Guest
|
Semita Ad Achet-Ankh Odcinek III Mundus Novus (Nowy Świat)
Semita Ad Achet-Ankh Odcinek III Mundus Novus (Nowy Świat)
Przewrócił się na drugi bok. Czuł, iż sen go opuścił. Poleżałby jeszcze... tak przyjemnie... cieplutko... aż chce się cieszyć chwilą.... ale słońce niestety raziło go w oczy. Podniósł niechętnie powieki.
Zobaczył zarysy jakiś przedmiotów i ludzi... wszystko to skąpane w świetle... niewyraźne..
Obraz przed oczyma zaczynał nabierać ostrości...coś tu nie grało... układ przedmiotów nie przypominał tego z jego pokoju... i ta kolorystyka... i co tu w ogóle robią Ci ludzie?! Nie... on jeszcze śni... zamknie oczy i znów je otworzy... i wszystko będzie w porządku...tak...
I owszem, uczynił to... jednak bez większego skutku... nadal był... nie tam gdzie trzeba.
Gwałtownie się poderwał i usiadł na łożu. Przed nim stało parę osób... dwie łyse i jedna... jedna jakaś znajoma... ubrana dość skąpo, jak na jego gust...
-o przebudzony synu Horusowy, Witaj na górnym Świecie! – powiedziała do niego owa ‘’znajoma”.
-co jest.... skąd ja się tu wziąłem?
-Gdy wreszcie wylądowaliśmy tutaj byłeś tak zmęczony, że zażądałeś, by zorganizowali Ci jakieś miejsce do spania.
-tak ? naprawdę? A czy to nie jest jakiś film? Albo sen?
-Nie. Nie tym razem. – na to wstał z łóżka. Spojrzał się po sobie.
-w co ja jestem ubrany?! To jakaś płócienna przepaska!
-tradycyjny strój. Przyzwyczaisz się.
-zaprawdę, stokroć wolę swoje jeansy i czerwoną koszulę.
-Nie uświadczysz tego tutaj. – Terry stał oszołomiony. Cały czas nie mogło do niego dojść, co się wydarzyło. Coś za szybko się to działo... żadnych przygotowań... żadnego pakowania.. jakaś ta podróż nie ‘’podróżowata” mu się wydawała.... . złapał się za głowę. Poczuł pod dłońmi coś dziwacznego.
-czy macie tu jakieś lustro? – zapytał. Dwóch łysych postawiło przednim spore, kryształowe pozłacane zwierciadło. Aż odskoczył.
Zobaczył tam zupełnie nie znaną sobie postać, o długich, rudych , z dziwnymi ‘’pasemkami” włosach... bladą jak kartka papieru... w osobliwym stroju.
-czy może mi to ktoś wytłumaczyć?! Bo ja tu czegoś nie rozumiem!
-co Ci mam wytłumaczyć, o Panie?
-wszystko!
-wy dwaj, wyjdźcie. – powiedziała wskazując na dwóch łysych kapłanów. Posłusznie uczynili co kazała.
- Twój wygląd zmienił się nieco przez podróż... lecz jednak dziwi mnie bladość twej cery... możliwe iż się... – zaczęła, robiąc długie odstępy między słowami.
- Ty też jesteś jakaś... inna...
-Wydaje Ci się. Tylko dlatego, bo mam inny kolor włosów... oczy Udżet...
-Udżet?
-Oko Udżet, jest to prawe oko, które Święty Set wydrapał Horusowi podczas bitwy o Egipt. Oznacza „głębokie spojrzenie”. dzięki niemu można zobaczyć więcej i poznać więcej. Jest też praktyczne... taki makijaż chroni oko od nadmiaru promieni Ra...
-Czy masz jeszcze więcej dla mnie takich ‘’ciekawostek”? – spytał sarkastycznie.
-Widzę, iż wiele muszę Cię nauczyć... nic nie wiesz o Naszej Kulturze... ale dobrze... wędrówka będzie okazją idealną...
-wędrówka? Jaka wędrówka?! O czym Ty mówisz?! Nigdzie nie idę!
-Musisz, o Wielki.
-Nic mi o tym nie wspomniałaś.
-Do Achet-Ankh. Przez pustynię. Nie zgodziłbyś się, gdybym powidziała.
-to się w niezłe bagno wpakowałem! Nie! Ja wracam! Natychmiast sprowadź mnie na ziemię!
