"Najlepszy Gwiazdkowy Prezent"
Odcinek 1 - poniżej
Odcinek 2
Odcinek 3
Odcinek ostatni
Denerwowałam się. To był mój pierwszy dzień wolontariatu w tym domu dziecka, chciałam się zaprezentować jak najlepiej, żeby dzieci cieszyły się na myśl o tym, że za jakiś czas znowu przyjdę i się nimi zajmę. Mirka też tutaj była, mówiła, że nie jest łatwo zyskać sympatię maluchów. Wiele z nich bardzo przeżywa to, że nie mają rodziców, że je opuszczono. Nie chcą rozmawiać, bawić się w grupie. Siedzą same w kącie, płaczą…
Chciałabym odkryć w nich trochę talentu. Sprawić by z chęcią zajmowały się tym, co im wychodzi najlepiej. Może jakaś mała Ela wspaniale śpiewa, ale nikt tego nie zauważył? Nie pochwalił jej i nie zachęcił do tego?
Z drugiej strony boję się, że mogę ich do tego zrazić. Może Ela nie lubi śpiewać, woli rysować, mimo, że jej to nie idzie? A może część dzieci będzie chciało bawić się klockami, a nie zajmować się czynnościami manualnymi? Po prostu będę musiała próbować wszystkiego.
To taki jeden z małych celów w moim życiu, jakie sobie stawiam. Zmobilizować się, sprawić by te dzieci były chociaż trochę szczęśliwsze, szczególnie teraz, gdy nadchodził ten bajeczny czas świąt. Czas, kiedy wszyscy, a w szczególności dzieci, powinny się radować. By z zapałem zajmowały się czymś pożytecznym, by cieszyły się z naszych kolejnych spotkań…
Tak, bardzo bym tego chciała…
Po wejściu do budynku od razu otoczyła mnie grupka maluchów.
- To ty jesteś Kaśka, co? – zaczęła śmielsza dziewczynka w wytartej bluzie i szerokich spodniach.
- Nie, ja nazywam się Asia, chyba się pomyliłaś - mrugnęłam do niej - Będę się wami opiekować przez cały dzień.
Klęknęłam i przytuliłam najmniejszą z nich. Jakiś chłopak, korzystając z okazji, że jestem pochylona i odwrócona do niego plecami, wskoczył mi „na barana”. W zasadzie raczej „na konia”.
- Wiśta wio! Zawieź mnie do saloniku! – krzyczał – Powiem ci, którzy chłopacy są w mojej bandzie. Będziesz moim mustangiem i napadniemy na bank albo kasyno! Albo zbijemy Indiańców!
- Artur, zejdź z niej! Czy zawsze musisz to robić? – mała blondyneczka zadała retoryczne pytania z groźbą w głosie, jak widać dowodziła grupce dzieci – Czy nie pomyślałeś, że panią Asię to boli?
Artur posłusznie zszedł ze mnie, pobiegł po pistolecik na wodę i udawał, że do niej strzela, ale zaraz uciekł do pokoju, jak przypuszczałam salonu, gdzie była reszta dzieciaków.
Opowiedziałam im trochę o sobie, część podopiecznych mówiła o tym, co lubią robić w wolnym czasie. Marek wraz z Arturem bawili się w Dziki Zachód, a reszta zajmowała się swoimi sprawami.
- Asiu, a wiesz, że pan Jarek dziś przyniesie choinkę? Taką dużą i zieloną!
- Tak, a Jola przyniesie pudełka z bombkami i łańcuchami, może lampki się znajdą! – przekrzykiwały się maluchy
Wpadłam na wspaniały pomysł, przecież rozmowy o wymarzonych prezentach, mogłyby podtrzymać świąteczną atmosferę! A później wspólne przyozdabianie choinki… Robienie własnych ozdób… Zaproponowałam to dzieciakom.
Jednak nie okazało się to dobrym pomysłem, większość podopiecznych, szczególnie najmłodsi, zasmuciło się. Anita z płaczem pobiegła do łazienki i nie chciała wyjść, Marek usiadł do stołu i narysował 2 postaci, następnie zamazał czarną kredką i rzucił mi pod nogi.
- Nie lubimy rozmawiać o rodzinie, przecież wszyscy marzą o wspaniałym domu – wyjaśniła Dominisia, ona spędziła tu najmniej czasu, ojca nawet nie znała, matce–alkoholiczce zabrano prawa rodzicielskie – Ale ja nie chciałabym tam wracać. Mnie tu całkiem dobrze, razem z tobą… - uśmiechnęła się serdecznie i przytuliła mnie – jesteś kochana Asiu.
Wspólnie z opiekunką, panią Jolą, i dzieciakami ubieraliśmy choinkę. Starsze dziewczynki z zapałem kleiły papierowe łańcuchy, które zajęły generalne miejsce na świątecznym drzewku. Rozpaliłam w starym, ale jakże stylowym kominku, który idealnie pasował do bożonarodzeniowej scenerii i usiadłam w fotelu obitym czerwonym materiałem.