Cytat:
Napisał koszalek
mam tylko jedno zastrzezenie nie ma czegos takiego jak "NIEPLODNA"
|
Owszem, istnieje taki zwrot i ma się świetnie. A znaczy dokładnie to samo, co „bezpłodna”. Wystarczy, że poszukasz np. w google
Cytat:
Napisał Lina
Widac ze jestes facetem
Rodzenie dzieci to nie taka prosta sprawa.
|
hmm... nie rozumiem o co ci chodzi. Może o to pobieranie nasienia od przypadkowych przechodniów? Zapewniam cię, że za pomocą telekinezy i różnych innych praktyk magicznych WSZYSTKO jest możliwe
________________________________________________
IV. Fuckowa miała rację.
Dzień 1051
- Nie rozumiem. Dzisiaj pierwszy kwietnia?
- Rany! Myślisz, że żartowałabym sobie z czegoś takiego? Popatrz! Popatrz tylko na te oczy. Nie myśl, że chcę się wykręcić, bo zrobiłam skoczek w boczek! Zresztą znajdź mi faceta, co ma takie coś w oczodołach. Klementyna się z przyczyn czysto fizjologicznych nie kwalifikuje! Nie pamiętasz? Wtedy, kiedy go poczęliśmy nie słyszałeś niczego dziwnego? Nie widziałeś niczego dziwnego?
Z miny swojego męża odczytała, że trafiła w samo sedno. Spoglądał na nią dowierzając mimo woli.
- No więc właśnie... – powiedziała.
***
Dzień 1063
Chociaż była późna jesień, ten dzień był wyjątkowo ciepły i słoneczny. Tak ciepły, że państwo Lewik postanowili zjeść na obiad na podwórku. Stwierdzili, że przed zimą muszą zdobyć sporo energii i Grzegorz przyrządził tłuste hamburgery. Daniel przed chwilą dostał butelkę mleka a teraz spał.
- Proszę cię. Tak ślicznie!
- Kochanie wiesz, że ja jestem jak najbardziej na tak, ale sama rozumiesz. Niedawno dostałem awans i źle by to wyglądało.
- Ale mi naprawdę zależy, żeby tam pójść. To taka ekskluzywna impreza! I będzie Kaśka z Lucyną! Rany, nie widziałam ich całe wieki!
- Mnie nie przekonuj. Idź porozmawiaj z moim szefem. Żeby to było kiedy indziej, ale on naprawdę potrzebuje mnie tego dnia.

Karolina serwetką otarła twarz z keczupu i sięgnęła po jeszcze jednego, małego hamburgera.
- Jak będziesz tak myślał, to na pewno nic nie wskórasz. Weź się w garść i go po prostu poproś. Może obudzą się w nim jakieś ludzkie instynkty!
- Mocno wątpię – stwierdził Grzegorz.
- Ale go poproś! Poproś do cholery!
- Poproszę, poproszę, ale nie spodziewaj się za wiele. Mój chlebodawca to naprawdę wielka świnia – Grzegorz wypił ostatni łyk soku. – No, ja już lecę – ucałował żonę i ruszył w stronę samochodu.
- Tylko poproś, poproś, poproś! – krzyknęła za nim Karolina.
- Nie poproszę! – odkrzyknął a jego żona wrzasnęła z wściekłości. – Poproszę, ale na sto procent się nie zgodzi. Nie obiecaj sobie niczego.
Po chwili Karolina usłyszała trzask zamykanych drzwi samochodowych, warkot silnika, aż w końcu ujrzała auto jadące ulicą w stronę miasta. Żując powoli kolejne kęsy obmyślała jaką tu kieckę sobie sprawić na bal, który odbędzie się za dwa tygodnie i na którym, jak uważała, z pewnością będzie wraz z mężem.
Po długiej, upojnej chwili ocknęła się z otumanienia, zebrała naczynia i już chciała ruszać do domu, do kuchni, gdy zobaczyła Klementynę zmierzającą w jej kierunku. Staruszka zmierzyła całą Karolinę wzrokiem. Karolina zrobiła to samo.