-Nie mogę. Zabroniono mi. Po za tym... zaklęcie wypowiedziane.. tam nikt Cię nie pozna.
-O ja głupi! O ja głupi!
-Gdy dłużej tu pobędziesz, Panie, zrozumiesz, iż lepiej jednak Ci tutaj.
-możesz przestać z tym " Panie”.. nie jestem żadnym „panem”... ile ty masz lat?
-16.
- no to jesteśmy w równym wieku. Czy to koniczne?!
- jak sobie życzysz, Cael-Ra.
-czy to " Pan” tylko w jakimś dialekcie?
-Nie. ‘’Wiatr-Ra”. Twe imię.
-nazywam się Terrance, a nie jakiś zefirek!
-Nie ważnym jest Twe imię Dolne... Tu każdy zna Cię jako Cael-Ra.
-Skoro ja nie jestem ‘’Terry”... to Ty zapewne nie jesteś ‘’Orlicą”.
-Na imię mi Ankh-Nu-Nefer – Życie Piękne Chaosu.- Terry , a raczej Cael-Ra spojrzał się na nią podejrzliwie. Jeśli będzie musiał zapamiętać więcej takich dziwacznych imion , to chyba oszaleje.
-Dość już rozmów. Na nie przyjdzie jeszcze czas. Teraz chodź na posiłek... – i położyła swą dłoń na jego policzku. Postanowiła, iż musi dla Niego przełamać obyczaje... na początku wydawało jej się, że On nie będzie się nadawał na Faraona... a jednak... rozpoznała w nim światło Ra.
Polubiła go nawet... chociaż jego niewiedza wywoływała w niej z trudem powstrzymywany śmiech.
Odprowadziła go do wielkiego stołu. Namiestnik zasiadł. Podano: placki, pieczone gołębie, Kozie mleko... zaś Cael-Ra zaczął wybrzydzać.
-Czy to mleko przypadkiem nie jest zepsute?!
-Nie panie.
-A te kurczaki... czy jest tu w ogóle mięso?!
-To gołębie.
-A ten chleb....
- jeden z kapłanów dyskretnie go szturchnął. Terry już zaczynał nie przepadać za swoją nową dolą...
~*~
Tym czasem, Ankh-Nu-Nefer wymknęła się ze świątyni. Szła na spotkanie. Na spotkanie kogoś, kogo ostatnim razem widziała dwa lata temu, w Wielkim Święcie w Bubastis.... i wtedy zdążyła zamienić z Nią tylko dwa zdania.... lecz teraz... gdy była w rodzinnym mieście...
Stanęła na umówionym miejscu. Rozglądała się dość nerwowo. I oto... zza palmy wyłoniła się kobieta... przemówiła...
-Jam Dara-Ekh, czy Tyś Ankh-Nu-Nefer- moja córka?
-Jam Ankh-Nu-Nefer, córka Sethiego IV i Dary-Ekh.
-Córko! – i wtuliła się w drobne ciało Egipcjanki.
-Tyle czasu!- szepnęła Ankh-Nu-Nefer. Ściskały się tak dobre 5 minut.
-Tyś jest tą, co obie córki utraciła...
-Jedna oddana Nepthis i Setowi, druga Ra....
- O Matko! Jak dawno Cię nie widziałam! – Podobna rozmowa trwała jeszcze około 15 minut. Potem przeszły do opowiadania sobie różnych ciekawostek z dotychczasowego życia. Nie warto ich tu wspominać, gdyż nie wiele wnosi ona do tej opowieści. Można by tu jedynie przytoczyć jeden temat...
mianowicie Ankh-Nu-Nefer wyznała Matce swą niechęć do przymusowego małżeństwa z Mirai....
-Wybacz, córko.... przepowiednia...
-Przepowiednia! Przepowiednia! Przepowiednia przepowiedziała powrót mej siostry.... i co?! Mam się tułać z jakimś księciuniem i jego pieskiem!
-Jak śmiesz tak mówić o Namiestniku! O synu Ra!
-Bo co?! Bogowie mnie ukarają?! Jestem pod opieką Seta! W każdej chwili mogę schronić się na pustyni! Nepthys-Śmierć jest po mojej stronie!
-Ty nie wiesz... Ty nie wiesz...
-o czym?!
