- Romana, nie uwierzysz co widziałam. Znasz Kalisiakową? Wyobraź ... – wesoły świergot Basi przerwał widok pustego łóżka Romany. – Boże, gdzie się podziałaś? -Nie no bez pożegnania...- Nagle Basia zobaczyła kartkę leżącą na jej szpitalnym łóżku.
Kochana Basiu!
Byłaś dla mnie najwspanialszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam. Mogłam ci się wyżalić, a ty zawsze mnie pocieszałaś i nie traciłaś pogody ducha. Kiedyś myślałam, że to na mnie spadły wszystkie nieszczęścia świata. Jednak to nie prawda... Gdy dowiedziałam się, że masz raka przed oczyma stanęła mi Natalka, to jak rozmawialiście ze sobą w szpitalu. Równocześnie wyobrażałam sobie co będzie gdy cię dla nich zabraknie... To ty mówiłaś do mnie „Nie załamuj się, nie płacz” ale to ja powinnam Ciebie podtrzymywać na duchu, pocieszać... Podziwiam cię, że nigdy się nie załamałaś, że walczysz z chorobą. Pamiętaj Natalka cię potrzebuje, a mną się nie martw jeszcze poczuję co to jest „szczęście”...
Twoja przyjaciółka Romana
Z dużych, piwnych oczu Basi spłynęły łzy, ale nawet teraz towarzyszył jej lekki uśmieszek... Zrobiło się późno, znużona Romana szła nadal ciemnymi uliczkami towarzyszył jej strach, ból, przygnębienie. Nagle pewna ulica, którą szła wydała jej się znajoma, te drzewa, ogrodzenie...

Tak to wysypisko. Zamiast góry śmieci widać było tu popiół i zgliszcza. Po ulubionej kanapie, krześle nie zostało już nic...

- Zostać tu, czy iść dalej? – pytała sama siebie drżącym głosem. Poczuła, że kręci jej się w głowie, znalazła skrawek miejsca i położyła się spać...

Joanna przyszła przed chwilą z zakupów. Rozładowała trzy pełne siatki. – Boże jak ja nie nawiedze tej bieganiny po sklepach. - Otarła pot z czoła. W tym samym momencie do kuchni wszedł hrabia. – Cześć.

- Cześć przepraszam, że jeszcze nie ma kolacji, ale były kolejki w sklepie i... – bełkot kobiety przerwał Henryk. – Nie kłopocz się, nie jestem głodny...
- Coś się stało. – spytała zatroskanym głosem.
- Nie, nic idę się położyć. – powiedział i udał się do swojego gabinetu.
- Ok. – odpowiedziała. Nagle dało się słyszeć dźwięk telefonu komórkowego Asi.

– Tak... A to ty Stasiu, i jak udało ci się?... Poczekaj chyba kupiłam... – pokojówka hrabiego wygrzebała coś z siatki. – Super! Nie wiem jak mam ci dziękować, na pierwszej stronie, uszczypnij mnie bo nie wierze! Dobra przyjdź po simoleony jutro po ósmej... No to pa... – odłożyła słuchawkę i podskoczyła z radości. – Ciekawe czy pani Romana to już widziała. – zaczęła się śmiać. – Zaraz, zaraz przecież Henio miał ją dzisiaj zabrać ze szpitala, ale jakoś jej tu nie widzę. Jeeeest! – krzyknęła głośnym szeptem.
Po śniadaniu Henryk wyszedł do pracy, a Joanna zabrała się za sprzątanie.

Ścieliła właśnie łóżko hrabiego, gdy usłyszała głośne pukanie do drzwi.

- Chwileczkę! – krzyknęła schodząc po schodach.
- No witam ciociu. – młody chłopak uśmiechnął się mile.
- Cześć, wejdź. – odpowiedziała. – Musisz mi to wszystko opowiedzieć.

