Odcinek 2.
... Po ucieczce z sali balowej, Dymitr poprowadził carycę, Anastazję i Namarine do małego pokoiku w podziemiach. Było tam naprawdę zimno. Dymitr przykucnął na drewnianej podłodze i odetchnął kilka razy. Był zmęczony ucieczką.
- Mam otwierać? – wysapał wystraszony Dymitr. Cały się trząsł, spływały po nim duże krople potu.
- Szybko, szybko! – ponagliła go Maria
Dymitr nacisnął palcem na stoliczek, stojący przed lustrem.

Pokręcił chwilę paluszkiem, po czym ściana stojąca przed nimi, zaczęła się trząść. Po woli odsuwała się do tyłu, z wielkim hukiem. Ich oczom ukazał się kamienny tunel, ciemny, zakurzony i cały w pajęczynach. Jednak nie czekając długo, po kolei wbiegali do środka.

Anastazja stała w miejscu i patrzyła na rodzinę. Wiedziała, że może ich więcej nie zobaczyć, ponieważ pod pałacowe tunele ciągną się kilometrami. Wzięła głęboki wdech i zaczęła biec przed siebie, prosto w czarną dziurę.
Gdy Anastazja ostatnia opuściła pokoik, Dymitr chciał zamykać tunel. Podchodząc do stoliczka, spostrzegł na ziemi małą, niebieską kuleczkę, ozdobioną złotymi liśćmi. Podniósł przedmiot i wsunął do swojej kieszeni.

Przekręcił koreczek w stoliku i wbiegł do tunelu. Przed nim nie było nikogo, wszyscy rozbiegli się korytarzami.
Chłopiec zaczął biec przed siebie. Przy pierwszym rozwidleniu skręcił w prawo, zrywając tym samym wszystkie pajęczyny. Miał świadomość, że nikt tędy nie biegł. Nie wiedział gdzie skończy swój maraton. Po długiej
wędrówce, zauważył światełko na końcu tunelu. Ruszał się coraz szybciej, światło było bliżej. Wreszcie dobiegł do końca. Spojrzał na zewnątrz – znajdował się na tyłach pałacu, w ogrodzie. Wyszedł z wąskiej dziury. Parę metrów dalej siedziały Anastazja i Caryca. Podbiegł do nich i razem zaczęli uciekać przez wysokie, pałacowe mury. Gdy byli już w bezpiecznej odległości od ogrodzenia, Anastazja cicho powiedziała:
- Gdzie jest Namarine?
- Anastazjo, Namarine na pewno sobie poradzi. – odpowiedziała jej Caryca, po czym pogładziła ją po głowie.
Szli bardzo długo, aż wreszcie dotarli do małej wioski. Stało tam kilka domków i pensjonacik. Zmęczona podróżą Caryca, wykupiła pokój, dając w obstawę swój brylantowy naszyjnik.
- To nam pozwoli godnie żyć – wyszeptała, licząc pieniądze – Jutro rano ruszamy do Paryża, pierwszym wczesnym pociągiem.
- Babciu... co z tatą? – wymamrotała Anastazja, powstrzymując się od płaczu.
- Anastazjo, myślę, że zdołał uciec. Pewnie czeka na nas we Francji, razem z twoim rodzeństwem. – odpowiedziała jej babka.
Położyli się spać, byli wykończeni. Dzisiaj jeszcze nie zmrużyli oczu, a zbliżała się czwarta nad ranem...
Mimo ciężkiej nocy, obudzili się wypoczęci. Szybko ubrali się i ruszyli na dworzec.
- Mam nadzieję, że dotrzemy do Paryża cali i zdrowi. – zaklinała Anastazja w myślach. Miała przeczucie, że stanie się coś złego.
Nagle usłyszała dźwięk pociągowych ruchów na torach, trąbienie maszynisty i krzyki przechodniów. Nadjechał ich pociąg. Zerwali się z miejsca i ruszyli do pociągu. Anastazja biegła za babką jak najszybciej mogła. Jednak poczuła na sobie silną dłoń. Ktoś niósł ją nad ziemią. Szarpała się, próbowała uwolnić z uścisku. Domyśliła się, że to rewolucjoniści, że to oni chcą przepędzić wszystkich spod dworca. Słyszała krzyki swojej babci, Dymitra. Widziała ich w kabinie przedziałowej, machających do niej...

Nagle ręce puściły dziewczynkę. Próbowała jeszcze chwycić się pociągu, ale on ruszał naprzód. Widziała go już zza górki, powoli znikał. Po jej policzkach popłynęły łzy, bezsilnie usiadła na dworcowej ławce. Nie wiedziała co ma tutaj robić, czy siedzieć, czy iść w dal. Postanowiła zostać, myślała, że może zjawi się kolejny pociąg, który zabierze ją wprost do babci.

Jednak dworzec z minuty na minutę pustoszał. Anastazja siedziała tak parę godzin, w bezruchu, jednej pozycji. Nagle zauważyła cztery postaci idące w jej kierunku. Chciała uciekać, rozpoznała w nich rosyjskich milicjantów.
Zbliżali się do niej coraz bardziej. Dziewczynka poczuła mocny ból brzucha, odetchnęła głośno i przetarła oczy.

- Cześć mała. Jestem Lola! – powiedziała kobieta, dowodząca trzema milicjantami – Masz szczęście, że natknęłaś się na mnie. Gdyby był to inny zastępowy, to pewnie byłabyś w drodze do zakładu pracy.
- Proszę pani, moja babcia pojechała do Paryża. Ja miałam jechać z nią, ale złapali mnie rewolucjoniści – wyszeptała bliska płaczu dziewczynka.
- Rozumiem – kobieta spoważniała – Co tutaj z tobą zrobić...
- Ale ja nie pójdę do domu dziecka, prawda?
- Ech, twardy orzech do zgryzienia. Muszę cię zabrać do sierocińca, mamy teraz takie prawo. Wątpię, że twoja babcia po ciebie wróci.
Kobieta wzięła Anastazję za rękę i prowadziła przez kilka uliczek. Dotarły do sporego domu z tabliczką ‘Sierociniec’.
- Masz szczęście – to sierociniec siostry Svietlany. To wspaniała, starsza zakonnica.
Lola zapukała do drzwi. Otworzyła je młoda, czarnowłosa kobieta.
Uśmiechnęła się i wprowadziła Anastazję i milicjantkę do środka.
- Odpocznij tutaj – powiedziała do Anastazji – ja tymczasem muszę porozmawiać z Lolą.

Siostra i kobieta odsunęły się od Anastazji, żeby w spokoju porozmawiać. Dziewczynka zaczęła szlochać, napływ myśli w jej głowie był przytłaczający. Nigdy nie była w sierocińcu, nie znała tutejszych zasad, nie wiedziała jak się tak żyje. Wahała się, czy stąd uciec, czy czekać na Lolę. Nagle zakonnica powiedziała do Anastazji:
- Chodź, przestawię cię siostrze Svietlanie. Jest dyrektorką, to naprawdę dobra kobieta. Masz szczęście, że do nas trafiłaś, w okolicy jest jeszcze parę sierocińców.
Siostra poprawiła ubranko Anastazji, podniosła jej misia i podała jej do ręki. Dziewczynka zacisnęła usta i razem z zakonnicą weszły do pokoju.

W sporym pomieszczeniu, na środku, przy biurku siedziała starsza kobieta, wypisująca jakieś papiery. Zauważyła Anastazję i wstała...
C.D.N...