View Single Post
stare 19.05.2005, 20:48   #8
ania500
Guest
 
Postów: n/a
ThumbsUp "Zielone oczy..." - Odcinek VIII

Bardzo Was wszystkich przepraszam, że tak długo nie dawałam kolejnego, ósmego już odcinka mojego FS ale byłam "zawalona" nauką ;( :1smutny:

Odcinek VIII
Marysia leżała sama w sali, ponieważ jej współlokatorki wyszły na dwór. Promienie słońca delikatnie oświetlały bladą twarz Marii. Czuła w sobie pustkę, mimo, że była w ciąży. Wpatrywała się w okno, nie zważając na to, że słońce ją razi. Myślała tylko o tym, co powiedziała jej Monika. Czuła się tak dziwnie…
„Dobra, wstaję” – pomyślała Marysia, jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Nadal leżała w bezruchu.

- Pani Marysiu, proszę wyjść na dwór, taka ładna pogoda – do sali weszła Monika. Próbowała się uśmiechnąć, jednak na jej twarzy pojawił się tylko dziwny grymas.
Marysia po chwili odpowiedziała grobowym, lekko zachrypniętym głosem:
- Nie, zostanę.
Monika spojrzała na nią ze współczuciem i wyszła. Następne kilka godzin Marysia spędziła tak jak poprzednie. Do sali weszła Marysia i oznajmiła:
- Pani Mario, telefon do pani.
„O boże, tylko tego mi jeszcze brakowało” – pomyślała ze złością i powlokła się za pielęgniarką.
Weszły do dosyć małej sali, gdzie oprócz stołu, krzeseł i ekspresu do kawy w rogu stał stolik, a na nim telefon. Ściany były pomalowane na jasny zieleń, co dodawało optymizmu. Jednak Marysi nie przybyło go ani odrobinę.

- Halo? – powiedziała Marysia niechętnie podnosząc słuchawkę.
- Cześć, Marysiu – odezwał się znany głos Pawła Brajana. – Słyszałam, że trafiłaś do szpitala i natychmiast wróciłem z Włoch.
Marysia przez chwilę wahała się, czy nie odłożyć słuchawki. Miała do Pawła wielki żal. Żal o to, że ma HIV i tak po prostu sobie wyjechał. Zostawił ją w morzu niepewności, strachu.
„Nawet nie wie, że jestem w ciąży” – pomyślała Marysia ze złością.
Kobieta zupełnie nie wiedziała, co ma teraz zrobić.
„Marcelemu już powiedziałam, że to nie jego dziecko, a Paweł przecież nie może być ojcem. Po prostu nie może” – pomyślała Marysia i z płaczem odłożyła słuchawkę. Monika, która cały czas była obecna przy tej rozmowie, nieco speszona wręczyła Marysi karteczkę, na której był podany jakiś numer telefonu, z podpisem „ Paweł ”.

- On tu był? – zapytała ze strachem w głosie Marysia.
- Nie, nie. Tylko jak odebrałam, to podał mi ten numer. Chyba się domyślał, że pani odłoży słuchawkę…
Marysia wpatrywała się w podłogę, aż w pewnej chwili, przerywając ciszę:
- Zadzwonię do niego, a panią proszę o wyjście.
Marysia czuła, że źle ujęła uwagę o zostawieniu ją samą, ale w obecnej chwili niezbyt się tym martwiła. Drżącą ręką wykręciła numer Pawła.
- Paweł Brajan, słucham.
- P…paweł? Tu Marysia…
- Wiem, poznaję, jednak zadzwoniłaś.
- Tak, bo… - wzięła oddech – przyszły już wyniki badań.
- Tak? I czy…
- Przyjedź natychmiast do szpitala, to ci wszystko opowiem. Aha i jeszcze jedno. Gdzie jesteś obecnie zakwaterowany?
- Znalazłem małe mieszkanie, w centrum miasta.
- Aha… czekam. Jestem w tym szpitalu koło parku…
I odłożyła słuchawkę zdecydowanym gestem i powlokła się do swojego łóżka. Mimo sytuacji, w jakiej się teraz znajdowała, myślała już nad imieniem dla dziecka. Gdy była przy literze „ P ”, do pokoju wszedł, a właściwie wbiegł Paweł.
- Marysiu! – zawołał już w progu i chciał ją przytulić, jednak ta odepchnęła go.
- Nie dotykaj mnie – wycedziła przez zęby. – Mam tobie do powiedzenia tylko kilka słów i zniknij z mojego życia, rozumiesz? Zrobiłam badania… jak mogłeś, nienawidzę cię!
- Ale… masz HIV czy nie? – zapytał wstrząśnięty Paweł.
Przez chwilę w sali panowała cisza, którą przerwała Marysia, zrywając się z łóżka i krzycząc, zaczęła walić pięściami w Pawła:
- Tak!!! Mam HIV! Zaraziłeś mnie! Mnie i moje dziecko!

