Tak jak obiecałam - kolejny odcinek w poniedziałek, a więc oto i on...
ODCINEK 4
TRANSILVANIA | 2005 | 9:30
- Matko! Mamy mieszkać w tej ruderze?! %u2013 krzyknęła młoda dziewczyna patrząc na dom przy ulicy Garden Walk 13

- Spoko... może w środku będzie trochę lepiej. - odparł równie młody mężczyzna i się zaśmiał
- No właśnie Ashley. Nie przesadzaj, jest goodzik.
Troje młodych ludzi weszło do starego mieszkania. Wszystko wydawało się być nowe tylko trochę zakurzone i przybrudzone. Nie spodziewali się, że dom będzie w tak dobrym stanie. Meble i cały sprzęt były niemal nie
używane.
Otóż trójka studentów z Nowego Jorku kupiła za niedużą cenę to mieszkanie. Ich uczelnia mieściła się w Rumunii, właśnie w tej krainie geograficznej jaką była Transilvania i to zaraz obok miasteczka Astryd City. Chłopak, który nazywał się Scott Rivers studiował ekonomię drugi rok. Był całkiem przystojny. Żadna dziewczyna nie mogła oprzeć się jego wspaniałemu uśmiechowi. Ale on kochał tylko jedną. Nazywała się Ashley Redd i przyjechała tutaj razem z nim, ponieważ studiują na tym samym wydziale. Dziewczyna była bardzo ładna. Mocna opalenizna idealnie pasowała do jej czarnych włosów opadających na ramiona. Scott zabrał również ze sobą swoją młodszą siostrę Lisę. Uczelnię w Transilvani wybrali im rodzice, dlatego że uważali ją za jedną z najlepszych i sami tam studiowali. Po południu, kiedy mniej więcej ogarnęli bałagan panujący w mieszkaniu zasiedli przy stole, aby zjeść obiad przyrządzony przez Ashley.

Dziewczyna bardzo się ucieszyła, kiedy rodzeństwo stwierdziło, że jest smaczny, bo po raz pierwszy brunetka miała okazję podać jakiekolwiek danie. Po obiadowej sjeście udali się do salonu, aby przed telewizorem spędzić resztę dnia obżerając się przy tym pizzą. W pewnym momencie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- To pewnie pizza. - powiedziała Lisa i podeszła do drzwi wejściowych po czym otworzyła je z wielkim rozmachem - Dobry wie...
Urwała w połowie, ponieważ nikogo tam nie było. Wyszła na ganek i rozejrzała się dookoła. Nic nie wskazywało na to, aby ktoś znajdował się w pobliżu. Zdziwiona zignorowała to, potraktowała jako zwykły żart dzieciaków
z sąsiedztwa, które nie mają co robić wieczorami. Słońce powoli zaczęło znikać za horyzontem. Na dworze robiło się już ciemno. Wkrótce zapłonęły latarnie uliczne. Studenci zdenerwowani tym, że dostawca pizzy jeszcze się nie pojawił, postanowili zadzwonić jeszcze raz. Scott podniósł słuchawkę i wykręcił numer miejscowej pizzeri.
- I co? - zapytała po chwili Ashley

- Nie ma sygnału. Linia telefoniczna musiała zostać uszkodzona. Tylko w
jaki sposób?
- Skąd mam wiedzieć? Zadzwoń z komórki. %u2013 zaproponowała brunetka.
Chłopak zrobił tak jak mówiła, lecz w telefonie Scotta też nie było
żadnego sygnału. Za kilka sekund bateria się wyczerpała i telefon się
wyłączył.
- Co jest *****! - zaczął krzyczeć
- Nic nie poradzisz moja też się rozładowała przed chwileczką. %u2013
powiedziała Ash spoglądając na wyświetlacz swojej komórki.
- I moja również - odparła Lisa wchodząc do przedpokoju. Rozmowę przerwał potężny i głośny grzmot. Dom aż się zatrząsł. Wszyscy wystraszeni pobiegli do salonu i usiedli na kanapie. Brunetka wyłączyła wszelkie urządzenia zasilane prądem. Piorun uderzył ponownie, a następnie fala silnego wiatru uderzyła o lokal. Okno w salonie otwarło się i zaczęło uderzać krawędziami o ścianę z przeraźliwym łoskotem. Zasłonki urwały się i
pofrunęły wzdłuż całego salonu. Do pomieszczenia wdarł się okropny chłód. Drzwi zaczęły ruszać się w tę i tamtą stronę, popychane przez wiatr strasznie trzaskały. Scott próbował podejść do okna i je zamknąć. Po kilku
próbach w końcu mu się udało.
- Okno w kuchni też jest otwarte - krzyczała Lisa.
Ledwo było ją słychać z powodu licznych uderzeń błyskawic i szumiącego w uszach wiatru. Wkrótce studentom udało się opanować sytuację.
Cała noc była bardzo burzliwa. Wichura uspokoiła się dopiero nad ranem. Wszyscy zmęczeni i wycieńczeni wstali z łóżek bardzo późno. Jak pierwsza obudziła się Lisa. Kiedy się umyła i ubrała poszła na dół do kuchni zrobić śniadanie dla wszystkich. Scott i Ashley wstali około godziny 11:45. Kiedy chłopak popatrzył na zegarek, natychmiastowo zerwał się z łóżka i krzyknął do brunetki, która przysnęła sobie z powrotem:
- Ash wstawaj! Za 15 minut mamy wykłady, a chcę zaliczyć ten semestr, bo niewiele mi brakuje, żebym dostał warunek! Ty chyba też tego nie chcesz, dlatego zbieraj się! Zanim dojedziemy to minie sporo czasu!
- Po co ten pośpiech... - powiedziała zaspanym głosem brunetka i znów
urządziła sobie drzemkę.
- Jak chcesz to zostań. - oznajmił beztroskim tonem i wyszedł z pokoju.
Opuścił mieszkanie i biegiem udał się na przystanek autobusowy. Uczelnia znajdowała się na przedmieściu, a droga zajęła by bardzo dużo czasu, więc Scott postanowił, że wykupi sobie bilet miesięczny. Po kilkunastu minutach znajdował się już w budynku i poszedł do Sali, w której miały odbyć się wykłady. Tymczasem w domu przy Garden Walk 13 Ashley wygramoliła się w końcu z łóżka. Uświadamiając sobie, że nie jest na wykładach szybko się ubrała i zbiegła do kuchni, aby zjeść śniadanie.
- Gdzie się tak spieszysz? - zapytała żwawo Lisa
- Na uczelnię, a gdzie mam się spieszyć?
- Chyba księżniczka się jeszcze nie obudziła! Wykłady zaczęły się godzinę temu i już dobiegają końcowi! - powiedziała głośno i wyraźnie młodsza
siostra Scotta akcentując każdy wyraz.
- *****! Znowu zaspałam. A ty z czego rżysz? - zapytała poirytowana
- Z ciebie! - ledwo wydusiła śmiejąc się tak, że o mało się nie
przewróciła
- Nie widzę w tym nic śmiesznego.
W tym momencie drzwi wejściowe się otworzyły i do środka wszedł Scott.

