odc. 11
Popatrzyłam znad plastikowej rureczki siłą wetkniętą mi do nosa na sprzataczkę, która teraz zwinnie ścierała moje wymiociny. Nadal leżę na OIOM-ie i wdycham czyste sterylne powietrze, a ostatnią rzeczą jaką widzę przed zaśnięciem są fiolki od leków. Czym mnie tak pan Bóg skazał??
- Zawołajcie moją przyjaciółkę. - powiedziałam prosto po tym jak się ocknęłam ze snu.
- Podaj nam numer do niej. - odparł zatroskany lekarz, a gdy ja podałam mu komórkę zwinnie załatwił sprawę z Laną, która zaraz była przy mnie z pudełkiem czekoladek.
- Jutro cię mają wypisać, jeśli nie będziesz miała żadnych powikłań. - radośnie mnie powitała i wyciągneła z buzi czekoladkę.
- I Bogu dzięki, mam dość tego pieprzonego zapachu i sztywnej kołdry. - odparłam jej nieco złośliwie.
- Trochę zdziwaczałaś. Mmmm Truskawkowa. - odparła i spowrotem wsadziła sobie ją z pwrotem do ust.
- Nie...ja zdziwaczałam? Ależ skąd...po prostu jest mi troszkę głupio, że ja tu leżę plackiem i kołdra jak spada to staje na ziemi. Staje!! Lana rozumiesz, ona STAJE na ziemi!! - krzyknęłam a dziewczyna kiedy krzyknęłam ostatnie słowo wepchnęla mi siłą cukierka do buzi.
- Zatkaj się, bo ci smoczka kupię. - zagroziła mi najlepsza przyjaciółka i upchnęła pod poduszkę bombonierkę, po czym wytarła sobie palce w czarną spódnkiczkę.
- Mam na później jeść czekoladki?
- No...ale raczej nie sama. Ojej już ósma, patrz jak się zagapiłyśmy, muszę lecieć. - rzuciła mi szybko i ucałowała mocno w policzek. Po chwili widziałam tylko jak migocze jej czerwona kurtka i czarna lakierowana torebka dynda się u jej barku.
- A leć...leć. - mruknęłam i zjadłam pralinkę.
- O, hej...- usłyszałam ciepły głos i na chwilę przestałam mlaskać.
- MATEUSZ?? - zapytałam zdziwiona i wybałuszyłam gałki oczne
- nooo....kazali mi cię spakować. Ubieraj się. - na jego oczach miałam się przebierać? sprytnie założyłam stanik i figi, a na to długie czarne nieco wystrzępione spodnie. Do tego założyłam czarną bluzkę z białym pająkiem na środku, a na to kurtkę. Mateusz dopilnowal żebym wszystko dokładnie spakowała i wyszliśmy.
- Do widzenia. - rzuciłam dopiero przy drzwiach i wyszłam. Mateusz zabrzęczał kluczykami i otworzył mi swoją drogą Toyotę jeepa.
- Do domu, czy////- zapytał mnie
- Możedo pizzerii...- rozmarzyłam się i zorientowałam się co ja takiego powiedziałam.
- Ok. Ja stawiam. - zamówił się natychmiast.
- A może zamówimy pizzę do mnie? - zapytałam
- To lepiej do mnie, - ubiegł mnie i skręcił uliczkę wcześniej. Moje rzeczy zostawił w samochodzie, powiedziałam mamie, że zatrzymuję się u Lany, Lanę uprawniłam do okłamywania mojej matki, i dopiero wtedy spokojnie wyszłam z samochodu.
- Ja zamówię. - odparłam i zamówiłam hawajską na cienkim cieście.
- No to...chodźmy do mnie do pokoju. - zmieszał się nieco. Usiadłam razem z nim na wielkim czerwonym łóżku i zgodnie rozmawialiśmy. Dopiero warkot silnika wybudził nas z rozmowowego letargu.
- O, przepraszam....
- Osiem dolarów 14 centów. - powiedział szybko chłopak rozwożący pizzę i wsiadł z powrotem do samochodu nie wydając mi reszty.
- Yummy. - powiedział Mateusz i zjadł swoją połowę. Potem słuchaliśmy muzyki. on przyniósł mi niewielką szlaneczkę martini. Niestety - ja prawie nigdy nie pijam alkoholu więc zrobiło mi się niedobrze, a potem usnęłam. Kiedy się obudziłam byłam kompletnie naga. A ze mnie płynęła ciurkiem krew. A nademną stał mateusz. ;(
|