Temat: Zgromadzenie
View Single Post
stare 31.05.2005, 13:43   #2
Shade
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

2. Strach



Amere popadła w błogi, głęboki sen.
Zaalarmowana dźwiękiem brzęczyka, zerwała się na równe nogi i pobiegła do przedpokoju. Po otwarciu drzwi ujrzała tego samego policjanta, który odwiedził ją w szpitalu, teraz jednak wyglądał na opętanego. Podniósł do góry pałkę i uderzył zaskoczoną Amere w skroń, zanim ta zdążyła coś powiedzieć, upadłana lodowatą podłogę . Policjant wziął ją na ramiona i wybiegł z powrotem przez bramę. Jego pochylona sylwetka, oświetlona blaskiem księżyca niosąca dodatkowy balast, szybko zniknęła w mroku. Tymczasem limuzyna ostro ruszyła i pomknęła po ciemnej, pustej drodze.

W pokoju było ciemno. Amere z trudem rozróżniała kształty mebli, ale domyśliła się, że to pomieszczenie biurowe. Przesuwając dłonią po ścianie, wymacała wyłącznik i zapaliła światło. Ostrożnie przekroczyła próg.
Na środku stało szerokie, mahoniowe biurko Miejsce przy jednej ze ścian zajmowała elegancka, skórzana sofa, wzdłuż drugiej ciągnął się rząd szafek na akta. Cała trzecia ściana ozdobiona była powiększonymi zdjęciami, na których znajdowały się smugi zakrzepłej krwi.. Wisiało ich tu co najmniej pięćdziesiąt, może nawet dwa razy więcej.


Amere natychmiast dostrzegła fotografię Darka. Ze zdziwieniem podeszła bliżej.
Jego pożółkłe brzegi, jak również fryzura i strój Darka wskazywały, że musiało to być bardzo stare zdjęcie. Amere przyjrzała mu się dokładnie. Ogarnęło ją coraz większe zdumienie, rozpoznała bowiem, że to wcale nie jest Darek, lecz ktoś uderzająco do niego podobny.Zaczęła oglądać inne zdjęcia...



Na jednym z nich była kobieta uśmiechała się kusząco do obiektywu, trzymając w ręce wielki nóż kuchenny i podcinając gardło swego towarzysza. Amere podeszła do następnej fotografii w rzędzie. W przeciwieństwie do poprzednich, była wycięta z gazety. Ta sam kobieta siedział w sądzie na ławie oskarżonych. Amere szybko przeczytała podpis i krew odpłynęła jej z twarzy. Zakrztusiła się i oparła dłonią o ścianę, żeby nie upaść. Kiedy po chwili doszła do siebie, jeszcze raz przebiegła wzrokiem tekst pod zdjęciem. Trzy krótkie linijki informowały o uniewinnieniu z braku dowodów niejakiego Sida, oskarżonego o brutalne zamordowanie żony.
Matko Boska! -pomyślała z przerażeniem Amere- To musi być pośrednik Kapłana!
Drżąc na całym ciele, znów spojrzała na wcześniejsze zdjęcie. Czuła, że się dusi. Choć przyglądała się zdjęciu dopiero od minuty, zdawało jej się, że tkwi tutaj całą wieczność. Oszołomiona odwróciła się i przeszła przez pokój. Kręciło jej się w głowie- sekta....-mruknęła kilkakrotnie pod nosem, jakby powtarzała słowa rytualnej liturgii. Teraz zrozumiała, więc to wszystko z powodu czegoś, co zdarzyło się wiele lat temu, w zamierzchłej przeszłości. Fakty, które od dawna były tylko historią i zostały zapomniane, wciąż żyły w chorym, szalonym umyśle jednego człowieka, którego poczynaniami kierował Kapłan.
Amere zdawała sobie sprawę, że musi opuścić ten pokój, bo inaczej będzie zabita lub w najlepszym wypadku, mogła być bliska śmierci, a tym czasem ona stał tutaj, wpatrując się w ścianę pełną fotografii. Wątpiła, by w gabinecie znajdowało się coś godnego uwagi.



