Guest
|
Semita Ad Achet-Ankh odcinek 4 - Saltatio Divorum (Taniec Bogów)
Wiem, iż może nie jest to do konca udany odcinek.... ponieważ inspiracją mi, jak już wyżej mówiłam, były lata '80 (Limahl - "Never Ending Story"... Depeche Mode - "Enjoy The Silence" Talk Talk "Such A Shame"... i te klimaty [może mi to ktoś wytłumaczyć?! bo a na prawdę siebie nie rozumiem! skad mi się wziął napad na New Romantic ?!]) zamiast Amethystium (jest jeden taki utwór, Gates of Morpheus, który proponuję słuchac czytając to opowiadanie http://www.amethystium.com/jukebox/aphelion05.m3u
Prosze Państwa! 7 stron a4, Times New Roman 10 pkt. nie licząc oczywiście zdjęć  a samo opowiadanie liczy sobie już stron 26
Sed Ad Rem:
Semita Ad Achet-Ankh odcinek 4 - Saltatio Divorum (Taniec Bogów)
Kolejny wschód
Kolejny początek wędrówki.
Lecz wędrówki nie tylko Ra... nie.. wędrówki również dwóch nie-bogów...
Na wydmie stało dwoje ludzi. Przedziwnych...
Mężczyzna o skórze niebieskiej... włosach srebrnych... długich...
Zaś kobieta cery morskiej... oczy niezwykłe... elektryzująco zielone.
Wpatrywali się w dal... oboje w jeden punkt.... tym punktem była kępa drzew... wysokich...zielonych...
Nie do końca pasującego do ‘’kraju piasków”... tak im się wydawało.
Rozmawiali.... lecz język, którym się posługiwali... niepodobnym jest do żadnego języka znanego mieszkańcom Świata Dolnego...nie... to mowa tak dziwna... że nawet mieszkaniec Azji- znany z języka ,,wydziwionego” nie powtórzyłby najkrótszego słowa...
Trudno go do czegokolwiek porównać...
Do Greki starożytnej...
Do Polskiego Wczesnośredniowiecznego...
Do gulgotu indyka.
Jednak mimo niezrozumiałego innym języka, nie przejmowali się tym, ba! Prowadzili dość żywą konwersację. Wtem umilkli.
-Gjuijamhaihijhie? – dziwaczne dźwięki ,wydobyły się z gardła kobiety. Ton wskazywałby na zapytanie.
-Idźcie! Już nadszedł czas! – wypowiedział jakiś głos... znajomy...niczym wiatr przemykający między palmowymi liśćmi... . Z niewiadomych przyczyn, każdy mógł zrozumieć, co wyrzekł. Również oni zrozumieli. I niczym wicher porywisty ruszyli w kierunku, który tak bacznie obserwowali.
~*~
Otworzył nagle oczy. Gwałtownie usiadł.
Nie było jej. Powinna być koło niego. Spać... u jego boku... – tutaj dreszcz przeszedł po jego plecach- gdzie ona jest?! Czy zostawiła go, ot tak, na pastwę losu?! Kobiety to żmije! Najpierw uwiodła aż tutaj... a teraz tak po prostu- zostawiła! – myślał. Zaczął nerwowo chodzić w kółko.
- Ank-Un-fer! Ank-Un-Fer! –zaczął nawoływać. Postanowił się przejść i jej poszukać. Szurał (bo tak najtrafniej można określić sposób, jakim ten osobnik się poruszał... nie wiadomo dlaczego... chyba pod wpływem wysokiej temperatury...) wzdłuż ścieżki... cofał się...
- Ank-Un-Fer! Gdzie Ty jesteś! – w głosie można już było dostrzec nutkę przerażenia...
- Ank....- i stanął. Poczuł, że ktoś go śledzi. Coś zaszumiało w krzakach. Niby swym krzykiem mógł spłoszyć Żako żerujące wśród liści palmowych... a one, jako że Papugami są rozmiarów słusznych, przestraszone mogły narobić niezłego hałasu. Brakuje jeszcze tylko charakterystycznego, warczącego bueeee i byłby pewien. Lecz chwileczkę... Żako przecież występują w południowej i środkowej Afryce (o ile to można nazwać Afryką.. właśnie uświadomił sobie, że nie ma najmniejszego pojęcia o geografii ,,Świata Górnego” czy jakiegoś-tam... tyle lekcji... tyle nauki... i po co to było...ale mniejsza o to...). A Egipt, jak sądził znajduje się raczej na północy. Ale na północy przecież żyją inne Zwierzęta... – próbował się pocieszyć. Ale na próżno. Drobne włoski wyrastające z jego nóg... rąk... poczęły subtelnie stawać dęba... gładka dotąd skóra stała się ‘’gęsią”.... a to wszystko tak ‘’pięknie” pasowało do atmosfery ,,gorącego poranka w tropikach”.
