Hehe no w końcu to moje ulubione fs i w moim interesie jest, żeby dalej się ukazywało

Jak już mówiłem Falcon zawsze dotrzymuje słowa, tak więc mam zaszczyt zaprezentować Wam kolejny (moim zdaniem równie boski) odcinek. Zapraszam do czytania i komentowania!
Imitation of Life:Rozdział 8
-Bryan...-powiedziała cicho Elisabeth z trudem odpychając się od szatyna – To nie jest mądre posunięcie.
Matthew nieco speszony całą sytuacją kiwnął głową i zdenerwowany podrapał się po karku. Uśmiechnął się delikatnie i łagodnie odgarnął włosy z czoła kobiety.

-Masz rację. – powiedział i cofnął rękę. –Trochę mnie poniosło. Przepraszam. I jeszcze ta moja durna gadka. Okropność... – wydusił szybko, nie kryjąc zdenerwowania. Elisabeth patrzyła na niego wzrokiem pełnym ciepła i tak bardzo żałowała, że nie może go dalej całować. Był całkiem inny, niż wtedy gdy spotkali się w biurze McArthur’a. Ale regulamin MI6 wyraźnie mówił, że związki między pracownikami są zabronione. Ich zażyłość powinna dotyczyć jedynie misji i nie mogą sobie pozwolić na tego typu uniesienia. Choć Parker doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nie mogła pozbyć się myśli o Bryan’ie. Chciała, aby zamknął jej usta swoim pocałunkiem i znów stanowczo objął. Jednak tak się nie stało. Widać mężczyzna również pamiętał o zobowiązaniach wobec agencji.
-Ramesgate pewnie już na nas czeka. –powiedział i szybkim krokiem ruszył do domu, zostawiając Elisabeth nad brzegiem jeziora. Odetchnęła głęboko i zdecydowanym krokiem ruszyła za mężczyzną.
Nic tu nie zaszło powtarzała sobie. Kiedy weszła do wyłożonej czerwoną cegłą kuchni, przy stole siedziało już trzech mężczyzn.
-Siadaj Elisabeth. Clark przeszedł samego siebie. – odezwał się Boris żując kawałek indyka. Liz skinęła głową i zajęła miejsce naprzeciwko Matthew. Unikał jej wzroku.

-Hej co jest? – zapytał Ramesgate pociągając z kieliszka łyk wina –Czyżby jakaś mała kłótnia?
-Nie! – krzyknęli jednocześnie Elisabeth i Bryan, po czym zawstydzeni wrócili do swojego jedzenia. Clark uśmiechnął się do siebie i nie zadawał już więcej pytań.
-Może wreszcie wyjaśnisz nam swoją wizytę w Rosji? – zapytał Matthew kiedy wszyscy skończyli już jeść. Ramesgate odchrząknął głośno, założył ręce na głowę i zaczął się huśtać na krześle. Trzy pary oczu były zwrócone prosto na niego.
-Po tym jak wyjechaliście McArthur dostał telefon od zaufanego łącznika w Moskwie. Nie chciał zdradzić mi szczegółów, ale chodziło coś o Wisho. Podobno to nie on stoi za groźbą zamachu na królową.
Boris roześmiał się szeroko.
-Też mi nowina. – powiedział. – Zastanawiałem się jak długo inteligenci z MI6 będą dochodzić do tego wniosku. Tylko, że teraz będę musiał poszukać sobie nowej przykrywki. – wyszczerzył zęby i mrugnął do Bryan’a. Ramesgate otworzył usta i pytającym wzrokiem gapił się na Elisabeth.
-Później ci wyjaśnię. – wtrąciła i ponagliła mężczyznę do dalszego mówienia.
-W każdym razie stary dostał cynk, że ktoś na was poluje, bo wtrącacie się w nie swoje sprawy. – kontynuował Clark – Trochę się zaniepokoił, że może stracić dobrych pracowników. Najważniejsze, że odkrył kto za tym stoi. Chodzi o jakiegoś Francuza – Rene Dubois. Gość najwyraźniej miał szpiega w MI6 i był dobrze poinformowany o posunięciach McArthura.
-Słuchaj Ramesgate. – przerwał mu Matthew, przecierając zmęczone oczy – Może wreszcie powiesz nam coś czego nie wiemy?

