View Single Post
stare 09.08.2005, 19:51   #7
Tidus2004
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Harry Potter i źródło życia odc.6



Wszyscy w sali wpatrywali się w Davida, mocno wymachującego różdżką w każdą możliwą stronę i wykrzykującego formułę zaklęcia tak głośno, iż było go słychać w trzech kolejnych klasach.
- Chłopcze, przestań już! - wykrzyknął przejęty profesor Flitwick. - No już, starczy, nie każdemu może się to udać za pierwszym razem!
David zatrzymał rękę. Opuścił ją celując różdżką w podłogę, stojąc przez chwilę nieruchomo, jakby został spetryfikowany, a jego nieprzytomne oczy wpatrywały się w ciągle wiszącą na sznurku poduszkę. Minęło zaledwie kilka sekund, kiedy chłopiec gwałtownie upadł na podłogę z ogromną siłą uderzając o nią tyłem głowy.
- NA MERLINA!!! - wrzasnął profesor. - SZYBKO! SZYBKO! ZANIEŚCIE GO DO SKRZYDŁA SZPITALNEGO!!! - wydarł się w stronę wystraszonych uczniów. Nagle ze swoich miejsc zerwali się Harry z Ronem.



- MOBILICORPUS - krzyknął Harry, celując różdżką w nieprzytomnego przyjaciela. Po chwili David zaczął unosić się nad ziemią, zupełnie jakby leżał na niewidzialnych noszach. - Chodźmy!
- Hermiona! Pospiesz się! - odezwał się Ron lekko szturchając dziewczynę w ramię. Cała trójka przebiegła obok oniemiałego profesora i osłupiałych uczniów, a tuż za nimi pofrunęło ciało Davida. Nie minęła minuta, kiedy Harry, Ron i Hermiona znaleźli się przy drzwiach skrzydła szpitalnego. Dziewczyna chwyciła mocno za wielką, złocistą klamkę, z wielkim wysiłkiem próbując je otworzyć.
- Ron! No pomóż mi! - ryknęła. - Ron przewrócił oczami i pchnął z całej siły ogromne drzwi. Niestety udało mu się je tylko lekko odchylić. Jednak starczyło miejsca by mogli przez nie przejść. Po prawej stronie od wejścia, przy swoim biurku siedziała pani Pomfrey, delektując się kociołkowymi piegusami i popijając kawę z małej porcelanowej filiżanki. Gdy do sali wbiegła trójka zasapanych uczniów z unoszącym się tuż za nimi ciałem, pani Pomrfey zakrztusiła się dużym łykiem kawy, wypluwając ją wraz z przeżutym kawałkiem ciastka na podłogę.



- C...Co się stało ?! - zapytała wciąż dławiąc się kawą.
- Zemdlał..... zemdlał na lekcji..... - wydyszał z ledwością Harry.



Pani Pomfrey wyjęła z fartucha różdżkę, celując wpierw w Davida, a następnie na puste łóżko stojące na samym końcu sali. Ciało natychmiast pojawiło się nad łożem, powoli opadając na miękką pościel.
- Dobrze już. Wracajcie na lekcję. Ja już się nim zajmę. - powiedziała spokojnym głosem pielęgniarka.
-A...ale nic mu nie będzie prawda? - zapytała Hermiona.
- Oczywiście że nie, ale musi tu zostać na noc. Tak szybko nie dojdzie do siebie.
Na ich twarzach pojawiły się mieszane uczucia. Z jednej strony czuli wielką ulgę, że to nic groźnego, natomiast z drugiej, przygnębienie z braku niewiedzy, co mogło być powodem zasłabnięcia.



Zdążyli zaledwie wychylić się zza drzwi skrzydła szpitalnego, kiedy wpadli na profesor McGonagall. Harry otworzył usta, jednak nie zdążył wydobyć z siebie żadnego dźwięku, gdyż właśnie mu przerwała:
- Co się stało? Opowiadajcie mi natychmiast! Co to były za krzyki? - pytała z przejęciem. Harry i Ronem osłupieni wpatrywali się tylko wymownie w kierunku Hermiony.



-To było tak, pani profesor... - zaczęła Hermiona lekko drżącym głosem - na lekcji zaklęć ćwiczyliśmy zaklęcie. Davidowi nie bardzo to wychodziło i stracił przytomność. Naprawdę nie mamy pojęcia co się mogło z nim stać.- wymamrotała.
- Jak to? Stracił przytomność przy ćwiczeniu zaklęcia? -zapytała z takim niedowierzaniem, jakby usłyszała że Snape dziś pochwalił Neville'a. - Jeszcze nigdy czegoś takiego nie było. A co to było za zaklęcie? Może jakieś silne i jeszcze nie na waszym poziomie ?
-Ależ nie pani profesor. - przerwała jej szybko Hermiona. - To było tylko zaklęcie Flipendo. Nikomu więcej nie sprawiło ono żadnego problemu. - Harry, Ron, Hermiona i prof. McGonagall, stali przez chwile w milczeniu.