- I jak braciszku na wykładach? Nie spóźniłeś się? - spytała nadal tłumiąc swój śmiech
- Widzę, że masz dzisiaj dobry humorek. - odparł i uśmiechnął się
- Kochanie - zwrócił się do brunetki - Chciałbym cię dzisiaj
zabrać na kolację do tej francuskiej restauracji na rogu.
- A co to za okazja dzisiaj jest, że chcesz zjeść ze mną kolację? - zapytała zdziwiona
- O ile pamiętasz jesteśmy już ze sobą równy rok.
***
Zrobiło się już późno. Dzisiejszy wieczór był bardzo pogodny. Księżyc w pełni oświetlał kamienne uliczki, które przemierzała właśnie cudowna para.
Scott i Ashley zatrzymali się przy dość dużym budynkiem. Blade światło wylewało się na chodnik z okien restauracji. Przy wejściu stał lokaj, który sprawdzał, czy klienci faktycznie mają rezerwację. Chłopak wraz z mulatką wszedł do środka. Elegancki wystrój pomieszczenia i romantyczny nastrój wprawiał dziewczynę w zachwyt. Zawsze marzyła, aby znaleźć się ze swoim ukochanym w takim miejscu. Wraz ze Scottem usiadła przy stoliku, który znajdował się na uboczu sali. Szatyn złożył zamówienie. Posiłek podano dopiero po kilkunastu minutach.
Kiedy już zjedli Ashley odezwała się pierwsza:
- Oh Tom jesteś cudowny.
- Ale nie tak bardzo jak ty kochanie.
- Kocham cię
- Ja też cię kocham - rzekł Scott.
Przez kilka minut wpatrywali się w siebie, a po chwili połączył ich
namiętny pocałunek. Klienci siedzący przy innych stolikach wpatrywali się w całującą się parę z oburzeniem i niesmakiem. Najwyraźniej młodym było to obojętne. Zapatrzeni nie widzieli świata poza sobą. Spędzili jeszcze godzinkę w restauracji rozmawiając i planując swoje dalsze życie w Astrid City. Kiedy wyszli z restauracji na dworze był zupełnie ciemno. Latarnie nagle zgasły. Obydwoje zatrzymali się na chodniku. Przestraszona dziewczyna wtuliła się w objęcia swojego ukochanego. Nie wiedzieli co się dzieje.
Nagle usłyszeli szelest za sobą. Obrócili się, lecz nikogo tam nie było.
- Chodźmy do domu kochanie - powiedziała Ashley, która drżała ze strachu
A więc para ruszyła naprzód, ale znów usłyszeli dziwny szelest. Ignorując to szli dalej. W pewnym momencie ktoś chwycił Scotta za rękę. Chłopak obejrzał się. Blada kobieta trzymała jego dłoń i nie chciała jej puścić.
Z trudem udało mu się wyrwać. Razem z Ashley pobiegli ile sił w nogach w kierunku Garden Walk 13. Wydawało im się, że postać zniknęła i nie będzie ich już gonić. Ale po chwili usłyszeli przeraźliwy krzyk Lisy dochodzący z
korytarza. Czym prędzej otworzyli drzwi wejściowe.