Nikt nie komentuje a ja mam zamiar skończyć to fs.
Odcinek 5 "Wysłane by zabijać"
-Tak... Tam jest droga.- powiedziała niedowierzając Sandra.
-Jutro tam pójdziemy. Nie mam ochoty zostać dłużej w tym miejscu. Coś tu jest. Te sny, obrazy, głosy. Tu się coś stało...- z nutką tajemniczości w głosie przemówiła Kity.
Sandra i Michael wskoczyli do łóżek i przykryli się mroczną kołdrą z wydarzeń dzisiejszego, okropnego dnia.
Kity patrzyła na Denisa i Lindsay obściskujących się na kanapie. Blondynka była cała mokra od płaczu, a mimo to była radosna.
Denis patrzył na jej piękne oczy. Jego twarz rozbłysnął mały promyk nadziei. Nadziei na coś czego sama Kity nie mogła zrozumieć. Na coś co jest prawie najważniejsze w życiu każdego nastolatka. Na uczucie doprowadzające ludzi nawet do śmierci, szaleństwa, poniżenia. Na miłość...
Lindsay zmorzył sen. Zasnęła w umięśnionych ramionach blondyna z uśmiechem na twarzy. Chłopak położył ją na kanapie. Usiadł koło niej i zaczął ręką gładzić jej brudną od błota łydkę. Gdyby nie ziemia, jej nogi byłyby gładkie niczym aksamit. Kity zakręciła się łza w oku. Nie łza wzruszenia lecz złości. Czuła, że straciła Denisa na zawsze. Wtem chłopak spojrzał na nią.
-Wiem co do mnie czujesz.- nieśmiało zaczął Denis- Sandra mi powiedziała. Bo widzisz. Wszyscy sądzą, że zmieniam dziewczyny jak rękawiczki. To nieprawda. Nigdy nie miałem ukochanej. Czekałem na tą jedyną. Na tą, z którą będę szczęśliwy. Lindsay jest nią. Nie zrozum mnie źle. Lubię cię i wogóle, ale kocham tą osóbkę-powiedział wskazując na Lindsay- teraz pozwól, że się prześpię.
Chłopak przysunął do kanapy fotel, usadowił się w nim, i szybko pogrążył w otchłań krainy snów.
Do Kity nie chciały dotrzeć te słowa. Kręciły sie po głowie. Blondynka poczuła się senna i weszła pod podartą kołdrę.
Nazajutrz byla upalna pogoda. Towarzysze ubrali się, zjedli śniadanie i ruszyli wczoraj odnalezioną ścieżką. W lesie świergotały ptaki choć słabo. Lindsay rozmawiała z Denisem, a Kity trzymała się na uboczu."Wszyscy mają ukochanych tylko ja nie. Sandra i Michael wyraźnie coś kręcą, Lindsay i Denis są razem" pomyślała. Nagle do jej uszu dotarło wrzeszczenie Sandry:
-AAaaaa! Michael gdzieś zniknął! Michael! Boże! A jesli mu się coś stało!?
- Nic mu nie będzie,idziemy dalej,a póżniej go poszukamy. - odpowiedziała Kity.
Szli i szli. Nagle zaryli wzrokiem w martwym punkcie. Przed nimi stał Michael. Miał kruczoczarne włosy. Jego twarz nie była zbyt radosna lecz zpoważniała i nieczuła. Za nim stała obrzydliwa kobieta. Hebanowe włosy blada twarz, demoniczne oczy. Zsiniałe usta i powieki, które miał równiez Michael rzucały się najbardziej w oczy.
Ochydnie szatańskim głosem przemówiła:
-Wasz przyjaciel postanowił się do nas przyłączyć. Czyż to nie pięknę? Czuję, że wy istoty ludzkie nie wiecie kim jestem? Umiem czytać w myślach. Ja i moja siostra, która nie może w tej chwili zabrać głosu, gdyż jest u naszego ojczyma- szatana. Ja jestem Ascella. Zaś ma siostra Coerdiala. Wiem, że macie nieskazitelną i czystą krew. Nie jesteście ludzmi. Kilka lat temu Bóg zesłał was na ziemię, by powstrzymać kult dzieci szatana, nas. Jednak was zwabiły pokusy nastoletniego życia i zapomnieliście o misji. Pozwoliliście ,byśmy powstały. Oj czuję, że jedno z was śmieje się w myślach, że szatan to nasz ojczym. Naszym ojcem jest sam potępiciel świata, sam pan śmierci, sam Corealius Arbeiler Domenteres. Bóg chaosu. Wy to anioły, a my potrebujemy waszej krwi. O... jest moje siostra!- powiedziała Ascella.
I jak się podoba? Idealne nie jest i proszę o fuuuuul komentów PLISSSSS!