Znów krzaki- tym razem coś przezeń przemknęło. Jakaś szara sylwetka. Zaczął się trząść, co jeszcze dopełniło efektu ‘’dziwaczności”. Usłyszał za sobą, coś jakby... gałązkę łamiącą się pod stopą... zaraz po tym wściekłe syknięcie. Powoli odwrócił głowę. Nie mógł szybko, gdyż cały zesztywniał. Zobaczył jakieś oczy.
- Ajaj! – krzyknął i odskoczył do tyłu. Potknął się i zaliczył efektowny upadek. Na prawym łokciu pojawiło się nie-za-pięknie wyglądające zadrapanie. Jego oczom wreszcie ukazała się postać w pełnej okazałości. Nie kto inny , jak Ankh-Nu-Nefer. Z dość dziwną, trochę niezadowoloną miną.
- To Ty!
- A kogo się spodziewałeś, o Panie- mruknęła.
- Nie dobrym pomysłem jest, zaskakiwać mnie o poranku!
- Ciebie chyba nie można zaskakiwać w ogóle, gdyż w końcu dostaniesz zawału serca, na-mie-stni-ku- mruknęła jeszcze ciszej. Niekoniecznie chciała, by jej towarzysz to usłyszał. Jednak, jako że Terry cechował się niebywale dobrym słuchem...
- Coś Ty powiedziała?!
- Nic – powiedziała. – sądziłam, że usiedzisz w spokoju i poczekasz, zanim nie wrócę. – dodała.
- Nie było Cię. Pierwszym odruchem jest wyruszenie na poszukiwania. Martwiłem się, że coś Ci się mogło stać – skłamał. Ta wyczuła kłamstwo i zaczęła się śmiać.
- jesteś okropną ignorantką, wiesz?
- a czegoś się spodziewał? Że budząc się ujrzysz moją twarz, zatopioną w śnie, oświetlaną przez promienie porannego słońca... ach ci ludzie ze Świata Niższego.... – powiedziała z trudem powstrzymując śmiech.
- ha, ha, ha. Bardzo śmieszne.
- chodź. Zapewne po tym spacerze jesteś głodny – jak gdyby nigdy nic zaproponowała. Cael-Ra czuł się już całkowicie zbity z tropu.
,, czy może mi ktoś to wreszcie wytłumaczyć?!” usłyszał swój własny krzyk. Spojrzał na Ankh-Nu-Nefer. Dalej spokojnie szła, wpatrzona przed siebie. Co raz to spoglądała, czy jej towarzysz nie wymyślił znowu czegoś niemądrego. To znaczy nic nie słyszała. Czyliż to jakieś rozdwojenie jaźni? Nie, to po prostu jego umysł protestuje przed takimi warunkami.
Doszli do ‘’obozu”. Zjedli posiłek w milczeniu. Terry’emu coraz bardziej nie podobała się jego nowa dola... ale również Towarzyszka podróży... też nic przyjemnego... i po co to był się z domu ruszać? Nie wiedział. Po śniadaniu Ankh-Nu-Nefer (Cael-Ra nie raczył pomóc) zwinęła co trzeba, przygotowała do podróży. Skinęła na Terry’ego, który tępo wpatrzył się w piaski pustyni.
- No chodź już! - ponagliła go. Odwrócił twarz w jej kierunku. Spojrzał błagalnym wzrokiem.
- Co znowu?
- Czy my koniecznie musimy tam iść? – jęknął.
- a masz jakieś wątpliwości, Namiestniku?
- tak.
- a umiesz poprzeć je jakimiś argumentami.
- na pustyni jest gorąco.
- mnie to odpowiada.
- a mnie nie.
- trudno.
- nie ‘’trudno’’ tylko nigdzie się nie ruszam.
