Guest
|
Semita Ad Achet-Ankh - odcinek II ,,constitutum" (spotkanie)
Semita Ad Achet-Ankh - odcinek II ,,constitutum" (spotkanie)
Otworzyła oczy. Ramiona muskał nieopisany chłód...
Zaczęła trząść się z zimna...
Dziwne.. takiego uczucia jeszcze nie miała...niby noce na pustyni były zimne...doświadczyła przecież takowych... ze względu na Kapłaństwo, często bywała na wielkich, białych wydmach...
Właśnie... wydmy te w ciemnościach nocy wyglądały fascynująco... światło księżyca... tego tajemniczego okręgu, ...jednego z oczu Ra... i brzuch Świętej Bogini Nut...
Brzuch obsiadły przez świetliki...światło... ich światło wraz ze światłem księżycowym niesamowicie oświetlały piasek... każdy kamyczek... każde ziarnko miało swój niepowtarzalny połyski... wyglądało to, jak noc niczym z Arabskiej baśni... bo czyż one nie opowiadają o tym samym miejscu? O tych samych ruchomych wydmach... za dnia olśniewających przepychem złota... nocą zaś, urzekających jakby... iskrzącymi srebrem... tak... niebo niczym kruczoczarne włosy Arabki... piach niczym jej biała szata srebrnymi nitki przeplatana.
W tym miejscu często Ankh-Nu-Nefer bywała... wolała tam zgłębiać nauki Astronomii... nie na dachu świątyni... wbrew pozorom przeszkadzają tam światła pobliskiej osady, Pi-Ubh. Światła, niekiedy głosy rozpraszały ją... a tak... mogła wpatrzeć się w spokoju w lśniącą Nut i wyczytywać jej wolę...
Jednak nie myślała o tym... przecież jak tu myśleć?! Gdy chłód nieprzyzwyczajone ciało ogarnia...
A jednak. Napinając wszystkie mięśnie, jakie zdoła, wytworzyła w sobie jako-taką energię cieplną. Na ile to wystarczy, trudno jej było przewidzieć.
Wstała. Leniwie przeciągnęła się. Zastygła w bezruchu. Jej oczom ukazał się krajobraz zieleńszy od okolic Nilu.. o budynkach bardziej skomplikowanych, niż budynki Mezopotamii... a niby malutkie...ale zaparły jej dech w piersiach...
Dachy przypominały piramidy....tylko takie... pomarańczowe!
Ściany... ściany takie puste... (jak wiadomo, w starożytnym Egipcie panował ‘’Horror Vacui” czyli ‘’strach przed pustką”. Oznaczało to, iż każda, nawet najmniejsza ściana musiała być czymś zapełniona. W przypadku Egipcjan najczęściej pismo hieroglificzne i specyficzne rysunki postaci i zwierząt, o czym jednak jeszcze wspomnę później)
Przeszła się kawałek. Czuła, iż coś ją uwiera w nogi... spojrzała na nie... zobaczyła dziwaczne czarne ,,sandały’’ sięgające daleko za kostkę... takie strasznie... obudowane. Zdziwiona owym faktem zaczęła biec. Biegła przed siebie (co w tym, co w języku współczesnym nazwalibyśmy glanami, było wybitnie trudne i dziwne....) aż trafiła do jakiegoś oczka wodnego.
Stanęła i zobaczyła dziwaczną postać, w dziwacznym stroju, o dziwacznie ,,delikatnym’’ makijażu i dziwacznym kolorze włosów.
Teoretycznie powinna to być Ona... przecież stała zaraz nad postacią... a to była woda... i tego była pewna. Była nawet trochę podobna... ale.... no... coś tu nie gra!
I wtedy przypomniał jej się sen... tamten dziwny, o jakimś zupełnie innym świecie... i tutaj wiele się zgadzało... budowle...strój... brakowało tylko ,,pożeraczy ludzi”.
W pewnym momencie wpatrzyła się w jakąś czarną, nieruchomą rzekę...
Przez jej środek przechodziły pasy... które również ani drgnęły...
Postanowiła się zbliżyć i zaczerpnąć ręko trochę tej nie-wody by wybadać co to...
Dotknęła, lecz jej ręka zatrzymała się na powierzchni.
-,, kamień? Dałabym głowę, że systemy irygacyjne” – pomyślała. Usiadła na niezwykle soczystej i wilgotnej trawie.
Nagle przypomniały jej się wcześniejsze wydarzenia...
Coś tak dla niej wszystko to za szybko się działo...
Jeszcze do nie dawna tańczyła Taniec Święty przed posągiem swego boga...nagle Mirai się pojawił... potem podróż... wizyta u Faraona... i jego decyzja.. tak po prostu pójście ‘’Gdzieś”.. w zupełnie nieznane. Ktoś, coś ją pouczył... i tak po prostu wyruszyła. Bez pożegnania. Bez niczego. No i jak tu teraz wrócić?!