Opuściła pokój i podążyła dalej pustym korytarzem, skręciła pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Przed nią rozciągał się następny ciemny korytarz. Na jego końcu błyszczało światło padające zza dużej szyby. Schyliła się i podkradła bliżej. Dotarła do krawędzi okna, wstrzymała oddech i ostrożnie wychyliła głowę.
Bardzo ciasne pomieszczenie zalane było tak silnym bladoniebieskim blaskiem, że musiała zmrużyć oczy. Przyzwyczajając wzrok do jasnego światła, próbowała odgadnąć, jaką spełnia rolę. Kiedy blask przestał ją oślepiać, ujrzała najbardziej niewiarygodny spektakl, jaki zdarzyło jej się kiedykolwiek oglądać.
Na środku sali zobaczyła nagą kobietę, leżącą na lodowatej podłodze. Fałdy tłuszczu na jej ciele przypominały ręczniki ułożone w stos. Od razu rozpoznała dziewczynę ze zdjęcia, choć z wielkim trudem, zważając na jej położenie. Miała zamknięte jedno oko, jakby spała. Drugie było wydłubane i leżało koło niej ociekając śluzem. Sprawiała wrażenie otępiałej, a nawet martwej, co upewniło Amere, że jej nie zauważy. Wyprostowała się i wyszła z ukrycia, żeby lepiej się przyjrzeć.
Kobieta przywodziła na myśl upiorną lunatyczkę .Jej ciało, delikatnie unoszące się nad podłogą , znajdowało się w delirium, dlatego wyglądało jakby było w ciągłym ruchu -jej kończyny drgały niezmordowanie, a zwisające piersi odbijały się w makabrycznym tańcu od tułowia pochylającego się jak przy wiosłowaniu. Niebieskawa poświata nadawała tej scenie nierealną, pozaziemską atmosferę. Amere przez moment wpatrywała się w ten żywy obraz, zafascynowany jego groteskową choreografią. Gdy zamierzała odwrócić się i odejść, drzwi do sali otworzyły się.

Amere cofnęła się w mrok i przywarła plecami do ściany korytarza. Do pomieszczenia wszedł Kapłan w towarzystwie jakiegoś potwornie zeszpeconego człowieka, prawie zupełnie obdartego ze skóry, której szczątki odsłaniające zakrwawione mięśnie, fragmentycznie zwisały, poruszane przez lekki wiaterek, wiejący od strony korytarza. Ten widok zupełnie wstrząsnął Amere, która w tym momencie wybiegła na oślep z ukrycia i potykając się, wpadła prosto w ręce tego cierpiącego wielkie katusze człowieka bez skóry. Z ust Amere wyrwał się pisk, który przerodził się w ryk oszalałego obłędu. Zupełnie straciła zdolność postrzegania, rozsądnego myślenia.

Z powodu szoku, jakiego doznała zaczęła trząść się na całym ciele, fale wymiotów napływały do jej gardła, znajdując ujście na ziemi pod nim. On sam zaczął wić się w bagnie swoich wymiocin, zatracając się w nim zupełnie. Z jego ust wyrwał się szalony, opętany śmiech. Kapłan rozkazał swojemu słudze, aby ten zabił Amere.
Ciężko dysząc i zataczając się, podszedł w jej kierunku. Wciąganie powietrza do płuc sprawiało mu coraz większy ból. W klatce piersiowej czuł żar pieca spalającego każdą porcję dostarczanego mu tlenu.

Krzywiąc się z wysiłku, uniósł w dłoni wielki nóż, ociekający jego własną krwią, którym to własnoręcznie odcinał sobie skórę i niczym ciężki marmurowy kamień, jednym szybki ruchem nadgarstka wbił go w skroń Amere. Jej ciało zapiszczało przeraźliwie. Wciąż była przytomna, lecz świadomość powoli uciekała z jej ciała.. Z trudem łapała oddech, docierała do granicy życia. Wyciągnęła się wzdłuż podłogi. Mięśnie nóg miała napięte jak postronki, bolało ją całe ciało, bała się zamknąć oczy. W oddali, przez fale gwałtownych konwulsji dostrzegała znikające sylwetki jej zabójców..........
Ciężko dysząc otworzyła oczy.
Nerwowo popatrzyła w ciemności naokoło siebie.. Zaalarmowana dźwiękiem brzęczyka, zerwał się na równe nogi i pobiegła do przedpokoju. Po otwarciu drzwi ujrzała tego samego policjanta, który odwiedził ją rano w szpitalu. Nagle poczuła intensywny zapach odoru. Policjant miał dziwny wyraz twarzy, z której wyraźnie zaczęła schodzić skóra, odsłaniając żółte zęby pokryte zielonym nalotem pleśni........


1. Czy Amere dalej śni??
2. Co zrobi jej policjant??
3. Może sen jest jawą.
AA i wybaczcie,że nie ma dialogów teraz jednak w nastepnym odcinku dam wam 2 razy wiecej dialogów

Ostatnio edytowane przez Shade : 06.01.2006 - 13:26
  Odpowiedź z Cytatem