Pamiętam, jak miałem 8 lat to miałem kolegę, który był (i jest, na szczęście już lżej) nałogowcem totalnym. Nawet od najgłupszej gry nie dało się go odciągnąć - matka przychodziła, pies wył, dzidzia (ten kolega) płakała, chąc przejść jeszcze 20 metrów

w Jazzie Jackrabbicie 2

Jak już przeszedł to musiał dokończyć poziom

W końcu matka musiała go lać, a ja musiałem wycierać podłogę

A pierwszą grą, w jaką grałem, były mangowe wyścigi