View Single Post
stare 24.12.2005, 14:55   #9
T42
Guest
 
Postów: n/a
Wink Odcinek 2: Wszyscy tacy szczęsliwi?

Odcinek 2 : Wszyscy tacy szczęsliwi?
Chciałabym Już Na Wstepie Życzyć Wam Wspaniałej Wigilii i Wesołych Świąt. Na Tyle Wesołych - Na Ile Sami Byście Chcieli. Takich... Wymarzonych
Tak wiem, poprzedni odcinek był krótki, ten jest krótki... I następne tez takie będą. To jest tylko którka opowieść o świętach - nie więcej ;-) Jeszcze 2-3 odcinki i finito. Być może skończę nawet przed Nowym Rokiem. A teraz miłej lektury.



Wszystkie dzieciaki zebrały się w salonie, usiadły w grupce na dywanie. Płomienie w palenisku obejmowały palące się chrust, iskrzyły wokoło. Wiszące nad kominkiem lampki współgrały z światełkami na świątecznym drzewku. Raz czerwone, raz żółte, teraz zielone i znowu czerwone.

- Lubicie bajki? – zapytałam maluchy

- Oczywiście, w bajkach jest tyle dobra…

- …Które zawsze zwycięża!

- Ja bardzo lubię bajki wieczorne, takie jak teraz, jeszcze przed kolacją, przy kominku, wszyscy razem… - zaczął Marek – wtedy jest tu tak rodzinnie i wesoło.

- A lubicie bożonarodzeniowe bajki? Opowiem wam o Śnieżynce.

- Tej, co rozdaje prezenty razem z Mikołajem? – zapytała podniecona Dominika

- Tak, właśnie tej…

***

W mieście panowała iście świąteczna atmosfera. Drzewa, już bez liści, delikatnie przyprószone śniegiem, zasypane chodniki, masa ludzi biegnących tam i z powrotem w objęciach bożonarodzeniowej gorączki. Witryny sklepów były wyłożone czerwonym lub białym materiałem, pięknie stylizowane, tam choinka, tam choinka, gdzieś indziej kukła świętego mikołaja z workiem prezentów lub, ze znanym wszystkim dzieciakom, reniferem Rudolfem.



Pani Barbara śpieszyła się gdzieś z córką, zapewne chciała kupić jej nową sukienkę na święta, albo buty w których pójdzie na świąteczny obiad do rodziny. Naprzeciwko nich kroczył profesor Dawid w stronę parku, spóźniony na spotkanie z Amelią, ale nie śpieszył się. Wiedział, że dzisiaj na pewno poczeka. Mijając panie Romańczuk skinął głową w ich stronę i pomachał ręką. Wioletta stała pod zabawkowym, uśmiechając się do siebie spoglądała na ludzi, którzy przechadzali się po mieście.
Wszyscy tacy szczęśliwi.
Wtem jej wzrok napotkał znajomą twarz. Jej właścicielką była kobieta o delikatnych rysach, długiej, łabędziej szyi, maleńkim zadartym nosku oraz grzywce delikatnie opadającej na jej czoło. Można by powiedzieć – piękność – lecz tyczyłoby się to wyłącznie jej wyglądu zewnętrznego. Zawistna i skąpa była ta złośnica. Zarabiała ogromne sumy w swoim butiku w samym centrum, ale ni sobie, ani nikomu innemu tych pieniędzy nie dawała „ot tak”. Co dopiero mówić o pożyczeniu nędznego grosza? Awantura czekała tego osobnika, który by śmiał poprosić ją o małą kwotę pieniężną.



Teraz, ubrana w swój codzienny płaszcz kupiony na wyprzedaży w jednym ze sklepów z tańszą odzieżą, powoli szła w stronę własnego butiku.

- Jolka! Jolka! – krzyknęła Wiola i pomachała do swojej znajomej.

Kobiety znały się od dzieciństwa. Obie uczyły się w tym samym internacie, obie przeżywały swoje pierwsze nieszczęśliwe zauroczenia, obie pałały miłością do pieniędzy. Wioletta także była skąpa, lecz, w przeciwieństwie do Jolanty, była towarzyska i otwarta. Podobał jej się ta cały, jak to określała, świąteczny szał, i bawiła się patrząc na ludzi, którzy wydają ostatnie grosze na kupno prezentów dla swoich pociech. Nienawidziła dzieci, za to uwielbiała zwierzęta i co roku obdarowywała miejscowe schronisko pokaźnym datkiem.
Jola spojrzała na swoją koleżanką i machnęła zniechęcona ręką. Wiolka podbiegła do niej i zaczęła opowiadać o wszystkim i o niczym. Miejskie ploteczki – kto z kim, gdzie i kiedy, dlaczego i co z tego wynikło. Ta słuchała jej z niewielkim zaciekawieniem, po jej głowie krzątały się myśli dotyczące interesów, zastanawiała się, czy nie zwolnić swojej księgowej, tej co ostatnio pomyliła się w rachunkowości o delikatną sumę, oczywiście na minus firmy.
W paplaninie Wioli, potakiwaniu i udawanym zainteresowaniu, doszła aż do butiku.




