Udało się, skończyłam 9odcinek. Oto on i bardzo proszę o pełno komencików, choć juz przewiduje że bedzie ich mało
Odcinek 9
Cienkie, przejrzyste krople bezgłośnie padały na kamienną posadzkę. Przedtem odbywały krótką, przyjemną drogę po zziębniętych policzkach, pozostawiając za sobą mokre strugi. Zlepione, brudne włosy wiły się wokół zaciśniętych pięści, mierzwiąc się okrutnie, ale dziewczyny nie obchodził już wygląd, teraz dopiero zrozumiała jak była głupia i bezmyślna podczas swego przeszłego życia. Interesowały ją tylko liczne ubrania i kosmetyki, którymi niemiłosiernie męczyła swą gładką skórę, znoszącą z niezwykła wytrwałością te tortury. Myśli nastolatki były zaprzątnięte teraz czymś innym. Przez cały czas mózg pracował nad jedną jedyną sprawą. Jak wydostać się z pułapki. Lecz ta zagadka zdawała się nie do rozwiązania. Kamienne, wilgotne mury były niemal nieustępliwe, a jakże nikłe ręce żadnym sposobem nie zdołałyby ich zburzyć, choćby strasznie się starały. Prawda dochodziła do Jenny bardzo powoli, burząc wszelkie nadzieje, nie pozostawiając żadnej świetlistej iskierki, która mogłaby podtrzymać ją na duchu. Płomienne plany ucieczki nikły pod naporem złośliwej prawdy, która niczym wzburzone fale morskie gasiła je jak ogień. Jakże trudny i niezrozumiały dla dziewczyny był ten okrutny los. Uderzył na nią bez najmniejszego powodu, zniszczył wszystko. „ To tylko i wyłącznie przez tę diabelską dziewczynę”- myślała wzburzona nastolatka, lecz od razu skarciła się w duchu i odrzuciła wszelkie winy. Nie mogła bez powodu obarczać swej rówieśniczki winą za te czyny. Znajdowała się teraz najprawdopodobniej w wielkim niebezpieczeństwie i to właśnie przez nią, przez Jenny. W końcu dziewczyna przestała zamęczać biedne ciało. Skóra była trupioblada, przypominała raczej kredę niż tę jasno czekoladową barwę sprzed paru tygodni. Jeśli ktoś inny zobaczyłby ją w takim stanie z całą pewnością pomyślałby że nie żyje. Więcej nie katując organizmu położyła się na łóżku i niemal natychmiast pogrążyła się w błogim śnie.

Tym razem nie był on przerywany ciągłymi koszmarami towarzyszącym nagłym przebudzeniom. Sny ubarwione były w piękne wspomnienia. Powróciły one wspaniałe jak nigdy dotąd, wcześniej niedoceniane stały się tak podnoszące. Dziewczyna obudziła się niezwykle wypoczęta i zadowolona. Już dawno nie czuła takiej radości jak w tym momencie. W pierwszej chwili myślała że znów jest w domu, w ciepłym łóżku, bezpieczna. Wyobrażała sobie tę chwilę w której mama zawoła ją na ciepłe naleśniki z czekoladą. Ale nastolatka oprzytomniała i powróciła do szarej rzeczywistości, a także natychmiast pożałowała że pomyślała o jedzeniu. Ależ była głodna. Dopiero teraz dało jej się we znaki przykre uczucie głodu, którego nigdy nie czuła i teraz było ono niewyobrażalnie silne. Żołądek wprost żądał pokarmu, okazując to silnym bólem. Dodatkowo przez brak żywności znacznie osłabił się umysł dziewczyny, jeszcze bardziej oddalając marzenie wolności. Nagle w nikłym blasku lampy na ścianie zamajaczył znajomy kształt wprawiając Jenny w osłupienie a zarazem radość. Przymrużyła oczy chroniąc je przed szkodliwym blaskiem magicznego zjawiska. Kiedy wszystkie rytuały otwierające tajemnicze przejście ustały czarnowłosa zobaczyła w drzwiach nie Ammy, lecz jakże znienawidzoną postać którą był owy młodzieniec o przenikliwym spojrzeniu. I tym razem obdarzył ją tym wściekłym, podejrzliwym wzrokiem. W nastolatce niemal zawrzało. Całe ciało płonęło z goryczy i nienawiści. Jej mina wcale nie była przyjazna, co najwyraźniej sprowadziło chłopaka na odpowiedni trop. Wykrył złe zamiary więźnia i powiedział spokojnym, lecz jakże nieprzyjemnym głosem:
- Czyżbyś miała do mnie jakąś urazę. Twoja przyjaciółka otrzymała to co chciała…- nie dokończył, gdyż wyprowadzona z równowagi dziewczyna rzuciła się na niego z pięściami:
- Ty draniu! Jak śmiesz!- krzyczała próbując ugodzić przeciwnika.
Jednak atakowany okazał się silniejszy.