- a więc zostań tutaj, sam. Ja idę.
- To idź. – ta więc skierowała się ku pustyni. Minęła pierwszą wydmę, po czym drugą...
- trzy, dwa, jeden...
- Zaczekaj! Nie zostawiaj mnie! – usłyszała wołanie, przerywane ciężkim dyszeniem (jak jej się wydawało) . Obróciwszy się , ujrzała pół przygarbionego towarzysza, co chwila potykającego się na piasku , rozpaczliwie wymachującego rękoma.
- parę minut temu mówiłeś coś zupełnie innego.
- zmieniłem zdanie. Pustynia jest taka wspaniała... .a ciepło... już dość mam zim ze swojego świata....
- z Dolnego. To jest Twój Świat.
- nie ważne. W każdym razie idę z Tobą. – Ta już nie odpowiedziała. Szli przed siebie... nie wiadomo dokąd... wokół otaczały ich piaskowe wydmy... świat drżał z bólu, jaki Re sprawiał ziemi – tak myślała Ankh-Nu-Nefer... ,,zapewne przez gorąco cząsteczki powietrza zaczęły szybciej się poruszać”- to zaś chodziło po głowie Terry’ego. Jakże różnymi były ich Światy... niby podobne... a tak inne... a dziwne... przecież często widujemy jeszcze dziwniejsze miejsca... w literaturze Science Fiction...przeróżne stwory... niesamowite krainy.... a to... ot po prostu... Świat Starożytny... o którym uczymy się w szkole.. czytamy w książkach....
Jednak i tak, człowiek nowoczesny, znalazłszy się tam, nie czuł by się najlepiej....
Po kolejnej godzinie marszu , Cael-Ra chciał wreszcie przełamać dość –jak dla niego – niezręczną ciszę.
- Wiesz... muszę się Ciebie o coś zapytać...
- Chętnie rozwieję dręczącą Cię niepewność.
- wczoraj tańczyłaś... i... ładnie tańczysz.
- przejdź do pytania.
- no... to było pytanie.
- Wiesz... chyba nie do końca rozumiem. Możesz sformułować je jaśniej?
- mówiłaś, że jesteś kapłanką. A kapłanki powinny rozumieć...
- przy tak enigmatycznej wypowiedzi, nawet Ja nie rozumiem. Pytaj wprost. – i to było następne potknięcie. Właściwie nie chciał się jej o nic pytać... chciał po prostu powiedzieć komplement. Ale coś mu nie wyszło....
- pewnie chodzi Ci o to, po co tak tańczyłam?
- eee...
- nawet, jeśli nie wiesz, powiem. Otóż oddawałam w ten sposób cześć Świętemu Setowi. Prosiłam go o opiekę w podróży... może nie wiesz, lecz w przypływie gniewu mógłby nas zasypać piaskami. Bogom należy się cześć.
- masz na myśli burze piaskowe? To tylko mit. Sprawa zawirowań ciśnienia...
- jak śmiesz! Obrażasz Świętego Tyfona! Ani mi się waż więcej coś takiego mówić!
- bo co?
- po pierwsze: Jestem kapłanką Seta, a więc mym obowiązkiem jest dbać o interesy Wielkiego! Po wtóre: Czy Ty chcesz ściągnąć na nas klątwę?! Chcesz zginąć?!
- myślę, iż Ci twoi ‘’bogowie” w ogóle nie istnieją. Zapytaj się mnie o cokolwiek , a znajdę racjonalne wytłumaczenie. A nie jakieś pogańskie głupstwa i głupstewka.
- wyznajesz widzę Boga Żydów!
- A myślałaś że jest inaczej? – Ankh-Nu-Nefer szeroko otworzyła oczy. Ni to przerażenie... ni po prostu zdziwienie....lecz gest ten mówił sam za siebie ,,Co?!”...
- Musisz wyrzec się swego boga. – po chwili milczenia wydusiła.
- nie ma szans.
- tutaj twój bóg nie istnieje. Chyba że chcesz podzielić los Amenhotepa IV... przez większość zapomnianego... tego, który chciał wprowadzić Aton...
- mów dalej... – Cael-Ra zaciekawiła opowieść... słyszał coś o nim... przy okazji lekcji historii i pełnego pasji opowiadania nauczycielki o ‘’Głowie Nefertiti” – małżonki Faraona.