-Bogowie planują. Wszystko co się dzieje, jest tym, czego żądają.
~*~
Po rozmowie Dara-Ekh kroczyła ogrodami...przyglądała się wysokim palmom... zielonym Agawom...
Wtem nagle coś zaszumiało... kobieta odwróciła się... lecz nic nie zobaczyła. Jej dziwne, niemalże tęczowe oczy drżały w przestrachu... tak... nie zrobiła tego, co zrobić miała....
-Dara-Ekh! Dara-Ekh – jakiś szepcący głos... niczym wiatr...
-Czego chcecie?! – syknęła. Coś zalśniło. Egipcjanka upadła...
lecz nie tam gdzie teoretycznie powinna upaść... nie... upadła na jakąś posadzkę. Leżała przez chwilę. Upadając nastawiła się na miękką trawę zmieszaną z luźnym piaskiem... a tu...
Otworzyła oczy. Podniosła głowę, po czym z trudem odepchnęła rękoma barki od podłoża.
Syknęła jakieś przekleństwo.
- Dara-Ekh! – zagrzmiał głos. Egipcjanka zobaczyła stojącą przed sobą postać. ni stąd ni z owąt przed nią wyrosła. Rozpoznała w niej kogoś. z powrotem przyłożyła twarz do ziemi w geście pokory.
- Dara-Ekh!
- Tak, o wielki Panie Świata Umarłych... Wielki władco plonów...
- Dość! – w wielkiej sali aż się zatrzęsło.
- nie wypełniłaś powierzonego zadania!
- Przepraszam... ale nie mogłam...
- Chaos... nie możemy jej stracić... Czy Ty masz świadomość, co się stanie, jeżeli równowaga zostanie zachwiana?! Jeśli Ona wymknie się spod kontroli?
- Ona...
- już się wymknęła!
- Ależ Ona nic jeszcze nie zrobiła!
- Zrobiła! Jej myśli... przedstawia sobą wielki bunt ku Przepowiedni! A ona jest planem! Planem nad którym my, Bogowie... najmądrzejsi od czasów niepamiętnych układaliśmy!
- Ozirisie!
- Jak śmiesz wymawiać Moje imię!
- Przepraszam! O Wielki! Wybacz mi! – znów padła na twarz. Jej brązowe niczym miedź ciało drżało w przestrachu.... Każdy ruch... każde nawet niewłaściwe słowo mogło ją zgubić... skazać na Anmut- Pożeraczkę Ka (dusz) tych Egipcjan, którzy przegrali na Wielkim Sądzie.
-Powstań! – i swoje słowa dopełnił gestem uniesienia ręki. Wykonała polecenie.
-Sprowadzimy na Nią cięższą broń... – powiedział i się oddalił.
-Panie! Błagam! Tylko nie zrób jej krzywdy!
~*~
Ten dzień był dla Terryego pełnym wrażeń... nowe środowisko.... nowi ludzie... nowe zwyczaje...
NOWY WYGLĄD do którego szczególnie nie mógł się przyzwyczaić. Ta jego blada cera....
Był już wieczór... Cael-Ra stał w oknie i patrzył na świat... świat pełen tajemnic....
,,okropność! Nigdy nie przepadałem za tym całym ‘’pięknieniem się” kobiet... ale zaprawdę! Pójdę na solarium... jak tylko... wrócę...” i tutaj niemalże łza by mu się w oku zakręciła... lecz nie zdążyła. Oto w progu ukazała się smukła, skąpo odziana postać. Odwrócił się, słysząc kroki. Postać stała przez chwilę oparta o próg. Przyglądała się Jemu. A On Jej. Nawet podobała mu się...
,,czy to te ,,czasy” wywołały we mnie te Zwierzęce instynkty?!”- myślał. Zmierzył ją wzrokiem.
-Powiedz... spędzisz ze mną najbliższy czas. Powinieneś mi zaufać... a ja Tobie... – ,,spędzić z tą istotą miesiąc.... czy to nie za mało?! A może za dużo!” – Cael-Ra miał mętlik w głowie. Z jednej strony... chciał na nią patrzeć. Cieszyć się widokiem zgrabnej kobiety.... ale z drugiej strony... peszyła go trochę... myśl, że będzie musiał ją poznać ‘’bliżej” przerażała go.... czuł bijącą od niej pewność siebie... przyzwyczajony, że dziewczyny w jego wieku najczęściej są wobec chłopców nieśmiałe... lub skromne (aczkolwiek nie zawsze)... a tu jakaś w ogóle nie wstydzi się przebywać w jego towarzystwie ,,w samym biustonoszu”. Owa zbliżyła się do niego dość zmysłowym krokiem. Delikatnym... niczym trzepot skrzydeł motylich...taki cichy... delikatny... a przyciągający uwagę...