Z łatwością pochwycił Jenny za drobne, wycieńczone ręce uniemożliwiając atak. Cała komnata wypełniła się wstrętnym śmiechem młodzieńca.
- Chcesz mnie bić? Oh, Jenny nie rozśmieszaj mnie.- zarechotał, z trudem powstrzymać się od kolejnego ataku śmiechu.- Nie przyszedłem tu po to, by staczać z tobą pojedynki. Chciałem zaprosić cię na obiad.- odparł nieco poważniejszym tonem.
Obiad? Żołądek dziewczyny aż podskoczył na dźwięk tego słowa, a jego właścicielka rozpromieniła się nieco. Lecz od razu do głowy przyszły jej dziwne myśli. Nie mogła przyjąć od tego nikczemnika żadnego jedzenia, przecież to uwłaczało wszelkiej godności. Jak mogła stawiać pragnienie ponad rozsądek. W głowie nastolatki aż kotłowało, co przyprawiło ją o okropny ból głowy. Musiała wybierać, nie mogła zdecydować się na obie rzeczy. Lecz instynkt wziął górę nad godnością, obalając ją i opanowując nieszczęsną nastolatkę, która już po chwili kroczyła za swym zniewolicielem. Wychodząc z zamknięcia poczuła przyjemny smak wolności. Te nazbyt piękne uczucie rozpłynęło się po całym jej ciele, paraliżując je radością. Powoli podążała ciemnymi, obskurnymi korytarzami rozkoszując się tym wyśmienitym odczuciem.

Długie, zawiłe tunele zdawały się nie mieć końca. Nie przyzwyczajone do długich wędrówek nogi dziewczyny dokuczały jej niezwykle. Siły dodawała jej myśl że za chwilę poczuje na podniebieniu już zapomniany smak jedzenia. Tu i ówdzie na ścianach widoczne były małe pająki, które szybko i sprytnie na widok nieproszonych gości czmychały do swych kryjówek, by za chwilę znów wrócić na żer. Ich długie, kudłate nóżki przyprawiały nastolatkę o mdłości. Odraza do małych, jakże pożytecznych stworzonek była nieograniczona w wykonaniu Jenny. Gdzieniegdzie bose nogi natrafiały na błotniste kałuże, rozpryskując je na wszystkie strony. Z kamiennego sufitu cicho i bezgłośnie kapała niezidentyfikowana maź, brudząc czarne włosy. Nagle w końcu korytarza coś zamigotało. Bystre oczy szybko odszyfrowały źródło blasku, którym była żywo płonąca pochodnia, wisząca na ścianie. Nareszcie coś odsłoniło czarne zasłony mroku, likwidując je bezpowrotnie. Orzechowe punkty szybko przebrnęły po sklepieniu, zauważając na nich drewniany właz. Szybko okazało się że było to wyjście z diabelskich podziemi. Do tej pory pogrążona w egipskich ciemnościach dziewczyna miała ujrzeć wreszcie światło dzienne. Młodzieniec, prowadzący Jenny schwycił drabinę i podstawił ją pod wyjściem. Oderwał się od kamienistego podłoża i stanął na szczeblu, który niepewnie zaskrzypiał, jakby bał się wydobyć z siebie ten zwykły trzask starego drewna. Chłopak odwrócił głowę i spojrzał na Jenny, mówiąc:
- Chodź za mną. Za chwilę poznasz to co już dawno powinnaś poznać.
Jenny opanował dreszczyk podniecenia, na dźwięk jego słów. Były wymawiane tak dziwnie tajemniczo, dziewczynie wydawało się że przedmiot jej nienawiści wyjawia właśnie jakąś niezwykła tajemnicę. Ale nawet nie wyobrażała sobie, jakie niespodzianki czekają ją za tą bramą dzielącą świat podziemi ze zwykłym światem. Posłusznie wykonała polecenia młodzieńca powoli wspinając się po starej, spróchniałej drabinie wydającej nadal jakby z przestrachem swój typowy odgłos. Gdy jej bosa stopa oderwała się wreszcie od ostatniego stopnia i spoczęła na pięknej kamiennej posadzce, Jenny była zdumiona.

Znalazła się w jasnym pokoju jakby z magicznej krainy. Od razu przypomniała sobie fenomenalną powieść Jonatana Carrol’a, która stała się ulubioną opowieścią małej dziewczynki, która jeszcze niedawno leżała w różowej pościeli, wsłuchując się w głos matki opowiadającej magiczne przygody Alicji. I czekając aż Morfeusz weźmie ją w swe objęcia otulając snem. Pamiętała doskonale przygody dzielnej dziewczynki, którą zawsze chciała się stać. I w tej chwili czuła się właśnie jak mała Alicja zagubiona w świecie magii. Z zachwytem otaczała wzrokiem piękne, świetliste obrazy. Najbardziej zaintrygował ją obraz który przedstawiał kolorowe plamy, splątane między sobą w niezwykłą rozmazaną mozaikę barw. Przeniosła wzrok na piękny wzorzysty kominek, z którego dziarsko buchały płomienie. Ogniste języki, jakby celowo lekko wychodziły z swego miejsca chcąc pochłonąć całe domostwo.

