View Single Post
stare 15.05.2005, 10:06   #3
dorothy
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odc.3. Z górki na pazurki.

W domu już od wczesnych godzin porannych słychać było odjeżdżające i przyjeżdżające samochody a stare schody bez przerwy skrzypiały. Maksa dobudziła Maria, która oświadczyła, że ciotka wraz z domownikami wybiera się na wycieczkę, chociaż brzmiało to jak przymusowy wyjazd bez zbędnych słów szybko ubrał się i znalazł przed domem, gdzie czekał już samochód. Ciotka Lavouris zaciągnęła Maksa do najdroższego sklepu jaki w życiu widział i kazała mu kupić coś eleganckiego, tym czasem sama rozpoczęła terroryzowanie obsługi. Wychodząc rzuciła spojrzenie w kierunku ekspedientki i dodała:

-Brak Pani gustu, niech Pani się przejrzy w lustrze. Żegnam.


W następnych sklepach sytuacja wyglądała bardzo podobnie. Maks wychodząc śmiał się pod nosem z tych wszystkich skwaszonych min, jakie pozostawiał wychodząc po udanych zakupach.

Dzień szybko minął a to zasługa ciotki z którą po prostu nie można było się nudzić. Było późne popołudnie, gdy wreszcie wrócili do domu.



Ciotka prędko wysiadła z samochodu i przechodząc przez ogród uśmiechała się pod nosem. Maks dobrze pamiętał ten wyraz twarzy. Znaczyło to, że odczuwa ona coś bliskiego zadowoleniu. Mężczyzna wysiadł zaraz za nią i zauważył sznur samochodów stojących za autem, z którego właśnie wyszedł. Ogród zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zresztą to samo stało się z kolorem domu, w którym świeciły się wszystkie światła. Jakiś starszy Pan wyprzedził go tuż przed wejściem a tłumy, które zauważył wewnątrz zszokowały go. Zrozumiał, że ten poranny hałas wywołali robotnicy, wnosząc nowe meble i rozpoczynając remont. Ciotka musiała zatrudnić około pięćdziesięciu takich ludzi, by wszystko skończone było do wieczora. Nie tracił czasu i już po kilku minutach tańczył z nową znajomą, która zachwycona była z towarzystwa Maksa.


Ciotka Lavouris ze swoją srogą miną starała się wytłumaczyć coś starszemu panu, który stał w pewnej odległości od pozostałych zaproszonych. Mężczyzna nie mógł powstrzymać się od nerwowych spojrzeń na zegarek. Co jakiś czas spoglądał na schody a potem znów wdawał się w rozmowę z ciotką. Maks był niezwykle ciekawy o czym mogli rozmawiać i przemieszczając się w tańcu po parkiecie znalazł się tuż za ciotką i jej towarzyszem. Nie dostrzegła go i z lekkim zdenerwowaniem dalej tłumaczyła:

-Niech się Pan uspokoi, zaraz się zjawi.

-Obawiam się, że może Pani się mylić- odpowiedział zażenowany pan Vival, kręcąc głową.

-Musi mi Pan uwierzyć. W przeciwnym razie już ja się postaram, żeby pożałowała- groźnie zakończyła.


Maks nic nie rozumiał z tego krótkiego dialogu, ale uznał, że będzie lepiej, jeśli wróci na swoje dawne miejsce. Jedyne czego mógł się spodziewać to jakiegoś nowego gościa, który prawdopodobnie spóźniał się a tego ukochana ciotunia nie akceptowała. Minęło kilka długich minut aż wreszcie na schodach pojawiła się tajemnicza postać. Starszy mężczyzna szybkim krokiem podszedł pod schody i z niezwykle elegancki gestem wyciągnął rękę, jakby chciał uchwycić jej dłoń, która jednak umiejętnie wyminęła go i spoczęła na jedwabnej sukni.

Maks dopiero teraz dokładnie obejrzał dziewczynę. Nie rozglądała się specjalnie, właściwie nikt nie był by w stanie określić co takiego obserwowała. Jej promienna twarz wyróżniała się spośród wszystkich innych twarzy a oczy nagle zwróciły się w kierunku Maksa. Nie trwało to jednak długo, mimo to dwudziestokilkuletnia kobieta wywarła na nim dziwne wrażenie.


Starszy mężczyzna wciąż coś do niej mówił, ale najwidoczniej nie była tym zainteresowana, gdyż spokojnym krokiem podążyła wzdłuż jednego z korytarzy. Pan Vival zrobił to samo a ciotka, która wciąż ich obserwowała niespodziewanie dostała ataku furii i pośpiesznie udała się do kuchni.

Maks ujmując w dłoń kieliszek szampana stał nieruchomo i myślami wciąż wracał do sytuacji, której tak niedawno był świadkiem.