-Widzisz.... patrzę teraz na świat, a który jestem skazany... to... to nie mój świat.- usiedli na tapczanie.
-To jest twój świat, Wietrze... jeszcze przekonasz się, że tu Ci lepiej...
- tylko kiedy?! Jak na razie czuję strach... to... tu jest tyle rzeczy innych... za wielka różnica, między światem, z którego pochodzę... a .. a... a tym. – wyszeptał, gestykulując jednocześnie obiema rękoma.
- ależ pochodzisz właśnie stąd... Namiestniku... pozwól odpocząć twemu cieniowi od trosk... spocznij... jutro czeka nas podróż.
-co?! Już jutro?!
- a po co zwlekać?! Im prędzej znajdziemy się na miejscu, tym szybciej skończą się Twoje wątpliwości... strachy... tym szybciej Ja odnajdę siostrę...
-Siostrę?
- o wszystkim opowiem Ci jutro.... teraz śpij...
- nie zasnę!
- uwierz mi , że tak! – dotknęła ręką jego policzka. Ten złapał jej dłoń. Uśmiechnęła się i... pocałowała go.
Otworzył zdziwiony szeroko oczy. Gdy już oderwała swoje usta od jego ust, wstala i podobnym krokiem jak wcześniej oddaliła się.
-śpij dobrze! I niech nie gnębią Cię koszmary, o których teraz myślisz- rzuciła uśmiechając się.
I zostawiła osłupiałego Terryego na pastwę jego własnych myśli... uczuć... zmysłów... które właśnie tańczyły i śpiewały. Nie dając mu spokoju. Długo nie mógł zasnąć... oj długo... jednak zmęczenie zwyciężyło. Cael-Ra opadł bezwładnie na tapczanie i ani myślał ruszyć się przez najbliższe parę godzin.
~*~
Brzask. Kolejny wschód słońca.... po raz kolejny Ra na swej Świętej Barce przemierza niebo...na zachód....tam, gdzie czaka na niego zły Wąż Apopis... chcący połknąć go. Po stoczonej walce Ra przemierza Zachód... czyli Królestwo Umarłych... Królestwo Ozyrysa...
Jednak teraz Bóg był wypoczęty... gotów do nowej drogi....
I właśnie o poranku Ankh-Nu-Nefer i Cael-Ra przygotowywali się do drogi.... dziewczyna pozbierała kilka worków... do większości nabrała wody.... do kilku wrzuciła figi... placki jęczmienne... solone mięso...
Gdy tak się krzątała (niestety kapłani tej świątyni poruszali się wyjątkowo wolno... trzeba ich było wyręczać w wyręczaniu) podszedł do niej Cael-Ra.
- cześć...
- Witaj! Jak minęła noc? Mam nadzieję, iż nie nawiedziły Cię koszmary.
- raczej nie...
- Widzę, iż jesteś onieśmielony. Czy o czymś powinnam wiedzieć?
- nie...chyba nie. – Ankh-Nu-Nefer tylko zmarszczyła brwi. Odwróciła się i dalej zabrała się za krzątanie i dobór pożywienia.
-Może Ci pomóc.. Akh...
- Ankh-Nu-Nefer. Możesz potrzymać te worki. – wręczyła mu kilka nawet nie ciężkich, skórzanych przedmiotów.Jak gdyby nigdy nic.
- eee...
-zanieś to na dwór i połóż koło palmy.- powiedziała. Zrobił co kazała. Tylko że... tam było tyle palm! Pod którą zostawić?! Stał tak z workami na rękach. Aż w końcu ze świątyni wyłoniła się Ankh-Nu-Nefer. Popatrzyła na niego z politowaniem.
- No co?! Nie powiedziałaś pod którą palmą!
- Po to powiedziałam ‘’palmą’’ byś położył pod byle jaką, zamiast szukać tej właściwej.- po raz kolejny zwątpiła w Namiestnika.
