View Single Post
stare 23.01.2005, 20:54   #7
derii
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Drogi czytelniku, proszę, skomentuj po przeczytaniu. Dziękuję z góry :*

Czasami czas staje w miejscu, pozwala na chwilę refleksji i marzeń. Zastanawiamy się wtedy nad swoim życiem, jego sensem i przeznaczeniem. Rany przechodzą w blizny, lub przeciwnie - jątrzą się wywołując ból, który wkrótce już obejmuje całe ciało. Wtedy błyska sztylet i przecina srebrną, cieniutką linię życia... Lecz ona jeszcze się trzyma! Ostatnie włókno, rozpaczliwie drgające w agonii.

Odcinek 7

- Najtrudniejszą ze ścieżek jest wiara… Wszystkie inne już przetarte, znane. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy ufają komuś, kogo istnienie nie jest udowodnione. Nasi Faeruńscy bogowie mają swoje humory, kaprysy. Nie mogłabym się poświęcić bezkrytycznej kontemplacji duchowej istoty. Jedyne w co wierzę to ta część boskości, która jest wewnątrz mnie samej. Tak, tutaj wracamy do punktu wyjścia. Czym tak naprawdę jest boskość? Wyniesieniem duszy na piedestał. Lecz czy droga do boskości może prowadzić przez upadek, upodlenie? Kim jesteśmy, dwie elfki przekonane, że są elementem spajającym dobro ze złem? Moje wrażenie.. Puch i nicość. Powiedz, proszę powiedz, że nie jesteśmy chwilą, ulotną i niestałą niczym wiatr! Błagam szepnij choć, rzuć niestałą myśl! Niech wiem, chociaż teraz, że nie zniknę... moje mary nie staną się prochem, nie wnikną w ziemię bez echa.. Przysięgnij na niebo, gwiazdy, ziemię! Na cokolwiek! Powiedz, że jest sens.. powiedz, że nie zabiją nas.. Nie zdepczą sojuszu.. – osłabiona tą mową Lothrien gorzko zapłakała. W jej życiu nie było wiele łez. Gdy się pojawiały, były zimne niczym ona sama. Teraz.. Lothrien wiedziała, że Arcykapłan nie cofnie się przed niczym by zniszczyć pokój..

- Ostrze sztyletu zakrwawione łzami niewinnych dzieci i porzuconych sierot… Każde morderstwo ma odbicie w naturze, dusze pozbawionych życia widnieją na nieboskłonie. Ich oczy są gwiazdami… - uśmiechnęła się do siostry, pogładziła ją po ramieniu. – Morderca spoglądając nocą na nieboskłon widzi zło dokonane przez siebie. Co noc oczy zgładzonych wpatrują się w każdy jego ruch, złowrogie szepty doprowadzają go do szaleństwa. W tych momentach gwiazdy mają niepojęty wpływ na życie zuchwałego zabójcy... Czy ktokolwiek jest w stanie wytrzymać nieustającą falę oskarżających szeptów? – Eithel spojrzała bystro na swą towarzyszkę… - Nie lękajmy się go. Aczkolwiek wiem, że będzie próbował dosięgnąć nas i zgładzić… Nie martw się, ostatnia z gwiazd nie podda się… - jej głos był przesycony tajemniczością, uśmiechnęła się delikatnie.

Lekki wiatr rozwiewał jej włosy, słońce delikatnie oświetlało piękną twarz. Jej rysy wyglądały jak kunsztownie wyrzeźbione przez utalentowanego artystę w najszlachetniejszym z kamieni. Oczy błyszczały niczym… gwiazdy. Odbijał się w nich spokój, lecz Lothrien potrafiła z nich wyczytać również strach i lęk o przyszłość. Bała się, że za tajemniczym uśmiechem Eithel kryje się coś dla niej niepojętego… Czyżby sami bogowie zechcieli ingerować w ich życie? Nie, to niemożliwe. Nie można być aż tak zadufanym w sobie…

Stały tak w milczeniu przez długie godziny. Wydawałoby się, że będą chciały nadrobić stracone lata rozmową. Lecz słowa... Nie były dla nich ważne. Mogłyby tak stać przez całą swą ziemską egzystencję, trwać w oczekiwaniu… same nie wiedząc dlaczego.

