Romana błąkała się bezczynnie po wysypisku. Patrzyła najwyraźniej jak mogła.
Niestety, dostrzegała tylko góry popiołu. – To nie możliwe, musi tu coś być do jedzenia. – powiedziała zrozpaczona, teraz i sama odczuła głód.
- Co się stało? – spytał chłopczyk.
- Nic skarbie, zaraz coś zjemy. – uśmiechnęła się.
Kobieta zauważyła, że mały zaczyna się chwiać mało brakowało, a by upadł. Podbiegła do niego. – Źle się czujesz? – spytała troskliwie.
- Chce mi się jeść. – powiedział po cichutku.
- Dasz radę dojść do najbliższego domu, którego zobaczymy? – spytała z przejęciem.
- Chyba tak. – powiedział.
- W takim razie chodźmy. – wskazała ręką ulicę. – Boże sama dałabym radę, ale te dziecko ledwo trzyma się na nogach. O co ci chodzi? Żebym żebrała o kromkę chleba dla niego?. – Romana biła się z myślami, nie wiedziała, co ma robić. Tymczasem przed jej oczami stanęła ogromna willa. Przystanęła na chwilę.

- Co robimy? – spytał nieprzytomny chłopiec.
- Zaraz dostaniesz coś do jedzenia. – popatrzyła miłym wzrokiem na Roberta, poczym ruszyła w stronę wielkiego domu. Zapukała delikatnie w drzwi.
Nikt nie odpowiadał zapukała ponownie trochę głośniej.
- Chwileczkę! – zza drzwi dało się słyszeć kobiecy głos.
- Tak. – powiedziała otwierając drewniane drzwi. Romana przestraszyła się widokiem... Pokojówki hrabiego. – Przepraszam pomyliłam mieszkania. – speszyła
się.

- No proszę, proszę, kogo my tu mamy! Szanowna pani Romana, a co to za brzdąc. Pani synek! – zakpiła donośnym głosem. – Nie chciałaś u nas pracować to wara stąd! – krzyknęła i już miała zamknąć drzwi, gdy ze schodów zszedł Henryk. – Asiu, kto przyszedł? – spytał.
Nie mógł uwierzyć, gdy w drzwiach zobaczył Romanę.
- Pani Romano! – krzyknął z uśmiechem. – Zdecydowała się pani u mnie zamieszkać?
- Nie, to nieporozumienie ja już sobie idę... – powiedziała drżącym głosem. W tym samym momencie chłopiec upadł na ziemię. – Robert! – krzyknęła zmartwiona.
- Co mu jest? – spytał z przejęciem hrabia.
- Nie wiem od ilu dni nie jadł, poza tym jest pobity. – oznajmiła. Hrabia wyciągnął swój telefon. – Pogotowie! Mam tu nie przytomnego chłopca.... Chyba zemdlał z głodu, jest też pobity... Słoneczna 15... Tak, szybko! – krzyknął i odłożył słuchawkę.
- Asiu! Sprawdź czy oddycha. Byłaś na tym kursie pierwszej pomocy. – krzyknął poczym wybiegł na drogę oczekując karetki. Asia z niechęcią chwyciła rękę chłopca.
– Oddycha! – wrzasnęła na całą ulicę. – Co się gapisz? – popatrzyła na Romanę z pogardą - Muszę iść do środka głowa mnie boli. – zrobiła żałosną minę i weszła do domu.
- Robert! Kochanie wytrzymaj, proszę. Musimy przecież znaleźć Anię. – popatrzyła na chude, małe ciało chłopczyka. Nie usłyszała żadnej odpowiedzi, Robert leżał bez ruchu. Po chwili karetka była już na miejscu. Sanitariusze przynieśli nosze, na których znalazł się chłopiec.
- Mogę z wami jechać! - krzyknęła Romana.
- Tak, proszę ale mamy tylko jedno miejsce. – powiedział mężczyzna patrząc na kobietę.

- Niech pani jedzie. Ja przyjadę autem. Do jakiego szpitala go zabieracie? – spytał hrabia.
- Gen. Franciszka Kleberga. – odparł. Na ustach Romany pojawił się krzywy uśmiech. Po chwili, karetka ruszyła w stronę szpitala.
- Asiu! Jadę do szpitala, pilnuj domu! – krzyknął i wsiadł do swojego samochodu.
- Głupia zdzira myślałam, że będzie można ją łatwo zlikwidować, ale się myliłam... Przebiegła suka! Ale ja już coś wymyślę! – siedziała w kuchni rozmyślając.
Henryk wpadł na szpitalny hol dobrze mu już znany. Zauważył, że na krześle siedzi Romana. – I jak? Co z chłopcem? – spytał.
- W czasie drogi odzyskał przytomność teraz opatrują mu rany. – opowiedziała.

