Zong dawnho cię nie byłlo

Bebe Twins odc. 33
I wyszliśmy przed kościół. Tam rzucili w nas kilogramami ryżu i tysiącami grosików i pięciogrosików. Kucnęliśmy z Brandonem żeby pozbierać kasę, kiedy wciąż rzucano w nas cukierkami. Cukierki rozdaliśmy między dzieci, i ustawiliśmy się po prezenety i kwiaty.
- Kochanie...wiesz czego ci zyczę...Brandonkowi też...i dzidziusiowi - powiedziała mama i odeszła. Byłam zdzwiona. Matka bez prezentu?? Ja jej dam....
- Brandon...mama ci dała prezenrt?
- Właśnie nie...żeby własnemu dziecku w ślub kasy ani prezentu nie dać?
- Ja dostałam sześć tysięcy....
- No to przynajmniej kase dostałaś...chodź jedziemy. - wtarabianiłam się do samochodu i pojechaliśmy pod restaurację. Tam stanęliśmy przed schodami przewiązanymi czerwoną kokardą uniemożliwiającą wejście i podbiegły do nas nasze matki. Moja trzymała chleb i sól, mama Brandona wódkę i kieliszki.
- Oj, ja nie mogę pić...- i wskazałam na brzuch. Przynajmniej udawałam że piję a naprawdę wylewałam nieco na podłoże a potem pusty kieliszek rzuciłam za siebie. Mama potem pożyczyła nam wszystkiego najlepszego i wręczyła wielkie nożyczki. Razem mocno nacisnęliśmy na nie i rozległy się oklaski. brandon wyniósł mnie na górę i przeniósl przez próg sali. Postanowiliśmy zlamać tradycję i zatańczyć "poloneza". Z kilkoma zaprzyjaźnionymi parami. Rozległy się pierwsze takty, wyszliśmy na środek, odtańcvzyliśmy dumnie ten przepiękny taniec, a na koniec on odsłonił mój welon i pocałował mnie gorąco. Poszliśmy do stolików. Mmm.. stoły były suto zastawiano. Ale najlepsze jedzonko wjechało koło północy. Na wielkim podeście podjechał tort. Wspólnymi rękami przekroiliśmy wielkie tortowe piętrowe serce i zjedliśmy "siebie" nawzajem - figurki z cukru.
- Kocham cię. - wyszeptał Brandon kiedy wyszliśmy na osobność na wielki kamienny taras. Usiedliśmy na brzegu.
- Ja też...- powiedziałam i zaglębiłam się w jego garniturze.
- Ashley..muszę ci coś powiedzieć...
- ???
- Jestem bezpłodny. - powiedział w przestrzeń.
- Aha, a to co noszę w sobie to dar z kochanie się z szefem? - zapytałam pretensjonalnie.
- To było nasienie brata wstrzelone do mojego organizmu. - wykrztusił.
- Przepraszam. I tak cię kocham. - powiedziałam.
- Spójrz kto idzie. - na dole szła kobieta z małym dzieckiem, a na przeciwko niej grupa młodzieńców z szampanem.
- Uczcijmy!! Wasze zdrowie!! - krzyknęli ni z tąd ni z owąd i wystrzelili korek w powietrze. Wypiliśmy toast, i zwołaliśmy ludzi na fajerwerki. Najpierw kiedy zaczęliśmt się całować był mały wstęp. A na końcu, kiedy chwiejnym krokiem w moich kozaczkach stanęłam na kamiennej barierce i pochyliliśmy się do siebie...
CDN!!