- Powiadają, iż nie z tego Świata... ani nie z Tego, ani z Dolnego....Z trzeciego... ale mniejsza o to... nie dość, że wygląd miał dziwaczny, to jeszcze ten Aton! Zastąpił nim wspaniały Panteon naszych Bogów! To On był wzorem dla Żydów! Wiem , co Żydowska Religia zrobiła z Waszym Światem.
- naszym światem.. zaprzeczasz sama sobie. A co do mojej Religii... tym samym obraziłaś moje uczucia religijne, powinnaś mieć tego świadomość. Ja się tych całych Twoich Bogów nie czepiam. Nie obrażam. Nie obrażam również Twojego Narodu, co Ty uczyniłaś z Narodem Żydowskim. –
Ankh-Nu-Nefer wreszcie zamilkła. Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Pierwszy raz... pierwszy raz od tak dawna miała to uczucie...
- teraz milczysz? – nie odpowiedziała. Szli dalej. Nikt się nie odzywał. Jednak w pewnym momencie Ankh-Nu-Nefer przymknęła oczy. Rozchyliła usta. Z jej gardła zaczął wydobywać się jakiś niezwykle melodyjny dźwięk... powoli rosnący w siłę ... coraz głośniejszy....
Cael-Ra przystaną na chwilę i popatrzył się na nią zdziwiony. ,,o co znowu w tym chodzi! ŻĄDAM ODPOWIEDZI!” po raz kolejny usłyszał swój głos. ,,ja chyba zwariowałem... słyszę swój własny umysł... nie... to chyba ta przeklęta pustynia...”
Ta nie zwróciła uwagi na lekko osłupiałego Terry’ego. Szła dalej... krok tylko trochę spowolniła...
Trafiła na kawałek w miarę prostej drogi... nie było problemu z podążaniem ku jej końcu.... można więc było pozwolić nogom na odpoczynek.... i głos z wysiłku się nie załamywał..
-
,, Byłam kiedyś na pustyni, byłam kiedyś na pustyni,
Piasek złotem się tam szczycił,
Widziałam piękną, widziałam piękną,
Lśniącą szatę Tyfona....
Zatańczyłam tam, zatańczyłam,
Po wydmach poczęłam biegać,
Bawiłam, się bawiłam,
Sypkimi drobinkami,
Byłam i nocą, i nocą,
Srebro gwiazd...
Granat nieba, granat nieba,
Ukazał mi drogę...
Rozglądam się dziś, rozglądam się dziś,
Widzę ten sam błękit,
Podróżuję znów, podróżuję znów,
Niezmierzonym królestwem Seta... „
– Głos miała przedziwny... operowała nim jak Arabka... dzisiaj... półtonami...
Brzmiało to niebywale pięknie.... zaskoczyła tym Terry’ego.... wsłuchiwał się w to z zachwytem...
Nie dość, że cieszyła jego wzrok... to teraz słuch....,, Jest taka dziwna... z jednej strony zewsząd ukazuję piękno... z drugiej jednak... tak wiele jej cech jest dla mnie dziwnych i niepojętych... kim ona jest?!” myślał.
- wiesz... – zaczął.
- słucham? – szykowała się już, by kontynuować pieśń. Ale odpowiedzieła.
- Pięknie śpiewasz... – powiedział z NIE udawanym zachwytem...
- To nie ja pięknie śpiewam... to pieśń jest piękna... owa z ust każdego, nawet niemowy brzmi pięknie.- przekręciła głową, jakby chciała ogłosić to całej pustyni.
- czyliż ja bym też tak potrafił?
- jeśli śpiewał byś to całym sercem, z przekonaniem. Tak.
- naucz mnie...
- ależ to przecież pieśń ‘’pogańska”
- moja kultura nie zabrania mi nauki pieśni innych religii. Ba! Uważa, iż należy dążyć do oświecenia czyli po prostu nauczyć się – i nagle jakby go zatkało. Zastanowił się nad swoją dziwaczną personifikacją ‘’kultury”. ,,zaprawdę... coraz ze mną gorzej...” – pomyślał.
- nie jest trudnym zapamiętanie. Wystarczy kilka razy powtórzyć. Dążyć do perfekcji... – Ankh-Nu-Nefer ożywiła się. Odprawianie obrzędów Religijnych, a zwłaszcza pieśniarstwo było jej pasją.
