Tak, oto przed Wami wreszcie i nareszcie - VI część.
Długooo czekaliście, wiem. Jednak każdy potrzebuje wakacji,a te u mnie miały miejsce jak widać... Przepraszam za zwłokę, postaram się dać szybciej VII odcinek.
Mogę powiedziec tyle dobrego, że ten odcinek jest długi i zdjęcia są na imageshack ; D Więc..zapraszam do komentów, a jeszcze prosze o cierpliwość co do następnej częsci. Bowiem wena twórcza po moich wakacjach od pisania uaktywniła się, więc.., więc w przeciągu tygodnia coś dam ;]
"La Prostituto"
Odc. VI
"Kult"
Sala przesłuchań – miejsce szare i ponure. Na suficie zawieszona jedna nędzna żarówka, która ledwo oświetlała. Do pomieszczenia wprowadzono Ann a za nią wszedł funkcjonariusz.

-Pani Westerpsorn, zapewne i oczywiście nie ma pani żadnego pojęcia o co chodzi? – spytał policjant.
-Ależ nie. – Ann starała się być przekonywująca.
-Przejdę więc do rzeczy. Zna pani Aarona Smitha?
-Aa-arona? Nie, nigdy kogoś takiego nie spotkałam. – zająkała się.
-Właśnie ten pan został zamordowany i na pani nieszczęście, obok zwłok leżał dowód osobisty. A wie pani do kogo należał?
-Ja.. nie wiem. – kobieta speszyła się.
-Otóż do pewnej prostytutki z klubu „Flamingo”. Do takiej, co wychowała się w rodzinie zastępczej i ma pseudonim Irisz. Konkretnie rzecz ujmując, mam na myśli panią Ann Westerpsorn, z którą w tej sekundzie rozmawiam.- stróż prawa mówił tonem pełnym pogardy i braku szacunku. Zawsze tak się odnosił do „kobiet ulicy”.
-Ależ to przypadek! Zgubiłam dowód , ale to gdzieś po drodze. Ten mężczyzna musiał go znaleźć!
-Hm, jest pani pewna, że ostatniej nocy nie miała pani do czynienia z zabitym blondynem? Radzę się przyznać...
-Mówię prawdę! Wczoraj wieczorem byłam w klubie, a i wcześnie wyszłam do domu i już...
-Cóż... – policjant oddał Irisz dokument.
Komenda nie miała właściwie żadnych innych dowodów, choćby damskich odcisków palców na ciele Aarona.
-Może pani iść do domu. Ale proszę uważać, bo mimo wszystko jest pani na naszym oku, więc nalegam pozostać w Londynie. Żadnych wyjazdów!
Tym sposobem przesłuchanie dobiegło końca. Kobieta od paru dni dziwiła się, czemu na szklankach nie zostawia śladów rąk... Wszystko wskazywało na to, że nie jest do końca zwyczajna, po części to powód do radości, ale i ku smutkowi.
Słońce grzało mocno, na londyńskich ulicach panowała cisza. Irisz szła powoli, zdecydowała się pójść do domu i bezmyślnie zalegnąć na kanapie, przy misce popcornu. Przed wejściem do bloku, drogę zastąpił jej pies. Kobieta poczuła dziwne ukłucie w żołądku, nagle całe otoczenie spowiła czerwona mgła. Ann słyszała swoje bicie serca, zaczęła nerwowo rozglądać się. Do uszu napłynęły dźwięki głosów ludzkich – to śmiechy, a innym razem płacz. Dziewczyna sięgnęła do torebki po klucze, zrobiła to tak niezdarnie, że większość kosmetyków wylądowała na ziemi. Ręce trzęsły się jej niemiłosiernie, pot spływał z czoła i pleców. W końcu skończyła zmagania z zamkiem, popędziła po schodach ku mieszkaniu. Już była w środku, pognała do kuchni i wzięła szklankę wody. Powoli wypiła, strach i panika przeszła, ale narastało wewnątrz przenikliwe uczucie „głodu”. W pewnej chwili do drzwi zadzwonił dzwonek. Irisz nie miała ochoty otwierać, ale gość co kilka sekund powodował nieznośny brzęk.
-Idę, idę. – odburknęła mieszkanka.
Kobieta pociągnęła za klamkę... Dostała jakimś błyskiem prosto w twarz, to flesz aparatu. Pod mieszkaniem prostytutki stało paru dziennikarzy, zalewających falami pytań.