Około północy goście zaczęli rozchodzić się do swoich domów. W kilkanaście minut wszystko wróciło do normy. Ucichły wszelkie hałasy, pogasły światła i zapadła przytłaczająca cisza. Blask księżyca wpadał przez okna oświetlając drogę do pokoju mężczyzny, który szedł spokojnie korytarzem. Stanął przed drzwiami, gdy nagle zobaczył jakiś cień. Zrozumiał, że ktoś musiał za nim stać. Czuł, że cały drży, ale mimo to zebrał się w sobie i odwrócił:


-Ach! Ale mnie przestraszyłaś. My się jeszcze chyba nie znamy? Jestem Maks, a Ty?- zapytał spoglądając w twarz kobiety. Ona jednak nie zamierzała udzielać żadnej odpowiedzi. Ominęła go i znikła w ciemnościach korytarza. Maks zdziwiony a jednocześnie zdenerwowany jej aroganckim zachowaniem otworzył drzwi i wszedł do swojego pokoju.


Następnego dnia cała służba w domu zajęta była sprzątaniem, jedynie kucharka jak zwykle przebywała w kuchni. Maks usiadł przy stole i podparł głowę ręką.

-Jak podobało się Panu przyjęcie?

-Nie można narzekać.

-A Panienka Rita?- zapytała z uśmiechem na twarzy.

-Kto? Mówi Pani o tej aroganckiej i bezczelnej kobiecie?

-O! Co ona zrobiła, że ma Pan takie złe zdanie?

-A to nie wystarczy, że wszystkich lekceważy?

-Pan się myli!

-Nie sądzę. Nie raczyła się nawet przedstawić, gdy zapytałem kim jest.

-Och... - westchnęła starsza kobieta uśmiechając się po czym dodała- Nikt Panu nie powiedział?

-Co takiego?

-Panienka nie mówi- odpowiedziała ze smutkiem- Czasami znajduję na stole karteczkę z prośbą o ciasto agrestowe albo szarlotkę i wiem, że to zamówienie panienki Rity- rzekła z radością po czym dodała- dla mnie do żaden problem, bo umiem język migowy ale i bez tego jeśli Pan coś do niej powie powinna zrozumieć, chociaż nie zawsze można wyczytać wszystko z ruchu ust.

W takich sytuacjach Maks najchętniej zapadłby się pod ziemię, dlatego też najczęściej po prostu uciekał lub wychodził tak, jakby nic się nie stało. Tym razem jednak został wpatrując się w blat stołu i dopiero po kilku minutach wstał wychodząc do ogrodu. Czuł się niezmiernie głupio i niezręcznie. Długo nie wiedział co ma robić, aż wreszcie postanowił spędzić resztę dnia na nauce do egzaminu, by choć na chwilę te dziwne myśli opuściły jego głowę.



Obudził się i spojrzał na zegarek. Była druga w nocy. Wiedział, że nie zaśnie więc wstał zapalając lampkę i podszedł do biurka. Nie zdążył nawet odsunąć krzesła, gdy zobaczył jak coś poruszyło się za oknem. Przestraszył się, ale nadal stał w miejscu. Po chwili nie miał już żadnych wątpliwości, że jest obserwowany. Odchylił brzeg firanki i ujrzał kobietę. Nie mógł przyjrzeć się dokładniej, gdyż nagle znikła. Zaciekawiony do granic możliwości zbliżył się jeszcze bardziej do okna i zawiesił wzrok w miejscu w którym stała. Nagle okno gwałtownie się otworzyło a przerażony Maks upadł na podłogę.

Nie miał odwagi otwierać oczu, chociaż miał nadzieję, że gdy to zrobi cały ten koszmar wreszcie się skończy. Zauważył długą, aksamitną suknię, aż wreszcie dostrzegł jej uśmiech. W tym momencie jego mózg przestał zupełnie funkcjonować a ciało odmawiało posłuszeństwa.

Dziewczyna usiadła na brzegu łóżka rozglądając się po pokoju. Wyciągając dłoń wskazała na fotografie zawieszone nad biurkiem. Wtedy Maks zrozumiał, że to nie sen. Wstał i bez większego namysłu powiedział:

-Moi rodzice...- chciał dodać coś jeszcze ale nagle przypomniało mu się, że i tak nie usłyszy.

Ona jednak z niezwykłą precyzją wychwytywała najdrobniejszy ruch jego ust. Domyślała się o czym może myśleć, dlatego chwyciła długopis i kartę znajdującą się na biurku a po kilku sekundach oddała ją w ręce Maksa:

- „Rozumiem. Dlaczego nie śpisz ?” - przeczytał na głos spoglądając w oczy Rity, które nabrały jakiegoś szczególnego blasku- A może Ty mi powiesz, dlaczego wchodzisz przez okno?- zapytał uśmiechając się. Wtedy właśnie w odpowiedzi dostrzegł ten najwartościowszy uśmiech jaki wogóle mógł istnieć.


Rita podbiegła do okna wskazując na roślinę wspinającą się po drabince. Usiadła na parapecie i ruchem ręki zachęcała go, by zrobił to samo:

-Ty chcesz, żebym zszedł po tym czymś na ziemię?!- zapytał, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi, gdyż dziewczyna znikła gdzieś za oknem- Raz się żyje... - wyszeptał wchodząc na parapet.

Maks pierwszy raz od dłuższego czasu poczuł się jak dziecko. Pocieszała go myśl, że jeśli spadnie to może jakimś cudem wyląduje na czterech łapach.


Ostatnio edytowane przez dorothy : 15.05.2005 - 10:09
  Odpowiedź z Cytatem