View Single Post
stare 13.09.2005, 08:35   #10
Falcon
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Z lekkim opóźnieniem, ale wstawiam Czytajcie!Czytajcie i komentujcie!

Imitation of Life: Rozdział 10 - ostatni


Na parkiecie beztrosko wirowało kilka par, które nie miały najmniejszego pojęcia o tym co za chwilę może się wydarzyć. Zewsząd dobiegały wesołe chichoty plotkujących gości. Kilkudziesięciu kelnerów uwijało się w pocie czoła, dostarczając wszystkim drinki i drobne przystawki. Co chwilę słychać było dźwięk otwieranych win. Królowa razem z resztą swojej rodziny gawędziła radośnie, od czasu do czasu posyłając promienny uśmiech swoim przyjaciołom.
Bryan i Elisabeth pośpiesznie wbiegli na balkon. Rozejrzeli się dookoła, jednak tajemniczy napastnik zniknął. Zasłona, za którą wcześniej się skrył, teraz falowała lekko, poruszana przez wiatr. Matthew wychylił głowę za okno. Chłodne powietrze musnęło jego spoconą twarz. Po oświetlonym dziedzińcu spacerowało kilku ochroniarzy. Dwóch z nich zawzięcie o czymś dyskutowało.
-Zwiał nam. – warknął szatyn i zacisnął pięści.
-Co robimy? – zapytała Elisabeth marszcząc czoło i wpatrując się w błyszczący parkiet sali balowej. Matthew zamknął okno i poprawił marynarkę.

-Wracamy na dół. –powiedział i pewnym krokiem ruszył przed siebie. Parker widziała jak w kieszeni zaciska rękę na niewielkim pistolecie.
Kiedy ponownie znaleźli się w pobliżu królowej muzyka umilkła, a na scenę, na której dotychczas stała orkiestra, wszedł ten sam mężczyzna, który wcześniej zapowiadał wejście władczyni.
-Wasza Wysokość –zaczął donośnym głosem – Szanowni Państwo. Mam zaszczyt powitać gościa honorowego dzisiejszego balu.
Zza kurtyny wyłonił się starzec na wózku inwalidzkim. I tym razem towarzyszyło mu dwóch ochroniarzy. Francuz wyglądał dużo lepiej niż ostatnio. Miał czarne okulary i elegancki garnitur. Mini laboratorium, które było dotychczas podłączone do wózka, teraz zostało zastąpione maleńkim urządzeniem przymocowanym do drewnianej rączki.

-Rene. – krzyknęła z radością królowa i z szeroko rozwartymi rękoma ruszyła przywitać przyjaciela – Już się bałam, że nie czujesz się dziś najlepiej. Myślałam, że wcale się już nie pojawisz.
-Chwilowa niedyspozycja. –zachrypiał Dubois i uniósł się lekko, by pocałować policzek solenizantki. Liz drgnęła lekko i złapała za rękaw Matthew. Szatyn wpatrywał się w inwalidę, po czym zdecydowanie ruszył do przodu.
-Dokąd idziesz? – zapytała Elisabeth wodząc oczami między sceną i Bryan’em.
-Bądź gotowa i nie oglądaj się za mną. – szepnął mężczyzna.

-Co przez to rozumiesz?- Liz bała się coraz bardziej. Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Matthew zniknął już w tłumie gości. Serce waliło jej jak młot, a oddech stawał się coraz szybszy. Zdała sobie sprawę, że w razie czego nie ma się jak bronić. Jedyną broń miał Bryan. Podjęła decyzję. Idzie za nim. Torując sobie drogę łokciami szybko znalazła się pod sceną, na której Dubois składał życzenia królowej.
-I wszystko to –mówił – chciałbym przypieczętować małym drobiazgiem, który od wieków należał do mojej rodziny. Wierzę, że ten moment zostanie Waszej Wysokości na zawszę w pamięci.
Rene sięgnął do kieszeni i wyjął z niej błyszczący przedmiot. Błysk reflektorów na chwilę oślepił Parker, ale szybko spostrzegła, że Francuz trzyma w ręku złoty pistolet i celuje nim w królową. Liz krzyknęła i z trudem wskoczyła na scenę. Ignorując dwóch ochroniarzy rzuciła się na starca. W ciągu kilku sekund oboje leżeli na pokrywającym podwyższenie, czerwonym dywanie. Inwalida dyszał ciężko. Królowa stała oniemiała w towarzystwie swojego męża i kilku prywatnych obrońców.