-Odczepcie się! Wynocha! – Ann zamknęła wejście, przetarła oczy i zaczęła myśleć: „Te sępy jedne! Pewnie pochowali się przy komendzie i będą mi teraz tyłek zawracać. Banda kretynów!” Niby żadnych śladów policja nie znalazła, ale reporterzy dobijają mimo wszystko... Irisz resztę dnia spędziła przed telewizorem, wcześnie poszła spać, ponieważ obawiała się nocnego nadejścia „głodu”.

Noc okazała się parna, o burzy można było jedynie pomarzyć.
Ranek nadszedł szybko, słońce stanęło nad Londynem w całej swej okazałości. Kobieca postać wstała z łóżka na dźwięk budzika.
-Och... – Ann odczuwała przeszywający ból głowy.
Skierowała się do łazienki i spojrzała w lustro. Po kilku sekundach jej oczy otworzyły się szeroko, dziewczynę ogarnęło przerażenie. Piękna i młoda twarz zamieniła się w bladość, przechodzącą w szarą barwę niczym chodniki.
-Boże mój! – wykrzyknęła, po czym weszła pod prysznic.
Zdziwiła się, gdy jej włosy zaczęły wypadać do spływu, a ubyło ich kilka garści. Natychmiast wyszła z kabiny, ubrała się i czym prędzej zerknęła w odbicie. Policzki powoli nabierały dawnego koloru, reszta skóry również. Irisz dotknęła czoła, a okazało się ono nadzwyczaj suche, choć pozornie powróciło do normalnego stanu. Kobieta wodziła wzrokiem, nie miała pojęcia co i dlaczego tak na nią zadziałało. Od strony drzwi toalety zawiał delikatny wiatr, bardziej podmuch powietrza – jednak przecież żadne okno nie było otwarte. Ann zaniepokoiła się, ale kontynuowała robienie makijażu. Nagle poczuła wokół siebie dziwne ciepło, jakby ktoś stał obok. Czyjś oddech przesuwał się po szyi prostytutki. Dało się odczuć, że obca ręka wodzi stopniowo od brzucha i jednocześnie zatrzymuje się. Druga dłoń splotła się z pierwszą tak, że Irisz nie mogła wykonać żadnego ruchu. W tym momencie kobieta ocknęła się, jednak próby uwolnienia okazały się niemożliwe.
-Co się w cholerę dzieje?!
W odbiciu lustrzanym oprócz Ann, znajdował się ktoś jeszcze...,a mianowicie mężczyzna w czarnym płaszczu.
-To ty?! – dziewczyna wciąż chciała się wyswobodzić, ale nadludzka siła gościa okazywała się zbyt duża.
-Kotku, nie bądź oziębła. Przecież wiem, że tęskniłaś za mną, podobnie jak ja za tobą. – mężczyzna przerwał i począł wodzić ustami po kobiecych ramionach.
-Spisałaś się na medal, zabiłaś dwoje ludzi i to mnie cieszy. Sam nasz Pan uradował się, że ma taką sprytną niewolnicę.
-Czego chcesz?! Odczep się ode mnie i mojego życia!
-Czego bym chciał? Ty już dobrze wiesz... 0 odpowiedział z lekką ironią, gładząc włosy zirytowanej Westerpsorn.
-Jeśli mam być szczery, to przyszedłem aby zawiadomić cię o tym, iż masz mordować. A jak okażesz się jeszcze lepsza, to ... dam ci coś od siebie. – ciągnął dalej.
-Nalegam abyś... – Ann wyrwała się, chciała krzyknąć, ale tajemniczy osobnik zniknął.
Po twarzy kobiety spłynęła łza, potem jeszcze jedna i kolejna. Irisz siadła na podłodze, skryła głowę w dłoniach. Dało się słyszeć cichy płacz...
Dnia następnego:
Poranna prasa już nagłośniła dwa morderstwa, reporterzy zamieścili tez informacje o Ann i jej związku ze sprawą. Tymczasem, w jednym z małych mieszkań bardziej ubogiej społeczności Londynu... Młody mężczyzna wyszedł spod prysznica, wytarł się i ubrał bieliznę. Jego kroki zmierzały do pewnego pokoju, za którego drzwiami znajdowała się spora ilość papierów, wycinek z gazet. Na małym stoliku już czekał najnowszy numer „Londyńska wspólnota”.

Brunet chwycił w ręce owa prasę o zasiadł w fotelu. Zanim zaczął czytać, zorientował się iż czegoś zapomniał, a konkretnie... kawy. Wstał i udał się do kuchni. W nie całe pięć minut potem, zasiadł wreszcie do upragnionej lektury. Przyjrzał się pierwszej stronie. Już chciał wziąć łyk gorącego, kofeinowego napoju, gdy nagle zamarł w bezruchu. Podniósł się z wygodnego miejsca, znalazł zapalniczkę i paczkę papierosów – zapalił jednego.
