Przedstawiam wam moje kolejne fs które wyprodukowałam z dużym nakładem czasu i poświęcenia. Jakość zdjęć jest jaka jest... przepraszam...
Odcinek I: poniżej ^^
Odcinek II:
http://www.forum.thesims.pl/showthre...1&page=2&pp=10
Ocinek III:
http://www.forum.thesims.pl/showpost...5&postcount=24
Część I
Jeden z wielu upalnych lipcowych dni, kiedy powietrze zdaje się stać w miejscu, a żar leje się z nieba. Słońce przygrzewało już od rana, więc kilkadziesiąt dzieci na kolorowych ręcznikach siedziało na plaży, a druga część kąpała się z piskami w chłodnej, brudnej wodzie. Na ławce nieopodal plaży, gdzie teren był już trawiasty siedziała mała dziewczynka. Miała na oko 9 lat, jej włosy były zaplecione ciasno w dwa warkocze, a długie nogi kołysały się to w tą, to w tamtą. Po chwili podniosła się i powoli przemierzyła kawałek drogi do parku, obejrzała się, pomachała komuś ręką i poszła dalej. Ostrożnie, po kamieniach przeskoczyła rzeczkę, która sprawiała jedyny problem przy przekraczaniu granicy pomiędzy parkiem a zalewem i poszła dalej niknąc za zielenią. Owym dzieckiem była Alison, która codziennie chodziła na plażę, by pomyśleć w samotności – rano, wieczorem. Czasem w południe, ale wrzask rozbawionych dzieciaków zagłuszał jej myśli i nie mogła się na niczym skupić. Tak snując się z kąta w kąt spędziła ostatni rok, odkąd rodzice się rozwiedli. Mama i tata ustalili dyżury nad nią tak, żeby mogli swobodnie się rozmijać. Tak więc dziewczynka tydzień spędzała u mamy i tydzień u taty. Zabijała czas w ten sposób, by spędzać jak najmniej czasu z przybranym rodzeństwem; u mamy była to siedmioletnia Kalia i czternastoletnia Paula, a u taty bliźniaki Jordan i Maggie. Nie lubiła szczególnie Kalii, małej zarazy, która skutecznie zatruwała życie dziewczynki podczas tygodnia, który spędzała z mamą. W końcu omijając sprawnie tulące się małżeństwo z wózkiem wybiegła z parku przez szeroką bramę i stanęła na chodniku. Zewsząd dochodziły obiadowe zapachy, domyśliła się, że w domu też jest obiad i poszła w stronę małego ceglanego domku. Nie był to dom w stylu jakiegoś hotelu, ale nie było w nim też najgorzej. Nowy mąż mamy, a na razie narzeczony, Carol, umeblował dom fatalnie na przyjście nowej żony. Pomimo tego, że był budowlańcem i zmienił plany domu w dalszym ciągu był okropny i po prostu paskudnie wyglądał. Pokoje były zaledwie cztery, na pięcioosobową rodzinę. Była tam sypialnia, własny pokój Pauli, która nienawidziła szczerze gości, a była jednak sympatyczna w stosunku do smutnej Alison, był tam też malutki salon w którym znajdował się wciśnięty narożnik i telewizor, oraz pokój w którym sypiała Alison z Kalią. Kalia nie była sympatyczna. Zamiast Alison nazywała dziewczynkę Ali-Baba, albo Ali, o drugiej w nocy włączała sobie na cały regulator bajki i była okropnie zdziecinniała. Uwielbiała się kąpać w dziecinnym baseniku i chodzić z tatusiem za rączkę. W jej pokoju było odrażająco. Cały był różowy! Alison spojrzała na domek z daleka. Nie, nie wyglądał źle.

Z ciasnej kuchni dobiegał odgłos bulgotania, więc gotowała mama. Wujek (nie, nie mówiła o ojczymie tato) nigdy nie smazył, wolał dania podgrzane w mikrofalówce i rzucone na talerz, smakujące jak guma o konsystencji rozpuszczonej gumy do żucia. Zapewne smażyła naleśniki, bo jutro była sobota, czyli dzień wymiany. Lubiła dogadzać córce, by z jak najlepszymi wspomnieniami spędzić tydzień w tych ‘katuszach’ czyli w mieszkaniu ojca i jego nowej narzeczonej, Natalie. Mieszkanie było jednak sympatyczne, lubiła je – przyjemnie i przytulnie urządzone dawało jej atmosferę bezpieczeństwa której jej ostatnio tak brakowało. Zrzuciła buty, po czym weszła przez mały korytarz do kuchenki, w której unosił się zapach gotujących się warzyw.
- Cześć córeczko! – przywitała mnie promiennie i wyciągnęła z szafki kilka kolorowych talerzyków. Nalała do nich po równo warzywnego przecieru i wrzuciła do każdej po garści grzanek.
- Cześć mamo – Zrekompensowała się i zasiadła za stołem patrząc na sprawne, wypielęgnowane dłonie własnej rodzicielki.
- Obiad! – po chwili w drzwiach pojawiła się Paula, a za nią dreptała Kalia. Potem przyszedł wujek i po wspólnych życzeniach smacznego rozpoczęli jedzenie.

