View Single Post
stare 22.12.2005, 13:26   #1127
Zong
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Odzywam się po miesiącach milczenia mojej dawnej telenoweli nikt pewnie nie pamięta, przyznam, że nawet mi zaledwie lekko rysują się w pamięci dwane plany. Tylu nowych użytkowników, żeby ją poznać musieliby poznać tę i poprzednią. Och, 60 (70?)odcinków. I szukać tego w temacie. A poza tym cała fabułą byłą skomplikowana. Dlatego właśnie rezygnuję z tamtej telenoweli i piszę nową, by wydalić na "papier" moje pomysły.


"Jak żyć? - pamiętnik" Odcinek 1. "Prezent dla Gośki"

Weszłam do domu i rzuciłam plecak na podłogę.
-Więc to jest mój dom - powiedziałam.
- Ładnie tu... A starzy gdzie? - spytała Julka, moja koleżanka z klasy.
Czy to ważne?
-Mama w pracy... Jula, to nieważne, wezmę forsę, zostawię kartkę i wyjdźmy.
-Bez makijażu??? W tych obleśnych spodniach?
Czego Julka chciała od moich spodni? Fakt, że mają trochę i niedługo wylądują na setkach innych ubrań przeznaczonych dla biednych dzieci, wcale mi nie przeszkadzał. W końcu, jak to matka mówi "nie wygląd jest ważny". Ona, ach, co ona o tym wie?
-Gdzie idziemy, Julka?
-Może do "Sephory"?
-Nie... Lepiej do kawiarni.
-W kawiarni nie kupisz prezentu dla Małgośki.
-Wiem, ale daj się przekonać. Chodźże, Julko, proszę.
-Linka, jest 13:00! Obiecałam mamie, że przed drugą będę w domu.
Wiem, o co tak naprawdę chodziło. Jula nie chciała ze mną iść do kawiarni, żeby nikt nas razem nie zobaczył towarzysko. W sklepie to co innego, wszyscy w szkole wiedzą, że Julia Kosilska świetnie i trafnie wybiera prezenty. Sama dostałam od niej notatnik i długopis. Długopis, do którego cholernie się przywiązałam.
Kupiłyśmy dla Gośki perfumy i "sexy bluzkę". Podobno jej się przyda.
Wpadłam do domu po 14:30.
-Lina, to ty?! - usłyszałam głos mojej matki.
-Tak.
-Łaskawie mogłaś zadzwonić do pracy, żeby mnie ostrzec! Nie masz, córeczko, pojęcia, ile się namartwiłam, jak zobaczyłam twój plecak bez ciebie! Mogłaś wrzucić tę kartkę do skrzynki pocztowej, a nie dać na telewizor.
-Mamo... Proszę cię, nie udawaj idealnej kobiety zatroszczonej o dziecko.
-Daj mi prawo matki, Alina!
Popatrzyłam na nią. Oczy błyszczały dziwnym światłem. Ich zwykły błękit przerodził się w coś niesamowitego, jakby spoza Ziemi. Na pięknej twarzy widać było złość. Włosy nie były idealnie spięte. Mnóstwo kosmyków targało się po twrzy mamy, przez co wydała się być brzydszą niż zwykle.
Mama chyba pierwszy raz w życiu, no, nie licząc chrztu, wymówiła moje pełne imię. W szkole mówią mi Linka.
Siedziała na kanapie, zarobionej cierpiniem. Tak, kanapa cierpieniem. Telewizor, radio, nowoczesna kuchenka, ten stary stół - przyjemnością. Przyjemnością, bo mama wtedy zrozumiała...
-Linciu, proszę... Jestem matką - powiedziała żałośnie.
-Matką, matką... - zaczęłam mówić złośliwie; po chwili dodałam:- przepraszam, mamo. Zawodu się nie wybiera... Nie o to zresztą chodzi.
-Co kupiłaś Małgosi? - spytała drętwo.
-Perfumy i bluzkę. Julka powiedziała, że jej chłopakowi się spodobają.
-Chłopakowi... Te dziewczyny nie martwią się o siebie, swoją duszę, wnętrze... Tylko jak przeżyć życie z facetami! A ty, Lina?
-Ja jestem taka jak ty. Martwię się o przyszłość, mamo... O jutro...

Ostatnio edytowane przez Zong : 31.12.2005 - 23:52
  Odpowiedź z Cytatem