Podrapał się kilka razy po swojej bujnej czuprynie i zaczął grzebać w stertach jakichś notatek. Szczególną uwagę zwrócił na swoje zapiski sprzed dwóch lat:
Moja praca –Clark Handwitch
Temat: Kult Szatańskiego Rodu (?) – Rodzina Wansberg’ów.
Data: 17 lipca 2003 r. do 18 grudnia 2003 r.
Wynik: NIEZROBIONE!
Artykuły:
Zeznanie Joshuy Wansberga: nie miałem pojęcia co zrobić. Moja żona przyznała się mi, że zabiła [płacz] nasze dzieci, bo była „głodna”! pamiętam jak mi pokazała zwłoki Jessici i Antuana [dzieci: J-6 lat, A.-10 lat], wyglądały jak rodzynki, takie pomarszczone przez brak krwi. Wtedy wziąłem świecznik z komody obok i [tu przerwa] uderzyłem ją, po czym uciekłem z domu, tu do was. Jednak kolejka ustawiła się do każdego z policjantów, więc wyszedłem. Znalazłem się w barze „Chick” i tam utopiłem całą wypłatę. Pytacie na co? Na browar, inny alkohol i trzy *****i. Rano obudziłem się na ławce w parku, postanowiłem pójść do domu. Zszedłem do piwnicy, gdzie poprzedniego wieczora uderzyłem Ednę [żona Joshuy, 3 lat, zaginęła], ale jej już tam nie było.
Joshua W. 40 lat, blondyn, obecnie mieszka sam.
Rok po zeznaniach Joshuy: znaleziono kilka ciał zabitych mężczyzn. Zgon nastąpił poprzez stopniowy ubytek krwi.
Edna W. Znaleziona w rowie, pod Londynem.
Kolejne morderstwa po śmierci Edny W. [równa się temu, iż morderców przybywa]
Bezradność szefa policji: „Nie wiem, nie wiem. Żadnych dowodów i poszlak.”
Zeznanie Hannach Winterswing [zabita w dwa dni po złożeniu zeznań]: pod moim domem stała kobieta, jakaś druga przyszła do niej i zaczęły się szamotać. Obie wydawały jakieś dzikie okrzyki. Jedna z nich wyciągnęła coś błyszczącego i długiego, po czym wymierzyła tym w drugą. Jedna [ta z posiadanym przedmiotem] skuliła się do leżącej i jakby zaczęła ustami dotykać szyi koleżanki.
Jeszcze kilka zeznań brzmiało podobnie, a na końcu (jako podsumowanie) znalazł się wpis Clarka:
Moje wnioski i wyniki: Wszystkie zgony spowodowane na tle ubytku krwi, popełnione tą samą metodą. Kompletny brak dowodów, poszlak i podejrzanych. Sposób zabicia: ostra broń użyta na ofiarach, ode ssanie (?) krwi z ciała.
Moje podejrzenie o sprawie: Morderstwa dokonane niczym z Mrocznej Księgi Grzechu (satanistyczny odłam – Zakon Braci Pana), rozdział pt.: „Kult Szatańskiego Rodu”.
Nie rozstrzygnięto.
Mężczyzna zebrał kilka teczek i zagłębił się ponownie w artykuł świeżej gazety:
Powrót nieznanego mordercy?
Cały Londyn ma świadomość, że dwa lata temu miały miejsce tajemnicze i niewyjaśnione mordy. Ofiarą padali najczęściej mężczyźni (...) W tym tygodniu znaleziono dwa ciała młodych ludzi (Colin S., Aaron S.), zabitych identycznie, jak miało to miejsce dwa lata temu. Na jednym z pól zbrodni, policja odnalazła dowód osobisty pewnej kobiety (Ann W.) o pseudonimie Irisz. Kobieta wypiera się zarzucanych zbrodni. Przez brak większej i skutecznej ilości dowodów na osądzenie rzekomej niewinnej, londyńscy funkcjonariusze wypuścili Irisz.
Mężczyzna strzepnął popiół do popielniczki, po czym rzucił sam do siebie :
-Tak samo, wręcz identycznie.