- A gdzie Roko?! – zauważył wreszcie. Całkowicie zapomniał o swoim wiernym towarzyszu.
- Twój Pies... on... – i usłyszała za sobą wesoły psi skowyt.
- Ma się dobrze- zmarszczyła brwi. Przymknęła do połowy powieki. Jak naprawdę przyjaźniła się z wszelkim żyjącym stworzeniem, tak ten po prostu ją ... wnerwiał.
- Zarzuć ze dwa worki na plecy i idziemy.
- A jakiś wielbłąd... albo co...
- Poradzimy sobie sami.
- Bez niczego?!
- Bez niczego.
- i będziemy tak sobie... ,,spacerować”?!
- tak. Będziemy iść bez pomocy Zwierząt.
- Może jednak...
- Mam trzymać się planu.- Oboje ucichli. Pożegnani przez kapłanów ruszyli. Przez najbliższe pół godziny szli w milczeniu. Przez ,,Drogę Oaz” – szeroką ścieżkę otoczoną roślinnością. rzadkość w tamtych okolicach.
- Miałaś mi coś opowiedzieć...- zaczął niepewnie Cael-Ra.
- Pewnie masz na myśli moją siostrę. Dobrze.
- Poznam ją?
- Na pewno. Przepowiednia głosi, że jest Ci przeznaczona.
- Nie rozumiem.
- Wkrótce zrozumiesz. Jednak przejdźmy do pytania i nań odpowiedzi.
- Zamieniam się w słuch.
- Otóż... moja siostra... Nefertira... Kapłanka Bennu...
- Bennu?
- Znasz go jako Feniks... syn Ra... Nieśmiertelność... ten który co 500 lat ginie w płomieniach i odradza się z popiołów w górnym egipcie...
- nie schodź mi tu na legendy, tylko krótko i zwięźle opowiedz, co się stało. – odpowiedział lekko rozdrażniony Cael-Ra. Nie do końca przepadał za Egipską mitologią.... nawet mimo tego, że był na nią skazany....
- Jak sobie życzysz. Jednak tak, czy siak... będę musiała Cię z nimi obeznać...
- Nie Ważne!- Ankh-Nu-Nefer zmarszczyła brwi. Ucichła.
- Halo! Opowiadasz czy nie.
- Dobrze.- syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Moja siostra, Nefertira uciekła ze świata górnego.
- Miała jakiś powód?
- chciała się przeciwstawić Przepowiedni. Po za tym, mówiła, iż znudziło jej się dotychczasowe życie.
- Nie dziwię się.- szepnął Terry.
- Jako kapłanka, potrafiła przenieść się z tego świata na niższy. I tak też postanowiła uczynić.
- nie próbowałaś jej zatrzymać?
- próbowałam. Ale ona nie chciała. Gdy wypowiadała zaklęcie... ja w ostatniej chwili zdążyłam rzucić na nią klątwę zapomnienia.
- taką samą jak na moich rodziców.
- miała być taka. Lecz pod wpływem zbyt silnych emocji... jej pamięć była... pustą kartą.- tu w jej oku zakręciła się łza. Otarła ją najszybciej jak mogła.
- I?
- I teraz kapłani potrzebują cudu... cudu który obwieści im, że mogę wyruszyć i poszukać siostry.
Cud się wydarzył... a im przyszło do głowy, bym Ciebie przyprowadziła. – Powiedziała.
,, a więc jednak niechętnie podjęła się przyprowadzenia mnie. A ja się zgodziłem! O ja głupi! Powinienem nie ufać obcym! A szczególnie kobietom! Podstępne żmije!” – myślał wściekły Terry.
- nad czym tak rozprawiasz? – spytała Ankh-Nu-Nefer, widząc głębokie i bardzo łatwo dostrzegalne zamyślenie w oczach towarzysza.
- nad niczym... yy... nad wczorajszym wieczorem – odpowiedział, odruchowo szukając wymówki.
- Dokładnie? – no tak.... sam się w to bagno wpakował... teraz będzie musiał kontynuować rozmowę... która była dla niego krępującą, ze względu na jego nieśmiałość... z pozoru wydaje się dość pewnym siebie , jednak jeśli chodzi o uczucia...
- no... eee....
- Pocałunku, jak mniemam?