I wtedy przypomniały jej się pouczenia innych kapłanów, dotyczące jej misji.
Miała odnaleźć namiestnika! Tylko jak?! Przecież on zaginął jako niemowlę!.
I powrócił w jej pamięci opis, jaki kapłani jej przedstawili...
Włosy niczym rubin... nie długie... jasna cera (jakże to dziwne!) jak płatek jasnej róży... oczy jak niebo przed burzą... niebieskie... czy granatowe... rysy twarzy nie-Egipskie...chusta przewiązana na czole... trochę przyduży nos...i dolna warga... usta nieproporcjonalnie szerokie... spojrzenie lekko.... flegmatyczne...jakby.. znudzone. Lekki zarost.
A jak już go odnajdzie... będzie musiała wypowiedzieć odpowiednią formułkę i znajdzie się na swej drodze... razem z nim będzie musiała wędrować długi czas przez pustynię, zahaczając o okoliczne wioski... aż dojdzie do Achet-Ankh – miasta kapłańskiego.
To wszystko? W sumie wydawało się to proste... raczej czasochłonne.. dojść o własnych siłach aż tam... z drugiej strony... nie wiadomo przecież gdzie po wypowiedzeniu zaklęcia się znajdą...
Rozmyślając tak, klęczała nad ‘’rzeką”...próbowała się skupić... ale jej myśli były zbyt chaotyczne... chciała wreszcie rozpocząć poszukiwania.. ale coś nie mogła się zebrać...
I oto była na świecie dolnym... zupełnie jej obcym... znała go tylko z opowiadań... lecz nie była tam nigdy... tylko we śnie...
-,, Jeśli Tan Świat jest tak wielki, jak Świat Wyższy... to poszukiwania potrwają kilka lat!” wreszcie pomyślała. Patrzyła tępo w jeden punkt.. gdzieś daleko na horyzoncie... często tak robiła...myśląc...
Coś zaburczało... pojawiło się coś dużego, koloru żółtego... miało to brzuch przezroczysty... a w nim paru ludzi...
Owe żółte ‘’coś” świstnęło Ankh-Nu-Nefer przed nosem...
Ta krzyknęła i się cofnęła. Upadła na plecy.
Z żółtego olbrzyma wydostał się jakiś chłopak... włosy miał rude... ale o dziwnym odcieniu... ciemnym... wiśniowym... na jego głowie widniała czerwona bandanka... miał wyraźne, niebieskie oczy... w których można było wyczytać zmęczenie i znudzenie...
Spostrzegł on przerażoną Egipcjankę. Podbiegł doń i zapytał.
- czy nic Ci nie jest?
- chyba...chyba nic...
- daj rękę, pomogę Ci wstać – i wyciągnął w jej kierunku swą dłoń. Ta ją chwyciła i podciągnęła się. Nagle odskoczyła przerażona. Przypomniało jej się. Jako narzeczoną Mirai, żaden inny mężczyzna nie może jej dotykać. Patrzyli na siebie uważnie... Ankh-Nu-Nefer coś świtało w głowie... ów osobnik wydawał jej się jakby... znajomy. Ten zaś przyglądał się jej. Zafascynowały go jej oczy.. a właściwie makijaż... taki nietypowy... w końcu zdecydował się coś powiedzieć.
- Na imię mi Terry – i znowu podał jej rękę. Ta miała mętlik w głowie... z jednej strony... nie wolno jej , jak już mówiłam dotykać go.. ale z drugiej strony... miała wrażenie, że koniecznie musi zdobyć jego zaufanie. Wyciągnęła niepewnie swoją kończynę... i cały czas na nią patrząc (dostrzegła przy okazji kolejne dziwactwo- materiał z dziurami na dłoni chyba skórzany...) dotknęła niepewnie jego palców, a ten gwałtownie złapał jej rękę i potrząsną nią parę razy do góry i do dołu.
-Jak Ci na imię? – spytał.
- Ja...yy... – i nagle zastanowiło ją, dlaczego rozumie jego mowę... przecież.. on nie jest z tego samego kraju co ona... i w ogóle... język, jakim właśnie się posługiwała był zupełnie inny od jej języka ojczystego... skąd ona zna ten język?!
- no, widzę jakiś postęp – zaśmiał się chłopak.
- A...Ankh.... Orlica! Mam na imię Orlica!- przyszło jej coś do głowy... pomyślała o jej najbardziej charakterystycznej umiejętności- przemianie w Orła.
- oryginalne imię... ale mi się podoba! – uśmiechnął się chłopak.
- chcesz wejść do środka? Pokażę Ci jak mieszkam. – zaproponował
- m...może być... – i jakby posłusznie poszła za nim.