Schował zapiski, a gazetę włożył do szuflady biurka. Clark zaciągnął się papierosem. Kaszlnął kilka razy, zgasił małego, nikotynowego zabójcę. Skierował się do sypialni, gdzie otworzył dużą szafę z ubraniami. Wyjął garnitur i gustowny kapelusz, sięgnął jeszcze po deskę do prasowania. Po paru minutach Clark powiesił gotowy strój na wieszaku, mruknął sam do siebie:
-No. Szykuję się dziś wieczorem robota, więc muszę być odstawiony.
-----------------------------------------------------------------
Clark spojrzał na zegarek, który wskazywał równo 15:30. Mężczyzna przebrał się, po czym wyszedł z mieszkania, miał zamiar spotkać się z kimś znajomym...
Komenda policji w Londynie, godzina 16:10. Przez korytarz szedł pewien osobnik, doszedł do jednego z biur – zapukał.
-Proszę. – odezwał się głos zza drzwi.
-Hej Steven.
-Dzień dob... Clark?! Jasna cholera, przez twoje wizyty szef może mnie wyrzucić! – funkcjonariusz irytował się.
-Ach przestań, w końcu kto mi pomoże, jak nie ty? – brunet usiadł.
-Dobra Stev, do rzeczy. Chcę mieć za pięć minut wszystko o niejakiej Irisz – Ann W. Była u was wczoraj... –ciągnął dalej.
Policjant sięgnął do szuflad biurka i wyciągnął teczkę z aktami kobiety, podał je swemu gościowi.
-Widzę, że się tu obijasz. – Clark próbował rozluźnić atmosferę, ale zaraz spoważniał i skupił się nad dokumentami.

-Tylko szybko, teraz robią tu takie kontrole, że głowa mała.
-Tego tak prędko nie przerobię... Weź, skseruj mi to wszystko i po kłopocie. – Handwitch zaproponował.
-Och! – funkcjonariusz wpadł w lekką panikę, wydarł z rąk kolegi plik papierów i spełnił prośbę. Już po paru sekundach było gotowe...
-Masz, trzymaj i spadaj! Nie proś mnie o nic więcej, w kwestii pracy oczywiście.
-Zawsze rozbawiasz swoją złością... Dzięki i póki co. – Clark wyszedł z biura zostawiwszy przez chwilkę otwarte drzwi, zaczął mówić głośniej:
-No i abyś pozdrowił żonę za ten placek! Nie martw się, wpadnę do was na obiad!
Nie ma jak skuteczne zmylenie reszty pracowników komisariatu...
Brunet schował kserowanki pod garnitur i udał się do domu, aby oddać się dokładnej lekturze.

Tymczasem u Irisz, w „Flamingo” trwała rozmowa...
-Ale Bell, pamiętaj że gdyby co, to ja w dniu mordu byłam tu.
-Rozumiem Ann, już po raz piąty mi to powtarzasz. – odpowiedziała Bell.
-Dzięki, naprawdę wielkie dzięki. – odparła Irisz.
-Nie dziękuj. Swoją drogą, jeśli to nie ty popełniłaś zbrodnię, powinnaś nie przejmować się...
Prostytutka nie wiedziała, co odpowiedzieć swej pracodawczyni. Kobieta odeszła od lady i wyszła na zewnątrz, by choć trochę odetchnąć świeżym powietrzem. Niebo Londynu zakryło kilka chmur, a wraz z nimi wieczorny księżyc i gwiazdy. Ann stała przed klubem, spojrzała na zegarek, który wskazywał już 19:15.
Do „Flamingo” wszedł gość. Zapachniało dobą, męską perfumą, na co uwagę zwróciła nawet sama Bell, mimo iż nie obciążała się pracą prostytutki. Swoją drogą, każdy dziwił się, że tak piękna blondynka jest ze swym domem towarzyskim, a w nim nie zarabia jako „dama” (tak nazywała każdą pracownicę). Zarzucano nawet tej kobiecie homoseksualizm, co było kłamstwem...
Mężczyzna w gustownym garniturze za kwotę niebanalną, kapeluszu, zegarkiem Rolex i z lekkim uśmiechem, podszedł do barku.

-Witam piękną panią. – przywitał się.
-Dzień dobry panu. Czym mogę służyć? – Bell rozpromieniła się na twarzy, dawno nie przeżyła takiego stanu. Sposób wymowy nieznajomego, jego brytyjski akcent i ton urzekł ją bez chwili wahania.
-Cóż, głupio mi pytać, ale.. szukam niejakiej Irisz.
-Ach, to jedna z moich „dam”.
-No właśnie, chciałbym, że tak powiem: skorzystać z jej usług.
