Przedstawiam wam moje fotostory

Będzie ono w klimacie fantasty. Znajdziecie w nim również wątki sensacyjne, kryminalne, thriller i nieodłączny romans

Niestety, przez wzgląd na czas, odcinki będą co tydzień - ale za to jakie długie
Odcinek 1. <wystrój orientalny, akcja ma miejsce prawdopodobnie gdzieś w Arabii ;]>
Gwałtownie wstała z łoża... Spojrzał na jej aksamitną skórę... Przeszedł go dreszcz rozkoszy na myśl o jej czystych, niewinnych oczach o barwie szafiru...

Z wrodzoną sobie gracją wciągała na siebie powłóczystą białą szatę... Nigdy nie błękitną, zieloną ... Zawsze białą. Odrzuciła do tyłu włosy o barwie dojrzałych kłosów zboża... Zamigotał w nich blask... Tak... ten widok zawsze go uspokajał... Była taka czysta, nieskalana złem i kłamstwem. Był pewny, że nigdy nie widziała krwi, ani jej nie przelała. Co najważniejsze była jego... Na zawsze...

Odwróciła się do niego... Zauważył kształtny zarys piersi schowanych pod szatą... Pragnął jej... Czuć jej oddech przy sobie... Wstał z łoża i podążył w jej stronę... „Eithel...” zaczął. Podobało mu się to imię... Tak... Była źródłem... całego dobra w jego życiu... „Ikrimah... Odchodzę...” jej słowa dotarły do niego dopiero po chwili... To nie jest możliwe! Nie mogła go zostawić... Była wszystkim... wszystkim... Nie mógł znieść tej ciszy! Chciał krzyczeć, krzyczeć głośno... Mógł tylko płakać z bólu... Wbił paznokcie w jej ramię... Może to tylko sen, zaraz się obudzi... Eithel odsunęła się od niego z wyrazem obrzydzenia na twarzy... „Wiedziałam, że tak zareagujesz... Tyle razy mówiłam Ci, żebyś się nie angażował... Mówiłam, że nic nie trwa wiecznie...” Nie mógł pojąć, zrozumieć... Co się stało! Była najdroższą istotą w jego życiu, jedyną kobietą, którą naprawdę kochał... Tak, pamiętał, że mówiła kiedyś o tym, że odejdzie... Ale to było dawno, zdążył zepchnąć to wspomnienie do najgłębszych zakamarków swojego ciasnego, ludzkiego umysłu. Jej słowa ciągle brzmiały mu uszach...
Zmusił się by na nią spojrzeć... Patrzyła na niego z pogardą w szafirowych oczach... Widział tylko jej zamazaną twarz... Miał załzawione oczy, żal boleśnie ściskał go w piersi... Co się zmieniło w tej kobiecie... Kobiecie, którą kochał ponad wszystko? Uniósł wzrok, spojrzał w te chłodne teraz i pozbawione wyrazu oczy. „Eithel.... Dlaczego? Czemu ode mnie odchodzisz? Nie kochasz mnie już... Przecież...” Stała naprzeciw niego wyprostowana i dumna, z uporem wypisanym na twarzy. Przemówiła jednocześnie bawiąc się kosmykiem złotych włosów: „Kochasz...” Najwyraźniej bawiło ją to słowo... „Ikrimah powiedz mi co Ty możesz wiedzieć o miłości... Jesteś jeszcze taki młody... Nikt nie złamał Ci serca, żadna kobieta Ci nie odmówiła... Nie wiesz nic!” byłą rozbawiona... Nie rozumiał jej... Przecież to on był od niej starszy... „Czemu tak mówisz? ...” Roześmiała się swoim perlistym śmiechem... Po raz pierwszy jednak wyczuł w nim grozę... „Ikrimah... Gdybym wiedziała, że jesteś aż tak głupi... Nigdy nie związałabym się z Tobą! Naprawdę ... Wy śmiertelni jesteście bardzo ograniczeni przez swoje człowieczeństwo...”

