Agata i chłopak mniej więcej w jej wieku znajdowali się już w stajni. Konie „przeżuwały” siano, które dawał im mężczyzna.
- Możemy mówić sobie po imieniu? – spytała nieśmiało.
- Skoro pani chce. – odpowiedział obojętnym głosem nie odrywając oczu od pracy, którą się zajmował.

- Więc nie mów do mnie pani... Jestem Agata. – podeszła do mężczyzny.
- Henryk. – spojrzał na dziewczynę. – Nie mogę ci podać ręki. Sama widzisz. – wskazał zabrudzoną dłoń.
Zapadła cisza. Agata pokiwała głową i usiadła na starej beczce.
- Robisz to codziennie? – spytała jakby z podziwem, chociaż było to też obrzydzenie.
- Od dzieciństwa. – zaśmiał się i usiadł koło dziewczyny czyszcząc swoje buty.
- Jak to? – zdziwiła się odganiając muchę.

- Wstawałem o piątej rano, robiłem obrządek. Potem szedłem do szkoły, a po powrocie znów trzeba było zrobić to samo... – zamyślił się.
- A teraz. – popatrzyła na mężczyznę.
- Byłem jedynakiem. Po śmierci ojca ja odziedziczyłem farmę. – powiedział rozglądając się po stajni.
W oku Agaty zakręciła się łza. Poczuła bolesne ukłucie słysząc słowo „ojciec”. Tak bardzo chciałaby przytulić swojego tatę.
- Ale nie przyjechałaś tu po to, by pytać się o mnie. – powiedział podenerwowanym głosem. – Jutro jest niedziela. Spotkamy się z wójtem.
- Spotkamy?
- Wszyscy mieszkańcy. Nie pozwolimy na to, aby powstały tu wielkie supermarkety i żeby przyjeżdżali tu jacyś ludzie, którzy będą zaśmiecać całą wieś. Zresztą to już nie będzie wieś... – oznajmił ze smutkiem.
- Będę mogła iść z tobą?
- Ach... – westchnął. – Skoro chcesz, dobrze.
- Dziękuję. – uśmiechnęła się.
- Robi się późno, chodźmy. – skierował się ku wyjściu. Agata ruszyła za nim i po chwili znaleźli się w chacie.
- Ty kochanieńka będziesz spała w łóżku Henia. – uśmiechnęła się staruszka.
- Co?!
- Co?! – krzyknęli jednocześnie.
Kobieta zaczęła się śmiać. – Spokojnie moje dziecinki. Heniowi pościeliłam materac, ło tutoj w kuchni.

Agata spojrzała na mężczyznę niczym królowa i weszła do pokoju Henryka zamykając je na klucz.
- Mamo! – jęknął Heniek.
- Jest noszym gościem. – uśmiechnęła się i również udała się do swojego pokoju.
Agata zaczęła się niepewnie rozglądać po pomieszczeniu. Był dość obskurny. Drewniana podłoga, aż skrzypiała ze starości. Biurko, które stało obok łóżka mogło mieć kilkadziesiąt lat. Jednak klimat, który tu panował był przyjemny i ciepły. Dziewczyna usiadła na krześle i skierowała wzrok ku zdjęciu, które stało na blacie.

Znany już jej Henryk i zgrabna dziewczyna stali przytuleni do siebie niczym para. Zdenerwowana położyła je tak by nie było go widać.
- Co ja robię? – spytała sama siebie. Już chciała je z powrotem odwrócić, ale nie mogła czując zazdrość. – Ale jestem głupia! Nawet go nie lubię... – burknęła i położyła się na łóżku myśląc o dzisiejszym dniu.

W końcu przebrała się w koszulę nocną i zasnęła.
Na zegarze wybiła 8:14 rano. Zaspana kobieta przetarła oczy i ziewając wstała z łóżka. Na biurku stała miska z wodą obok, której leżało mydło i ręcznik. Spojrzała na okno, za którym widać było piękny sad.

W końcu umyła twarz, przebrała się i wyszła z pokoju.
- Dzień dobry. - powiedziała widząc staruszkę. – Dziękuję za wodę.
- A dzień dobry. To nie ja, Henio ci ją przyniósł. – uśmiechnęła się.
Agata ucieszyła się w duchu, ale nie dała tego po sobie poznać. – A właśnie gdzie on jest? – spytała dość chłodnym głosem.
- Poszedł na podwórze, ino obrządek trza zrobić. – podała kobiecie talerz z kanapką. – Siadaj i jedz.
- Dziękuję. – zamyśliła się.
Staruszka zaczęła rozpalać w piecu nucąc jakąś melodię.
- On ma dziewczynę? – spytała cichym głosem.

- Kto? – zaśmiała się.
- No, Henryk. – zawstydziła się.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – spojrzała na dziewczynę.
- Na jego biurku stoi fotografia...
- Chybo jesteś o niego zazdrosno, co? - spytała lekko się uśmiechając.
- Nie skądże. Pytam z ciekawości. Poza tym jest oschły i niemiły. – wyparła się.
- Ty też kochanieńka. – powiedziała z ironią w głosie.
Agata nie wiedziała, co ma powiedzieć. Była zawstydzona i zakłopotana.
- O tom dziewczynę ze zdjęcia bać się nie musisz. - oznajmiła po chwili. – To Wiola. Jego siostro.
- Aaa. – odetchnęła z ulgą.
W tej samej chwili do kuchni wszedł Henryk.
- Dzień dobry. – powiedział.