Blondynka odgarnęła nieco uwodzicielsko włosy, wyjrzała przez okno na zewnątrz klubu, po czym wskazując palcem rzekła:
-widzi pan tą kobietę przed wejściem/ To Irisz, proszę do niej podejść i..., dokonać tego, co pan chce.
-Dziękuję. – rzekomy klient pożegnał się z właścicielką, uśmiechnął i wyszedł.
-Przepraszam, czy to pani jest Irisz? – spytał tajemniczy brunet.
-Ależ tak, a o co chodzi? – Ann odwróciła się twarzą do rozmówcy.

-Miło mi, jestem Clark. Wiem, że jest pani wyjątkowa i nieprzeciętna, więc ... Chyba mnie pani rozumie? – Clark zachowywał się trochę nieporadnie, co jednak podobało się prostytutce.
Irisz przyjrzała się mężczyźnie, uśmiechnęła nieco figlarnie, a następnie odrzekła:
-Chyba wiem co pan ma na myśli. To gdzie mamy dokonać naszego „interesu”?
-Może w tym hotelu, kilka metrów stąd? – spytał „klient”.
W niecałe pół godziny potem, dwoje ludzi znalazło się w wynajmowanym pokoju.
-Wolisz tak od razu, czy najpierw chcesz pogadać? – Ann spytała, zasiadając na łóżku.
-Mhm... –Clark usiadł obok kobiety, dotknął jej ramion.
-Widzę, że jednak chcesz przejść do rzeczy...
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko zmierzył ustami ku szyi kochanki, wodził tak po całym karku, aż doszedł do dekoltu. Jedną rękę wsunął pod damską bluzkę, wciąż całując część wydatnego biustu. Młoda prostytutka odchyliła lekko głowę, chwyciła za tył karku Clarka... Odniosła wrażenie, że pierwszy raz w życiu ktoś obchodzi się z nią tak subtelnie. Westerpsorn wydała z siebie cichy jęk, oznaczający uczucie rozkoszy i spełnienia. W tym momencie brunet oderwał się od wiotkiego ciała, spojrzał w oczy swej „damy”... Zbliżył usta do jej usta, delikatnie chwytał wargami jej wargi, następnie spytał wręcz szeptem:
-Kotku, powiedz mi, czy..., czy kręci cię brutalność, sprzeczność do religii i... –tu urwał.
Irisz ocknęła się z fali pieszczot, momentalnie zmienił nastrój i nastawienie.
-i krew? – kochanek skończył tym słowem.
Ann wyrwała się z uścisku, wstała i odeszła w stronę okna pokoju. Na zewnątrz panował ruch, światła samochodów wpadały do hotelu.
-Jak, ja-jaka krew?- zająkała się po chwili.
-Wiem dużo, choćby to iż masz problem, chce ci pomóc. – Clark podniósł się ze śnieżnobiałej pościeli.
-Chciałeś się ze mną przespać, czy po prostu zadać głupie pytania? Jak każdy nędzny dziennikarzyna!
-Proszę, przestań. Nie jestem ot takim „sępem z gazety”, ale... ale detektywem, prywatnym.
-Że co?!
-Właśnie. Te mordy i ty, z Colinem łączyło cię wiele, a Aaron t tez twój klient. Prowadziłem śledztwo nad takimi samymi zabójstwami, tyle że dwa lata temu. Kobieto, ocknij się! Jesteś kolejną opętaną, Naznaczoną przez mistyczny i chory Kult Szatańskiego Rodu. A wiesz, czemu tu jestem? Aby ci pomóc...
-Co pan sobie myśli?! Jestem zwykłą *****ą, a poza tym nie mam pojęcia o czym mowa! Żegnam. – Irisz chwyciła torebkę i wybiegła z hotelu, do „Flamingo”. Szła, a w jej głowie kłębiło się całe mnóstwo myśli: „On wie, on do cholery wie! Może go... zabić? Nie! Nie! Ale mój „głód”, czuję że zaraz wstąpi... Wrócić, nie wrócić?” Ann oparła się plecami o latarnię, po twarzy obsunęła się łza. Nagle z samego nieba, na dekolt opadła kropla krwi, świecąca się od blasku księżyca. Westerpsorn spostrzegła czerwoną oznakę nadejścia najgorszego. Prostytutka wpadła w panikę, zebrała się w sobie i zaczęła biec przed siebie. Wpadła na ulicę, nie oglądała się, w tym momencie przeszedł ją przeraźliwy pisk opon i klakson. Krótkie uderzenie, zapadła głucha cisza, księżyc skrył się za obłokiem...
C.D.N............................................. .................................................
W następnym odcinku będzie .., a co będzie to nie powiem : P