Guest
|
Dziesieciokrotne szczęście
Ale czy to na pewno była Amy?
Nie, nie rozpoznaję moich córek.
Podejdźmy do tego inaczej.
Pokój Kate i Caroline-są obie. Tak więc piszę (na osobnej kartce) dzisiejsza data, Caroline +, Katie tak samo.
Sabrina i Samantha-obie.
Mary nie ma. Powód? Szpital.
Alice jest, Ashley... nie ma.. CO z Ash?... Ach! Skleroza! Sanatorium.
I jeszcze jedno łóżko. Maggie. Jeśli jest, to znaczy, ze albo Ash, albo Mary wcale nie wyjechały, albo ja mialam przywidzenia.. Nie, na pewno nie.
Nie ma Maggie!
Usiadłam na krześle. Ech.. Maggie... A ja myślałam, ze to ona.. Jest jeszcze jedno wyjście, dla którego robię tę cholerną listę!
A co z Kate? Co z Kate Ryan, moją przyjaciółką od.. od trzydziestu lat?! A Susie? No tak, kiedy się wyprowadziłam z domu Ryan'ów, gdyż moje córki potrzebowały powierzchnie, Susie postanowiła mi udowodnić, że możemy, ja i moje córeczki, mieszkać tam. Podjęła się lepszej pracy. Krzyczałąm: "Susie, proszę, pzrestań!" Nic to nie dało. Zrezygnowała z pracy prezenterki, chociaż nikt nie był z tego szczęśliwy. Poszłą na sprzątaczkę, oczekując awansu. Nie dostałą go przez rok. Wróciła do TV. Przyjęli ją, tylko dlatego, że podobała się widzom. Och, Susie, Susie...
Nie wiem jak, i kiedy zasnęłam. Dobrze, że się obudziłam, gdyż pewnie dziewczyny weszłyby tu i zobaczyły listę.. One wciąż myślą, że Amy... no włąśnie! Jeśli Amy żyje to czemu nie zareagowała, jak mówiłam, że Amy jest w szpitalu...
Moje życie stało się zagadką kryminalną, gdzie wszystko się liczy. Potrzebuję wsparcia.
Minęło kilka dni. Nadal nei ma Maggie. Ani Kate. Przeprosiłąm Zosię. "Uniosło mnie, przepraszam.. Ta cała sprawa.."-powiedziałam
-Nic się nie stało, pomogę ci.
Tak, pomogła mi. Zachorowała. Jest w szpitalu... Z Mary.
Kate!
Kiedy wrócisz?
Szybko ocknęłam się. Za dwadzieścia piąta. Mam już dziesięć minut spóźnienia co do mojej normy! Szybko się ubrałam, umyłam, uczesałam.. Pościeliłam łóżko. Śniadanie. Krótki liścik dla dziewczyn, jak co dzień, kiedy zaczynam o 7.
"Moje nardroższe skarby!.."
Co ja pisze! Jeszcze tydzień temu uważałam, że moje dzieci to okropność, nie pociecha! Trudno. Trochę uczucia im się należy.
"..dziś, jak zwykle kanapki z szynką. Herbatę sobie zróbcie.
Zawsze uważałam, że już same możecie gotować, ale wiem jak bardzo się spieszycie.
Wracam o 14, chyba, ze znowu przyjdzie pacjent.
Wasza, zawsze kochająca..." Ha, ha!"..-Matka."
Za pięć szósta. Wyszłąm z domu. Teraz do spzitala i kolejne dni oczekiwania...
-Pani Edyta Kowalik?
Zwykle nie używałam tego nazwiska. Kowalik, naprawdę się nazwywałam, po ojcu, ale używałam panieńskiego nazwiska matki-Górniak.
-Tak, to ja, a co?
Szybko się obróciłam.
-No nie!-krzyknęłam. Przede mną stała, cała szczęśliwa...
-No co nie? Nie poznajesz mnie?
-Poznaję, poznaję...
CDN
|