View Single Post
stare 05.08.2005, 20:43   #5
Delicate
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odcinek 5

Nie czekała zbyt długo. Ubrała pierwszą lepszą sukienkę i zadzwoniła po taksówkę. Ileż ona pieniędzy wydała za stosowanie tego sposobu przeposzczenia się ?! W końcu dotarła. Już nie patrzyła na kierowcę. Teraz liczył się tylko Koszmarek i jego zdrowie.
-Gdzie Go położyliście ?!-wrzasnęła zamykając za sobą drzwi.
-Spokojnie, proszę pani. Tutaj jest mnóstwo chorych ludzi. O kogo pani chodzi ?-spytała pani doktor.
-Czy pani uważa, że ja jestem głupia ?! Chodzi mi o takiego staruszka, ma na imię Mattew…
-A nazwisko ?
-Boże… Żebym ja pamiętała…
Poczuła się głupio. Na całe szczęście jedna z położnych znała owego pana i zaprowadziła je pod salę, w której leżał.
-Ach, więc pani znajomy dostał już leki i obecnie śpi. Czy tak bardzo pani zależy, na tym, żeby mu przeszkodzić ?-spytała ciemnowłosa pielęgniarka.
-Ja tylko usiądę i się poprzyglądam…-odparła blondynka i jak mówiła tak zrobiła.

On był taki bezbronny, taki smutny… Cierpiał, wyczuła to, wsłuchując się w sposób jego oddychania. Pogładziła Go po czole i przypomniała sobie ich pierwsze spotkania, wspólną pracę. Gdyby nie to, że wtedy była u lekarza z Clementine. Jak zasłabł i upadł wprost na nią. Tak rozpoczęła się ich znajomość, tak przypomniała sobie. A teraz… Wszystko się zmieniło. Ona, oddała się głupiemu i naiwnemu uczuciu, a on biedak, pewnie nie brał żadnych leków, pewnie czekał na jakiś sygnał… Nagle wszedł doktor, wspominając o kolejnych badaniach i prośbie o natychmiastowe opuszczenie Sali. Lucy, pełna obaw i wyrzutów potulnie wstała i wyszła.
„Tak, zwykłe badania… To dlaczego niby mam wyjść ?! Nawet Go nie wyprowadzą, pewnie prześwietlenia robią w środku!!!”- rozmyślała. Już miała parsknąć śmiechem, gdy zobaczyła malutką, trzyletnią dziewczynkę. Zamknięte oczka, taka malutka i słaba. Zaraz pomyślała o tej uśmiechniętej blondyneczce czekającej nią w domu. A może Trudy wyszła na randkę i zostawiła małą samą w domu ?! Przecież ile można czekać na narzeczonego ?! Po chwili maleństwo na rękach lekarki otworzyło oczka i zaśmiało się. Naszej bohaterce od razu wrócił humor i nie wymyślała żadnych czarnych scenariuszy ze swoją córką w roli głównej.
„No ileż można czekać na to cholerne pozwolenie na wejście do środka ?!”- zdenerwowała się. Chciała im pomóc, w końcu to ona zawsze dbała o Mattew’a, to ona dawała mu leki, robiła zastrzyki. Wtedy nawet przez myśl jej nie przeszło, że to się może zmienić.
-No dobrze, może pani wejść- powiedział doktor zapisując coś w karcie zdrowia pacjenta.
Dumna ze swego, Lucy weszła do środka i tylko odwróciła głowę, a usta Koszmarka wręcz rzuciły się na jej wargi !!!

Musiała to znieść, bo on jest chory i zmęczony. Nie odtrąci Go, jeszcze zrobi mu krzywdę.
Nagle odszedł od niej i uśmiechnął się.
-Chcę ci tylko powiedzieć, że to nie było fair. Nie wygrałeś…-szepnęła i usiadła na krześle.
-Ależ o co ci chodzi ?!-spytał jakby wypił pół butelki dużego Martini.
-O ten poca… Ach, nieważne. Nie jesteś śpiący ?
-Chodzi ci o badania… Nie, nie już wszystko dobrze. Lekarze powiedzieli, że przez chwilę może mnie rozpierać energia, aż nagle, potulnie jak baranek ułożę się do snu.
-To trochę dziwne. Słuchaj, przepraszam. Nie powinnam cię zostawić na dwa tygodnie. To wszystko przeze mnie…
-Ależ o co ci chodzi ?-powtórzył- Nie mam dzisiaj do tego głowy, wiesz chyba już się zdrzemnę.
-A twoja super energia ?-zaśmiała się.
-Jutro zwalniają mnie do domu, więc… Wolę sobie ją oszczędzić na kolejne dni.
Na korytarzu robiło się tłoczno, mimo ciemności za oknami. Blondynka ziewnęła i ułożyła się na „dostawce” czyli bardzo niewygodnej kanapie.

Już jutro Go zwalniają… Czy będzie gotowa wypytać Go o ten pocałunek, czy będzie na tyle silna psychicznie, by znów z nim pracować ?! Po tym co zrobiła ???
„To będzie jutro”- pomyślała i zamknęła oczy.
Niestety, poranek zaczął się zbyt szybko. Ona i Koszmarek zostali zerwani na równe nogi, punktualnie ze wschodem słońca. Po chwili stali pod ogromną willą wynalazcy. Owy geniusz wziął prysznic i ubrał szpitalną piżamę, która najwyraźniej bardzo przypadła mu do gustu. Lucy zajęła się przygotowywaniem płatek. Kiedy jej „szef” zszedł na dół, uśmiechnęła się i jednym ruchem ręki zaprosiła do stołu. Śniadanie zjedli w ciszy. To bardzo zaskoczyła kobietę, gdyż staruszek podczas jedzenia swoich ulubionych musli bywał bardzo ożywiony i rozmowny. Dopiero po umyciu naczyń, zebrało im się na gadanie.
-Mattew, odnośnie wczorajszego pocałunku… To było nie fair- powiedziała.

- Poca… Aaa, rozumiem. Słuchaj, to chyba nie wyglądało aż tak źle ?
-Ty sobie nic z tego nie robisz ?! Ja to przeżywam, martwię się, nie mogę spać…
-Wyluzuj !!! Byłem jak pod wpływem narkotyków, nafaszerowali mnie lekami nie wiedziałem co robię…
-To skąd wiesz, że cokolwiek mi zrobiłeś ? Po czymś takim nic się nie pamięta !!!
-Ale…
Rozmowę przerwał im sygnał telefonu.
Blondynka zerwała się na równe nogi i podniosła słuchawkę.
-Halo ? Słucham ?
-Lucy, on, on nie żyje…-łkała Trudy.
-Kto nie żyje ?! Trudy, gadaj natychmiast !!!
-Mój narze… Boże… Widzę krew, boże, co ja teraz ze sobą zrobię…
-Mattew, jedziemy do mnie !- wrzasnęła dziewczyna i złapała kluczyki od samochodu.

Ostatnio edytowane przez Delicate : 06.08.2005 - 19:33
  Odpowiedź z Cytatem