Naomi kręciła się niespokojnie po pokoju. Wyglądała pięknie. Przed paroma minutami wyszła od niej, wizażystkę, która ponad godzinę męczyła się, aby Naomi wzbudziła podziw na przyjęciu. Tralain siedziała na łóżku przypatrując się Naomi.
- Ej, bo Ci się fryzura popsuje- zażartowała- Czy Ty się tak przed każdym balem denerwujesz?
- Nie- odparła Naomi podchodząc do lustra. Nerwowo przygładziła włosy.- Ale pokłóciłam się z mamą. Nie wiem czy będę umiała udawać ze wszystko jest w porządku, będę musiała spróbować…starzy będą źli jak coś pójdzie nie tak.
-, O co się właściwie pokłóciłyście?
- No właśnie o to głupie przyjęcie- odparła Naomi.- My się nigdy nie kłóciłyśmy. Może trudno w to uwierzyć, ale po raz pierwszy obrażone jesteśmy na siebie. Nawet obiadu nie jadłyśmy razem. Ja jadłam na tarasie.
- Chyba nie chcesz o tym rozmawiać- odrzekła- Skończmy już...Pamiętasz ten wielki, piękny dom? Ten na drugim końcu Miłowa?
- No pamiętam…jest jeszcze większy i piękniejszy do mojego...ale pusty...nikt tam nie mieszka.
- Mylisz się Naomi. David zabrał mnie dziś na przejażdżkę motorem i…
- On ma motor?
- No i znowu nie pozwoliłaś mi skończyć.
Dziewczyny ruszyły w kierunku drzwi. Dochodziła ósma, więc był to najwyższy czas, aby pojawić się na dole.
- No i widzieliśmy jak wnosili meble do tego domu.- Dokończyła Tralain.
- Ciekawe, kto tam się wprowadził…
- Pewnie niedługo się dowiemy…będą o tym gadać.
Sala balowa była pięknie udekorowana. Było, co najmniej 20 barmanów, którzy obsługiwali bardzo dużą liczbę gości. Przy drzwiach stali rodzice Naomi.
Pan Mac Kinnon przywołał gestem ją i Tralain. On i jego żona rozmawiali z małżeństwem ubranym na biało.
Para była obdarzona wyjątkową urodą. Byli po raz pierwszy na przyjęciu u nich.
Kobieta miała lśniące czarne włosy upięte w gustownego koka. Jej biała suknia w połączeniu z delikatną, bladą skórą sprawiała, że jej właścicielka przypominała boginię z greckich mitów.
Mężczyzna natomiast był opalony, na jego widok Naomi od razu zaczęła sobie przypominać, w którym filmie występował-tak właśnie wyglądał, jak aktor najlepszych kinowych filmów.
- Naomi, Tralain- powiedział obejmując ramieniem córkę- To państwo Fernandez, wprowadzili się do tego wielkiego domu…no wiecie…tego koło fabryki czekolady.
„ Aha, to, dlatego są po raz pierwszy na przyjęciu” pomyślała Naomi.
- A to moja pociecha- kontynuował ojciec Naomi- I jej przyjaciółka.
- Miło nam was poznać- powiedział pan Fernandez, po czym zwrócił się do żony- Amando, gzie jest Brandon?- Mamy syna w waszym wieku.- Wyjaśnił dziewczynom.- O chyba właśnie idzie.
Tralain i Naomi popatrzyły w kierunku wskazanym przez mężczyznę. Z daleka trudno było ocenić czy średniego wzrostu blondyn jest wart zainteresowania, jednak, gdy podszedł bliżej było wiadome, że nie można potraktować go obojętnie. Był bardzo podobny do ojca. Te same rysy twarzy, ten sam odcień włosów, tak samo opalona skóra…tylko oczy miał po matce.
- Brandon, znalazłem Ci towarzystwo-oznajmił pan Fernandez i uśmiechnął się do syna.
Brandon podał rękę każdej z dziewczyn.
Przez pierwsze dwie godziny, trzymali się we trójkę. Jednak później Tralain usiadła w kącie sali, ponieważ Brandon poprosił Naomi do tańca.
Tralain nie chciała się do tego przyznać, nawet sama przed sobą, ale czuła, że Brandon za bardzo jej się spodobał…bardziej od Davida…
**********************
Naomi wieczorem nie mogła zasnąć…bardzo dużo myślała o Brandonie. Był taki miły, przystojny, szarmancki
- Ja się w nim zakochałam…- szepnęła do siebie- ale przecież to niemożliwe…
Zawsze uważała, że aby się zakochać potrzeba dużo czasu…ale oni przez te parę godzin polubili się. Naomi czuła się jakby znała go parę lat…czuła się dobrze w jego towarzystwie. Jeszcze jak ja pocałował w policzek na pożegnanie…nie było co do tego wątpliwości…zakochała się w nim.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sorry, wiemże czytanie tekstu będzie dla was trochę nie wygodne ale nie chciało mi się wszystkiego poprawiać. Następny odcinek dam jutro. Ten był chybatrochę nudnawy...ale komentujcie!