- no... tak. – odpowiedział dyskretnie spuszczając głowę. Na jego obliczu pojawiła się dość zawstydzona mina.
- ach ludzie ze Świata Niższego... wszystko tak przeżywają...
- czyli....
- Jest to najlepszy sposób na uspokojenie. Dzięki temu zapomniałeś o troskach i zasnąłeś...
- Co?! Przez ten twój pocałunek nie mogłem zasnąć przez kilka godzin. Myślałem o tym.
- Ach ludzie ze Świata Niższego... wszystko tak przeżywają. Egipcjanki o wiele żywiej okazują swe uczucia. – powtórzyła. Mina wskazywała na politowanie. Przez następne kilka godzin szli w milczeniu. Terry demonstrował, że jest na Ankh-Nu-Nefer głęboko obrażony. A ta.... a ta nic sobie z tego nie robiła. Jedyne słowa, jakie padały to ,,czy możemy się na chwilę zatrzymać?” to wszystko.
Wreszcie ściemniło się. Byli na skraju Drogi Oaz. Tam postanowili już się zatrzymać. Cael-Ra pierwszy raz w życiu widział pustynię nocą. Olśniła go. Niesamowita głębia kolorów... ten ciemny granat... gdzieniegdzie oświetlany przez gwiazdy... to srebro piasku....ten połysk... niczym śniegu na mrozie... przypominało mu to pewien kamień półszlachetny.... Noc Kairu... czarno-granatową bryłę o niezwykłym, jakby brokatowym połysku....
Jeśli Noc Kairu faktycznie wygląda jak Pustynia nocą... to jak jest w przypadku " Piasku Pustyni”? odpowiednika Nocy Kairu tylko że w kolorach złoto-brązowych.... już jutro przekona się....
Rozprawiałby pewnie na temat pustyni dłużej jednak.... do ich uszu zaczęła dobiegać nieziemska muzyka... powoli....powoli... stawała się coraz głośniejsza.... Harfy... flety.... dzwonki....
Piękne....
Siedząca Ankh-Nu-Nefer wstała... rozejrzała się..
-Ty też słyszysz te niezwykłe dźwięki? Czylim nie zwariował?
- Muzyka Bogów... – przeszła parę kroków przed siebie... prosto na pierwszą pustyni wydmę. Zaczęła się kołysać do rytmu... powoli jej taniec nabierał ,,głebi”... żywiołowości.... dynamiki.. zmysłowości....
i znów Terry wpatrzył się w jej sylwetkę... zachwycony.... zaczął dostrzegać piękno ciała.... ciała naturalnego... nie ulepszanego przez ‘’wspóczesne dodatki” takie jak silikon czy –w przypadku kobiet starszych- jad kiełbasiany. Również nie naszpikowane sterydami.. nie... jej ciało było całkowicie naturalne...
Ankh-Nu-Nefer wpadła w coś w rodzaju transu.... tańczyła niczym bachantki ku czci Dionizosa.... tylko że ona... ku czci Seta... prosząc go o wsparcie podczas drogi przez jego królestwo.
Cael-Ra patrzył na to... zafascynowany... aż powieki zaczęły mu drgać.... po czym opadać... po czym cały opadł na rozłożoną matę Papirusową... zasną jak podczas hipnozy....
CDN.
A tak po za tym. całujący się simowie wygladają kretyńsko :\
No i ostatnio zainwestowałam (nie powiem, bo mój Tata zainwestował ) w dwie książ
ki o Egipcie.. no i znalazłam świetną ciekawostkę, o której wczesniej nie wieziałam a bardzo mi przypadła do gustu. cytuję:
,, Mit Hermopolitański
W Hermopolis wierzono w odmienną koncepcje stworzenia świata. Według późnej wersji tego mitu na poczatku nad światem panowała Ma'at (Prawda-Harmonia-Sprawiedliwość-Ład) i jej mąż Thot, Pan mądrości i patron pisarzy, często wyobrazany z głową Ibisa. (...)"
(Encyklopedia Starożytnego Egiptu, Dom wydawniczy Bellona)
Czy widziecie tu jakeiś powiązanie z Seeb-Ma-At ?
I jeszcze jedno. nie mam pojęcia kiedy nastepny odcinek. trzeba się brać za następna pracę semestralną
Ostatnio edytowane przez Aquila_Ardens : 10.05.2005 - 01:09
|