Guest
|
tatatadam! Oto efekt mojego nowe komputera.... jak porównuję ze starszymi zdjęciami.. ufff.... jest różnica (znaczy jesyt tu parę "starszych zdjęć, ponieważ były świetne  (patrz moje zabawy z kodami) )
Wybaczcie, iż tak długo to trwało, ale dopiero teraz udało mi się z "robota" wyjść na prostą (ha , ha... ale mi prosta... od poniedziałku sesja egzaminacjna...) ale cóż... odcinek jest...
Odcinek 7 Annathemantio Seeb-Ma-At część V Codex Veritatis (Księga prawdy)
Minął miesiąc. Trochę się w tym czasie podziało... ale nie znowu tak wiele.... nie tak wiele by poświęcać temu dużo czasu. Żałoba i smutek znacznie postarzyły Roberta.... przestał być już eleganckim bussinesmanem.... wrzucił na siebie dres do chodzenia po domu. Nie wychylał nosa za drzwi. Czuł się źle.... nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego akurat JEGO żona. Nie czyjaś inna.... tylko jego…
Diana zaś po raz kolejny zaszła w ciążę...
kto ojcem jest- niewiadomo .Nie rozpaczała zbytnio za swoją córką. Blua wciąż nie wróciła... dziadziunio również...
Cody chciał zadzwonić na policję... przecież trzeba było rozpocząć prawdziwe poszukiwania... sami mogliby szukać przez wieki... policjanci jednak (co na nich, to na nich) robią to o wiele sprawniej.
Lecz Diana go powstrzymała.
-Do kogo dzwonisz?
-Na policję.
-Odłóż słuchawkę. To nie będzie potrzebne.
-Jak to?!
-wrócą.
-Po tak długim czasie?!
-policja i tak się wypnie, będą co najwyżej szukać ciał.
-nie długo, to my będziemy szukać ich ciał!- mruknął na koniec ironicznie.
~*~
Alex i Kurtis zdążyli się lepiej poznać. Musieli się często spotykać, by przeszukiwać źródła, w których potencjalnie mogły znajdować się informacje o tajemniczym Seeb-Ma-At. Oboje okazali swoje zupełnie inne oblicza- Kurtis- bardzo wyrozumiały i inteligentny...Alex- Sprytna i dociekliwa.
W niepamięć odeszły zdarzenia sprzed miesiąca... umówili się, że jest to dla nich temat tabu, który mógłby doprowadzić tylko do kolejnej kłótni. I o dziwo. Cały miesiąc wytrzymali bez nawet najmniejszej sprzeczki. A jak na Phoenix to bardzo dziwne....
Niewiele udało im się odkryć....właściwie to nic. Zaś szukanie było idealną okazją do rozmowy....na początku było im trochę trudno... Kurtis trochę bał się zagadać dziewczynę. Szukali w milczeniu. Aż w końcu pewnego dnia półki z książkami przechyliły się. Cały deszcz książek posypał się na Alex , która akurat nimi niechcący poruszyła. Kurtis rzucił się więc do pomocy.
-Nic Ci nie jest?!- zawołał odgarniając z niej dzieła.
-Zdejmij to ze mnie! Bo się uduszę- wyjęczała. Tych książek było naprawdę dużo... a bynajmniej wystarczająco, by przykryć całą Alex.
-W porządku?- spytał zdejmując pismo z jej głowy. Jakaś renesansowa połączona w jedność stertka papieru.
-ufff... czuję się, jakby słoń na mnie usiadł....- Kurtis wyciągną w jej kierunku rękę. Ona ją złapała i podciągnęła się. Patrzyli się na siebie przez chwilę. Po czym zaczęli się śmiać. Śmiali się tak dobre pół godziny.
Nie czuli wobec siebie już jakiejkolwiek niechęci.... nie... zaczęli uważać się za przyjaciół.