Mrok zaczął obejmować zamek. Delikatne skrzydła anioła nocy objęły ziemię i kołysały do snu wszelkie istoty zamieszkujące Chauntee. Upstrzony gwiazdami nieboskłon przypatrywał się milionami par oczu wszelkiemu życiu we wszechświecie. Ciche szmery nocy łagodnie przerywały świętą ciszę.
Eithel zadrżała. Dziwne… Noc była bowiem ciepła.

Z oczu elfki popłynęły łzy, potężna siła rzuciła ją na kolana. Tysiące barw zawirowało w jej duszy, niesamowite, nierealne myśli przepływały przez głowę. Dłonie spotkały się, przylgnęły do siebie… Jej wzrok był przeszywający, oczy wirowały w zadziwiającym tańcu! Usta szeptały tajemne zaklęcia… W końcu z najdalszego zakątka duszy Eithel wydobył się krzyk:
- Selune! Matko moja!

Upadła na ziemię, ciało miotało się w gorączce. Z ust wydobywała się gęsta, biała piana. Ostatnie drgawki wyczerpanego organizmu. Dłoń zaciśnięta w pięść bezwładnie upadła na posadzkę.
Lothrien podbiegła do bezwładnego ciała siostry, uklęknęła. Spojrzała w jej otwarte oczy, wydawały się pozbawione życia, puste.

*Niemożliwe! Nie zgadzam się! Nie ona! Błagam, nie!* zwróciła załzawioną twarz w stronę księżyca. Ta srebrna tarcza przyciągała ją, wirowała przed oczami. Kusiła i odpychała zarazem. Elfka powoli podnosiła się z klęczek, zahipnotyzowana cudownym zjawiskiem planety. Wyciągnęła rękę w jej stronę, drżące palce to zaciskały się, to rozluźniały.

Jej oczy stanęły w słup, po chwili odpłynęły w tył głowy. Czas zwalniał… Kolana Lothrien ugięły się, elfka osunęła się na zimną posadzkę.
Drgawki wstrząsnęły jej ciałem, objęła ją gorączka – jak wcześniej Eithel… Duchowe połączenie, niezrywalna nić przeznaczenia. Więzy krwi i duszy. Odwieczna symbioza dnia i nocy.

Na języku zatańczyły krople rubinowej krwi. Zachwycający korowód małych kropel. Zaparty dech, szklące się oczy, uchylone z zachwytu usta… Leciutka muzyka, coraz szybsza, gwałtowniejsza i bardziej namiętna. Groźba, fałszywa nuta. Lecz nadal… walc! Paradny walc… Teraz już takich się nie widuje.…Krople rubinowej krwi połączone w pary, obracające się coraz szybciej i szybciej w demonicznym korowodzie.
Powoli zaczęła się krystalizować wizja… Dwie wysokie postaci. Odgłos kroków, szelest strojnych sukien. Ciężka materia z głuchym dźwiękiem upadła na posadzkę. Harde spojrzenia, mlecznobiała skóra jednej z przybyszek. Ciężkie drzwi otwarte z rozmachem. Dziwna postać na końcu sali…

- Ostatni z rycerzy zbrojną ręką zetnie łeb hydrze nienawiści... - wyszeptała spierzchniętymi wargami. Jej oczy błądziły po twarzach zgromadzonych w wielkiej, mrocznej sali. Wyglądała jak ktoś ogarnięty szaleństwem. Cedziła słowa powoli, pozornie bez najmniejszego sensu...

- - Późno już tak, lecz jeszcze jest czas... By zawirować w tańcu z ostatnią z gwiazd.. zielonooka zaczęła się szaleńczo śmiać. - Zakapturzona postać drżała, tym razem nie ominie go kara... - Paradny walc zakończy sny, odtrąci marzeń zgubny czar… I spadnie deszcz, anioła krew. Rubinów grad na szyi gwiazd…

Głuchy dźwięk... Bezwładne ciało dziewczyny na środku komnaty. Czyjś krzyk. Czerwone rubiny na szyi elfki...

KOMENTOWAĆ!!! Bo nie dam już więcej
  Odpowiedź z Cytatem