Jakoś się wyrobiłam. Ten odcinek dedykuje ojcu świętemu
Lekarz, Henryk i Romana szli korytarzem... Czarnoskóry mężczyzna uchylił delikatnie
drzwi.
- Cześć mały! – krzyknęła Romana widząc chłopca.
- Cześć. – odpowiedział tym razem pełen sił Robert.
- Jak się czujesz? – spytał lekarz.
- Dobrze, już nie jestem głodny. – uśmiechnął się.
- To świetnie! – powiedziała Romana, poczym poprosiła lekarza, aby wyszedł z nią na korytarz.
- O co chodzi? – spytał lekarz.

- Pomyślałam, że może odwiedziłabym Basię. – powiedziała nieśmiało.
- Tą, co leżała z nią pani na sali? – spytał.
- Tak. – kiwnęła głową.
- Pani Barbara jest w bardzo ciężkim stanie... – powiedział smutny.
- Jak to?! – krzyknęła z niedowierzaniem.
- Pani Romano, ona ma raka. Chciałbym wynaleźć lek na tą diabelską chorobę... – oznajmił.
- Mogę ją, chociaż zobaczyć? – spytała przygnębiona.
- Dobrze dam pani dziesięć minut leży nadal w ósemce. – pokiwał głową.
- Dziękuję. – powiedziała po cichu i ruszyła w stronę sali.
- Romana. – odezwał się drżący głos Basi.

- Kochanie. Jak się czujesz? – spytała podchodząc do łóżka kobiety.
- Mój czas dobiegł końca. – powiedziała smutnym głosem.
- Nie mów tak! Sama mi mówiłaś, że nie wolno się poddawać! – krzyknęła.
- Romanko, Romanko. – uśmiechnęła się. – Co ty tu robisz? Mieszkasz u hrabiego?
- Ech, to długa historia. – westchnęła.
- Wiedzę, że coś jest nie tak. Przeczytałam list, który zostawiłaś na moim łóżku. Obiecałaś mi też, że się nie poddasz. Zrozumiałaś, że istnieją inne nieszczęścia! Dlatego uszanuj to, każdy dzień traktuj jak dar od boga! Ja już nigdy nie poczuję ciepła słońca na mojej skórze, nie przespaceruję się po parku, nie będę podziwiała zielonych drzew, kolorowych kwiatów. Obiecaj mi, że każdego ranka będziesz cieszyła się z tego, że wyszło słońce. Pomóż sobie pójdź do jakiegoś ośrodka dla biednych, znajdź sobie jakieś zajęcie, nie odrzucaj miłości! Życie jest tylko jedno nie pozwól go zmarnować... – powiedziała resztką sił, jej duże piwne oczy zamknęły się W sali rozległ się płynny, nie przerywalny dźwięk urządzenia, do którego była podłączona kobieta.
- Obiecuję Basiu. – powiedziała po cichu i zaczęła płakać. W tej samej chwili do sali wszedł lekarz wraz z pielęgniarką i mężem Basi.

Czarnoskóry mężczyzna odłączył kobietę od szpitalnego urządzenia. – Przykro mi, siostro proszę zanotować czas zgonu 9:37. – powiedział i wraz z pielęgniarką wyszedł.
Romana przytuliła męża Basi. – Pańska żona była wspaniałą kobietą... Proszę przyjąć najgłębsze wyrazy współczucia.

- Dziękuję, tak Basia była bardzo mądra. Teraz stanę przed największym zadaniem. Chcę żeby Natalka też taka była...
- A gdzie ona teraz jest? – spytała.
- Ma katar została w domu z sąsiadką. – odpowiedział.
- Jak pan jej to powie?
- Sam nie wiem. – powiedział ze smutkiem.
- Może ja spróbuję?
- Dziękuję, zechce pani do nas przyjść dziś wieczorem? – spytał.
- Chętnie.
- O ósmej, ulica Wolska 13. – oznajmił.
- Dobrze. – uśmiechnęła się. – Do zobaczenia. – powiedziała i wyszła.
- Kamień, nożyce, papier! – gdy Romana weszła do sali, w której leżał Robert dało się słyszeć wesołe okrzyki. Hrabia i chłopiec doskonale się ze sobą bawili.
- Witam widzę, że wam tu wesoło. – uśmiechnęła się.
- Bawimy się w kamień, nożyce, papier! – krzyknął malec.
- Panie Henryku możemy porozmawiać? – spytała nieśmiało.
- Tak. Robert pobaw się teraz misiem, a jak wrócę zagramy w szachy. Co ty na to? – uśmiechnął się do chłopca.

- Dobra! – krzyknął wesoło.
Romana i Henryk wyszli z sali.

- Basia nie żyje. – powiedziała ze smutkiem w głosie.
- Boże... – zamyślił się.
- Chciałam też pana przeprosić. – wyjąkała wstydliwym głosem. – Nie chciałam pana wysłuchać i w ogóle. Zachowywałam się jak stara zrzędliwa baba. – uśmiechnęła się.
- Ależ pani Romano, nie ma pani, za co przepraszać. Doskonale panią rozumiem. – odpowiedział.
- Dziękuję.
- Wujek! – krzyknął dziecinny głos.
- Chyba muszę iść. – uśmiechnął się. – Na partyjkę szachów z Robertem.
- Chodźmy! – powiedziała entuzjastycznie i razem weszli do sali...
C.D.N sory może troche krótki odcinek...