Mężczyzna jednak zignorował uwagę szatyna i bez zająknięcia opowiadał dalej.
-Victor próbował się z wami skontaktować i ostrzec was, ale bezskutecznie. Dobrze wiedział, że będziecie szukać SIS, więc wysłał mnie do Moswy. Miałem was odszukać i wyjaśnić wszystko czego się dowiedzieliśmy. Ale wy już chyba znacie całą sytuację, zważywszy na tych osiłków przed centrum.
-Jaki z tego wniosek? – zapytał znudzony Bryan.
-Może byłbyś na tyle miły i mi nie przerywał? – warknął Clark – Wiemy też, że Dubois’a nie ma w Rosji. Tydzień temu wyjechał do Londynu i przyczaił się do czasu urodzin królowej.
-Wtedy chce zaatakować? – odezwała się Elisabeth, która w przeciwieństwie do pozostałych pilnie słuchała mężczyzny.
-Prawdopodobnie. Dlatego jutro rano musimy wracać do miasta. Mamy tylko dwa dni na działanie.
Kiedy Ramesgate skończył, nikt nawet nie odezwał się słowem. Nie mieli już dzisiaj nic do roboty i każdy był potwornie zmęczony. Boris zaproponował odpoczynek i wszyscy zgodnie ruszyli do swoich pokoi.
Korytarz na piętrze wyłożony był jasnymi panelami i pokryty puchatą wykładziną. Na samym końcu widniały drzwi na niewielki balkon. Wisho najszybciej zniknął w swoim pokoju i już po kilku minutach słychać było głośne chrapanie.
-No to dobranoc. – powiedziała Elisabeth wchodząc do swojej sypialni.
-Wiesz Parker, jakbyś chciała to mogę ci poczytać na dobranoc. –Clark oparł się o framugę drewnianych drzwi i uśmiechnął się szelmowsko. – Albo jak boisz się ciemności, to też chętnie służę ramieniem.

-Spływaj. – warknęła Liz i spojrzała w stronę Bryan’a, który właśnie stał na schodach i przysłuchiwał się rozmowie. Miał mocno zatroskane oczy. Zignorował jednak całe zajście i wszedł do swojego pokoju. Elisabeth patrzyła jeszcze przez chwilę w tamtym kierunku, po czym bez słowa zatrzasnęła drzwi przed nosem Clarka. Szybko przebrała się w piżamę i zakopała się pod ciepłą kołdrą. Całą noc kręciła się w łóżku i kilka razy wstawała. Przed oczami miała smutną twarz szatyna, a w uszach brzmiał jej jego aksamitny głos.
Dochodziła siódma rano, kiedy do sypialni Elisabeth wpadł zdyszany Ramesgate.
-Ubieraj się! – wrzasnął i rzucił na łóżko kilka ciuchów. – Za dwie minuty masz być na dole. – dodał i wybiegł z pokoju budząc po kolei Borisa i Matthew. Parker przetarła oczy i zdezorientowana wygrzebała się z pościeli.

Było zimno więc z wielką niechęcią zdejmowała z siebie piżamę. Kiedy zeszła na dół zobaczyła Bryan’a i Rosjanina czekających w salonie.
-Co się dzieje? – ziewnęła. Wisho wzruszył ramionami i zapalił papierosa.

W tym samym czasie z kuchni wyszedł Clark. Wydawał się być niesamowicie spięty i zdenerwowany.
-Co jest Ramesgate? – zapytał Bryan. Mężczyzna nie odpowiedział, tylko spojrzał na zegarek. Podszedł do okna i uśmiechnął się szeroko.
-Niespodzianka! – zaśmiał się.
Przed dom podjechały trzy identyczne samochody, a ze środka wypadło kilkunastu uzbrojonych mężczyzn.

