Wzmogłam się w sobie, zrobiłam zdjęcia
Część II
Lubiła to małe, przytulne mieszkanko pomimo tego, że Carrie była fanką stylu starodawnego. Nawet akwarium miało drewniane oblamówki, a o piętrowym łóżku można było pomarzyć. Jordan i Maggie spali na dwóch osobnych łóżkach a Alison na rozkładanym fotelu.
- Tatusiu, pojedziemy na lody? – Zapytała dziewczynka z nadzieją i poprawiła wrzynający się w obojczyk pas.
- Przepraszam córciu, ale Carrie na mnie czeka. Obiecałem jej wieczorem kino. – Powiedział ojciec i przydepnął gaz. Samochód ruszył skokiem i z prędkością światła przemierzył kilka alejek. Alison była pewna, że taka będzie odpowiedź. Jej tato nienawidził matki, pamiętała dobrze, jak się kłócili, z kim dziewczynka powinna zostać. Często robiła im wyrzuty, że źle zrobili, ale nic na nich nie działało. Każda kłótnia wieńczona była śmiertelnym obrażaniem się na siebie aż mama spakowała manatki i wyjechała do jej obecnego narzeczonego, Carla. Dziewczynka tęskniła za dawnym domem, w którym zawsze pachniało świeżym ciastem, miała w nim przecież własny pokój, własne zabawki, nie musiała co tydzień zmieniać nawyków... Teraz było zupełnie inaczej. Samochód podjechał pod niewysoki blok i tata zwolnił, po czym skręcił w lewo i zaparkował na swoim stałym miejscu. Alison wysiadła z auta i poczekała, aż tato wyciągnie torbę i poda jej ukochaną maskotkę, Tygryska. Dziewczynka przytuliła go mocniej, wepchnęła do kieszeni spodni i wyszła po skrzypiących schodach w górę. Po chwili w drzwiach pojawiła się i Carrie, w zwiewnej sukience, ze względu na panujący wszem i wobec upał.
- Ojej, Alison, nie jest ci gorąco? – zapytała od progu i zdarła z dziewczynki długą bluzkę. Po chwili, kiedy zagnieździła się na swoim znienawidzonym fotelu pomiędzy dwoma kocami usłyszała długie cmoknięcie. Nie cierpiała tych ciągłych pocałunków, czułości.
- Alison! – usłyszała przeraźliwy pisk dziewczynka i po chwili została przygnieciona ciałem swojej przyrodniej siostry.
-Cześc Maggie! – Maggie też lubiła. Była sympatyczną baletnicą o stu pomysłach na minutę i lubiła adrenalinę. Pomimo tego, że miała zaledwie sześć lat wiedziała czego chce i po śmierci własnego ojca doskonale zrozumiała co się z nim stało.
- Pójdziesz dzisiaj ze mną na zajęcia z baletu? – zapytała z nadzieją. Alison nie lubiła odmawiać, jednak nie miała teraz wyboru. Chciała spędzić wieczór na samotnych rozważaniach i po prostu leżeć pomiędzy kocami oglądając telewizję.
- Wybacz, ale mam inne plany.. – nim zdążyła dokończyć co zamierza zrobić Maggie z płaczem pobiegła do swojego pokoju. Już po chwili z czujną miną pojawiła się tam Carrie.
-Co jej zrobiłaś u licha? – zapytała ze złością igrającą w oczach i prześwidrowała swoim spojrzeniem dziewczynkę na wylot.
- Nic. Odmówiłam jej towarzystwa na treningu. – odparła prawdomównie dziewczynka i spojrzała na wściekłą Carrie pędzącą do córki po schodach