- Tylko mi powiedz, jak brzmi... gdyż teraz nie pamiętam...
- na początku lepiej nauczyć się czegoś prostszego... czy umiałbyś tak zagrać głosem, jak ja przed chwilą?
- chyba nie.
- a więc. Posłuchaj – Ankh-Nu-Nefer zwróciła oczy ku niebu. Przymknęła lekko powieki, gdyż promienie słoneczne raziły ją.
-
,,O Święty Ra,
o Wielki,
Oświetlasz Świat,
Już wieki,
Co dzień się rodzisz,
I giniesz pożarty,
Ataki wężowe znosisz,
Tothowi pozostawiasz warty...”
- Zaśpiewała. Melodia była dość prosta... jednak i tak brzmiała pięknie... Terry powtórzył dwa pierwsze wersy.... po czym Ankh-Nu-Nefer znów zaśpiewała... on powtórzył 4....
I tak trwało to dobre pół godziny.... jednak po tym czasie słychać już było obojga czyście grających głosem, niczym duet wielkich artystów.... Zabawę mieli z tego pyszną... Kapłanka wreszcie miała z kim śpiewać, zaś Cael-Ra.... Cael-Ra po prostu się nie nudził. I nie męczył myśleniem... rozterkami..
Za nimi podążała jeszcze jedna para....
Para ludzi dziwnych....
O łuskowatej, śliskiej skórze.... koloru zimnego...
O groźnych wyrazach twarzy.... ostrych rysach....
Dwójka stworzeń pochodzących z kultury zbuntowanej... na Świecie Dolnym już ukaranych... przez wielką powódź, która ukryła ich miasta.....
Szli krok w krok... po śladach.... ukrywali się tuż za wzniesieniem...wydmą...kamieniem....
- Teraz!- szepnęła kobieta.
- Nie... później... jeszcze nie jesteśmy gotowi! – odpowiedział jej mężczyzna. Nagle zauważyli, iż jedna z obserwowanych osób ogląda się za siebie. Padli natychmiast na piasek.
~*~
Robiło się już ciemno. Oboje byli zmęczeni. Jednak Ankh-Nu-Nefer chciała gdzieś jeszcze dojść. Tak jakby miała poukładany cały plan podróży. Istotnie... odkąd dowiedziała się, gdzie wylądowała... wiedziała, w jakim kierunku iść.
- możemy już się zatrzymać? – mruknął Terry. Mimo iż noc na pustyni nie wydawała mu się większą przyjemnością, chciał już na spokojnie się położyć spać.
- jeszcze trochę.... o! Spójrz! – wskazała ręką jakieś miejsce... tam były światła... jakieś pochodnie... to musiała być osada!
- i co... warto był wytrzymać? – powiedziała, gdy już dotarli na miejsce. Owe nie okazało się osadą, ale świątynią Geba- Boga ziemi.
Kapłanie już mieli przygotowane dla nich miejsca spoczynku... dwie dość bogate komnaty.... sąsiadujące ze sobą. Zostali ugoszczeni dobrym i pożywnym posiłkiem. Oboje mogli zażyć kąpieli....
Tak.... kąpiel była marzeniem Terry’ego...
Po tej czynności wreszcie mógł udać się na spoczynek....
Stanął u progu.... przejechał ręką po ścianach... poczuł na nich całą masę dziwnych, wyżłobionych kreseczek i im podobnych.... to były hieroglify.... patrzył na nie... ale widział tylko niezrozumiałe rysuneczki. Irytowało go to. Tamta zgraja wszystko rozumie... a On... jako Teoretycznie Syn Faraona...on nic nie widzi, prócz jakiś znaczków. Dopiero dotarło do niego, że jakoś porozumiewa się z tamtą zgrają... ,,czyżbym mówił po Egipsku?! A to Ci dopiero! Ale skąd to się wzięło?!” – myślał –również po Egipsku-
Wreszcie przyszło mu do głowy, że nie ma po co się tym udręczać. Umie, to umie- rozumie to rozumie- tylko z korzyścią dla niego... bo przecież katastrofą byłoby nie rozumieć ich!