-,,Eureka! To Namiestnik!” – wreszcie pomyśała. Idealnie odpowiadał opisowi... tak szybko znalazła! To cud!
Terry oprowadził ją po dziwacznym budynku... nie przypadł on do gustu Egipcjance... to wszystko... takie dziwaczne kolory i... materiały... nie widziała ich jeszcze... tym, co ją głównie zastanawiało, był ,,plastik” ... najbardziej wyróżniający się wśród innych....
- może siądziemy?- znów zaproponował, tym razem wskazując na jakieś niby-płócienne siedzisko. Z chęcią to zrobiła. Wreszcie doznała tu czegoś przyjemnego ... ‘’kanapa’’ była taka miękka... można się w niej było ‘’zapaść’’... a jak się oprzeć... idealnie pasowała do kręgosłupa.... przymknęła na chwilę oczy.
Wpadła w letarg... on coś mówił do niej ... ale nie słuchała. W tym letargu miała widzenie... jakaś postać mówiła...
- sprowadź go, wracaj... sprowadź go, wracaj... sprowadź go, wracaj...
-czy Ty mnie w ogóle słuchasz?!
– aż podskoczyła. Spojrzała się zdziwiona na niego. Wpatrzyła się w jego źrenice.
- nie. – bezczelnie odpowiedziała. Terry był tym faktem lekko zaskoczony. Zmarszczył brwi...
- znaczy... ta „khanapa” <Miała nadal Egipski akcent> jest tak miękka... że aż usypia..., panie mój – i zasłoniła nagle usta. Określenie ,,panie mój” mogło wywołać zdziwienie... i wywołało. Terry szeroko otworzył oczy.
- znaczy... y... ja muszę Ci coś powiedzieć... to... to bardzo ważne... i... i wolę żeby nie było świadków, więc chodźmy na dwór. – i wstała. Skinęła ruchem głowy w kierunku drzwi.
- O! – jedyne, co zdążył powiedzieć, gdyż ta już zniknęła mu z oczu.
Zastał ją stojącą po wierzbą. Wpatrywała się w niego dość poważnym wzrokiem.
- no i?
- wiem, iż prawdopodobnie w pierwszej chwili mnie nie zrozumiesz, ale....
- ale co? Ale co? – dopytywał się, dość nerwowo.
- Ty nie jesteś stąd.
- nie rozumiem...
- tak myślałam. Ten świat, na którym aktualnie się znajdujemy.... jest to świat Niższy... my oboje pochodzimy ze Świata wyższego..
-ale..
-nie przerywaj mi! Wysłano mnie tutaj, bym Cię odnalazła i z powrotem sprowadziła do domu...
-wiesz, chyba powinnaś zostać pisarką!- odpowiedział sarkastycznie. Jego oblicze przyjęło dość ignorancyjną minę...
-posłuchaj mnie! Jestem w stanie Ci to udowodnić!
-o, a niby jak?
-sprowadzając Cię tam.
-może jednak coś drobniejszego?
-jak sobie życzysz, mój Panie! Su-Mai-Uben! – i się trochę cofnęła. Jej ciało zaczęły pokrywać pióra... sylwetka zmniejszała się... błysk! I zamiast Ankh-Nu-Nefer pojawił się Orzeł Bielik.
- yyy.... – Terry zaniemówił. Orzeł zatoczył kilka kółek w powietrzu
i wylądował na ramieniu chłopca. Było to lądowanie dość ryzykowne... biorąc pod uwagę długość szponów...
- auć! – krzyknął wreszcie. Czuł jak pazury Orlicy wbijają się w jego bark. Orlica postanowiła to wykorzystać.
-puszczę Cię, gdy mi przyrzekniesz, że wysłuchasz mnie do końca.
-przyrzekam, przyrzekam! Słowo! – Orlica znów wzniosła się do nieba. Po kilku kółkach wylądowała na trawie. Z powrotem zmieniła się w postać człowieko- podobną.
- a więc: Tyś jest synem faraona, Ekchmesa II ... jesteś namiestnikiem i spadkobiercą korony Egiptu Dolnego i Górnego.
-yy... górnego i dolnego... co masz na myśli? Egiptu na ‘’Tym” świecie i na ‘’Tamtym” ... czy zjednoczonego Egiptu?
- tego drugiego.
-ale... ja tu mieszkam... muszę się uczyć i... i moi rodzice! Co ja im powiem?!
-Nic. Nie muszą wiedzieć.
-ale... przecież serce im pęknie, jak zaginę!
-znam zaklęcie na zapomnienie.
-ale...ale... no... po stokroć razy A-L-E! – nie wiedział już, czym się argumentować.
-co, ‘’ale”?
-nic- odpowiedział zrezygnowany.
- a więc? Czy pójdziesz ze mną?
