II ODCinek (troche nieudany, ale cóż)
Samantha stała jak sparaliżowana. Kate nie żyje??? Przecież wiedziałaby o tym - w końcu kiedyś były najlepszymi przyjaciółkami.
- A przepraszam… kim pani właściwie jest? -zapytała nieco zmieszana kobieta.
- yyy Samant…a zresztą nieważne.
- Samantha…chwileczkę, a czy to nie TA Samantha- najlepsza kumpela Kate??
-Tak, tak…
- Ale…my dzwoniliśmy do pani…o ile się nie mylę mąż powiedział, że nie możecie przyjść na pogrzeb... a szkoda bo…
Sam zrobiło się słabo. Mike?! Wiedział, że Kate umarła i nic jej o tym nie powiedział??? Śmierć jej koleżanki, zdrada…co jeszcze przed nią ukrywał? Kobieta poczuła, że zaczyna ją zalewać krew. Odwróciła się napięcie i ruszyła do samochodu.
W drodze do niego uświadomiła sobie, że nawet nie wyjaśniła co szuka tutaj po 2 latach od wypadku Kate, dziewczynie, które stała teraz na schodach ze zdziwioną miną. Lana - bo tak jej było na imię była siostrą Kate. Przyglądała się bladej, ledwo trzymającej się na schodach kobiecie. Zapytała się czy może jej jakoś pomóc, ale stwierdziła, że Sam w ogóle jej nie słucha. Kiedy wsiadała do samochodu jak w transie rzuciła jeszcze przelotne -Do widzenia i zaraz zniknęła za zakrętem.
Samantha była przekonana, że to tylko sen. Zły sen, który za chwilę się skończy, a ona obudzi się w ramionach Georga. Zamknęła oczy z nadzieją, że kiedy je otworzy będzie w domu. Jednak skutek tego był takie, że prawie wjechała w inny samochód. Na szczęście tamten zdążył na czas zahamować.
-Jak jeździsz kobieto?!!! -usłyszała od zdenerwowanego kierowcy.
Sam nawet się nie zatrzymała, nie miała siły kłócić się z nikim. Kiedy stopniowo zaczęło się jej wszystko układać w głowie ze zdziwieniem stwierdziła, że nie wie gdzie jechać. Rodziny nie ma, znajomych już też nie ma…a do domu na pewno nie wróci. Co prawda może się zamieszkać w hotelu, ale pieniądze, które miała przy sobie nie wystarczą na długo. Zatrzymała się na poboczu, aby wszystko sobie przemyśleć. Co teraz ze sobą zrobi?….musi zdobyć jakieś pieniądze…oczywiście- znajdzie sobie jakąś pracę! Uradowana wysiadła z samochodu i podeszła do pobliskiego kiosku po dzisiejszą gazetę. Rozłożyła ją na stronie z ogłoszeniami pracy.
Zaczęła je przeglądać, ale zobaczyła, że nikt jej nie zatrudni na żadnym lepszym stanowisku. Nie ma przecież ani wykształcenia, ani doświadczenia. Więc co…. Będzie sprzątaczką?! Tego się nie spodziewała. Kiedyś pełna ambicji teraz będzie szorować podłogi? Nie mieściło się jej to w głowie. Nie myślała, że tak skończy. I wtedy w oczy rzuciło się jej ogłoszenie za samym końcu.
* POSZUKUJEMY OPIEKUNKI DO DZIECKA*
W zamian oferujemy dach nad głową i dobre wynagrodzenie.
Poniżej Sam znalazła telefon. W sumie czemu ma nie spróbować. Zawsze lepsze to niż mycie okien, a ona lubi przecież dzieci. Szukała wzrokiem budki telefonicznej. Dziwne, ale nie miała telefonu komórkowego. Nigdy nie był jej specjalnie potrzebny. Po chwili znalazła budkę. Wrzuciła monetę, wykręciła numer a zaraz w telefonie odezwał się miły męski głos
-Tak, słucham.
-Dzień dobry.. mówi Samantha ..Stone .ja…ja w sprawie ogłoszenia. Podobno szukają państwo opieku…
-Ach tak. Jeśli jest pani zainteresowana, proszę przyjść dzisiaj około 16 na TulipStreet 253.
