak to? Dlaczego nie przyszedłeś nas odwiedzić?!
- Chciałem pogadać z tobą bez świadków, ale to był pierwszy dzień i wszyscy się wokół ciebie kręcili.
- Co za idiotyczne tłumaczenie! Zapomniałeś, że jesteś ojcem dziecka?
- Nie, nie zapomniałem. Ale sceny typu "spóźniony tatuś" nie są w moim stylu. Ani tobie, ani tym bardziej mi, nie potrzeba było takich sensacji. A z tym USC... Tak, zarejestrowałem Małą w wolnej chwili, ale kompletnie zapomniałem dać ci znać, że to zrobiłem.
- Bogowie, Lucek! - wściekła się ona.



- Przepraszam, Lilka - powiedział ze skruchą. - Próbowałem, naprawdę. No i zbyt szybko wezwali mnie z powrotem. Nie chciałem, żeby tak wyszło, przysięgam.
- No dobra - odpuściła. Nie miała siły ani ochoty na ciągnięcie tej i tak bezsensownej wymiany zdań. Musiała się przyzwyczaić do tego, że jej mąż i tak będzie robił, co mu się podoba... - Na jak długo zostaniesz?
- Tydzień.
- Dlaczego znowu tak krótko?!
- To nie ode mnie zależy. Lilka, no, naprawdę!
- Miałeś rzucić w cholerę tę fuchę!
- Nie mogę. Na razie nie mogę. Daj mi jeszcze trochę czasu.
- Obym się doczekała - powiedziała surowo.

Smutek i żal malały jednak z każdą sekundą, którą mąż Liliany spędzał pochylony nad łóżeczkiem ich córki.





Patrzył się na nią i patrzył... Czegoś takiego Liliana się nie spodziewała. Czyżby Lucek aż tak miał pokochać małą Lidkę?



Ale tak - to właśnie się działo na jej oczach i w jego sercu. Nagłe rozczulenie, świadomość, że od tej pory jest naprawdę za kogoś odpowiedzialny, że ten ktoś już zawsze będzie go potrzebował.
Że już nigdy nie będzie sam.
I nawet jeśliby z jakiegoś powodu nie wyszło mu z Lilianą, będzie miał powód, żeby wrócić do domu.
Do niej.

- Ona jest taka... - podniósłszy głowę, zwrócił się przyciszonym głosem do żony. - Sam nie wiem, brakuje mi słów... Mógłbym na nią patrzeć i patrzeć. Chyba rośnie ci konkurencja, kochanie.
- A czy to, że kochasz ją bardziej niż mnie, będzie cię częściej sprowadzać do domu? - zapytała ze smutkiem.
- Lilka, co za głupoty wygadujesz? - zaskoczyło go to pytanie.
Przytulił ją mocno.



- Wiem, że to tak nie wygląda, ale naprawdę staram się jak mogę. Jestem tu tak często, jak na to pozwalają mi obowiązki. Ja też za tobą tęsknię i dużo bardziej wolę zasypiać w jednym łóżku z tobą niż samemu. Nawet teraz, gdy robisz mi wyrzuty, cieszę się, że tu jestem. Że przez kilka dni mogę być pomocą domową, mężem, a teraz jeszcze i ojcem dla tej małej.
- Nie chcę, żeby się wychowywała bez ojca - powiedziała dobitnie.
- Ja też tego nie chcę, ale to naprawdę nie jest takie proste...
Wyrwała się z objęcia.
- Winny się tłumaczy, Lucek!
- Wiem, wiem... Ale to się zmieni. Na sto procent. Jeszcze tylko trochę.
- Ile razy będę tego jeszcze słuchać?
- Mam nadzieję, że nigdy więcej.
- Ale nie obiecasz mi tego?
- Obawiam się, że nie.
Posłała mu pełne rezygnacji spojrzenie, po czym zniknęła za drzwiami.
Koniec gry, stwierdził Lucjusz.

Atmosfera tego wieczoru była raczej markotna. Sprawy nie polepszała też budząca się co parę godzin Lidka, ale jej mama zatracała się wtedy w ich własnym świecie. Ojciec dziewczynki mógł być jedynie obserwatorem. Przynajmniej na razie.

Postanowił, że zrehabilituje się rano.
Mimo zmęczenia, wstał wcześniej, ubrał się, wybrał do sklepu po zakupy i przygotował śniadanie.
Jego ofiarność mile zaskoczyła Lilianę. Najedzona zdawała się być bardziej wyrozumiała.
Nadszedł moment, w którym panna Seppi miała zostać zapozna ze swoim tatą.





Miny Lucka z początku przerażały trochę i dziecko, i jego matkę, ale ostatecznie Maleńka odwzajemniła sympatię jej taty.





- Lucek, u-...
- Spokojnie. W moich ramionach jest najbezpieczniejsza na świecie.



- Moja malutka - szeptał do niej czule całkiem zapominając o bożym świecie. - Tak się cieszę, że cię mam. Udałaś mi się jak nic innego w życiu. Czym ja sobie zasłużyłem na ciebie? Jesteś taka malutka, a złamałaś serce dorosłemu facetowi... Jak ty to zrobiłaś?



- Chociaż prędzej mi do diabła, to dla ciebie będę aniołem stróżem.



Kocham cię.

Mama Lidki była zaskoczona nagłą przemianą jej męża.

- Na pewno dobrze podgrzałeś mleko?



- Na pewno, na pewno.
- Może lepiej ja to zrobię...?
- Nie. Kończ ten obraz. Dam sobie radę.

Pan Seppi z przyjemnością przejął także resztę obowiązków młodej mamy, a małej Lidce zupełnie nie przeszkadzała ta nagła zmiana ról ;]



Tata to nie mama w końcu!



- Tak strasznie nie chcę wyjeżdżać - powiedział w przededniu swojego powrotu do pracy.
- Rzuć to w cholerę i zostań z nami - zaproponowała jego ukochana.
- Wiesz, że nie mogę.



- "Nie mogę" i "nie mogę"! - wybuchła nagle. - Ileż można tego słuchać?



- A swoją żonę i córeczkę jakoś zawsze MOŻESZ zostawić! Lucek, zdecyduj się, do cholery! To zaczyna być nudne!
- Lilka...
- Po co ja na ciebie tracę tyle czasu i nerwów? - zapytała, już spokojniejszym tonem.
- Bo mnie kochasz.
- Tak, Lucek. I w tym cały problem.
Nagle objęła go mocno.



- Nienawidzę, kiedy wyjeżdżasz, wiesz? I ciebie wtedy też nienawidzę, bo znowu mnie zostawiasz.
- A ja nienawidzę ciebie zostawiać, ale tak to już jest... Jeszcze tylko trochę i skończy się to piekło.
Nim zdążyła coś powiedzieć, pocałował ją mocno.



Obiecuję.


Ciąg dalszy nastąpił.

...

Poza scenami:
raz, dwa.


Ostatnio edytowane przez Liv : 15.08.2016 - 08:52 Powód: korekta
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem