-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Odcinek VII. – Urodziny.
Ashley skończyła właśnie układać ubrania.
Zajęło jej to masę czasu.
Znużona robieniem porządków postanowiła wybrać się do fryzjera i kosmetyczki.
Miała dość swojej „pokręconej” fryzury i prostego makijażu.
Chciała całkiem zmienić swój dotychczasowy wygląd.
„Przecież muszę wyglądać bosko!” – Myślała.
„Nie mogę przyjść „TAK” na imprezę!”
Jak więc myślała tak zrobiła.
Wyszła z pokoju chwyciła za telefon i wykręciła numer.
Po chwili w słuchawce odezwał się zimny, męski głos.
-„TaxiSims”. Słucham.
-Chciałam zmówić taksówkę.
-Gdzie?
-Na „Uniwersytet Simowy”. Ulica Kwiatowa 10.
-Dobrze, będziemy za 15 minut.
-Dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia.
Dziewczyna nie chcąc czekać na pojazd w budynku wyszła na zewnątrz.
”Po co ma się „kisić” w akademiku skoro dzisiaj taka ładna pogoda jest?
Usiądę sobie i pooddycham świeżym powietrzem”.
Lecz nagle jej uwagę przykuły śmiechy i jakieś głosy.
Dochodziły zza krzaków z tyłu domu.
Nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości podeszła do żywopłotu i rozchyliła jego gałęzie.
Zdziwiła się niezmiernie widząc swych „sąsiadów” z akademika.
Jedni grali w nogę inni w zośkę, a dziewczyna opalały się zapewne na dyskotekę.
Ashley chętnie by do nich dołączyła, ale miała teraz ważniejsze sprawy na głowie.
Usiadła, zatem na trawie i poczęła rozglądać się dookoła podziwiając piękno tego jakże słonecznego dnia.
Niebo miało piękny szafirowy kolor.
Przesuwające się po nim chmury przybierały najróżniejsze kształty i kolory mieniąc się w promieniach słońca.
Delikatny wiatr poruszał roślinnością i chłodził zgrzane od upału ciała.
Kwiaty rozkwitły ukazując całe swoje piękno, a skowronki podśpiewywały radośnie.
„Ach! Mogłoby tak być zawsze. Zapach kwiatów, śpiew ptaków, ciepłe promienie słońca.
Aż chce się żyć!”
***
Po niespełna 10 minutach podjechała taksówka.
-Dokąd? – Zapytał kierowca.
-Do „Ladies hairdresser” proszę.
-To będzie 50$.
-Dobrze. Proszę. – Powiedziała płacąc. – Niech już Pan jedzie.
-Jak sobie Panienka życzy...
W końcu ruszyli.
Początkowo jechali ulicą wąską i dziurawą, ale potem wyjechali na drogę główną.
Była szeroka, płaska i na szczęście nie miała pęknięć.
Ashley otworzyła okno i zaczęła rozkoszować się tutejszym pięknem lasów, łąk i świeżego powietrza.
W mieście takie widoki to rzadkość zważając na to, że wszystko zajmują wysokie, zasłaniające dopływ światła drapacze chmur i ulice zalane zanieczyszczającymi powietrze samochodami.
”Ale się cieszę, że mieszkam w domu prywatnym z dala od takich wieżowców i autostrad.
Nie wiem jak bym wytrzymała w SimCity?”
***
-Jesteśmy! – Oświadczył taksówkarz.
-Dziękuję, do widzenia!
-Do widzenia! – Odparł mężczyzna i odjechał.
Dziewczyna natomiast weszła do salonu fryzjerskiego.
Przywitała ją jakaś kobieta o zielonych oczach i długich brązowych włosach.
-Dzień dobry! Proszę usiądź i wybierz sobie jakąś fryzurę z katalogu.
-Dobrze. – Powiedziała Ashley i zaczęła powoli obracać strony gazetki przyglądając się dokładnie każdej fryzurze.
Po kilku minutach wróciła fryzjerka.
-I, co? Wybrałaś już coś sobie?
-Tak, poproszę tą fryzurę.
-Oczywiście.
***
Po wizycie u fryzjera przyszedł czas na kupno kosmetyków.
Dziewczyna nie przyglądała się im tylko wrzucała wszystkie jak leci...
W końcu stać ją na to.
Gdy „wszystko” było kupione tutejsza mistrzyni makijażu
Elizabeth Straus zrobiła użytek z zakupionych produktów tworząc prawdziwe „dzieło sztuki”.
Ashley była zachwycona!
***
Dochodziła godzina 20:00.
Dziewczyny krzątały się po pokojach szukając odpowiednich ubrań i robiąc sobie makijaże.
Tylko Ashley spokojnie dobierała perfumy i prasowała swoje ubranie.
„Zamiast opalać się mogły wybrać sobie strój i kosmetyki”. – Myślała.
***
Minęła godzina.
Wszyscy zaczęli schodzić się na dach gdzie miała odbyć się zabawa.
Mary i jej koleżanki były już na miejscu.
Arnold natomiast siedział w pokoju.
Postanowił sobie, że będzie cały czas obserwował.
Po 10 minutach byli już prawie wszyscy.
Wciąż brakowały Ashley.
Bobee zaczął się już niepokoić, ale nagle...
Oczy wszystkich zwróciły się w stronę schodów.
Tak, to Ashley, lecz jakaś inna.
Nikt nie mógł uwierzyć, że to ONA.
Jej włosy były teraz proste i lśniące, ubranie modne i odważne, a makijaż wyraźny.
Bobee otrząsnął się pierwszy.
-Pięknie wyglądasz. – Oświadczył.
-Ty również.
-Zatańczysz ze mną?
-Oczywiście!
Oboje wyszli na środek parkietu.
Ponieważ była akurat wolna piosenka objęli się i zaczęli tańczyć.
Mary widząc Bobee’ego obściskującego Ashley dostała białej gorączki.
Postanowiła oderwać ich od tańca i przy okazji zwrócić na siebie uwagę.
-Hej! Posłuchajcie!!! Bobee ma dzisiaj urodziny! Wnieście tort i prezenty, a my zaśpiewajmy mu!!!
Sto lat, sto lat! Niech żyje, żyje nam! Sto lat, sto lat...
Muzykę wyłączono.
Chłopak natychmiast przestał tańczyć ze swoją partnerką.
Jego wzrok spoczął na Mary, która ustawiała właśnie tort i prezenty na stole.
-Skąd ona wie, że mam dzisiaj urodziny? I dlaczego się tak dziwnie zachowuje?
-Podobasz jej się. To jasne!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
1.Czy Mary naprawdę zakochała się w Bobee’m?
2.Czy kamera Arnolda przyda się do czegoś?
Dowiecie się tego już w następnych odcinkach.
Zapraszam serdecznie do czytania.
Czekam na komentarze.