- Wchodzisz? – automatycznie zapytała. Wiedziała, że jej znajoma nie powstrzyma się od przejrzenia najnowszej kolekcji i następnych dwóch godzin na zapleczu z kawą, którą oczywiście Jolanta będzie musiała jej zrobić „na koszt firmy”.

Gaduła po wejściu zainteresowała ją nowa kolekcja toreb z elementami z prawdziwego futra. Jednak by nie pokalać swojej reputacji oraz tytułu „największej miłośniczki zwierząt” zaraz zwróciła się w stronę nowych kurtek i płaszczy. Co jakiś czas tęsknym okiem spoglądała na futrzaną kolekcję.
Jola zachwycona tym, że ma ją na jakiś czas z głowy, udała się na zaplecze i z błogością usiadła w miękkim fotelu w kącie.
Salon Jolanty był miejscem dla eleganckich i szykownych kobiet – w większości dumnych, bogatych, ale i rozrzutnych – takich jak i Wiolka. Wcześniej był własnością jej o dobre parę lat starszej kuzynki – jedynej rodziny, jaką miała, prócz brata Miłosza. Jowita, bo tak się ona nazywała, kopnęła w kalendarz i zostawiła w spadku całą firmę. Jolanta zachwycona zdjęła z konta Jowity resztę pieniędzy przeznaczonych na rozwój butiku, sprzedała swój mały sklepik osiedlowy i zaczęła władać „swoim nowym królestwem”. Sprowadziła nowe ubrania, podpisała kilka umów z innymi firmami i wspięła się na szczyt.
Z rozmyślań o swoim sklepie wyrwał Jolkę krzyk jednej z pracowniczek. Pyzata blondynka, korzystająca z solarium co weekend, wbiegła na zaplecze.

- Pani Jolanto, znów ktoś przyszedł, i nie chce opuścić lokalu! Ponaglałam ją kilka razy, chyba zdąrzyła zabrudzić te torebki z nowej kolekcji. Wypięła się do mnie i pokazuje naganne gesty! Jedna z naszych klientek zdenerwowana wybiegła, miałam nadzieję na udaną tranzakcję.

Jola zaklęła cicho i wyszła z pokoju. Od razu zauważyła „złą klientkę”. Wyróżniała się z pośród innych - gustownych i szykownych - pań.



- Na co sobie pani pozwala! To lokal dla porządnych dam, a nie takich obdartusów jak ty – fuknęła i popchnęła dziewczynę

- Hola, już nawet do sklepu przyjść nie można? Torebkę chciałam kupić.

- Nie takim! Jak nałożysz Wranglery myślisz, ze już taka modelka z ciebie? Co to za koszulka? Brudna, poobdzierana… Ubierz się ładnie, uczesz elegancko i przyjdź i kup. Nie będziesz mi tu zamieszania robiła i klientów odstraszała.

Blondynka odsunęła się na schody, wychodząc rzuciła:

- Tak, tak, niby taki gustowny sklep a obsługa i właścicielka jak z buszu – opuściła butik

Niech ją jeszcze kiedyś dorwę” pomyślała Jolka. Poprawiła włosy i udała się z powrotem do kanciapy.

- Lola, przygotuj mi kawę, potem możesz już zmykać do domu. Chyba, że zechcesz zostać i pomóc tu posprzątać. Tylko wiesz, że to już bez wynagrodzenia będzie – nakazała rudej dziewczynie – a no i kwiaty podlej. Bo już te paprotki przysychają.

Rozsiadła się w fotelu i przymknęła oczy. Próbowała oderwać się od rzeczywistości. Marzyła o tym, czego zawsze chciała najbardziej. To, czego pragnęła z głębi serca, ale bała się do tego przyznać, nawet przed samą sobą.



Pisk Loli i dźwięk tłuczonego szkła wyrwał ją z drzemki. Złapała się za głowę i ruchem ręki nakazała jej wyjść.

- Cholera, czym ja takim zawiniłam, żeby takie problemy mieć – westchnęła.

Ostatnio edytowane przez T42 : 24.12.2005 - 19:10
  Odpowiedź z Cytatem