- Dobrze już. Wracajcie do wieży. Lekcja zaraz się skończy. - powiedziała profesor, z dziwnym, zamyślonym spojrzeniem. Wzbudziło to ogromne zdziwienie wśród trójki przyjaciół. Nie pamiętali, żeby kiedykolwiek prof. McGonagall pozwoliła im opuścić zajęcia lekcyjne. Rzucili w swoim kierunku krótkie spojrzenie, i szybko skierowali się ku magicznym schodom, żeby czasem profesorka się nie rozmyśliła. Co jeszcze dziwniejsze, Hermiona biegła razem z nimi. To było już zupełnym nieprawdopodobieństwem, żeby Hermiona z chęcią opuszczała zajęcia.




Po niedługim czasie cała trójka znalazła się w pokoju wspólnym. Usiedli przy kominku nie mówiąc ani słowa. Trwało to jakieś dziesięć minut, kiedy do salonu zaczęli schodzić się uczniowie.
- Idę się przyszykować na eliksiry - zamruczała pod nosem Hermiona, po czym wstała i skierowała się w stronę swojej sypialni.
- Wiesz może o co jej chodzi? - zapytał Ron.
- Nie mam zielonego pojęcia. Ale powinniśmy też się spakować i iść do lochów. Chyba nie chcesz się spóźnić na lekcje ze Snapem... - odpowiedział Harry.




Lekcja eliksirów się zaczęła. Wszyscy siedzieli już na swoich miejscach, w ciszy czekając na profesora Snape’a. Co dziwne było, Malfoy również zachowywał się w miarę przyzwoicie. Nagle ciszę przerwał łomot drzwi, trzaskających tak głośno że wszyscy uczniowie podskoczyli ze strachu, a tuż przed nimi pojawiła się wysoka postać, z długimi, czarnymi i tłustymi włosami przykrywającymi jej ziemistą twarz, ubrana w czarny płaszcz.




- Cisza! - powiedział profesor Snape, nie zwracając uwagi na to czy ktoś rozmawia czy nie. - Dziś zajmiemy się przyrządzaniem eliksiru leczącego rany. Do tego potrzebujemy: Soku z pijawek, żółć pancernika, odrobina proszku z kła węża, oraz dwa liście grimerowca. Kto wie czego nie wymieniłem? - jak strzała, w górę wystrzeliła ręka Hermiony, która zgłosiła się jako jedyna.
- Sześć korzeni stokrotek - powiedział, całkowicie ignorując dziewczynę. - Napełnijcie kociołki wodą i doprowadźcie ją do wrzenia...
Wszyscy uczniowie postąpili według wskazówek profesora.




- Nie wiem czemu, ale ciągle dręczy mnie myśl o tym, dlaczego nie wyszło mu te zaklęcie - szepną Harry w strone siedzącego obok Rona.
- Mówisz o Davidzie.... też jestem ciekaw.Ale bardziej mnie martwią dziwne zachowania wszystkich wokół. Najpierw McGonagall, potem Hermiona....teraz jeszcze Malfoy... - odpowiedział Ron, przerywając, bo wiedział że Gryffindor straci kolejne punkty. Profesor widząc już pęcherzyki wody wydobywające się z kociołków, machnął różdżką w stronę tablicy, na której pojawiły się kolejne wskazówki dotyczące eliksiru. - Pod koniec lekcji sprawdzę wasze eliksiry, ale pamiętajcie, eliksiry mają mieć jasno żółtawy kolor - powiedział profesor, po czym usiadł za swoim biurkiem.
Lekcja Eliksirów dobiegła końca. Na szczęście wszystkim udało się uwarzyć ten dosyć łatwy eliksir. Nawet Neville zarobił pięć punktów dla domu za eliksir. Ma ogromne szczęście, że obok niego siedzi właśnie Hermiona.





Po skończonej lekcji trójka przyjaciół wybrała się na boisko. Ron chciał poćwiczyć przed zbliżającym się meczem. Chciał również wywrzeć jak najlepsze wrażenie, bo już za parę dni, będą wybierani nowi kapitanowie drużyny. Harry zgodził się poćwiczyć z Ronem, natomiast Hermiona, miała ogromną ochotę poobserwować "wyczyny" rudego kolegi. Na boisku Ron natychmiast podleciał do bramki. Harry zdecydował się strzelać koledze bramki, które Ron miał za zadanie bronić. Trening nie wyszedł zbyt dobrze, za to Hermiona naprawdę bawiła się na nim wyśmienicie.




W tej samej chwili, w gabinecie McGonagall odbywała się rozmowa z dyrektorem. Niespodziewanie, koło drzwi gabinetu przechodził Neville, który zupełnie niechcący usłyszał całą rozmowę.
- Albusie, czy ty naprawdę jesteś pewien, że to właśnie on jest tym wybrańcem ? …


CDN



Tak więc oto jest wasz długo oczekiwany 6 odcinek :] mam nadzieje że podoba się wam tak samo jak poprzednie :]

Ostatnio edytowane przez Tidus2004 : 11.08.2005 - 16:24
  Odpowiedź z Cytatem