Przeszedł kawałek. Zobaczył łoże, który wyglądało na miękkie. Wziął rozpęd i z donośnym ,,yahoooo!” rzucił się nań. Okazało się jednak nie-do-końca-wygodnym i coś trachnęło w kręgosłupie Namiestnika. Ale to mu specjalnie nie przeszkadzało. Był w dobrym humorze.. humorze do wygłupów...do radości.
Splótł ręce pod karkiem i wygodnie rozłożył się na miejscu. Wtem zobaczył Ankh-Nu-Nefer. Swoim sposobem stała w progu. Aż podskoczył (co wglądało dość śmiesznie, biorąc pod uwagę pozycję jego rąk) .
- co Ty tu robisz?
- stoję. – bezczelnie odpowiedziała.
- A dlaczego?
- bo przestałam iść.
- a dlaczego przestałaś iść?
- bo nie miałam powodu by iść dalej.
- wygrałaś.
- Zbyt szybko się poddajesz, Namiestniku. Faraon powinien...
- nie mów mi teraz nic o tych wszystkich faraonach-nie-faraonach , jestem w zbyt dobrym humorze. O, porozmawiajmy o Tobie.
- cóż chcesz o mnie wiedzieć?
- nie wiem... rodzina... przyjaciele.. chłopak... jak Ci się w życiu układa...
- mój ojciec jest Arcykapłanem w Świątyni Tefnut... Matka... Matka była Kapłanką Ozyrysa, ale dla ojca zrezygnowała.
- a ja myślałem, że ten, kto zrezygnuje z kapłaństwa jest przeklętym...
- zależy dla kogo. – i umilkła.
- no, mów dalej.
- Pytaj.
- Partner? Słyszałam, że w Egipcie za mąż wychodzą już czternastolatki.
- Przepowiednia...
- Hę?
- Według niej każdy z nas ma sobie przypisanego. Ty, Ja.
- A kto jest Tobie przypisany? – zauważając nieśmiałość na obliczu Ankh-Nu-Nefer aż mu pojawił się ‘’błysk” w oczach.
- Jego imieniem jest Mirai. Jest synem Atlantki i Egipcjanina. Żenujące... Ja- rodowita Egipcjanka i Atlant...
- hmmm – zamyślił się przez chwilę. Skoro jej kogoś przeznaczono, to jemu pewnie też. Jednak teraz wolał się skupić na pocieszaniu Towarzyszki Podróży.
- wiesz... u nas, na –jak to nazywacie- Świecie Dolnym nazywa się to nacjonalizmem – nie było to jego najlepsze pocieszenie.
- nie jest nawet najgorszym fakt, iż ma w rodzinie Atlantów. Ale on sam...
- coś z nim nie tak?
- nieświadomie dąży do nałożenia na mnie klątwy.
- nie rozumiem...
- wciąż chce mi odebrać dziewictwo – odpowiedziała lekko poirytowana. Nie przepadała za osobami ‘’niedomyślnymi” .
- hmm... z jednej strony na Dolnym Świecie coraz częściej zdarzają się przypadki, że dziewictwo tracą 14 letnie dziewczyny... ale z drugiej strony obyczaj mówi, iż dopiero po ślubie... ja osobiście jestem po stronie tej drugiej wersji... chociaż... może nawet nie dokońca... ale... ale w każdym razie to trochę młodo....
- nie wiek jest tu najważniejszy. Ale on jest... okropny. Narzuca się ciągle... mimo iż okazuję mu, że nie mam ochoty na jego pieszczoty. Niczym kleszcz... przyczepia się... i puszcza dopiero po wypiciu krwi. Rozumiesz mam nadzieję, o co mi chodzi.
- tak... ale... nie każdy mężczyzna taki jest.
- Ty nie rozumiesz... wokół mnie jest wielu od niego lepszych... choćby nawet Ty... a ten... ja jestem na niego skazana!
- a nie można tej całej przepowiedni jakoś... wyminąć?
- uwierz mi, chciałam. Lecz jestem pod presją Świętego Stanu Kapłańskiego. Oni uważają, iż Przepowiednia jest planem Bogów. Jednak jak dla mnie jest to po prostu sposób, by wszelkie pieniądze zostały w ich skarbcach. – powiedziała ze skwaszoną miną.
- czemu im się nie przeciwstawisz?
- próbowałam.