- Cała dzisiaj promieniejesz, dziecino.
- Pani też świetnie wygląda. To chyba dlatego, że dziś mamy taki piękny dzień.
Chociaż od czasu niedawnej sprzeczki nigdy o niej nie rozmawiały, to jakoś obie, bez słów, postanowiły się pogodzić. Karolina nie chciała robić sobie wrogów, Klementyna widocznie też. Już od tygodnia wszystko między nimi grało.
- Zapraszam, zapraszam. Może by pani zjadła hamburgera? Jeszcze trochę zostało.
- Ty nie masz szacunku żadnego dla starych. Myślisz se, że czym ja to pogryza? Wargami nie dom rady, to cię moga zapewnić.
- Jak pani nie chce, to nie. Zaparzę zaraz kawy.
- O to to może być! – odparła babcia uśmiechając się.
Gospodyni zaniosła brudne talerze do kuchni i włożyła je do zmywarki, potem udała się do saloniku, gdzie zaparzyła kawę. Długo siedziały z Klementyną rozmawiając o wszystkim, co ślina na język przyniesie. Karolina pochwaliła się, że wybiera się za dwa tygodnie na bal, co Klementynę bardzo zainteresowało. Pytała, w co Karolina się ubierze i kiedy dokładnie jest to przyjęcie.
Nagle usłyszały jakąś paplaninę dziecka. Obie ruszyły do pokoju Daniela. Okazało się, że mały już się obudził i miał teraz ochotę na zabawę. Matka pogłaskała go po główce, po czym spojrzała na jego oczy, które zawsze powodowały u niej jakiś nieuzasadniony smutek i zmartwienie.
Nie chciała zaczynać tej rozmowy, ale wiedziała, że nawet jeśli potoczy się ona niekorzystnie, to jest konieczna, aby później rozmów, które potoczą się niekorzystnie, było jak najmniej.
- No więc, babciu Klementyno, czego byś chciała za to, co dla nas zrobiłaś?

- Guci guci blum blum blum. Uti uti tuti buti – babcia szczebiotała do chłopca. – Chca tego małego aniołecka!
Karolina zachichotała, wyjęła synka z kojca i podała Klementynie. Ta wzięła go i utuliła. Potem na chwilę znieruchomiała i powiedziała bardzo cicho, do siebie:
- Już listopad się kończy. Nie powinnam więcej zwlekać - odwróciła się i szybkim jak na osobę w jej wieku krokiem wyszła z pokoju. Karolina zdezorientowana ruszyła za nią.
Klementyna udała się do kuchni i zatrzasnęła za sobą drzwi. Karolina puściła się biegiem. Otwarła drzwi i zobaczyła babcię z jej synkiem na rękach grzebiącą w szufladach.
- Co robisz? – spytała teraz już zupełnie zbita z tropu kobieta.
W końcu staruszka coś znalazła a po chwili w jej ręku błysnął nóż. Uniosła nóż w jednej ręce, a chłopca w drugiej, ręka silniejszą niżby się mogło zdawać.
- Wybacz, że tak bez ceremoniału, ale sam rozumiesz sytuację – powiedziała nie wiadomo do kogo.
Karolina rzuciła się na nią, a ta zauważając ją cofnęła i przycisnęła małego, który nagle zaczął płakać, do piersi. Choć z trudem, matce udało się wyrwać jej syna.
- Ty głupia dziewucho! Nic nie rozumiesz! – wrzasnęła babcia trzęsącym się głosem, a po jej policzku spłynęła łza.
- Wynoś się! – odkrzyknęła Karolina.
- Daj mi go! Później wytłumaczę! Mam mało czasu! Proszę! – zbliżyła się do swej przyjaciółki, ale ta się cofnęła. – Oddawaj natychmiast! Dałam ci go, a teraz chcę go z powrotem! Dawaj!
- WYNOCHA! – ryknęła Karolina.
Klementyna powolnym krokiem łypiąc spode łba minęła Karoliną klnąc:
- To jeszcze nie koniec, berego jedna! Nie myśl sobie, że ze mną pójdzie ci tak łatwo! To jeszcze nie koniec! – a potem dodała ciszej, do siebie – Szlag by to trafił! Zmarnować taką okazję!
Karolina odprowadziła ją nienawistnym wzrokiem do drzwi. Kiedy wyszła, podbiegła do okna i upewniła się, że babcia wróciła do swojego domu. Poszła do pokoiku dziecięcego i położyła Daniela w kojcu. Usiadła przy nim i zaczęła go kołysać, aż ten zasnął. Siedziała jeszcze chwilę aż usłyszała, że jej mąż wrócił.
„Nie ma o czym mówić. Nic się nie stało” – pomyślała, wymusiła uśmiech i wyszła, by go powitać.