~*~
Dokładnie miesiąc po poznaniu się , Alex szła na umówione spotkanie. Jak zwykle. U niego w domu. Myślała o tym co zwykle... jak minął mu wieczór... jaki miał sen... przy przeszukiwaniu książek o tym właśnie rozmawiali. Śmiali się ze snów, bądź je rozpatrywali... był to dla nich temat na tyle pasjonujące, że o jednej nocnej marze rozprawiali pół dnia. Myślała także o nim.... analizowała każde słowo, jakie on do niej wypowiedział... tłumaczyła sobie, co mogło oznaczać. Lecz wciąż intrygowała ją ta rozmowa....
„-Nie wszystko. Uspokój się. Proszę. Jeśli cokolwiek nawet się wydarzyło, na pewno nie chciałbym tego teraz...aż tak daleko nie myślałem...
-a jak daleko myślałeś?-
-że my... yy... nie ważne.”
Gdy tylko próbowała rozpocząć na nowo ten temat, Kurtis się wykręcał. Zapadało na chwilę milczenie, po czym zaczynał mówić o czymś zupełnie nie związanym....
Ciągle próbowała sobie dopowiadać... było tyle możliwych wersji....
-miłość
-przyjaźń
-puste czynności... jak zwykła znajomość
- próba uspokojenia
- próba w –pewnym sensie- zbesztania.
Już dochodziła. Rozejrzała się. Zobaczyła ten sam niewielki gmach, który widuje codziennie. Nie za piękny... niezbyt nowy.... trochę ciasny....
Stanęła i się zamyśliła. „Czy dzisiaj znów wyjdzie by mnie powitać? Czy znowu na jego twarzy pojawi się ten sam uśmiech... jak zawsze...?”
Te ich spotkania stały się dla niej takie... codzienne. Jednak miała dzięki temu poczucie bezpieczeństwa. Mimo fascynacji pojęciem „chaos” nie przepadała za swym ogólnym wyobrażeniem o nim.
Zrobiła kolejny krok... i następny... i w końcu nie wiedzieć czemu zaczęła dreptać w miejscu. Nie miała bladego pojęcia w którym kierunku iść. No bo dokąd mogła iść? Przecież była na miejscu.
Postanowiła po cichu wejść drzwiami i go zaskoczyć. A jednak... tak ciągnęło ją do owego „chaosu”. Nawet w najdrobniejszym możliwym wydaniu.
~*~
Tymczasem Kurtis również niezdecydowany w kwestii zajęcia wolnego czasu postanowił wcześniej wziąć się do pracy. Po swojemu, nikomu nie mówiąc.
Wdrapał się po schodach do biblioteczki. Po ostatnim incydencie z wysypującymi się książkami był tam dziwny porządek....
Przejechał palcem po grzbietach ksiąg. Miały one dla niego coś w sobie fascynującego.... magia wiedzy począwszy od starożytności, poprzez średniowiecze... oświecenie... po czasy obecne .
I Kurtis. Ten który zapragnął tę wiedzę posiąść.
Jeżdżąc tak palcem... myśląc o owych mądrościach... i o śnie. Śnie który snem niezwykłym nawet wśród snów w przekonaniu Kurtisa był.
Ów sen miał jeden ciekawy wątek... otóż ojciec Kurtisa stał się wyjątkowo „Długi”
. stało się to za sprawą właśnie książki... książki tak starej, że by nie zamieniła się w proch, trzeba ją było starannie obłożyć gazetami . Idealnie do tego nadały się „babskie pisemka” Marie.
Wracając jednak do snu.... Constaint wydawał się w nim pijany...

co jednak możliwe nie było... „przecież Ojciec nie pije alkoholu (i nie ma co się dziwić)” – myślł Kurtis.
Po otwarciu księgi Constaint nagle został dziwną siłą rozciągnięty... jakby ktoś próbował zaciągnąć go do... nieba. Ten zaś próbując wyrwać się ze strasznych szponów nie znanej mocy szarpał się, i całkowicie zniszczył dach domu. Domu jednak innego... nie tego, w którym mieszkał... podobnego... lecz innego.
Gapiąc się w jeden punkt i rozprawiając właśnie o tym, bezmyślnie chwycił jakiś tom.
