odc. 14
- W łazience...- usłyszałam słabnący szept matki. Nigdy jeszcze tak szybko nie wbiegałam na szpilkach na górę. Niemal łamiąc sobie nogi dopadłam drzwi od łazienki i otworzyłam je zamaszystym ruchem.
- Mamuś,..Mamo co ci jest? - zapytałam i spojrzałam na nią. Wokół niej leżała już solidna kałuiża krwi, powiększająca się z każdą chwilą.
- Sarah podaj mi ręcznik i koniecznie kilka kostek lodu. - zarządził twardo Mateusz. Ze łzami w oczach podałam mu ulubiony ręcznik z dalmatyńczykami z dzieciństwa i patrzyłam jak podklłada go matce mniej więcej pod mostek. Potem poszłam do kuchni po kostki lodu.
-Eee...Mati no wiesz...- jąkałam się nieco kiedy przyszłam do łazienki
- Nie masz lodu? - zapytał domyślając się.
- Nie,.
- Wysil swoją wyobraźnię. - nakazał mi on. Wysilałam ją. Po drodze rozwiązałam rzemyki od butów i zgubiłam je gdzieś obok drzwi do jadalni, po to, by zaraz wpaść na kałużę wciąż powiększającą się wokół lodówki
- CHOLERA! - zaklęłam i zamknęłam drzwi z takim rozmachem że wszystkie długopisy leżące na lodówce w glinianym naczyńku spadły na dół i prawie wszystkie się roztrzaskały. Poszukałam ręcznika, takiego małego i zmoczyłam go zimną wodą. Zaniosłam go Mateuszowi'
- Kobieto, masz tempo. - powiedział trochę zły i powolutku podnosił matkę do pionu. Im bardziej siedziała tym obficiej leciała jej krew z buzi. Sama nie wytrzymałam i trzymając się za buzię wbiegłam do mojego pokoju i zwymiotowałam za okno. Obtarłam usta rękawem wieczorowej sukni i spojrzałam na siebie. Byłam jak mleczne szkło. Blada i przezroczysta.
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Delektuję się właśnie czekoladą na gorąco w szpitalnej kafejce w towarzystwie mojej ukochanej mamusi z wrzodami na żołądku i mojego kochanego Mateusza. Uff jak zwykle zaczęlo się. Najpierw bolał mnie brzuch. Już przed wyjściem, więc spakowałam sobie podręczną apteczkę i wyszłam. W drodze doszły do tego nudności, ale na szczęście nie zerzygałam się Mateuszowi na kolana. Ale teraz było jeszcze gorzej. Zupełnie jakby coś chciało wypchnąć...
- Mamo, muszę do toalety. - oświadczyłam z przerażeniem w oczach i wybiegłam z bufetu. "Gdzie ten kibel cholera gdzie ten kibel zaraz się posram!!" - myślałam na próżno otwierając wszystkie drzwi. Nagle poczułam coś dziwnego. Chciało mi się cholernie srać. Pobiegłam w końcu do odpowiednich drzwi i w samą porę siadłam na ubikacji. Ledwie usiadłam zaczęłam cholernie srać. "zatrułam się" - pomyślałam ze zdziwieniem i wzięłam do ust tabletkę na biegunkę. Wróciłam do nich
- Masz...khm...khm...- szepnęła mama porozumiewawczo.
- Nie. muszę o czymś porozmawiać z Mateuszem.
- OK> To lećcie. Pa. - powiedziała moja matka.
MIESIĄC PÓŹNIEJ
Jestem w trzecim miesiącu ciąży. Mateusz mnie już nie kocha. A matka jest w stanie krytycznym. Góóóóówno mnie to obchodzi.
|