- Zapytałeś?
- Zapytałem.
- No i...?
- No i powiedział, że się zastanowi. A to znaczy tyle samo co „Ty chyba masz nierówno pod sufitem! Nie ma mowy!”.
- Przesadzasz. Na pewno się zgodzi.
*****
Dzień 1076
- Fe! Cała się upaćkałam – mruknęła Karolina. Już od godziny zmagała się z brudną wanną. Nagle zadzwonił telefon.
Obtarła ręce i poszła odebrać.
- Kochanie? Mam jaką taką, ale raczej dobrą rzecz do powiedzenia.

- No, słucham?
Grzegorz ściszył głos.
- Mój szef to naprawdę debilna świnia – powiedział, a potem dodał normalnym głosem: - ale mimo to był tak łaskaw i w ostatniej chwili zgodził się zwolnić mnie kilka godzin wcześniej. Wiem, że chciałbyś sobie kupić jakąś sukienkę, ale zapewniam cię, że już masz bardzo dużo ładnych sukienek. Teraz muszę już kończyć. Będę za jakąś godzinkę.
- Okej, misiu. Papa! – odparła Karolina i odłożyła słuchawkę. Pomyślała chwilkę, a potem wykonała jeszcze jeden telefon.
- Karolina? Miałaś wpaść do mnie już z tydzień temu! Czego nie przyszłaś?
- Innym razem, Marysiu. Słuchaj, mam pilną potrzebę. Czy nie mogłabyś dziś wieczór popilnować mi Danielka? Jednak się okazało, że idziemy z Grześkiem na tę imprezę. Tak wyszło znienacka i już za późno, żeby dzwonić do opiekunki.
- Oj, chciałabym, naprawdę! Ale no nie mogę! Krowa mi się cieli i musze być przy niej. Ale moja córka nic nie ma do roboty. Dzisiaj piątek, to się jej nie każę uczyć. Mogę ją poprosić.
- Jeśli jej to nie sprawi kłopoty, to bardzo bym prosiła.
- Żadnego kłopotu! Ona to lubi małe dzieci. Samą przyjemność będzie miała. Powiedz mi tylko o której chcesz, żeby ją przysłała?
- Niech wpadnie wpół do ósmej, to jej jeszcze wyjaśnię wszystko co ma robić.
- Dobrze, będzie jak chcesz, ale teraz muszę lecieć, bo coś mi się tam drze, słyszę, ze stodoły. Pa!
- Pa!
Wróciła do łazienki i posprzątała środki czystości. Potem poszła do drugiej łazienki i wzięła kąpiel. Kiedy już się wykąpała ruszyła do szafy i tam wyciągnęła wiszącą na wieszaku kreację, która sprawiła sobie kilka dni temu, mając nadzieję pojechać na bal mimo wszystko.
W tym momencie wróciła głowa rodziny. Grzegorz rzucił teczkę na fotel i poszedł się wykąpać.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Karolina rozłożyła sukienkę na łóżku i poszła otworzyć.
- Dzień dobry pani Lewik. No to gdzie jest to maleństwo, co się mam nim zająć?
- Witaj Dorotko. Chodź za mną. Wszystko ci wyjaśnię.
Poszły razem do pokoju Daniela.
- Daniel przed chwilą się bawił, teraz go ululałam i będzie najprawdopodobniej spał dopóki nie wrócimy, ale gdyby się obudził, to mu zagrzej mleka. Butelka jest przygotowana w lodówce, tylko musisz ją podgrzać, najlepiej w mikrofalówce, ale nastaw na 5 minut, bo nasza mikrofalówka jest trochę zepsuta i nie chcesz grzać...
-Niech pani przestanie! Niech się pani nic nie martwi! W telewizji gadali, że jak się dziecko się opiekuje zwierzętami, to się uczy odpowiedzialności. A mnie jak nikogo chyba we wsi zagania matka to do krowy, to do świń. Jak się prosiakiem umiem zająć, to co bym sobie z dzieckiem nie poradziła? Ja mam już wszystko obczajone. Niech się pani nie martwi.
Dorota pochyliła się nad kojcem i przypatrzyła się chłopcu. W tym momencie wszedł do pokoju Grzegorz, zakręcił młynka przy skroni, potem powiedział do swojej lepszej połowy:

- Strzeszczaj się, bo znowu się spóźnimy.
- Racja – odpowiedziała mu Karolina. Poszła do sypialni, gdzie umalowała się i założyła sukienkę. Zeszło jej z tym więcej czasu, niż się spodziewała, bo gdy skończyła, Grzegorz krzyknął, że taksówka już przyjechała. Poszła do pokoju Daniela. Opiekunka siedziała na krześle i czytała książkę, a mały spał w najlepsze.
- Zdaję się na ciebie – powiedziała do Doroty. – Mam nadzieję, że doświadczenia ze świniami rzeczywiście ci się przydadzą. Ucałowała Daniela w czoło i wyszła wraz z Grzegorzem z domu.

******
- Oj, wytańczyłam się za wszystkie czasy. Warto było znosić przez pierwsze półtora godziny tego gbura.
- Masz rację – odparł Grzegorz. – dobrze, że wtedy nie poszliśmy do domu. A tego jak ta twoja przyjaciółka, Lucyna bodajże, przekręciła nazwisko tego posła nie zapomnę nigdy.
Karolina zaśmiała się, ściągnęła kolczyki i ruszyła w stronę pokoju dziecięcego. Grzegorz zwalił się na fotel. Po chwili usłyszał jednak zrozpaczony krzyk żony. Rzucił się biegiem do pokoju Daniela. Pokój wyglądał jak zwykle, z tą tylko różnicą, że w kojcu nie było jego syna.
- Prze... przepraszam. Naprawdę go broniłam, ale była bardzo silna – powiedziała Dorota, którą małżeństwo dopiero zauważyło. Stała zapłakana pod ścianą.

- Ale kto? Kto był silny? – spytał trzęsącym się głosem Karolina, bojąc się, że już zna odpowiedź.
- Pani Omen! – wydusiła dziewczyna i zalała się łzami.
- Czyli kto? – dopytywał się Grzegorz.
- Klementyna! – krzyknęła jego żona. Jej mąż zrobił minę wyrażającą całkowite niezrozumienie. – Nie ważne! Musimy znaleźć Klementynę, bo może się ta przygoda skończyć tragicznie.
Karolina puściła się biegiem do domu Klementyny, Grzegorz ruszył za nią. Po drodze zadawał pytania, ale małżonka nie odpowiedziała na żadne z nich. W końcu dotarli do celu.
Dom Klementyny był więcej niż pusty. Nie dość, ze nie było w nim nikogo, to na dodatek nie było niczego. Tylko puste ściany nawet bez tapet. Wtem usłyszeli donośny grzmot i zobaczyli błysk. Wybiegli w domu tylnymi drzwiami i zobaczyli pioruny uderzające gdzieś w głąb lasu, który rósł tuż za domem Klementyny.
- Chyba powinniśmy tam iść – zgadł Grzegorz
- Musimy! – odparła Karolina.