View Single Post
stare 28.06.2005, 12:03   #5
Cocaine
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Częśc Piąta. Byłaby z godzinę wcześniej, ale musiałam zakładać konto :-)

Częśc V.
Jej oczy zamknęły się i nie pamiętała co się działo wokół niej. Obudziła się dopiero gdy usłyszała straszne huki znad sufitu. Przestraszyła się i spojrzała po przerażonych twarzach współtowarzyszących dzieci. Wszyscy byli, więc nie znęcali się nad żadnym dzieckiem. Wiedziała kim są włamywacze. Chcieli żądać okupu za dzieci.
- Jak myślicie, co się tam dzieje? – zapytała i przywróciła dziurawy fotel do pionu.
- Podobno torturują jakiegoś mężczyznę. – powiedziała ruda dziewczynka i po chwili jej głowa opadła na oparcie od siedzenia. Alison czule przeniosła ją na niewygodną pryczę i przykryła ciepłym kocem ofiarowanym przez katów. Nasłuchiwała ciągle dźwięków dochodzących z góry. Usłyszała głos własnego ojca, co wpędziło ją w strach. Czy to nad nim się znęcali? Żądali za nią pieniędzy? Nie chciała być kupiona! To odbiłoby piętno na jej czułym usposobieniu...
- Alison! – ryknął jeden z nich w wejściu i smuga słońca wdarła się do ciemnego wnętrza. Dziewczynka założyła niedbale buty i bluzkę. Obejrzała się za siebie. Wszyscy spali. Nabazgrała prędko na murze grubym markerem „Gdzieś mnie zabrali. Nie martwcie się”. Narzuciła bluzkę na bluzę i wyszła po brudnych schodach na samą górę. Czekał tam jeden z członków bandy. Pociągnął ją za rękę i wyrzucił za drzwi. W samochodzie czekał ojciec. Miał dziwnie wykrzywioną nogę.
- Nie możesz tak jechać. – powiedziała dziewczynka. Na jej oko noga była złamana, może nawet z przemieszczeniem. Ruszanie kończyną w takiej sytuacji byłoby wręcz nieinteligentne. Zadzwoniła po Carrie z telefonu ojca. W chwilę później pojawiła się elegancka taksówka, z której najpierw wysiadły niesamowicie długie nogi a dopiero po chwili ich właścicielka. Przeniosła z nabożeństwem męża na tylną kanapę i zajęła miejsce za kierownicą. Kiedy ruszyła samochód najpierw odpalił, przejechał kilka metrów i stanął.
- Narobiłaś nam nie lada strachu. – powiedziała oskarżycielsko do dziewczynki. Odpaliła w końcu wóz i pojechała pod szpital. Kiedy wysiedli weszli do dobrze znanej im recepcji. Wszyscy stłoczyli się przy wejściu, przy którym ktoś wywoził małą dziewczynkę, której nie było widać twarzy spod rurek i rureczek. Łóżka natychmiast dopadła Carrie. Spojrzała na leżącą na nim postać.

Dzieckiem był nikt inny jak po prostu Maggie. Lekarka powiedziała, że jej stan nagle się pogorszył i czekają na helikopter, by ją przewieźć do profesjonalnego szpitala. Carrie usiadła na ziemi i zaniosła się płaczem.
- Kochanie, to jeszcze nie powód do tego, by się tak zanosić. – powiedział ojciec i zraz pożałował swoich słów. Żona odreagowała jego słowa jeszcze większym płaczem.
- Jasne, że nic! Nic, jasne do cholery! Radźmy sobie sami! Maggie to moja największa pociecha! – łkała we własny rękaw. Nagle szpitalem wstrząsnął straszny krzyk. Łóżko z dziewczynką wjechało do windy i w ekspresowym tempie znalazło się na wyższej kondygnacji. Matka podniosła się niepewnie i z pomocą męża uniosła się do góry.
- Wszystko będzie dobrze. – powiedział ojciec bez większego przekonania i pomógł kobiecie wejść do kabiny windy. Wcisnął guzik, na którym widniała podświetlona jedynka. Winda z hurgotem pojechała w górę i przy delikatnym sygnale dźwiękowym drzwi się otworzyły. Carrie wysiadła z niej i pobiegła na salę, gdzie leżała Maggie. Dziewczynka w dalszym ciągu tam odpoczywała, tylko podłączona do kilkunastu rurek. Wydawało się, że na jej ciele nie ma wolnego miejsca.
- To na pewno ona? – zapytała kobieta i dotknęła czule pokłutej ręki.
- Zapewniam Cię, że tak. – zaczął się niecierpliwić ojciec. Usiadł ciężko na krześle i dopiero gdy zawył z bólu córka przypomniała sobie, że odniósł kontuzję.
- mamo.. tata potrzebuje pomocy chirurga. – wykrztusiła z trudem dziewczynka siląc się na ‘mamo’.
- Już. Powiedziałaś do mnie mamo? – zapytała ze zdziwieniem kobieta i po chwili ze łzami w oczach przytuliła do siebie dziecko.

Ledwie rodzina wyszła z Sali wbiegło do niej kilku lekarzy i chwycili za łóżko w wezgłowiu i w nogach. Przewieźli je czym prędzej na górne piętro. Carrie siedziała w poczekalni z ojcem na swoją kolej do lekarza.
-Mamo, chyba przylecieli po Maggie. – powiedziała Alison, po czym przeciągle ziewnęła. Wydarzenia dnia dzisiejszego mocno ją zmęczyły i odebrały jej zupełnie siły. Nagle przypomniała sobie o czymś.
-Jordan!- krzyknęła z przerażeniem. Carrie stanęła jak wryta. Przestała biec w stronę schodów, kiedy z drzwi wychyliła się głowa młodej kobiety.
- Jest jeszcze ktoś? – zapytała z nadzieją i kiedy zobaczyła podnoszącego się ciężko mężczyznę westchnęła tylko i pomogła mu wejść do gabinetu. Alison zamknęła drzwi za ojcem i pielęgniarką i pobiegła za matką. Carrie wspinała się pod górę po wysokich i stromych schodach, a kiedy wyszła na ostatnie piętro ujrzała jedynie kilku stojących na planszy lądowania lekarzy i spojrzała w górę. Helikopter z dziewczynką już unosił się w chmury.