- chcesz, to wstawię się za Tobą... ponoć jestem przyszłym Faraonem...
- musiałbyś mnie pojąć za żonę. A Tobie inna jest przeznaczona. – przy jej pierwszym zdaniu lekko się zarumienił.
- Siostra ma, Echn-Bennu-Titi, zwana również Nefertirą, za niezwykłą urodę. – powiedziała z jeszcze kwaśniejszą miną.
- Opowiedz mi o niej...
- zawsze żyłam w jej cieniu. Ona była ‘’Tą dobrą” a ja ‘’Tą złą” ... tylko za to, że czczę Seta. A ona Bennu. Jej powierzono Irianx, a mnie Ka’Nunun – Elemento.
- jaki to ma związek?
- taki, że Irianx jest o wiele ważniejszy. Nefertira miała nawet kilkakrotnie spotykała się potajemnie z Mirai... nic się nie przejmowała.... a dowiedziawszy się, że szykuje się misja sprowadzenia Ciebie uciekła na Świat dolny. – westchnęła ciężko.
- A teraz chciałabym ją odnaleźć.
- to może by tak poprzestawiać nieco w tej przepowiedni... powiem więcej... odwrócić wszystko... i będzie optymalnie – i uśmiechnął się wymownie... trochę zadziornie.
- Wiesz... wolałabym w ogóle tam nie figurować i cieszyć się wolnością – odpowiedziała niewzruszona.
- czekaj, czekaj... jeszcze coś wymyślimy... tak im tam nagmatwamy, że się nie połapią. Zaufaj mi.. ja mam głowę do dokumentów – i położył rękę na jej ramieniu. Próbował za wszelka cenę ją pocieszyć.
- no już, nie rób min – potrząsnął lekko jej ramieniem. Ta się odwróciła.
- trzeba już spać. Jutro znowu czeka nas droga. – pocałowała go i jak gdyby nigdy nic wyszła. Nie dając po sobie znać mijanym kapłanom, że cokolwiek działo się z jej emocjami.
- no znów mnie pocałowała! - złapał się za czoło i padł na tapczan. Tym razem jednak nie o tym myślał... próbował sobie wyobrazić ową ‘Nefertirę’... potem jednak myśl skupił na problemie Ankh-Nu-Nefer i sposobie na jego rozwiązania. Nic mu nie przyszło do głowy, tylko po prostu razem sprzeciwić się przepowiedni... on... jako Faraon... ponoć w Egipcie Faraona utożsamia się z Re... więc... on w oczach tych wszystkich ‘’łysoli” jest albo będzie Bogiem...a Boga powinni się słuchać....
i z tą myślą zasnął.
~*~
Nazajutrz schemat powtórzył się... pakowanie... wyruszenie w drogę.... nic, o czym warto by wspominać...
Idąc jednak przez pustynię, Cael-Ra miał dziwne uczucie... jakby ktoś ich obserwował....
- Nefer.. (mogę tak do Ciebie mówić?) ..
- Możesz. Słucham? – uśmiechnęła się... w końcu ‘’Nefer” znaczy piękna...
- mam takie dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje..
- nic dziwnego... jesteśmy w królestwie Seta... on obserwuje każdy nasz ruch...
- nie... to coś innego..
- wydawało Ci się...- i szli dalej milcząc. Wtem coś przemknęło przed nimi.
- teraz mi chyba nie powiesz, że też tego nie widziałaś!
- Nic nie widziałam.
- jak nie?! Jak byk przeleciało przed nami!
- widziałeś to w pobliżu horyzontu?
- można tak powiedzieć.
- to złudzenie. Najwyraźniej Szu za Tobą nie przepada.
- Szu?
- Bóg powietrza. Twój patron.
- mój? Nie ważne. Jestem pewien! Owszem, zamazane były, jednak widziałem!
- a umiałbyć opisać?
- otóż tak! Mężczyzna o bladoniebieskiej skórze i srebrnych włosach, i Kobieta o zielonej, nie, morskiej skórze... błękitnych włosach... fryzurę miała podobną do Ciebie...
- To zapuścili się aż tutaj! – krzyknęła. Złapała go za dłoń, przyciągnęła do siebie. Stanęli do siebie tyłem i spletli ręce w przedramionach.
- yyy... po co to wszystko? – spytał Kapłankę Cael-Ra. Był nieco zdziwiony jej nagłą reakcją.
