Guest
|
Odc.6. Piekło na ziemi.
Na wstępie chciałabym dodać, że coś dziwnego dzieje się z moją grafiką i zdjęcia są wyraźnie słabsze  , ale mam nadzieję, że to poprawię.
---------------------------------------------------
- Dzień dobry! Jak poszedł egzamin?
- Fantastycznie- odpowiedział z optymizmem w głosie Maks na pytanie, zadane mu przez kucharkę- Myślałem, że pójdzie mi o wiele gorzej.
-Widzi Pan, w tym domu nauka każdemu szybko wchodziła do głowy, pamiętam jak...- ciągnęła kobieta, ale mężczyzna nie słuchał jej opowieści. Było popołudnie. Ciepły wiatr, wlatujący przez okno, bawił się jedwabnymi zasłonami. Jakieś dziwne odgłosy poza domem przykuwały jego uwagę.
- ... i tak to właśnie bywało- zakończyła.
- Rzeczywiście, ciekawe co dzieje się na zewnątrz.
- A co ma się dziać?- zapytała z zaciekawieniem, ale Maks nie chciał udzielać jakiejkolwiek odpowiedzi i w miarę szybko oddalił się.
Do jego uszu dochodziły wyraźne odgłosy auta pochodzące gdzieś z ogrodu. Mężczyzna wyszedł przed dom, ale nie zauważył tam nic niezwykłego. Czyżby to tylko jego wyobraźnia? Nie miał pojęcia na kogo tak podświadomie czekał. Już miał wracać, gdy usłyszał pisk opon. Spojrzał w kierunku bramy i zobaczył jak z pięknego, kosztownego auta wysiadła jakaś kobieta. Otworzyła bramę, dostając się na teren posesji bez jakiegokolwiek problemu. Ochroniarze zerkali na nią podejrzliwie i już mieli wkraczać do akcji, gdy nagle odezwał się Maks:
- Rita?!- krzykną z niepewnością w głosie. Kobieta stanęła rozglądając się, ale nie zwracała na niego najmniejszej uwagi.
Wyglądała jakoś inaczej niż kiedykolwiek. Kolorowy strój i makijaż, cała ona była nie do poznania. Przez kilka krótkich chwil wahał się, czy to na pewno ona, ale którz inny mógł sprawić na nim takie wrażenie. Dziewczyna przeszła obojętnie obok Maksa i znikła za drzwiami. Jego nogi same podążały w ślad za nią.

Nie tylko on usłyszał ten hałas. Ciotka Lavouris wraz ze służącymi pojawiły się na dole i na widok Rity skamieniały. Ciotka zawsze jako pierwsza potrafiła odzyskać zimną krew, więc i tym razem starała się opanować jakiekolwiek emocje. Wyglądało to dość sztucznie i dziwacznie, ale nie to było najbardziej zaskakujące.
- Nareszcie wróciłaś! Gdzie Ty się podziewałaś?! Zaraz, zaraz! Mówię do Ciebie!- krzyczała ciotka, ale Rita nie miała zamiaru ani chwili dłużej przebywać w czyimkolwiek towarzystwie. Jak zwykle znikła wszystkim z oczu- Mario! Powiadom Pana Vival'a, że Rita jest w domu!
- Już proszę Pani- odpowiedziała przestraszona pokojówka.
- Ty Maks przekaż kucharce, że tym razem wszystko ma być jadalne- powiedziała surowo i nie zwlekając za długo znikła w swoim gabinecie.
Mężczyzna nienawidził takich sytuacji, w których zostawał sam i tylko dźwięk starego, zabytkowego zegara wskazywał na to, że czas się jeszcze nie zatrzymał.
Znów nie potrafił zrozumieć Rity, która po raz kolejny udowodniła mu, że tak naprawdę wszystko się kiedyś zmienia.
***
Maks jak zazwyczaj podczas odwiedzin Pana Vival'a przesiadywał w swoim pokoju lub też spacerował po korytarzach na piętrze, by nie wpaść przypadkiem na gościa.
Zbliżał się wieczór, podobny do większości jakie tutaj przeżył. Szare chmury otulały zaspane niebo przepuszczając co jakiś czas blask księżyca, rozświetlającego korytarze willi. Mężczyzna czuł się samotny, ale inaczej niż wtedy, gdy po raz pierwszy pojawił się w tym domu. Wciąż zastanawiał się czy jeszcze kiedyś Rita tak po prostu spojrzy w jego kierunku i czy wogóle go zauważy.
Nagle usłyszał jakiś wrzask. Wtedy po raz pierwszy nie opanował go strach. Zbiegł ze starych schodów i w mgnieniu oka znalazł się przed domem.