Ciężkie westchnienie kobiety przerwało gęstą ciszę, a wschodzące słońce oświetlało zmartwione twarze personelu.
- Bawicie się państwo jak dzieci. – odparła i zeszła na dół. Lekarze spojrzeli po sobie wymownie i złożyli łóżko, po czym wsiedli do windy. Alison poszła na dół. Zastała tam drzemiącego na krześle tatę. Na jego nodze widniał biały opatrunek.
- Ojej. Chodź, pomogę Ci zejść. – zaofiarowała się dziewczynka i pozwoliła oprzeć się tacie na sobie. Jego ciężar ciała lekko ją przygniótł ale nie poddawała się. Szła cały czas dzielnie. Przy samochodzie dołączyła do nich Carrie, która z rozmytym tuszem na policzkach usiłowała namiętnie zatrzeć ślady płaczu.
- Pomożesz mi wsiąść? – wybudził ją ze wspomnień głos ojca, który cały czas męczył się z ciężkimi drzwiami przerdzewiałego samochodu.
- Tak, jasne. – powiedziała mało przytomnie i uważając na opatrunek gipsowy pomogła wsiąść mężowi do auta. Odpaliła samochód i pojechała pod dom.
- Jordan był całą noc sam. – przerwał milczenie ojciec patrząc na żonę. Po jej policzkach spływały strużki łez. Po chwili słone łezki zaczęły moczyć jej bluzkę pozostawiając na niej mokre plamki. Spojrzał na córkę. Spała.
- Jesteśmy pod domem. – powiedziała słabo Carrie i wysadziła męża na zewnątrz. Wzięła Alison na ręce i dopiero wtedy zobaczyła, że mała jest sina.
- O mój Boże. Ona się dusi! – zaczęła krzyczeć kobieta i nagle odzyskując wszystkie siły wpadła do domu. Ułożyła dziecko w swoim łóżku i cierpliwie podawała jej pić na łyżeczce. Po chwili dziewczynka zaczęła normalnie oddychać, ale dalej było jej źle. Kaszlała, miała katar. Kiedy zasnęła kobieta wyszła z pokoju i zajęła się synem

Jordan siedział nad książką u siebie w pokoju.
- Nie bałeś się? – zapytała troskliwie Carrie i pogłaskała go po głowie.
- Nie. Zamknąłem się na klucz, pozamykałem okna i położyłem się spać. Zjadłem też kolację. – powiedział chłopiec i z powrotem zajął się pasjonującą lekturą. Kobieta dała sobie spokój i wyszła z pokoju zamykając drzwi. Nagle poczuła falę mdłości. Pobiegła do toalety. Kiedy skończyła stanęła przed lustrem. Wyglądała jak mleczne szkło, a przerażenia dodawał jej jeden fakt – mogła być w ciąży. Sięgnęła po kubeczek stojący na brzegu umywalki i wlała do niego czystej kranówki. Wypiła ją duszkiem
wszyscy siedzieli przy obiedzie, poza Alison która nadal regenerowała siły w sypialni rodziców. W lekkim mroku, jaki powodowała zasunięta roleta unosił się zapach róży, przypominający o upojnych nocach spędzanych w tej oto sypialni pomiędzy miękką bawełnianą kołderką. Kiedy dziewczynka przewróciła się na bok snując rozmaite domysły drzwi ze skrzypnięciem się otworzyły i strużka światła wpadła do mrocznego wnętrza. Alison podniosła się na rękach. W drzwiach stała Carrie.
- Witaj. Obudziłaś się już? – zapytała po czym przysiadła na brzegu łóżka odsuwając kołdrę. Czuła się dziś fatalnie.
- Tak. Miło, że się mną tak troskliwie zajmujesz- zrekompensowała się dziewczynka i popatrzyła kobiecie głęboko w oczy. Ona szybko odwróciła wzrok i wyszła z pokoju. Nie jest w stanie wytrzymać wszystkiego – pomyślała Alison i ponownie przyłożyła głowę do poduszki, jednak sen nie nadchodził. Nie wiedziała co robić. Carrie w tym czasie zakładała właśnie buty.
-Kochanie, zaraz wrócę! – krzyknęła po czym chwyciła prędko leżącą na brzegu komody portmonetkę. Pobiegła w stronę apteki i dopadła lady. Nieprzyjemny zapach leków na chwilkę ją osłabił ale po chwili uzyskała ponownie pełnię sił.
- Poproszę test ciążowy. – powiedziała ściszając głos. Kiedy na ladzie wylądował mały papierowy kwadracik kobieta rzuciła na podstawkę banknot dwudziestozłotowy i prędko wzięła resztę. Wrzuciła ją do kwadratowej portmonetki i chwyciła test. W domu zaszyła się w łazience i wykonała test. Położyła go na spłuczce i odliczyła trzy minuty. Zacisnęła oczy i wzięła do rąk mały paseczek. Kiedy je otworzyła poczuła, że zawraca jej się w głowie. Były dwie. Dwie kreski. Wyszła z łazienki i poszła do sypialni. Uśmięchnęła się do samej siebie.

Ostatnio edytowane przez Cocaine : 28.06.2005 - 12:07
  Odpowiedź z Cytatem