Jakoś tak... nie pasował do innych. Dziwna, poobklejana czymś różowym okładka.
„Może pamiętnik” pomyślał w pierwszej chwili, gdy już „przebudził się” ze snu przemyśleń.
Lecz gdy otworzył, ukazała mu się naprawdę stara księga, pisana niczym innym jak hieroglifami egipskimi ... ledwo je odczytywał. Pełno było tam również notatek jego ojca....
„czyli tu jest o Nephilli... ojciec musiał nad tym pracować”. Pomyślał.
~*~
Alex wdzięcznie kilkoma susami przeszła po schodach.
Delikatnie nacisnęła klamkę. Otworzyła drzwi i zajrzała.

„nie zauważył. Albo myśli, albo to ja wreszcie nauczyłam się skutecznie włamywać!” Z drugiej strony troszeczkę się oburzyła. No jak to,,, ON nie wita jej z otwartymi ramionami?! Co to ma znaczyć?!”
Kurtis był zaczytany w lekturze.
-Witaj....
-O, witaj... jak tu weszłaś? Nie zauważyłem Cię!
-Najnormalniej jak się da. Drzwiami.
-nie wierzę.
-to nie wierz. – i zrobiła dość dumną minę.
-siadaj. Mam coś, co może Cię zainteresować.
-co to takiego?
-księga. Pisana hieroglifami.
-o, to coś dla mnie.- i zabrała się za odczytywanie tekstu.
-„Anioły ciemności wreszcie powstaną, gdy zjednoczenie rozbiją. Anioły upadłe świat sprawią podległym. Anioły mroczne, synowie ludzcy przywrócą dawną świetności władzę.” ... „anioły ciemności”... o co im może chodzić....
- o Nephillim. Pół ludzie, pół anioły. Okropne hybrydy.
- „gdy zjednoczenie rozbiją...”
- może chodzi o twój amulet?
-Irianx jest nazywany zjednoczeniem.
-„ Gdy nastaną znów czasy pokoju, strażniczka zstąpi po raz drugi. Zjednoczenie rozerwane zostanie na 5 części. I wtedy chaos się stanie..”... chaos... – i oczy Alex zaświeciły.
-dalej...
-to już koniec... dalej jest mowa o legendzie o Bennu, którą znam na pamięć w przekładzie i w oryginale.
-znowu maleńki strzępek informacji... ale zawsze coś...
-Czy te współczesne hieroglify też mam odczytać?- zapytała dziewczyna z ironią, wskazując na notatki ojca Kurtisa.
-Zostaw to mnie. –i wytężył wzrok. Faktycznie... to pismo było jeszcze bardziej nieczytelne niż greckie pismo linearne ‘B’ .
- „dalszy ciąg, „księga prawd” muzeum narodowe. Sprawdzić.’’... to chyba niedaleko...
-chyba musimy się włamać!
-Co?!
-no a masz inny pomysł?
-ale...
-chyba książki nam tak ot nie dadzą!
-może pokażą...
-już ja to widzę...
-a czemu od razu takim podniesionym tonem?

-a czemu nie?!
-łatwiej rozmawia się w spokoju i ciszy.
-nie będę milczeć, jeśli to coś ważnego!
-poczekaj. Prześpij się z tym. Rano na pewno będziesz miała świeży pomysł.
-nie!
-tak!
-och Ty...
-nie ma to jak stare, dobre czasy. Co ja?
-nawet nie próbuj zaczynać!
-czego?
-czemu Ty tak bardzo lubisz doprowadzać mnie do szału?!
-od kiedy ja to lubię robić?
-nie wiem... nie wiem... grrr...
-Sustine et abstine.
-Cur „abstine”?!
-przyda Ci się. Uwierz mi.
-Ale.. ale... musimy!
-dobrze. Dowiem się, do kiedy jest wystawa. Notatka wygląda na w miarę świeżą... papier jeszcze nie zżółkł.
-Już pora obiadowa. A ja muszę dotrzeć do domu. I to przez tę cholerną ulewę. – po chwili namysłu mruknęła wściekle wyglądając przez okno. Serdecznie nie cierpiała deszczu.