- Co?! Chcesz powiedzieć, że Damian albo Amelia są zarażeni?!
- Nie! Jestem w ciąży! - Marysia zaczęła płakać, a po wyjściu Pawła rzuciła się na łóżko.

To powiedziawszy, wtuliła się w poduszkę i… zasnęła. A właściwie nie wiadomo, czy zasnęła, czy zemdlała, czy umarła. Wszystko wokół niej wirowało. Czuła, że to koniec…
- Marysiu!!! – odezwał się głos Marcelego. – Marysiu, obudź się!
- C…co się stało? Która godzina?
- Nie wiem, chyba znowu zemdlałaś. Ale „spałaś” nie dłużej niż kwadrans. To chyba było zasłabnięcie.
- Lekarz o tym wie?
- Oczywiście! – powiedział Marceli z lekkim oburzeniem. – Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać, korzystając z nieobecności twoich współlokatorek.
- Słucham, o czym?

- Rozmawiałem z lekarzem i dowiedziałem się, że jesteś w czwartym miesiącu. Więc już wtedy mnie zdradzałaś? Powiedz mi prawdę, zrozumiem. W końcu sam nie jestem święty… - spuścił wzrok.
- A kiedy zaczął się romans z Moniką? – zapytała złośliwie Marysia.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? Dwa miesiące temu. Ale to nie była miłość. Przynajmniej nie z mojej strony. Wtedy czułem, że coś się między nami psuje. To była ucieczka od naszych codziennych konfliktów.
- Spałeś z nią? – zapytała niespodziewanie Marysia. – Spójrz mi w oczy.
Marceli zrobił to i powiedział krótko:
- Nie. Naprawdę. Monika nie toleruje seksu przed ślubem.
Mimo, że Marysia i Marceli byli małżeństwem tylko formalnie, to umiała wyczuć, kiedy Marceli mówi prawdę. Teraz to czuła.
- Wierzę ci – Marysia lekko się uśmiechnęła.
- Ja już muszę lecieć. Trzymaj się!
I wyszedł.
Marysia rozmyślała o swoim małżeństwie. Mimo zdrady Marcelego, chciała do niego wrócić. Teraz już wiedziała, że kocha swojego męża nadal, a do Pawła nie czuje nic. A właściwie to czuje. Nienawiść.

„Teraz to już chyba wszystko stracone” – myślała zrozpaczona Marysia. „Ale ja go nadal kocham”.
Zaczęła płakać w poduszkę. W tym momencie w drzwiach stanął Marceli.
- Przepraszam cię, Marysiu, ale nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie.
- Usiądź. Wszystko ci powiem, prosto w oczy.
Wpatrzyła się w jego błękitne oczy i zobaczyła w nich… siebie.
- Słucham – Marceli „wyrwał” ją z transu.
- Tak – powiedziała Marysia, otrząsając się. – Więc mój romans z Pawłem zaczął się wtedy, kiedy złapałam cię z Moniką. Zaraz po tym… przespałam się z nim. Noszę twoje dziecko.
Marceli, mimo wiadomości o tym, że jego żona kochała się z innym mężczyzną, był wniebowzięty myślą o dziecku.
- Bardzo się cieszę… - powiedział Marceli szczerze. – Wiesz, wziąłem urlop. Dużo myślałem o tym, co się stało. Zaakceptowałem już to, że Damian nie jest moim synem, ale chciałbym, żebyś tym razem powiedziała mi prawdę.
- Marceli, to jest twoje…
- Dobrze, wierzę ci.
- Już pójdę – powiedział Marceli, patrząc na zegarek.
- Marceli, kocham cię… - powiedziała Marysia, prawie szeptem.
Nie wiedziała, czy Marceli usłyszał te słowa, ale gdy je wypowiedziała, Marceli na chwilę zatrzymał się. Marysia była szczęśliwa, lecz zaczęła myśleć o swojej chorobie. Wiedziała, że jej nie da się wyleczyć, ale chciała, by ona sama żyła jak najdłużej.

Zaczęła kontynuować czytanie trylogii „Władcy Pierścieni”, aż w pewnym momencie do sali wbiegła Monika i wykrztusiła:

- On nie żyje…
  Odpowiedź z Cytatem