-no... y... – wiedział, iż jest to decyzja dotycząca całego jego dalszego życia.... miał jednak nadzieję, że ‘’tak-ważne-decyzje” czekają go dopiero po ukończeniu 18....
-Proszę Cię, o Panie... to dla mnie ważne!
-no.... no.... nooooo.... no dobrze... – jakoś go przekonało to ostatnie jej zdanie... poczuł, iż nie jest jakąś tam zimną wysłanniczką, tylko sama jest w to zaangażowana.
-O Panie! To wspaniale!
-Tylko się spakuję...
-nie zabieraj ze sobą nic... i tak to nie odejdzie z tobą... z żyjącym stworzeniem może odejść tylko jego amulet....
- a mój pies? Czy on może ze mną pójść?- nagle przypomniało mu się o jego wiernym druchu... maleńkim mieszańcu.... o białej, błyszczącej sierści.
- Roko! – krzyknął. Natychmiast niewielkie stworzonko przybiegło. Głośno sapało. Skakało wokół nóg swojego pana...
-obawiam się, iż może nie wytrzymać tego..
-Proszę! Jeśli ja zgodziłem się na twoją propozycję, to czemu Ty nie zgodzisz się na moją?
-bo może to okazać się groźne dla tego stworzenia...
- mówisz do mnie " Panie”... uważasz mnie za syna Faraona... a więc, rozkazuję Ci...
-Jak sobie życzysz Panie... ale jako Kapłanka, jestem zobowiązana doradzać...
-I dobrze doradzasz... chyba....
- już dość... trzeba iść... zostań tu... ja pójdę i rozkażę twej rodzinie zapomnieć...
- ech... – westchnął. – Orlica przeszła się po domu. Już nieco przyzwyczaiła się, i nic już jej nie dziwiło. Znalazła ‘’kuchnię”.. a tam dwójkę ludzi rozmawiających.... kobieta trzymała coś w ręku nad ‘’ogniem w kółku”... mężczyzna zaś z szerokim uśmiechem na twarzy kroił jakieś warzywa.
-Naser-Be-Ekh! Niech się stanie zapomnienie! – Ci się odwrócili.
- słucham?- odpowiedziała kobieta.
-już nic. – i Ankh-Nu-Nefer opuściła pomieszczenie. Poszła w kierunku drzwi wyjściowych.
Tam stał zesztywniały Terry trzymający swojego pieska na rękach.
-Już? – spytał niepewnie.
-Wszystko gotowe. Możemy iść. – odpowiedziała mu z największym spokojem Ankh-Nu-Nefer.
-Jeszcze tylko...
- dość! Wyruszajmy!- w końcu warknęła zirytowana.
- Seretmun! – i wszystko zaczęło powoli znikać z przed ich oczu... piesek piszczał... Terry sapał... a Ankh-Nu-Nefer mruczała coś pod nosem, wściekła z powodu dźwięków wydawanych przez jej współtowarzyszy.
~*~
średniej wielkości sala. Na środku stół. Krzesła.
Do owej sali weszli jacyś ludzie... nie, to nie ludzie!
To sami Bogowie!
Zasiedli do wieczerzy...
Mieli odbyć naradę.
- i wreszcie się zaczęło...- powiedziała Święta Isis.
-Nie wiem, czy był to najlepszy pomysł... Oni mogą nam namieszać w naszych wielkich planach- Odpowiedział jej Anubis.
-Anubisie, więcej pogody- właśnie Oni są częścią... gdyby nie powrót, nie dopełniłoby się..- rzekła Bast.
-A jednak nadal uważam, iż nie należało jej wskazać drogi do Cael-Ra.
-A co, miałaby się tak tułać? Ten świat jest wielki... i o wiele bardziej niebezpieczny i zawiły od świata Górnego.
-Uważam, iż jeśli ma przejść próbę...
-Dosyć! Prawdziwa próba czeka ICH podczas wędrówki do Achet-Ankh... tułaczka po Świecie Dolnym to tylko strata czasu... nie wiele dałoby Jej to... po cóż jej to doświadczenie, jeśli powinna się skupić głównie na stróżowaniu Elemento? – wreszcie doniosłym głosem ryknął Set.
-Obecność Chaos może zaburzyć bieg wydarzeń na Górnym Świecie... jej psychika jest jeszcze bardziej zawiła, niż nam się wydaje. Jeśli przejdzie na niewłaściwą stronę?
-Nie przejdzie. Nikt nie jest w stanie przeszkodzić NAM!
-Gdzie trafią Terry i Ankh-Nu-Nefer?
-Co planują bogowie?
-Kogo Orlica rozpozna?
-Kim są Atlanci?
To wszystko już nie długo....
Za około 2-3 dni.
Ostatnio edytowane przez Aquila_Ardens : 10.05.2005 - 01:04
|