Sobotnie przedpołudnie mijało powoli, spokojnie. Dopóki Jordan spał było dobrze, ale ledwie się obudził rozpoczynała się tragedia. Nie chciał jeść uparcie śniadania, odpowiadał półgębkiem a na wszelkie próby nawiązania z nim przyjacielskiego kontaktu reagował spoliczkowaniem.
- Obiad! – usłyszała jakby zza ściany waty Alison i podniosła się leniwie z łóżka, które należało do Maggie. Poduszka była mokra, co świadczyło o tym, że obecnie dziewczynka przeżywa regenerację, która polegała na półtorejgodzinnym maratonie bajkowym. Zwlokła się powoli po schodach na dół, bo mieszkanie było dwupoziomowe. Z kuchni dochodziły w miarę przyjazne zapachy, co świadczyło o tym, że obiad był niezły. Jednak, o zgrozo, dziewczynka się myliła. Na obiad był makaron z serem, który własnoręcznie zrobiła matka Carrie.
- Dziękuję, nie jestem głodna. – odparła niezgodnie z prawdą Alison i odsunęła talerz na bezpieczną odległość.
- Och Alison, nie przesadzaj. Wiem od twojego ojca, że uwielbiasz kluski z serem! – powiedziała irytująco słodkim tonem Carrie i przysunęła miseczkę bliżej nosa dziewczynki, co spowodowało odruch wymiotny u małej.
- Chcecie pójść później na lody? – zapytał tato z nadzieją chwytając się ostatniej deski ratunku.
- Ja chcę! – powiedziała Maggie, łakoma na wszelkiego rodzaju artykuły spożywcze.
- Zjedz ładnie danie. Kto nie zje obiadu nie dostanie lodów. – pogroził ojciec i odszedł od stołu. Jego talerz świecił pustkami. Gdy nikt nie widział Alison subtelnie zgarnęła zawartość miski do kieszeni i położyła sztućce na talerzu.
- Pięknie zjadłaś! – pochwaliła dziewczynkę Carrie i pogłaskała ją po głowie. Alison zbliżyła się do białych drzwi łazienki i wyrzuciła resztę jedzenia do ubikacji i spuściła jedzenie w toalecie. Potem podeszła do umywalki, sięgnęła po jednorazowy kubeczek i napiła się kranówki na orzeźwienie.

Lubiła łazienkę. Mogła przesiadywać godzinami w pustej wannie pisząc pamiętnik czy opierając się o muszlę klozetową poświęcać się lekturze. Była jedynym miejscem, w którym mogła siedzieć bezpieczna, zamknięta na klucz, bez zbędnych obaw w stylu ‘Ktoś zaraz wejdzie i zobaczy co tu wyprawiam’. Po chwili kiedy poczuła przyjemne orzeźwienie popchnęła drzwi, uprzednio przekręcając klucz w zamku i wyszła na zewnątrz. Hukowi zamykanych drzwi nie odpowiedział żaden odgłos, co zdziwiło ją tym bardziej, bo przecież Carrie była przewrażliwiona, jeśli chodzi o trzaskanie drzwiami.
- Maggie? – zapytała niepewnie dziewczynka wchodząc do pokoju w którym sypiało rodzeństwo. Odpowiedziała jej jedynie cisza, a jedna z zabawek nagle upadła na ziemię i kółko od plastikowego traktora potoczyło się pod stopę dziewczynki. Po chwili z przerażeniem stwierdziła, że telefon dzwoni. Zbiegła ze schodów by zdążyć, zanim sygnał się urwie i dopadła słuchawki.
- Halo?! – krzyknęła próbując uspokoić oddech.
- To tylko ja kochanie. Alison, nie mogłem Cię znaleźć w domu i pojechaliśmy na lody sami. Nie obrazisz się, jeśli przywiozę Ci je do domu? – zapytał ojciec głosem zbolałego kurczątka. Perspektywa zjedzenia lodów w domu pod bacznym i zazdrosnym spojrzeniem Jordana była kusząca, lecz nie chciała grać na nerwach poczciwej maggie.
- Zgoda, ale proszę o podwójną porcję. – zaczęła się targować dziewczynka i przysiadła na brzegu komody.
- Ok. A teraz muszę lecieć, bo Maggie na mnie czeka. Wrócimy za jakąś godzinę. – odparł i szybko się rozłączył. Dziewczynka cisnęła słuchawką na widełki i przeniosła się do kuchni. Tym razem i tutaj nikogo nie było. Odczuwała ssanie w żołądku, bo przecież nie zjadła nic na obiad, a na lody musi jeszcze trochę poczekać. Otworzyła przepastną lodówkę i zanurkowała w poszukiwaniu produktów na kanapki. Znalazła szynkę, masło i cztery kromki z chleba, ostrożnie je posmarowała, przełożyła szynką i ułożyła na talerzyku. Przysiadła przy stole i zaczęła jeść.

W tejże chwili, kiedy zęby dziewczynki zatopiły się w puszystym chlebku z chudą szynką usłyszała krzyk od strony pokoju Maggie. Była niemal pewna, że znajdował się tam w tej chwili pająk lub inna ośmionożna zwierzyna, ale, o zgrozo, jakże się myliła. Usłyszała tylko przeraźliwy pisk już zza okna i posłyszała odgłos ciała upadającego na ziemię. Pobiegła za tatą na piętro i spojrzała w dół przez okno. Tkwiła tam, na dole, odurzona lotem dziewczynka. Carrie usiadła na fotelu i zaczęła płakać.
- Kochanie nie bój się. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. – powtarzał to wciąż uparcie tato do przyjazdu karetki. Kiedy sanitariusze wzięli Maggie do szpitala tato zabrał się za namiętne wyszukiwanie przyczyn wypadku. Szybko okazało się , że winowajcą jest Jordan.