...”... nie... musiał się przesłyszeć... A może... „Śmiertelni?” – spytał drżącym głosem – „Kim więc Ty jesteś?”... Założyła włosy za uszy... Zawsze go intrygowały... Były piękne, lecz niekształtne... Tak jakby... nieludzkie! „To co Ci powiem jest dla Ciebie nierzeczywiste... Bowiem nie jesteś w stanie zrozumieć...” Wyprostowała się z godnością... Złote włosy zsunęły się po gładkiej szacie... „Jestem ukochaną córą nocy i księżyca... Zrodzoną ze złotych promieni i srebrnych szeptów... Nie wiem ile żyję... Nie wiem też po co... Uciekam... Kryję się przed przeznaczeniem... W mej naturze leży wojowniczość, lecz ja nie chcę zabijać... Czuję się muzą, wiatrem, bielą, pięknem... Wszystkim co dobre... Nie potrafię czynić zła... Dlatego teraz od Ciebie odchodzę...” Ujrzał rozpacz ... wahanie, ból, wieloletnie cierpienie spowodowane wieczną ucieczką...

Przysunęła się do niego... Pomyślał, że jednak chce z nim być... Dać mu szansę... Jeszcze raz.... Nagle zauważył maleńki przedmiot w jej ręce... Lśnił w promieniach księżyca wpadających przez okno... Wbiła go w okolice jego serca... „Ale... Nie miałaś go wcześniej” – zdołał wyszeptać... „Ona pojawia się tylko wtedy, kiedy przyznaję się do samej siebie... Przypomina mi, że znowu muszę uciec...” Umierał patrząc w jej oczy.... Płakała... Nad nim? Czy nad sobą... Kolejny raz musiała uciec... Ostatnie słowa jakie usłyszał w życiu brzmiały: „Śmiertelniku.... Pamiętaj... Miałeś niewyobrażalne szczęście... Pokochała Cię Eithel... Źródło...” Spojrzała na sztylet... Powoli zanikały jego kontury...

Stała jeszcze chwilę nad jego martwym ciałem... Spojrzała w jego martwe, puste oczy. Nie była wojowniczką, tak... Zdecydowanie nie chciała umieć zabijać... Brzydził ją widok trupów, ich odór... I krew... Zdecydowanie była najgorsza... Czerwona, gęsta, lepiąca... Wypływająca z wszystkich zakamarków ciała...

Eithel wybiegła z domu... Nie... To nie był już dom... Po raz kolejny uciekała... Zwolniła kroku... Tyle emocji, zdarzeń. Sprzeczne uczucia miotające jej sercem. Dlaczego go zabiła? Z szafirowych oczu wypłynęła samotna łza.

Uciekała w mrok nocy... Sama, pozostawiona tylko gwiazdom. Uciekała... Poprzez lasy, łąki, kraje ludzkie ... Wiedziała, że ONA jest już blisko, na jej tropie...

Nie miała zamiaru się poddać... Mimo wszystko... Nieważne co mówiła przepowiednia... Po raz kolejny powtórzyła ją cicho... W mroku nocy zabrzmiała groźnie:
„Gdy zabłyśnie gwiazda nowa,
kiedy mocy padną słowa,
zanim rozum wiek zamroczy
światło z cieniem w nic się zejdzie
czas jej zguby wnet nadejdzie...”
Usłyszała ją w momencie narodzin... A teraz ta, która miała jej przynieść jej zgubę była blisko... Naprawdę blisko... „Nie boję się Ciebie” – krzyknęła Eithel w przestrzeń... Wiedziała, że kiedyś nadejdzie dzień, kiedy będzie musiała ujawnić swoją drugą naturę i.... walczyć..... „Ale nie teraz, błagam.... nie teraz”......
Mam nadzieję, że wam się podobało ;] Nie ma krwi ani sztyletu - nie umiem robić takich rzeczy, więc nie chciałam spaprać zdjęć. Napiszcie czy widzicie zdjęcia!