- Dzień dobry. – uśmiechnęła się Agata.
- Chciałaś iść na spotkanie z wójtem. Pośpiesz się, bo zaraz dziewiąta. – oznajmił.
- Tak już idę. – wypiła mleko i wstała z krzesła.
- Synuś, chyba nie chcosz iść w tym. – staruszka spojrzała na syna. – Idź i się przebierzto.
- Mamo... – wyraził niezadowolenie.
- Bez godonia. – skierowała mężczyznę do pokoju.
- A ty kochaniutka poczekoj na dworze. – uśmiechnęła się do kobiety.
Agata wyszła na zewnątrz i usiadła na ławeczce.

Wdychając świeże powietrze poprawiła fryzurę. Nagle z małej chatki wyszedł Henryk. Był ubrany w czarne spodnie i niebieską koszulkę, która doskonale leżała na jego ciele.
Zapadła cisza. Szli wzdłuż drogi zerkając na siebie.

- Gdzie teraz jest Wiola? – spytała chcąc zagadać do mężczyzny.
- Skąd wiesz o Wioli? – zdziwił się.
- Twoja matka mi powiedziała... – oznajmiła.
- Wiola mieszka kilka domów dalej. Ma męża i dzieci. – zamyślił się. – A ty masz kogoś? – spytał niespodziewanie.
- Nie... Może byłam zbyt zajęta pracą, ojcem. – powiedziała ze smutkiem.
- Gdzie teraz jest?
- Ojciec? Zmarł niecały tydzień przed moim wyjazdem. - w jej oku zakręciła się łza.
- Przepraszam... – szepnął.
- To nic. – uśmiechnęła się próbując ukryć smutek.
- Zaraz będziemy na miejscu. – oznajmił patrząc do przodu.
Nagle do Henryka i dziewczyny podszedł jakiś mężczyzna. – Cześć Heniu!

- Witaj Stasiu. – podał mężczyźnie rękę.
- A to, kto? Narzeczona. – zaśmiał się.
- Przestań! – zdenerwował się.
- Nazywam się Agata Cedzińska. Jestem dziennikarką. – wtrąciła.
- Słucham! I ty chodzisz z kimś, kto jest przeciwko nam! – krzyknął.
- Chcę napisać o was całą prawdę... – westchnęła zmęczona nieufnością ludzi ze wsi.
- Chodźmy chyba się zaczyna. – powiedział Henryk i zaczął iść w stronę niewielkiego budynku.
Po chwili wszyscy znaleźli się w małej salce gdzie ustawionych było kilkanaście krzeseł. Zajęli miejsca i czekali, aż wójt zacznie przemówienie. Z każdą minutą ludzi zaczęło przybywać. Wszyscy witali się ze sobą i wymieniali przyjacielskie spojrzenia co sprawiło, że Agata zaczęła się czuć obco i nieswojo.
W końcu ktoś stanął przy mikrofonie. Dziewczyna wyjęła notes i zaczęła przyglądać się mężczyźnie.
- Moi mili! Wiem, że jesteście przeciwko zmianom we wsi. Jednak ja uznałem, że jeżeli się zgodzimy możemy wiele zyskać! – dukał podnosząc ręce do góry.
- Nie zgadzamy się! – wtrącił jakiś mężczyzna.
- Nie chcemy tego! – krzyknął drugi.
- Proszę mi nie przerywać. – sprawił wrażenie bezwzględnego mężczyzny. - Zaprosiłem dziś pana Adama Jaworskiego. Jest właścicielem najlepiej prosperujących supermarketów na świecie. Zapraszam...
Do mężczyzny podszedł jakiś blondyn, który wyglądał na pewnego siebie biznesmena. Na sali zrobiło się głośno. Wszyscy zaczęli gwizdać i krzyczeć wyrażając swoje niezadowolenie.

- Dzień dobry. Nazywam się Adam Jaworski. Jak wiecie jestem właścicielem ponad dwudziestu supermarketów „Bakuś”. Chciałbym, aby taka piękna wieś, jaką jest Hrubieszów też mogła robić zakupy w moim sklepie.
- Zależy mu tylko na pieniądzach! – oburzył się Henryk.
- Dlatego już dziś zaczynamy budowę. Dziękuję i do zobaczenia. – uśmiechnął się i żegnając się z wójtem wyszedł z sali.
Znów dało się słyszeć nie przyjemne pogwizdywania i wrzaski oburzonych mieszkańców. Wójt nie słuchał ludzi tylko ignorując ich również wyszedł z sali.
- Niech go kaczor kopnie! – krzyknął Stanisław.
Nagle ciekawski roznosiciel gazet wszedł do pomieszczenia. – Słyszeliście! Będą budować supermarket obok działki Heńka.

- Obok mojej?! – zdziwił się jakiś staruszek.
- Nie, twojej. – podszedł do Agaty i mężczyzny.
Pozdrawiam!