View Single Post
stare 18.04.2005, 18:16   #2
Delicate
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odcinek 8 "Choroba zniszczy wszystko"

Dziewczyny doszły do domku Jess. Wszystko było nowe. Zaskoczona kobieta usiadła na kanapie i zaprosiła do siebie Ashlee.
-Nie musiałaś tego robić-zaczęła.
-Przestań! Będzie tu dziecko i w ogóle i Ty mi mówisz, że mam nic nie robić?!- zaśmiała się brunetka. Nie wiedziała, że dziecko już znajduje się w domu. Do pokoju przypełzał mały chłopiec.
-Ym, Kochanie to właśnie Ben. Czyż nie jest rozkoszny ?
-Taaak, jasne!- odpowiedziała zdumiona partnerka. Przytuliła malucha i uśmiechnęła się do chudej twarzyczki, która strasznie zbladła. Niestety, teraz nie wydawało się to dziwne pięknej mulatce. Zostawiła ukochaną samą, a sama odprowadziła dziecko do pokoju. Wróciła do dziewczyny i pocałowały się.
Nie wiedziały jeszcze jak wiele będzie on znaczył.

Jessica bardzo źle się czuła. Nie chciała wyjść na przewrażliwioną i udawała, że wszystko jest dobrze. Uspakajała się myślą, że to zły dzień, że wczoraj się przejadła. Okrążyła wzrokiem cały pokój. Było w nim tak pięknie. Ta zieleń. Do tego tak kochała ten kolor. Życie na pewno będzie milsze przy takiej tapecie i meblach. Ścisnęła poduszkę. Teraz wszystko pamiętała jak przez mgłę. Gdzie przed chwilą była ? Kto z nią mieszka ?
Wszystko wydawało się nieosiągalne. Zmartwiona, złapała za apteczkę i połknęła proszek. Niestety, nawet po godzinie nie złagodził bólu. Ashlee, niczego nie świadoma, cieszyła się dzieckiem ucząc je chodzić. Rzeczywiście, maluch był rozkoszny. Nawet jako taki brzdąc umiał wymyślać niestworzone sposoby na zabawę. Tak mądre dziecko zasłużyło sobie na dumę i poważanie u brunetki. Była taka przejęta trzymając Ben’a na rękach i leciutko Go lulając. Ten, słodko wydukał „Lapalala” i dotknął palec mamusi. Był szczęśliwy. Jako jeden z nielicznych opuścił progi skromnego, szarego sierocińca. Pozostawił swoją siostrę Sarah, która najprawdopodobniej mieszkała tutaj z nim, gdyby nie decyzja jego matek. Tak więc nieświadomy swoich uczuć i czynów cieszył się tą chwilą. Na dole, u Jessici było coraz gorzej. Dziewczyna miała zawroty głowy, traciła świadomość. Jednak ostatni łyk wody przywrócił jej wiarę w dobre. Wszystko przestało się trząść i obracać. Było ok. Kobieta weszła na górę i przytuliła malucha do siebie.

Ten spojrzał na nią z uwielbieniem i dotknął jej piersi. Tak chciała go móc nakarmić własnym mlekiem. To dziecko, ten chłopiec był resztą jej marzeń i ambicji. Teraz miała rodzinę. To dlatego tak nalegała na adopcję. Chciała osiągnąć to, co teraz posiadała. Kolejny atak odebrał jej radość i nie pozwolił na dalszą rozmowę z Benem. Ashlee przejęła dziecko i położyła je do kojca.
-Kochanie, wszystko dobrze ?-spytała z troską.
-Tak, wszystko o…. Auaaa !-odpowiedziała obolała partnerka.
-Połóż się, ja ci przyniosę wywar… Już, spokojnie, Jessica !
Kobieta pośpiesznie pobiegła na dół i wstawiła wodę. Myślała o najgorszym. Z drugiej strony anoreksja przeminęła tak jak z obawami, więc dlaczego miała teraz wrócić ? Poza tym nigdy się tak nie objawiała. Jej ukochana była po prostu słabsza. Nie było czasu na przemyślenia. Jedyne co było do zrobienia to pomoc. I nie był to telefon na pogotowie, czy coś. Chodziło o złagodzenie bólu, a dopiero potem zamartwianie się.
Mulatka wróciła do sypialni z kubkiem i zwilżoną chustką. Podała oba przedmioty chorej i wpatrywała się jej z zaciekawieniem. Co mogło spowodować tak silne skurcze ? Dziewczyna zabrała naczynie i zostawiła ukochaną samą tylko na jej prośbę. Jessica chciała być sama. Nie chciała denerwować pięknej buzi, nie chciała widzieć na niej łez. To było gorsze niż znoszenie tych tortur jakimi obarczał ją organizm. Mimo wszystko na śniadej twarzyczce twarzyczce tak pojawiły się łzy. Złapała łapczywie za telefon. Już wykręciła 999, gdy zdecydowała odłożyć słuchawkę na miejsce. I tak w kółko. Kobieta nie mogła się zdecydować. Wywoływał to stres i strach. „Paranoja…”- pomyślała kobieta i zaczęła obgryzać paznokcie. Wszystko wydawało się być złe. Niestety, Ben nie miał ochoty zlitować się nad roztargnioną mamą i zaczął krzyczeć. Mama, wyrwana od kąpieli, ubrała się w samą bielizną i podeszła do maluszka.