To, co zobaczył już zawsze pozostało w jego głowie. Nie znalazł się w ogrodzie, ale w piekle. Wśród strzelistych drzew, nieopodal bramy oświetlonej przez lampy leżały ciała ochroniarzy. Maks spojrzał na czarną limuzynę obok której również znajdowali się martwi. Usłyszał ciężki oddech i spojrzał w bok a jego oczom ukazała się jedna z pokojówek, która klęcząc z prawie martwymi oczami, przepełnionymi strachem spoglądała na mężczyznę. Jej ciało powoli osunęło się na ziemię.
Jeszcze całkiem niedawno słyszał jak opowiadała niezwykłe historie, które potrafiły rozśmieszyć do łez, ale tego dnia ostatni raz wydała z siebie przeraźliwy okrzyk, wraz z którym kończyło się jej życie.

Mężczyzna miał świadomość tego, że w każdej chwili może skończyć się jego wędrówka po ziemi, ale wcale się nie bał. Powoli odwrócił się w stronę domu, zupełnie jakby czekał na koniec. Delikatny wieczorny wiatr otulał jego myśli, zupełnie spokojne. Gdzieś tutaj czaiło się coś niezwykłego, co z wielką precyzją pozbawiało życia. Być może właśnie teraz przyszła kolej na Maksa. Drzwi gwałtownie otworzyły się i jeden z ochroniarzy wciągnął go do środka. Wewnątrz panowała panika. Służba mamrotała coś pod nosem a ciotka bliska była zawału. Niektórzy wygadywali przedziwne rzeczy lub zachowywali się w dość dziwny sposób. Jedynie Pan Vival jakoś się trzymał.
- Kiedy oni będą?! Do cholery kiedy!- krzyczał starszy mężczyzna.
Wszyscy byli zbyt przejęci by dostrzec znajomą sylwetkę, spokojnie spacerującą po ogrodzie.

Tej nocy nikt nie zmrużył oka. Wszędzie pełno było policji i ochrony. Poranne słońce oświetlało wystraszone twarze domowników. Tylko Maks wyglądał jakoś inaczej. Nie chodziło tu o strach, po prostu nie mógł zrozumieć tej sytuacji i przy pierwszej lepszej okazji zapytał:
- O co tutaj chodzi? Co tu się dzieje?
- Bandyci!- krzyknęła ciotka- Nie interesuje ich nic innego, tylko moje pieniądze!
- Proszę się opanować- powiedział lekarz podając jej kolejny środek uspokajający.
Mężczyzna spoglądał na przestraszone twarze domowników i nareszcie dotarło do niego, jak skomplikowana jest obecna sytuacja. Wszystko potoczyło się tak szybko, że tylko niewinna dziewczyna zdobyła się na krzyk. Nie mógł zrozumieć, dlaczego właśnie jego to spotkało, dlaczego akurat teraz.
Nagle źrenice pana Vival'a gwałtownie się powiększyły i uzmysłowił sobie to, o czym zapomniał:
- Rita! Gdzie jest Rita?! Nic jej nie jest?!- wrzeszczał, ale nikt nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
Znajoma słodycz dotarła do płuc Maksa, który wyszedł z przepełnionego pokoju podążając w stronę uchylonego okna.
Znał to uczucie: jego ciało stawało się dziwnie lekkie. Kwitnące drzewa kołysały się znajomo, zupełnie tak jak te, przed rodzinnym domem mężczyzny. Nie było w tym nic niezwykłego, jednak coś tu nie pasowało. Dobrze wiedział, że to już nie zabawa. Poczuł, że rozwiązanie jest blisko, bardzo blisko... Wtedy ten piękny sen, który momentami zahaczał o granice koszmaru, nareszcie się skończy.
Ostatnio edytowane przez dorothy : 11.06.2005 - 17:50
|