Po obiedzie każde z dzieci zostało zagonione do lekcji. Drzwi zamknęły się w każdym pokoju i nie dobiegał z nich żaden dźwięk, nie wliczając szurania gumki po papierze i nerwowego przerzucania kartek podręczników. Mama zawsze kazała odrabiać lekcje w piątek, by można było w weekend bawić się bez ograniczeń. Alison wiedziała, że z Jordanem nie ma zabawy. Dla niego liczył się jedynie zdalnie sterowany samochodzik, kilka gier komputerowych i nowy tor dla ulubionych samochodzików. Kompletnie innym osobnikiem była Maggie, mała, krucha dziewczynka o rudych, krótkich włoskach i zielonych oczach, zapalona balecistka. Kiedyś nawet próbowała nauczyć Alison tańczyć, ale skończyło się na bolesnym pęknięciu śródstopia i nodze w gipsie.
- Alison? Mogę wejść? – zapytała zza drzwi mama. Kalia nigdy się nie uczyła w piątki. Dla niej czas na naukę oznaczał dziesiątą w nocy w niedzielę, kiedy wszystkie rozsądne dzieci śpią.
- Tak. – burknęła dziewczynka znad książki próbując odczytać malutkie literki pod obrazkiem. Po chwili poczuła ciepły dotyk dłoni na ramieniu, ale szybko tę dłoń strząsnęła. Nie lubiła przytulanek, odkąd rodzice się rozstali. Zatrzasnęła szybko książkę, wrzuciła ją do szkolnego tornistra i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej przepastną torbę i zaczęła zbierać ubrania na jedną kupkę.
- Alison. Ja wiem, że ty się źle czujesz będąc ciągle na walizkach. – tłumaczyła powoli kobieta.
- To zejdźcie się z powrotem, skoro wiesz, że mnie to męczy. Wciąż czegoś zapominam nie rozumiesz? Wiecznie mam za mało koszulek, majtek, nie mam odpowiednich książek! Jeszcze muszę mieszkać z tą smarkulą! – wrzeszczała dziewczynka z furią wrzucając do torby ubrania.
- Kalia to nie smarkula. To jeszcze małe dziecię, które nie rozumie, że nie wolno Ci dokuczać. Nie rób jej tego samego, wieczne spory nic nie pomogą.
- Gdybym musiała tkwić w tej myszarni dłużej niż tydzień to wolałabym mieszkać na wysypisku śmieci! – krzyknęła dziewczynka i trzasnęła drzwiami od łazienki. Matka ułożyła się na łóżku Alison myśląc jak udobruchać dziecko.

Dopiero wieczorem, kiedy domownicy zaczęli dobijać się do okupowanej namiętnie przez Alison łazienki dziewczynka wyszła do pokoju Kalii i ułożyła się w łóżku. Jednak sen nie nadchodził. Każda pozycja, przybrana przez ciemny kształt pomiędzy pościelą w sarenki okazywała się koszmarnie niewygodna, a Kalia znów chrapała na sąsiednim łóżku. Z pokoju obok przechodziły dźwięki telefonicznej rozmowy Pauli ze swoimi kolegami i koleżankami, a z sypialni nic nie było słychać. Mama i wujek spali. W koncu jedna z póz wydała być się sensowna i dziewczynka zapadła w sen.

Rano obudził ją subtelny ruch ramienia. Wiedziała, kto ją budzi. Tylko Paula wstawała w soboty tak wcześnie rano by pobiegać, a przy okazji budziła Alison by zdążyła się dopakować i czekać na przyjazd ojca. Racja, to właśnie jej twarz ujrzała w tej chwili nad sobą.
-Wstawaj. Już ósma, zaspałam trochę. – przyznała nieco ze wstydem i zaprowadziła dziewczynkę do kuchni, gdzie leżał pulchny omlet warzywny.
- Dziękuję Ci! – powiedziała Alison i rzuciła się siostrze na szyję. Była jedyną osobą w tym domu, oprócz mamy, której wierzyła i którą kochała najmocniej. Zjadła ze smakiem ciepły omlet i napiła się herbaty. W drzwiach stanęła mama.
- Cześć kochanie. Tato przyjedzie dziś po Ciebie wcześniej. – powiedziała surowo i utkwiła wzrok w zimnym już placku warzywnym.
- Zrobiła je Paula. Są naprawdę dobre! – zapewniała gorąco matkę dziewczynka i dla przekonania pokazała jej pusty talerz.
- Nie do wiary, mój ukochany niejadek coś zjadł w całości! – ucieszyła się kobieta i utuliła małą, wątłą dziewczynkę do łona. Czuła się naprawdę cudownie; coś takiego jeszcze jej nie spotkało. Chciała jeszcze poczuć z drugiej strony uścisk taty, ale wtedy usłyszała głośny klakson. Mama wypuściła ją z objęć i lekko popchnęła, jakby z pogardą. Dziewczynka chwyciła stojącą przy drzwiach torbę i pobiegła w stronę żółtego obdrapańca z szyldem na dachu.