- Za oknem… - wydukała Deborah. – Ktoś jest za oknem! Widziałam cień!
- Debbie… - dziewczyny były zaskoczone, Deborah zawsze twardo stąpała po ziemi, ale teraz widać było, że była przerażona.
- Co ty tam widzisz – spytała się Selin, patrząc w okno – Tak przecież nikogo niema!
- Tak… byłam pewna, że mi się przewidziało… ZNOWU! DZIEWCZYNY, JA SIĘ BOJE!
- Deb, może już pójdziemy spać, co? Co o tym myślisz? – Zapytała ją zaniepokojona Monique.
- Monique… Tam rzeczywiście ktoś jest… Sama widziałam. Jakiś cień.
Monique się przeraziła. Jeżeli obie widziały to samo, wtedy to raczej nie przewidzenia. Ktoś istotnie stał w jej ogrodzie. Teraz i ona zobaczyła cień. Ogromny, najprawdopodobniej mężczyzna, przygotowywał jakiś sznur – nie, on się próbuje dostać na balkon!
- Selin? Co robimy? – Zapytała drżącym szeptem Deborah. Wszystkie były tak przerażone, jak chyba nigdy w życiu. A jeśli to morderca? Zboczeniec? Albo… złodziej. To było najpewniejsze.
- Sprawdzimy to – powiedziała dzielnie Selin – No co tak patrzycie?
- Ale ja się bojęęęę! – Pisnęła Deborah.
- Ja też, Moniq na pewno również, ale…
Monique nie dała jej dokończyć. Wrzasnęła:
- TAM JEST OTWARTY BALKON!
- Monique! – Syknęła Debbie – Ciiiiiiszej!
- Ale ja mam go wiecie gdzie? Mam go w du… głębokim poważaniu! Jak będzie chciał nas zamordować, to nas zamorduje, ale mi się wydaje, że on po prostu chce obraz mojej matki! Wiecie, ten który tak się podobał wszystkim na wystawie! Mama go ma sprzedać do muzeum, idzie za niego mnóstwo kasy! Idę tam! Ktoś ze mną?
Monique zapaliła światło. Usłyszała trzask, potem syk, a na końcu przekleństwo.
Monique dzielnie wyszła i …. Zamurowało ją tam stał Ten Malarz W Idiotycznym Bereciku, przychodzący obecnie do Sany. Był chyba nie mniej zdziwiony niż Monique.
- Och… Co pan tu robi? Piękny wieczór, prawda? – Pokazała na niebo. Bardzo się bała, że gość ma broń.
- Ach… Co ja tu robię? Ja… ja… sobie zwiedzam. Tak... ja podziwiam prace twojej mamy. Te obrazy są piękne.
- A dlaczego pan wchodził po cichu przez balkon, zamiast jak cywilizowany człowiek wejść przez DRZWI? – Monique postanowiła udawać głupiutką dziewczynkę.
- Monique, kim jest ten paaan? – Zapytała równie głupim głosikiem Selin
- Ten pan w środku nocy postanowił obejrzeć obrazy mojej mamy, wchodząc przez balkon.
- Hmm… To ja może już pójdę, co? Papa, dziewczynki! Acha, i nic nie mówcie mamie! To miała być niespodzianka, ale jak mamy nie ma, to się nie udała! Papa! Miłego wieczoru! – Mówił do nich jak do małych dzieci.

- ja wiem, że ona wyszła tu jak mutant, sorki!
- Uff, wreszcie poszedł! – Powiedziała Monique, po czym ryknęła śmiechem.
Śmiały się tak około 10 minut.
- …haha…. MY. Pokonałyśmy złodzieja! Hahaha….
- Aż zgłodniałam… co chcecie zjeść?
- Hm…. Może powiedz, co masz, ok?
- A więc… - zaczęła Monique – mam płatki… płatki i… hm... płatki. Na sucho. A nie, jest jakieś mleko. – Powąchała – Blee… a może nie ma?
Aaa! Przecież mama robiła dzisiaj rybę… chociaż lepiej nie…
- Daj tą rybę, może być, umieram z głodu – powiedziała Selin
- Jesteś pewna? – Zapytała niepewnie Monique. – Na pewno zjesz?
- Tak, daj byle co, zjem WSZYSTKO.
- Hm… Ok. – Monique włożyła rybę do mikrofalówki, żeby ją troszkę podgrzać.
- Ok. Gotowa. Chcesz chleba? Nie, chleb spleśniał. Tydzień temu. Więc mogę ci dać do tej ryby… - Monique zaczęła przeglądać szafki – Mogę ci dać… sfermentowanego ananasa.
- BLEE!
- Ostrzegałam… Wolisz być głodna, czy to zjeść?
- Hm… Bez obrazy dla kuchni twojej mamy, ale już chyba wolę ananasa… - zaśmiała się Selin.
- Ok. Czyli zjemy płatki. Troszkę wyschnięte, ale znośne. Mają dopiero hm… miesiąc.
Po spożyciu ledwo zjadliwych płatków, stwierdziły, że warto byłoby udać się do łóżek.
Już leżały w łóżkach, lub jak niektórzy, na materacach, usłyszały głos matki Monique, wchodzącej do domu. Musiało już być dość późno, bo malarka zazwyczaj wracała około trzeciej – czwartej nad ranem. Nie była sama.