Do 16 Samantha miała jeszcze trochę czasu, więc postanowiła coś przegryźć. Nie znała Nowego Jorku, była tu zaledwie kilka razy. Pokierowała się dlatego reklamą, jaka widniała na bilbordzie przed nią. Niedługo dotarła do sympatycznie wyglądającego baru. Zostawiła samochód na parkingu i skierowała się w stronę wejścia. Bar wewnątrz okazał się bardzo przytulny. Siadła przy stoliku i zamówiła sobie kurczaka i herbatę. Kiedy siedziała tak czekając na posiłek podeszła do niej jakaś kobieta.
- Mary! O mój Boże, jak ja cię dawno nie widziałam! - po czym rzuciła się zdziwionej Samancie na szyję. Sam odepchnęła lekko szczęśliwą kobietę.
- Pani mnie chyba z kimś pomyliła…
- No coś ty Mary, nie poznajesz mnie? Pracowałyśmy razem w firmie meblowej u Jima!
-Ja nie pracowałam nigdy u żadnego Jima….ja w ogóle nigdy nigdzie nie pracowałam. - powiedziała zmieszana. Obca kobieta poczuła się jak idiotka. Co jej strzeliło do głowy, żeby rzucać się na tą dziewczynę…ale ona jest taka podobna do Mary…
- Ale skoro już chcąc nie chcąc spotkałyśmy się, to może powiesz kim jesteś? Sam sama się zaskoczyła tymi słowami. W normalnej sytuacji powiedziałaby, że to pomyłka i odprawiła nieznajomą…jednak ten dzień zdecydowanie nie był normalny, pod żadnym względem. Kobieta najwyraźniej nie spodziewała się takiego ciepłego przyjęcia, więc początkowo odebrało jej głos...
-No to ja jestem ten no.. Lisa.. -Lisa była niewysoką ruda osobą o intensywnie zielonych oczach. Robiła wrażenie bardzo sympatycznej osoby. Może dlatego wzbudziła zaufanie Samanthy.
- Ja Samantha. Miło cię poznać… Sam uśmiechnęła się lekko. Nie wiedzieć czemu miała wielka ochotę porozmawiać z kimś obcym. I tak czas leciał im na rozmowie, aż Samantha zauważyła, że dobiega 16. Zerwała się z krzesła.
-Wiesz może gdzie jest TulipStreet?
-To całkiem nie daleko...4 przecznice dalej. Musisz już iść?
-Tak…może kiedyś się jeszcze spotkamy.
Sam udała się do samochodu, zdziwiona, że tak dobrze jej się rozmawiało z Lisą. Pierwszy raz dzisiaj chociaż na chwile zapomniała o swoich problemach… Wsiadła do samochodu, a po niedługim czasie dotarła pod wyznaczony adres.
Zobaczyła tam dosyć duży, zadbany dom z ogrodem i niewielką sadzawką. Powoli wyszła samochodu i zaczęła iść ścieżką prowadząca pod drzwi domu. Najważniejsze jest pierwsze wrażenie.-powtarzała sobie. Muszę pokazać im się jako miła i zrównoważona osoba godna zaufania. Zatrzymała się przed samymi drzwiami. Zastanawiała się chwilę. Raz kozie śmierć - pomyślała po czym, mocno nacisnęła dzwonek. Otworzyła jej drobna blondynka - najwyraźniej pokojówka.
-Proszę wejść. Pan zaraz przyjdzie. - powiedziała po czym znikła. Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu. Samantha rozejrzała się po wiatrołapie. Niewielkie pomieszczenie z szafkami na buty i wieszakami na ubrania. Jaki ohydny dywan! -pomyślała patrząc na włochate koło leżące przed nią. Zrobiła krok do przodu i stanęła na nim. I wtedy stało się coś, czego się najmniej spodziewała…Dywan jęknął, po czym przestraszony poderwał się i uciekł przewracając przerażoną Samanthę na podłogę. W tej chwili do pokoju wszedł gospodarz.
- Pani Stone, ależ nie trzeba przede mną padać na kolana. - powiedział ze śmiechem ,a Sam oblała się szkarłatnym rumieńcem. Najważniejsze pierwsze wrażenie -zawirowało jej w głowie. Wyszłam na kompletna idiotkę! Po chwili wstała i ze spuszczonym wzrokiem przedstawiła się.
-Michael Tolley. Miło mi panią poznać. odpowiedział przystojny szatyn z ciepłymi, brązowymi oczami. Sam usłyszała stukot obcasów. -A To moja żona Rachel.-przedstawił przybyła kobietę. Samantha przesunęła wzrok na jej twarz i w tym momencie zastygła bez ruchu. Ze zdumienia otworzyła usta - nie…to nie możliwe