Wbiegli do domu, robiąc przy tym niesamowity hałas. Otoczyli oniemiałą trójkę i wymierzyli w nich broń.
-Clark co to za ludzie do cholery!? – krzyknęła Elisabeth. Mężczyzna uciszył ją ruchem ręki. Po chwili do salonu wjechał siwy mężczyzna z eskortą dwóch ludzi. Siedział na wózku inwalidzkim zaopatrzonym w masę dziwnym przyrządów. Jeden z nich wyglądał jak szpitalna kroplówka i był podłączony bezpośrednio do mężczyzny.
-Wszystko jest tak jak ustaliliśmy Rene. –powiedział Ramesgate i uścisnął rękę kaleki.
-Mam nadzieję. –odpowiedział starzec. – Wolałbym nie być świadkiem twojego niepowodzenia.
-Rene Dubois? – wysapał Matthew i zrobił krok do przodu. Drogę zagrodził mu uzbrojony mężczyzna. Clark uśmiechnął się szyderczo.
-Widać wrócił na chwilę z Londynu. – zaśmiał się.
-Ty parszywy gnoju! –wrzasnęła Elisabeth i wyrwała się z kręgu mężczyzn. Podbiegła do Ramesgate’a i uderzyła go w twarz. Clark złapał ją za przeguby i szamocząc odciągnął od siebie.

-Lubię takie drapieżne kotki. –wysapał jej do ucha – Ale lepiej zostaw sobie siły do czasu aż zostaniemy sami.
-Zostaw ją sukinsynie! – krzyknął Matthew, ale jeden z napastników uderzył go w brzuch, a potem w zranione ramię.

Szatyn upadł na ziemię i jęknął cicho. Rana na ramieniu znów zaczęła krwawić.
-Dość tej komedii. – szepnął starzec i kiwną do Ramesgate’a głową. Ten posłusznie wyjął jedną ręką pistolet i strzelił nim prosto w Borisa. Rosjanin wydał z siebie krótki okrzyk i martwy padł na podłogę. Wokół niego powstała kałuża krwi, powoli wsiąkając w puchaty dywan. Elisabeth zacisnęła powieki.

-Jak możesz. – powiedziała, a po jej policzkach spłynęło kilka łez.
-Panno Parker, niech się pani przestanie zachowywać jak skrzywdzone dziecko. – powiedział Dubois – Lepiej niech pani doceni, że nie zabijamy pani drugiego towarzysza...Przynajmniej na razie.

-Jesteś chorym kaleką! –wysapała Elisabeth dławiąc się własnym płaczem.
-Jestem...-powtórzył starzec – Ale już niedługo skończy się mój nędzny żywot. Odkąd się urodziłem był jedynie nędzną imitacją życia...Dopóki jednak nie skończę tego co zacząłem, nie mogę odpocząć....-mężczyzna zakaszlał i zamknął oczy. Kciukiem wcisnął czerwony guzik i przez przeźroczystą rurkę podłączoną do kroplówki popłynęła błękitna substancja. Na jego twarzy malowała się wyraźna ulga. Liz korzystając z okazji, że Ramesgate z przerażeniem wpatruje się w starca, znów zaczęła się szamotać. Wiedziała, że nawet jeśli uda jej się uwolnić z jego uścisku, to i tak nic to nie da. Los jej i Bryan’a spoczywał w rękach Dubois. Zdesperowana ugryzła rękę Clarka, a ten zawył z bólu. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała był potężny cios w głowę zaaplikowany przez jednego z ochroniarzy Francuza.
Elisabeth Parker obudziła się z potwornym bólem głowy. Było jej bardzo zimno, a w oczach migały urywki scen w domu Ramesgate'a.

Powoli otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. To co zobaczyła sprawiło, że chciała znów zasnąć. Tyle, że tym razem już na zawsze.
Odcinek 9 już wkrótce...