- To Atlanci... podstępni... musimy się trzymać blisko...
- wiesz... czy to nie jest za blisko? – jęknął. Mimo jako-takiej sympatii, jaką ją darzył (a raczej wygląd jej ciało.. jej głos..) czuł się dziwnie....
- nie wiesz co planują... potrafią niczym wielka fala wody odrywać skały... uwierz mi.... mieć Atlantów na ogonie, to ostatnia rzecz, o jakiej moglibyśmy marzyć.
- czy w związku z tym będziemy tu tak sterczeć, aż ‘’Ra” nas usmaży?
- masz rację... – puściła go.
- idźmy dalej... nie wiele nam da stanie tutaj... – dalej szli w sumie bez problemów... aczkolwiek droga wydawała im się tak długa i taka nudna...
Jednak przyszedł następny wieczór... tym razem Ankh-Nu-Nefer nie miała zaplanowanego żadnego miejsca wypoczynku, co nie uszczęśliwiło zbyt Terry’ego. Nie podobała mu się perspektywa spędzenia nocy na ZIMNEJ pustyni w tak skąpym ubraniu... i właśnie..
- zimno mi. – stwierdził.
- chcesz się rozgrzać? – odpowiedziała pytaniem Ankh-Nu-Nefer...
- zależy w jakim sensie...
- no chodź... wstań!
– ten nie pewnie zrobił, to co mu kazała... ta zaś zbliżył się do niego i uśmiechnęła... poczęła coś nucić i poruszać się do rytmu.
Obserwował to lekko zaskoczony. Poruszała się delikatnie, ale zmysłowo... wygląd jej wręcz wężowatego ciała potrafił wprowadzić w swoisty trans... po chwili wpatrywał się w nią dość tępym wzrokiem... oczy mu się zeszkliły... również to co widział, widział jak przez szybę... tylko zarys jakiegoś pięknego kształtu...zapomniał już o tym, że mu zimno... na jego obliczu zagościł uśmiech... jego nozdrza rozchyliły się...w końcu taki widok nie należał według niego do najgorszych.... nawet, z przytępionym wzrokiem.....
- hej... śpisz? – nagle zapytała się go. Machnęła mu parokrotnie ręką przed twarzą.
- ja? Yy... nie! – odpowiedział wyrwany ze ‘’snu”
- no to teraz ty.
- ja?
- chcesz się rozgrzać, prawda? Ruch rozgrzewa.
- nie rozumiem.
- pokazałam Ci, spróbuj.
- co?!
- zatańcz.
- ale tak tańczą kobiety!
- nadam Ci melodię. Spróbuj. – i zaczęła nucić. Znów ta sama melodia. Znów wprawiła w ruch własne ciało, przyciągając jednak Jego do siebie.
- ale ja nie umiem!
- umiesz! Każdy umie! Daj się porwać muzyce i emocjom z nią związanym!
– ten zaczął się powoli ruszać.... nie do końca mu to jednak wychodziło... na szkolnych dyskotekach zawsze podpierał ściany... a teraz miał tańczyć jeszcze z „kimś”... jednak po pewnym czasie...razem im się tańczyło coraz lepiej... aż w końcu stali się jednym, wspaniałym tańczącym wirem....
-----------------------------------------
A tak po za tym: Autorka upodobniła się ostatnio do Bohaterki: Autorka ma włosy pofarbowane na czarno. Autorka zrobiła sobie makijaż: czerwona szminka + Oczy Udżet i Autorka wyglądała prawie identycznie jak Bohaterka (z tym że Bohaterka na prawą stonę włosów rudą... a Autorka ma od rudości strasznie cerwone policzki... nad czym Autorka ubolewa, bo autorce tak podobają się rude włosy.... )
Ja się zastanawiam, czy ja nie mam jakiegoś Araba w rodzinie... bo jakna razie podejrzenia padają na Tatara
i cóz Wam mogę jeszcze powiedzieć.... Never Ending Stooory, aaa, aaa ,aaa.. Never eending stooooryyy... aaa, aaa, aaa mam nadzieję, iż rozumiecie, co mam na myśli
Zwróćcie uwagę na godzinę dodania posta ;p
Ostatnio edytowane przez Aquila_Ardens : 10.05.2005 - 01:13
|