- Tej nocy jak się umówiliśmy zakradłem się pod okno w kuchni i już. – powiedział entuzjastycznie chłopak.
- A co z tą gazetą? – spytała.
- Tam pracuje Gośka, żona Waldka Czarneckiego mojego kumpla z woja. Kiedyś się z nią zapoznałem i robiłem dla niej zdjęcia do tej gazety. Przyniosłem te fotki do redakcji i trach! – uśmiechnął się.
- Nie wiedziałam, że moja siostra wychowała tak zdolnego dzieciaka. – powiedziała i podała kilka zielonych banknotów dla chłopaka.
- Dzięki ciociu! – ucałował w policzek Asie i wyszedł.
- Cała przyjemność po mojej stronie. – zaśmiała się.
Romana chcą czy nie chcąc przyzwyczaiła się do wygodnego łóżka szpitalnego. Całą noc obracała się z boku na bok, było jej nie wygonie. Męczyły ją również wspomnienia, to jak pierwszy raz spotkała hrabiego, to gdy przychodził do szpitala, aby ją odwiedzić... W końcu jednak zmęczenie dało za wygraną, zasnęła... Wysypisko oświetliło słońce. Zaczął się upalny, letni dzień Romana spała by nadal, gdyby nie przypominający płacz, pisk.

- Cholerne koty! – krzyknęła wstając. – Bo jak zraz rzucę kamieniem to zobaczycie!
Kobieta zaczęła iść w stronę tajemniczego pisku.
- Nie... niech pani nie rzuca ja już idę! – odezwał się cichutki przestraszony głos.

- Romana była bardzo zdziwiona widokiem... drobnego chłopczyka o ciemnych blond włosach w brudnych dżinsach i podartej koszulce. – Nie bój się kochanie, nie rzucę w ciebie... – powiedziała drżącym głosem. Chciała podejść do chłopca ale ten odskoczył kilka kroków w tył.
- Nie bij. – burknął.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię. – powiedziała miłym głosem. Romana zauważyła, że chłopczyk cały drży, ma poranione ręce i podbite oko. – Powiesz mi jak się nazywasz?
- Robert... – powiedział niepewnym głosem.
- Ślicznie, ja mam na imię Romana. – chciała podać rękę chłopczykowi ale ten schował ją do kieszeni. – Podasz mi rączkę? – spytała.
- Nie będzie bolało? – powiedział zapłakany.
- Nie. – powiedziała i znowu powoli podała mu rękę. Tym razem chłopczyk nieśmiało wyją rękę z kieszeni. – Dziękuję.
- Pani ma rękę jak mama. – uśmiechnął się.
- Naprawdę, opowiesz mi o niej więcej? – spytała.
- Mama była zawsze dobra i przynosiła nam jedzenie, raz poszła z tatą do piwnicy, ale wrócił tylko tato i rzucił butelkę o ścianę. – powiedział.
- A powiesz coś więcej o tacie?
- Tata często zostawia mnie i Anie samych. Wraca wieczorem pije coś z butelek i nas bije. – zadrżał chłopczyk.
- Kto to Ania i gdzie teraz jest? – spytała.
- Ania to moja siostra. Wczoraj zaplanowała plan jak mamy uciec od taty. Wybiegliśmy z domu jak tata spał. Ania zobaczyła, że się obudził i nas goni, schowała mnie tutaj za tym płotem powiedziała, że jest za duża i tata nas zobaczy dlatego pobiegła dalej i kazała mi się nie ruszać. – powiedział zapłakany.
- A ile lat ma Ania?
- 16.
- A ty?
- Ania mówiła, że 7 – odpowiedział.
- Dobrze kochanie, nie bój się jesteś bezpieczny. – przytuliła chłopca.

- A Ania. – spytał miłym głosem.
- Znajdziemy Anię. – uśmiechnęła się do chłopca.
- Jestem głody. – powiedział nieśmiało.
- Daj mi rączkę zaraz coś znajdziemy. – powiedziała zmartwionym głosem widząc górę popiołu i zgliszcza...
C.D.N