Liz poczuła jak silne ręce odrywają ją od ziemi. Dwóch towarzyszy Dubois podniosło go z ziemi i ponownie usadziło na wózku. Miał stłuczony nadgarstek.
-Co to ma znaczyć? – zapytała królowa, mierząc Elisabeth morderczym wzrokiem. Parker milczała, a do oczu nabiegły jej łzy.
-To morderca! –wykrzyknęła Liz, próbując się oswobodzić z uścisku dwóch mężczyzn – Trzeba go zamknąć!
Rene Dubois zaśmiał się ochryple.
-Jak widać niektórym wino uderza do głowy zbyt szybko. Nawet niewinny podarek może być przyczyną problemów –powiedział i wyszczerzył żółte zęby. Królowa roześmiała się razem z nim i chichocząc zeszła ze sceny. Machnęła ręką na znak, żeby wyprowadzić Parker i ruszyła w stronę swojego stolika.
I właśnie wtedy stało się to, czego oboje z Matthew najbardziej się obawiali. Do sali wbiegło pięćdziesięciu uzbrojonych mężczyzn. Otoczyli gości, wymierzając w nich lufy rosyjskich kałasznikowów. Kilku z napastników otoczyło królową. Elisabeth poznała w nich ochroniarzy wałęsających się wcześniej po dziedzińcu.
-Czasem jednak warto zaufać nieznajomym...-szepnął Dubois i wykrzywił usta w niewyraźnym uśmiechu. Z pomocą dwóch ludzi zjechał z podestu i znalazł się zaledwie parę kroków o władczyni.
-Rene...-szepnęła, a w jej oczach malował się strach i niedowierzanie.
-Po tylu latach, nareszcie jestem w stanie pomścić moich przodków...
Dubois skinął głową. Z tłumu wyszedł chudy mężczyzna o ciemnych włosach i podał mu pistolet. Zaraz potem zniknął za zdobionymi drzwiami.
-Ostanie życzenie? – zapytał Francuz celując w pierś królowej.
-Zdechnij w końcu! – wysyczała. Liz zacisnęła powieki, spod których wylewały się krople łez. Zawiodła. Zawiedli oboje.
-Teraz poczujesz, co twoi przodkowie zafundowali mojej rodzinie! –krzyknął i nacisnął spust. Złota kula poszybowała w stronę królowej. Elisabeth krzyknęła. W tym samym momencie nie wiadomo skąd pojawił się Bryan. Podbiegł do królowej i popchnął ją na ziemię. Oboje upadli, a wokół nich tworzyła się ogromna plama krwi. Dubois syknął głośno i uniósł się na wózku. Przez drzwi wejściowe wpadło co najmniej stu zamaskowanych mężczyzn. Podbiegli po kolei do każdego z ludzi Dubois i kazali im rzucić broń. Szczęk upadających karabinów wypełnił całą salę. Matthew podniósł się podłogi i pomógł wstać królowej. Trzęsła się, a z jej oczu płynęły łzy. Natychmiast podbiegła do swojego męża, który przytulił ją najmocniej jak potrafił. Nikt nie zwracał uwagi na ogromną plamę krwi, rozlaną na błyszczącej posadzce.
W końcu do sali wszedł podstarzały mężczyzna w czarnej kurtce. Kiedy Elisabeth widziała go po raz ostatni, miał na głowie więcej włosów i wydawał się młodszy.

-Kiedy się wreszcie nauczysz, że Anglia jest niepokonana? – zapytał Victor McArthur i podszedł do wściekłego Dubois – W twoim wieku i z twoim doświadczeniem powinieneś już to wiedzieć.
-Zapłacisz mi za to! – wrzasnął Francuz.
-Dopisz do mojego rachunku. – zaśmiał się McArthur. Wzrok miał wbity prosto w oczy starca. Kiwnął głową i do Dubois podskoczyło kilku pracowników MI6. Zakuli jego ręce w połyskujące kajdanki i wrzeszczącego w niebogłosy, wywieźli z sali. Liz dopiero teraz spostrzegła, że sala opustoszała z gości. Królowej też nie było.
-Jest z naszymi lekarzami. Przeżyła szok i potrzebuje teraz spokoju – powiedział McArthur i poklepał Liz po plecach. W ciągu kilku następnych minut w sali balowej zostali już tylko ona, Bryan i Victor. Szatyn dyszał ciężko i trzymał się za ramię.
-Bryan! –krzyknęła Parker, kiedy zobaczyła jak mężczyzna osuwa się na ziemię. To on tak krwawił. Rana, którą wcześniej mu zadano, teraz otworzyła się na nowo. Elsabeth i McArthur podskoczyli do Matthew. Był nieprzytomny.

-Bryan zostań ze mną! –krzyczała Liz – Nie bądź taki samolubny! Bryan! Bryan zostań ze mną!


