Naprawdę wziąłem sobie do serca wasze rady i naprawdę starałem się przeciągać jak tylko można, ale... ja tak po prostu nie potrafię ;( Piszę co trza, a o tym, co nie trza nawet nie myślę.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i pomimo tych i, z pewnością, wielu innych niedociągnięc opowiadanie, choć krótkie spodoba sie wam
_____________________________________________
III. Herayon
Dzień 796 (dwa lata i dwa miesiące później)
Państwo Lewik już dwa lata mieszkali w Samarii i ani raz nie pożałowali swej decyzji o przeniesieniu się na wieś. Była to spokojna wioska, ze spokojnymi i miłymi ludźmi. Szybko wtopili się w otoczenie. Nie licząc tego, że dwa lata pod rząd, każdej zimy zginęły tragicznie dwa noworodki, nie działo się tu nic nadzwyczajnego.

Mrozy puściły, a drzewa w Samaryjskich sadach rozkwitły na biało i różowo. Życie zdawało się tu być nienaturalnie piękne. Jakby tylko z pozoru. I tak było rzeczywiście. Państwu Lewik do pełnego szczęścia brakowało tylko jednego. I byliby gotowi oddać za tę jedną rzecz wszystko.
- A może to po prostu moja wina? Może jestem niepłodna? – powiedziała Karolina spuszczając głowę.
- Nie mów tak, kochanie. Byliśmy na badaniach. To nie jest twoja wina – Grzegorz przytulił się do małżonki.
- Ani twoja. Więc czyja?
- Niczyja. Brak szczęścia. Zaadoptujemy dziecko tak, jak planowaliśmy.
- No ale to nie jest to samo, co nosić maleństwo w brzuchu.
- A słyszałem, że to nie jest takie przyjemne – niedoszły ojciec uśmiechnął się do małżonki, ta jednak nie odpowiedziała uśmiechem.
„Jednak muszę spróbować wszystkiego” – pomyślała. I wtedy przyszedł jej do głowy straszny pomysł.
*****
Dzień 797
- Wstyd! Jażem myślała, że pani to taka rozsądna kobieta. A pani to taka się okazała jak te baby co przez płot gadają o innych.
Karolina wpatrywała się okulary babci Klementyny. Były tam oczy, z całą pewnością, ale jakiego koloru tego nie mogła odgadnąć.
- Pani wybaczy, ale naprawdę jestem zdesperowana. Chciałam się chwycić naprawdę wszystkiego. To ja już sobie pójdę.

- Czekoj, czekoj! Ty się tak nie poddawaj. Stare takie, jak ja, to się lubią trochu podroczyć, tyle mają do roboty, ale ty się nie przejmuj. Może mogłabym coś zrobić, ale cena będzie wysoka, od razu zaznaczam.
- Naprawdę była by pani w stanie coś zrobić? Naprawdę jest pani czarownicą?
- Hola! Hola! Nie gadaj tyle. Nie zadawaj pytań, bo ci to bokiem wyjdzie. Zróbmy tak: jak zajdziesz w ciążę, to ja poprosza o jedną rzecz. Jedną, ale ty będziesz musiała mi to dać. Oddałabyś cokolwiek, żeby być brzemienną?
- Wszystko! O ile tylko będzie w moim posiadaniu, rzecz jasna. Mów co pani chcesz! Pieniędzy? Samochodu?
Klementyna zaśmiała się.
- A na cóż mnie samochód? Chyba, żebym mi pierun w kurnik strzelił, to by mi kury w nim mieszkały. No, ale skoro tak to zgoda. Idź teraz do dom, zabaw się ze swoim chłopem i mnie wszystko zostaw. Kiedy przyjdzie pora, ja przyjdę po zapłatę.
*****
Dzień 797, wieczór

Karolina zrobiła jak jej Klementyna kazała. Wcale nie musiała męża namawiać. Ale nie zdradziła mu, co zrobiła w południe.
W momencie szczytowania ujrzała przed oczami obraz Klementyny tańczącej pośród piorunów i szeptającej jakieś zaklęcia.