Jenny zdawało się że jest w zamku królowej kart i że za chwilę zjawią się nikczemne asy i porwą ją bezpowrotnie. Jednak nic takiego się nie stało.
- Czy coś nie tak?- spytał podejrzliwie chłopak, nieco zniecierpliwiony postawą nastolatki, która słysząc jego słowa odparła przecząco:
- Nie, nie, możemy iść dalej.- lecz skłamała z chęcią pozostałaby jeszcze przez chwilę w tym niezwykłym pomieszczeniu zachwycając się jego pięknem.
Lecz towarzysz nie podzielał najwyraźniej jej zdania, gdyż nieporuszony zupełnie tym że opuszcza pokój, podszedł do dębowych drzwi.
- Z zaszczytem, proszę na obiad.- powiedział śmiertelnie poważnie popychając wrota ręką, które lekko i bezgłośnie otworzyły się przed zdumioną dziewczyną obrazując jadalnię.
Owe pomieszczenie było jeszcze wspanialsze niż kominkowy pokój. Jasne, drewniane ściany pokryte setkami obrazów ślicznie odbijały słoneczne światło, wpadające przez ogromne okna. Komnata była niezwykle wysoka, a na jej suficie widniała godnie głowa lwa z puszystą grzywą. Na środku jadalni naturalnie spoczywał stół, ale jakże był wielki i niezwykły, a uroku dodawały mu szczerozłote świeczniki i naturalnie góry jedzenia. W całym pomieszczeniu znajdowały się niezliczone ilości ozdób: rosłe rośliny, wspaniałe rzeźby i kredensy. Krzesła o odcieniu jasnego drewna obite były żółtawą, bajeczną tkaniną. Za oknami roztaczał cudny widok wielkich ogrodów, porośniętych wiekowymi drzewami oraz barwnym kwieciem. Oczy dziewczyny nigdy nie widziały czegoś piękniejszego.

Wprost rozpływała się z zachwytu dla piękna tego pałacu. Nie mogła uwierzyć że to właśnie ona ma zaszczyt oglądać te niebiańskie widoki, a tym bardziej nie rozumiała dlaczego tak się stało. Dopiero po chwili nieco się opanowała i zauważyła dotąd niewidzianych przez nią ludzi. Przy stole siedziała piękna dama o czarnych, świetlistych włosach, lecz jej spojrzenie było tak wyniosłe i oziębłe, a to nieco raziło jej urodę.

Natomiast mężczyzna spoczywający naprzeciwko niej był jej przeciwieństwem. Jasne włosy i brązowe oczy o ciepłym, przyjemnym spojrzeniu z dumą patrzyły przed siebie. Ich oczy zwróciły się ku Jenny i patrzyły na nią nie odrywając ani na chwilę wzroku gromiły ją spojrzeniem. Dziewczyna przypomniała sobie o swym stroju. Stała w cienkiej, skąpej bieliźnie. Była brudna, jej włosy niczym krucze pióra splamione błotem zakrywały spłakaną twarz. Natomiast stroje małżeństwa były bardzo okazałe. Kobieta miała na sobie piękną suknię idealnie podkreślającą jej znakomitą figurę, a jaj małżonek odziany był w niemal hrabiański ubiór, wykonany z drogich tkanin. Nastolatka oblała się rumieńcem. Jej skóra z bladej przeszła w ognistą czerwień. Policzki piekły, jakby spacerowały po nich płomyczki z wcześniejszego kominka. Czuła się jak marna koniczynka pośród pięknych nasturcji powalających swym pięknem i godnością.
- Ja, ja naprawdę przepraszam. Nie miałam pojęcia że ktoś tu jeszcze będzie i dlatego tak wyglądam- zaczęła bardzo nieśmiało, jeszcze bardziej się czerwieniąc i całkowicie zapominając że choćby bardzo chciała nie mogła się ubrać gdyż zabrano jej ubranie- Państwo jesteście tak pięknie ubrani a ja…
Nie zdążyła dokończyć gdyż cudna dama odezwała się niezwykle rozbawionym głosem:
- Ależ jacy państwo! Jenny, jesteśmy twoimi rodzicami…
Czy władcy pałacu są naprawdę rodzicami Jenny?
Czy kobieta kłamała?
Co się dzieje z Amandą?
Co zrobi Jenny?
Co się z nią stanie?
Jak potoczą się jej dalsze losy?
To i więcej w następnym odcinku.