- Dzięki Bogu! – krzyknął wesoło. – Przepraszam, że pytam ale to pani syn?
- Nie znalazłam, go na wysypisku. Pochodzi z jakiejś pijackiej rodziny. Matka była w porządku, ale ojciec spija się i bije te biedne dzieci. – powiedziała ze smutkiem.
- Dzieci?
- Ten chłopiec ma siostrę, starszą od niego. Zaplanowała jak mają uciec od ojca. Ukryła Roberta, bo tak ma na imię chłopczyk za płotem na wysypisku, a sama bała się, że ojciec ją zauważy, więc pobiegł dalej. – oznajmiła, po jej policzku spłynęła łza.
- Co się stało pani Romano? – spytał przejęty widząc zapłakaną kobietę.
- Przypomniałam sobie mojego męża. Żyliśmy szczęśliwie do dnia, gdy stracił pracę. Wtedy zaczął pić i bił mnie. Pewnego ranka zaspałam i nie zrobiłam mu śniadania... Zaczął mi grozić bronią, którą kupił na jakimś bazarze. Bił mnie, rzucał pustymi butelkami po wódce... – rozpłakała się.
Henryk był przygnębiony, nie mógł sobie tego wyobrazić, on syn hrabiego Nowickiego znanego na całym świecie. Nawet, gdy skończył osiemnaście lat był pod opieką służby i kochających rodziców. Na holu słychać było teraz tylko dźwięk telefonów i rozmów lekarzy...
- Witam! – krzyknął czarnoskóry lekarz, który leczył wcześnie Romanę.

- Dzień dobry. – powiedział hrabia.
- Może pozwolą państwo do pokoju lekarskiego. – uśmiechnął się.
- Dobrze, chodźmy. – powiedziała Romana. Po chwili cała trójka była już na miejscu.
- Proszę usiąść. – lekarz wskazał ręką krzesła.

- Co z nim? – spytała przejęta Romana.
- Chłopiec zemdlał po prostu z głodu. Daliśmy mu najpierw glukozę, a teraz je normalny obiad. Ma on liczne obrażenia, to musiało być pobicie. Niestety wykryliśmy u chłopca również białaczkę. Choroba jest bardzo rozwinięta, będzie potrzebował stałej opieki i leków... – oznajmił.
- Boże. – powiedziała zrezygnowanym głosem.
- Niech się pani nie martwi, to młody silny organizm. Teraz musi mi pani pomóc w ustaleniu danych chłopca.
- Dobrze. – odpowiedziała.
- Imię i nazwisko. – spytał.
- Powiedział mi tylko imię Robert.
- Ok.
Kobieta powiedziała wszystko, co mówił jej chłopiec...
- To wszystko, co pani wie?
- Tak. –kiwnęła głową.
- W takim razie, zaraz zaprowadzę państwa do chłopca. – powiedział wstając.

- Doktorze, co teraz z nim będzie? – spytał hrabia.
- Pani Romana będzie musiała to wszystko powtórzyć na policji. Jeżeli chłopiec ma jakąś dalszą rodzinę babcie, ciocie wtedy trafi właśnie do niej, a jeżeli nie, trafi do domu dziecka.
- Ale on jest chory! – krzyknęła oburzona Romana.
- Co ja mogę pani powiedzieć? Dom dziecka będzie musiał kupować leki. Szpital nie może utrzymywać bezustannie chłopca. On nie ma ubezpieczenia. Możemy go przyjąć tylko wtedy, gdy jego stan będzie naprawdę ciężki i będzie potrzebował respiratora. – powiedział ze smutną miną.
Romana zaczęła znowu płakać. – Dlaczego bóg zsyła na nas tyle nieszczęść? To taki delikatny chłopiec. - W pokoju zapadła cisza.
- Chce się pani spotkać z chłopcem? – spytał lekarz po dłuższej chwili.
- Tak, tak. – ocknęła się.
- Więc chodźmy. – powiedział mężczyzna i wszyscy wyszli z pomieszczenia...
C.D.N
Zapraszam również ponownie na stronę poświęconą N jak nędzy
www.n-jak-nedza.bo.pl