-Nic mu nie będzie. – powiedział Victor – jeszcze dzisiaj wypiszą go do domu. Będzie na zwolnieniu do końca miesiąca. Po prostu nie wolno mu się przemęczać i tyle.
Elisabeth odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się lekko i pociągnęła łyk kawy.
-Idź już do domu Liz. Masz kilka dni wolnego. Odpocznij i zapomnij o tym wszystkim.
-A co będzie z Dubois?- zapytała.
-Do procesu zostanie w więzieniu. A potem się zobaczy. W każdym razie na długo pożegnał się z Francją.
Parker kiwnęła głową i ruszyła w stronę wyjścia. Dzień był upalny i bezwietrzny. Liz była okropnie zmęczona. Marzyła o gorącej kąpieli i wygodnym łóżku. Hotelowym niestety.
Kiedy Elisabeth znalazła się przed szpitalem, na ogromny parking wjechał dobrze jej znany brązowy opel. Z jego środka wyszedł ubrany w lekką koszulkę mężczyzna.
-Jason...-szepnęła do siebie Parker. Uśmiechnęła się promiennie i zeszła po kamiennych schodkach.
Keswick podszedł bliżej i niepewnie pocałował Liz w policzek.
-Przepraszam...-powiedział i objął ją mocno – Wiem wszystko. Victor mi powiedział...Głupi byłem i tyle. Wróć ze mną do domu...

Parker zamknęła oczy. Przypomniała sobie wszystkie chwile, które spędzili razem i poczuła się bezpieczna. Pocałowała Jasona i oboje wsiedli do samochodu.


Tydzień później.

Była godzina 8 wieczorem, kiedy Bryan otworzył oczy. Przespał cały dzień, ale w końcu poczuł się wypoczęty. Na szczęście pobyt w szpitalu ograniczył się tylko do kilku dni.
Szatyn przebrał się w codzienne ciuchy i ruszył do kuchni. Lodówka była pusta.
-Jak zwykle pomyślał i wrócił do salonu. Przejrzał pośpiesznie program telewizyjny i pociągnął łyk czerwonego wina.
-Wciąż nieznany jest wynik rozprawy przeciwko Rene Dubois, który tydzień temu posunął się do zamachu na królową brytyjską w czasie jej 79 urodzin. –mówił spiker w telewizji – Nie wiadomo co stało się z dwoma agentami MI6, dzięki którym schwytanie mężczyzny stało się możliwe. Rzecznik prasowy SIS oznajmił, że przechodzą rekonwalescencję, ale nic im nie jest.
Matthew zachichotał. Jeszcze rok temu wiele był dał, żeby znaleźć się w centrum uwagi. Teraz jednak sam prosił McArthura o dyskrecję. Potrzebował odpoczynku, a tego media nie potrafią zapewnić. I tak mieli dostać z Liz odznaczenia z zasługi.
Sama myśl o Elisabeth sprawiła, że chciał znowu zasnąć. Wróciła do mężczyzny, którego kocha i będzie z nim szczęśliwa...Przecież tego właśnie chcę..

Z rozmyślań wyrwał go cichy dzwonek do drzwi. Szatyn podniósł się z kanapy i ruszył do drzwi. Spojrzał przez wizjer i odetchnął głęboko. Przygładził włosy i śmiało pociągnął za klamkę.
-Pomyślałam, że nie masz nic w lodówce – Liz uśmiechnęła się delikatnie, podniosła torbę z zakupami i weszła do domu.

-To miłe...-powiedział Bryan. Kiedy zobaczył kobietę poczuł się bardzo szczęśliwy. Jego serce znacznie przyśpieszyło, a oczy rozbłysły.
-Wina? –zapytał i wskazał na butelkę, stojącą na stoliku.
-Bryan...-zaczęła Liz – Ja...Ja myślę, że wiesz, że cię kocham- wypaliła jednym tchem. Spojrzała na Bryan’a, który wpatrywał się w nią swoimi orzechowymi oczami.
-Victor powiedział, że wróciłaś do Jasona...-powiedział niepewnie. Parker podeszła do niego bliżej. Pierwszy raz w życiu zdobyła się na tak odważne wyznanie. Zwykle to mężczyźni o nią zabiegali, ale teraz czuła, że musi coś zrobić.
-Myślałam, że chcę tego. Ale nie potrafię. Nie po tym co przeżyłam z tobą...-szepnęła.
-Elisabeth...-Matthew uśmiechnął się szelmowsko i ruszył w kierunku sypialni – Myślę, że znam lepsze miejsca na takie wyznania.

Parker roześmiała się głośno i zdejmując kurtkę poszła za nim. Mężczyzna objął ją mocno i pocałował. Kobieta czuła, że to jest właśnie to. Że to Bryan jest mężczyzną jej życia i to z nim chce dzielić każdy dzień.

-Kocham cię Parker...-powiedział Matthew kiedy oboje znaleźli się na łóżku.
-Wiem...-zachichotała i rozpłynęła się w pocałunkach ukochanego mężczyzny...


KONIEC

Mam nadzieję, że się nie zawiedliście. Trochę mi smutno, że moje ulubione fs dobiegło końńca, no ale taka jest kolej rzeczy. W każdym razie teraz pracuje nad moim dziełem. Pojawi się ono pewnie za jakiś czas, bo ostatnio jestem bardzo zajęty, ale już możecie ostrzyć na nie pazurki
Było mi bardzo miło pomagać Sunrise. Mam nadzieję, że docenicie Jej pracę i zasypiecie to fs milionem komentów Pozdrawiam
  Odpowiedź z Cytatem