-Spokojnie kochanie… Będzie dobrze.- to mówiąc ucałowała synka. Teraz kochała to maleństwo i żałowała decyzji swojej partnerki. Usłyszała przeraźliwy krzyk. Bez zastanowienia zadzwoniła na pogotowie.
-Proszę pana ! Tutaj jest bardzo chora kobieta !-wrzeszczała.
O tyle dobrze zrobiła, że po godzinie ich dom odwiedził lekarz. Nie usłyszała nic dobrego. Co więcej, to czego się dowiedziała powaliło ją z nóg.
-Proszę pani, czy pani w ogóle wie co zrobiła ?! Taka pochopna decyzja…. Trzeba było przetrzymać tę chorą kobietę jeszcze dłużej !-krzyczał zirytowany lekarz.
-Ale ja nic nie wiem !!!! Znów coś z tą anoreksją ? –pytała nieświadoma niczego mulatka.
-Co ?! Cholera, o jakiej ty kobieto anoreksji mówisz ?!
-Adam, uspokój się. Pani i tak jest zestresowana…-wtrąciła pielęgniarka.
-Co się dzieje ?!
-Proszę pani, to rak piersi. Jessice, ech, mogę tak mówić ?
-Boże….
-A więc została jej godzina życia. Proszę pani ! Niech pani włoży małego do łóżeczka i weźmie głęboki oddech. Och, Adam, coś ty narobił ?!
-Kobieto, to nie ja Ci kazałem gadać o śmierci !!!! Ludzka reakcja. Dojdzie do siebie na pogrzebie.
„Życie jest okrutne… I tak Jessico opuszczasz mnie. Zostawiasz na tym pustkowiu zwanym życiem. Tylko widzisz, kiedy ty się w tym cholernym życiu pojawiłaś, wszystko wyglądało inaczej. Było lepiej. Teraz, teraz mam Bena i nic więcej. Obiecuje Ci, że nigdy nie znajdę innej kobiety. Nikt nie zastąpi Mi ciebie. Nikt !!!!
Kocham Cię i dalej będę, Ash”. Mniej-więcej o tej treści brunetka napisała liścik do swojej lubej. Nie chciała przyjąć do wiadomości tej straty, ale musiała. Teraz utrzymywała dziecko. Tego słodkiego, cudownego chłopaczka, który siedział w sypialni.

Minuty mijały i chwile im pozostawały… Były coraz krótsze. Rzewne łzy spływały po czerwonym już policzku śniadej dziewczyny. Jej miłość straciła przytomność. Jeszcze oddychała, jeszcze biło jej serce. W głowie młodziutkiej Ashlee tworzyły się wiersze. Już zdecydowała się opublikować tomik wierszy. Poza tym w uszach dudniło jej „Let Me Go” 3Doors Down. To była prawda, to co śpiewał wokalista. Jess nie wiedziała, że jej wybranka była inną tancerką. Zarabiała tańcząc w Teksasie, fakt. Ale robiła to dla klientów, którzy przyszli obejrzeć jej ciało. Dokładniej, mulatka zarabiała w klubach nocnych. Nigdy nie wiedziała jak Barbara mogła uznać jej talent godnym takiej szkoły. Ale zrobiła dobrze. Tak rozpoczęła się ta miłość, miłość ponad wszystko. Uczucie, które przetrwało plotki, kłótnie, chłopaków i było na tyle silne by móc ujawnić się innym. Zdecydowanie można wszystko uznać za love story. Ale nie byle jakie. Takie o dwóch kobietach… Panna Johnson spokojnie mogła opublikować książkę. Wzbogaciła by się, to z pewnością byłby bestseller. Minęła godzinę. Jess jeszcze oddychała. To mogło wzbudzić nadzieję, ale przecież nie było żadnych szans.
-Trzyma się !-krzyknął p. Adam, którego Ashlee uznała za przypadek kliniczny.
-Tak Adaś, wszystko idzie dobrze !-potakiwała mu pielęgniarka o imieniu Grease.
Nagle mający w uszach słuchawki zacisnął wargę.
-Umarła…-wydukał.
Szatynka zakryła dłonią twarz i ukrywała łzy. Lekarz i pielęgniarka zostawili obie kobiety same.

(Sorry, ale nie chciałam Jess zabijać)
-Jess, to już koniec… Kochanie jesteś taka ładna. Że ja to teraz zauważyłam. Wiesz, opublikuje dla Ciebie tomik wierszy. Tylko moich, takich które potajemnie dla Ciebie tworzyłam. Może się spodoba ?
Kobieta ściszyła głos i odczytała wcześniej napisany list.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W next odcinku : Pogrzeb
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I com ? Podoba się ? Sorry, za dramat, ale tak mi się jakoś zachciało… No nic ! Oceniajcie !
Ach, no i starałam się dłużej... Dwie godziny to pisałam !

Ostatnio edytowane przez Delicate : 18.04.2005 - 18:21
  Odpowiedź z Cytatem