-Bywaj.
-chętnie bym została...
-idź, bo się spóźnisz.
-Do zobaczenia wkrótce.
~*~
Dotarła do domu. Rozejrzała się. Nagle coś ją zaszokowało. A co? Mianowicie porządek. Nie widziała czegoś takiego w tym domu od miesiąca.
„co tu się stało?! Czyżby Diana wreszcie wzięła się do roboty?!”
-Witaj młoda! Usłyszała głos dobiegający z kuchni. Gdy odwróciła swe oblicze w tamtym kierunku ujrzała głowę Diany wystającą zza framugi.
-czy to kolejna twoja intryga?- spytała chłodno Alex
-O czym Ty mówisz? Tylko Cię witam. Ile chcesz ziemniaków?
-dwa. Gdzie jest termometr?
-a co, masz gorączkę? W szafce nad zlewem.
-to pójdź tam, wyjmij go i wsadź sobie pod pachę. Usiądź spokojnie na 10 minut i potem wyjmij. Spójrz na słupek rtęci i zanotuj temperaturę. Jeśli będzie powyżej 36,6 , to moja teza się potwierdzi. A, i nie zapomnij wstrząsnąć przed użyciem.
-nie mam gorączki. A teraz chodź, bo obiad gotowy.
Phoenix zjadła i się rozejrzała. No niby był porządek. Obiad nawet smaczny i treściwy (że przesolony to już inna sprawa...) Diana siedzi i się szczerzy. Z resztą Rilla też. Coś w tym jest dziwnego.
-czy to przez tę całą Twoją przeklętą ciążę?- w końcu zapytała.
-a czemuż to przeklętą? Nie, postanowiłam się zmienić.
-o, to bardzo ciekawe. A co do ciąży... już sobie wyobrażam okropnego, wrzeszczącego bahora, który o 3 rano podnosi wszystkich do pionu. Ciągle je, i je, i na nic się nie przydaje. Swym donośnym krzykiem przeszywa ciało gorzej, od krzyku umierającego w męczarniach, czy chociażby zwykłych kolców. Ciekawe , jakiego koloru będzie. Różowe czy zielone?
-proszę Cię, siostrzyczko przestań.
-Ty też? To chyba jakaś plaga. Ciekawe jak długo wytrzymacie.
-o co chodzi? Źle Ci z tym?
-teoretycznie rzecz biorąc nie, ale praktycznie, znając waszą dwójkę, jutro wam się odechce tych „grzeczności”. Ja idę. Mam ciekawsze rzeczy do roboty niż przyglądanie się wam. Valete.- i poszła do swego pokoju. Rzuciła się na łóżko. Na to samo łóżko, do którego wtedy wypłakała swe żale. Wróciły jej nagle owe wspomnienia.
„jaka ja głupia byłam... wiele bym teraz odwróciła... nie kłóciła się tyle... nie obrażała go za własne winy... ale nie pozwoliłabym sobie na.... ach...” – westchnęła.
„Z drugiej strony... wtedy między nami by swoista... bliskość... chciałabym znowu móc trzymać się jego dłoni... usiąść bliżej niego... przytulić....
Ciekawe jakim uczuciem były dla mnie jego pocałunki...
Gdybym teraz mogła tam być...
Może nie dopuściłabym aż tak daleko...
Lecz ciekawość swą bym zaspokoiła.
Lecz... czymże jest moje zauroczenie... przecież... mi nie wolno.
Znam go po za tym za ledwie miesiąc...
I i tak po tamtym wydarzeniu nie wiele było sytuacji sprzyjających rozwojowi znajomości.
Przyjaciel...
Po miesiącu?
To dziwne.....
Dlaczego tak szybko uznałam go za przyjaciela...
Mówiłam to o nim po dwóch tygodniach....
Dlaczego? Dlatego, bo można na nim polegać.
Nie wiele doświadczyłam w tej kwestii.. lecz to jakieś takie dziwne uczucie...ja to... przeczuwam.
Lecz jak mogę do niego podejść... by zaszło to chodź trochę dalej...