Karolina i Grzegorz legli w łożu. Im obojgu, jak ciche echo, szumiały jeszcze słowa: vuk-khul al-zri shabamn na i ghorot herayon... i ghorot herayon.... ghorot herayon... herayon... herayon...
*****
Dzień 931
Wkrótce Karolina znacznie przytyła. Nie było wątpliwości – nosiła w swoim brzuchu nowe życie.

- Pani! Powiedz, co pani chcesz! Jestem taka szczęśliwa.
- Na razie nic nie chcę od ciebie, dziecko. Wystarczy mi, że się cieszysz, że jesteś matką.
- Bardzo, bardzo, bardzo pani dziękuję! – przyszła matka przytuliła babcię Klementynę, teraz swoją przyjaciółkę.

*****
Dzień 1051
- Ostrożnie, ostrożnie! Początkujące matki muszą na siebie uważać – powiedział Grzegorz otwierając drzwi małżonce, która niosła na rękach małe zawiniątko. – Zaraz przyrządzę ci coś do jedzenia, kochanie. Pewnie jesteś głodna po tych szpitalnych glutach.
Karolina zmusiła się do uśmiechu. Zaniosła swojego synka do jego pokoju, w którym roiło się od zabawek i położyła w kojcu. Zamknęła oczy i ostrożnie odsłoniła kawałek materiału. Otworzyła oczy i ku swojemu przerażeniu odkryła, że wcale jej się nie przywidziało w szpitalu. Mały miał ognistoczerwone oczy, które teraz zdawały się wręcz świecić.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Usłyszała kroki męża, skrzypienie drzwi („Już mu tydzień temu powiedziałam, żeby je naoliwił” – pomyślała.), a potem głos:
- Dzień dobry! Przyszłam coby dziecko obejrzeć. Wieta, stara jestem, doświadczona, zara odgadnę, czy mądre, czy pracowite, czy inne jakieś będzie.
- Proszę wejść. Korytarzem i zaraz drugie drzwi po lewej. Karolina tam powinna być.
Karolina szybko wzięła chłopca na ręce. Kiedy Klementyna weszła uśmiechnęła się.
- Wspaniale, że pani przyszła! Może będzie pani w stanie mi TO wyjaśnić? – odsłoniła główkę dziecko i pokazała staruszce.

- Właśnie przyszłam po to, żeby sprawdzić, czy je ma. Ale widzę, żeś je już zauważyła.
- No trudno nie zauważyć! Przecież to aż razi! Co ja powiem mężowi?
- To coś ty mu nic jeszcze nie powiedziała? Głupiaś! Nie powinnaś takich rzeczy przed nim ukrywać. Teraz będziesz musiała powiedzieć mu prawdę! – Klementyna wzięła dziecko i włożyła je do kojca. Nachyliła się, a wtedy Karolina ujrzała wyraźnie czerwone oczy. Takie same i tak samo wyraźnie jak u jej syna. – A o oczy nie martw się. Wyblakną – dodała babcia.
- Tak jak pani?
- Jak co ja?
- Jak pani oczy? Jakoś nie wyblakły.
Klementyna wyprostowała się i przycisnęła ciemne okulary do twarzy wyraźnie zmieszana.
- Powiedziałam, że wyblakną to wyblakną! I uważaj, co mówisz dziecino! Pamiętaj, że masz jeszcze dług wobec mnie. Niedługo się upomnę.
Wyszła z pokoju. Nie odpowiedziała, kiedy Grzegorz zapytał „Już pani wychodzi?”. Trzasnęła wyjściowymi drzwiami.
Grzegorz wszedł do pokoju dziecka.
- Pokłóciłyście się czy co?
Karolina nie odpowiedziała wpatrywała się w oczy dziecka.
- No nie ważne. Zrobiłem ci sałatkę.
Pani Lewik westchnęła.
- Siadaj kochanie – powiedziała. – Musimy porozmawiać.
______________________________________________
Pewnie domyślacie się, czego zarząda Klementyna

Ale co w związku wyniknie dowiecie się z następnych odcinków, które dam dość późno. Za tydzień mam testy i muszę się przygotowywać. Tak więc najprawdopodobniej przez najbliższy tydzien nie będzie żadnego odcinka, albo przez cały tydzień będzie tylko jeden.