Wymurowaliśmy między sobą dziwny mur...
Widzimy się przez szklane okno....
Przykładamy doń nasze dłonie.
I co odczuwamy? Zimno.... gładkość szyby... lecz nie nas samych.
Jesteśmy dla siebie obcy.
A to wszystko przez moją głupotę.” – i odwróciła się na brzuch. Znowu zatopiła twarz w poduszkę. Znów owa jak gąbka wchłonęła jej łzy bezsilności.
Alex czuła coś. Potrzebowała jakiegoś dziwnego kontaktu. Czyżby... dorastała?
Psychicznie tak. Lecz fizycznie jeszcze nie teraz....
~*~
Kurtis postanowił zajrzeć do Internetu.
Trzeba było sprawdzić, ile mają czasu na „ewentualne” włamanie.
Wystawa przecież kiedyś się skończy.
I znów minęło pół godziny... stronę przecież trzeba było odnaleźć.
-CO?! – nagle rozległ się dość doniosły, już właściwie zmutowany głos młodego Trenta.
Otóż okazało się, że wystawa kończy się właśnie tego dnia. Co się z tym wiąże?
Księga jutro sobie pojedzie...
Do innego muzeum...
Kurtis przez chwilę spanikował....
-co robić, co robić, co robić...- szeptał sam do siebie, krążąc po pokoju.
-trzeba dzwonić do Alex...tak... ona coś wymyśli... szalonego, ale wymyśli...- i od tego dreptania w tę i z powrotem, zakręciło mu się w głowie. Stanął i... po chwili przewrócił się. Uderzył się kantem łóżka prosto w czubek głowy. Spotęgowało to jeszcze efekt „zakręcenia” głowy. Świat mu zaczął przed oczyma wirować.
-Dlaczego ja zawsze muszę mieć takie szczęście!?- mruknął sam do siebie. W końcu, po odsiedzeniu na podłodze kolejnych 15 minut zerwał się i zbiegł na dół, w kierunku najbliższego telefonu (oczywiście nie obyło się bez kolejnej serii potknięć i upadków... najefektowniejszym był chyba poślizg na ostatnim schodku i zakończenie „podróży” na leżąco, dodatkowo nosem uderzając prosto w ścianę)
-„zaczynam nie dziwić się Alex jej oburzenia przysłowiem „Sustine et abstine” ‘’ – pomyślał wstając jednocześnie i łapiąc za telefon.
Wykręcił numer.

~*~
Alex usłyszała dzwonienie telefonu. Odwróciła się w kierunku, z którego dochodził ów dźwięk.
-Alex , do Ciebie!- usłyszała Roberta.
Powoli stoczyła się na dół. Zaczynała nie lubić kilkopiętrowych budynków. Tyle roboty by dojść z jednego pokoju do drugiego. Nie miała najmniejszej ochoty się ruszać.
-Halo?- pisnęła.

-Witaj, to ja , Kurtis. Co masz taki głos? Płakałaś?
-Nie, nie... to tylko.... alergia.
-weź „Alertec”, bo mam coś ważnego do powiedzenia.
-mów, i to natychmiast!
-Otóż.. eee... tamta ekspozycja... z księgą... oni... eee... zamykają ją dzisiaj....
-CO?!
-jutro w nocy księga leci za ocean....

-CO?!
-masz jakiś pomysł?
-Musimy dzisiaj się włamać!
-Nadal nie uważam tego za najlepszy pomysł. Ale innego nie mam. Będę po Ciebie o 1. bądź gotowa.
-Dobrze.- i pierwsza odłożyła słuchawkę.
-------------------------------------------
Nie mogę sie powstrzymać... oto następny efekt moich zabaw z kodami... czyż to nie kojaży się z japońskimi kreskówkami????
EDIT: No proze.. jestem tu już od pół roku, a jeszcze tego nie odkryłam- mozna wstawiac sonde do istnieą
cego tematu! jak fajnie!
Ostatnio edytowane przez Aquila_Ardens : 15.01.2005 - 00:40
|