View Single Post
stare 30.12.2005, 18:06   #19
Incognito
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Drugi odcinek. Proszę o komentarze.

-------------------------------------------------

- Powiedz im, żeby uspokoili tą papugę – syknęła Elizabeth. Głowa ją bolała.
Papuga kilka „ręczników” od nich strasznie hałasowała.
- Calle este loro por favor!!
- Puedo no! – odkrzyknął spanikowany właściciel. Jego papuga nigdy się tak nie zachowywała. Teraz była wyraźnie czymś przerażona.
- Mamá! Mire esto! – krzyknął jakiś chłopiec wskazując na morze.
Elizabeth utkwiła wzrok w zielonkawej cieczy. Zero fal. Woda płaska jak lustro. Niezwykłe, pomyślała.
- Co się do licha dzieje? – szepnęła.
Zabrzmiał delikatny, polifoniczny dzwonek jej komórki, wyrywając ją ze swego rodzaju transu. Przez chwilę jak ogłupiała patrzyła na swojego Sony Ericssona K500i.


* * *

Czemu nie odbiera?, pomyślał Peter. Już chciał przerwać połączenie, gdy usłyszał ciche:
- Halo?
- No hej. Co jest? Długo nie odbierasz i masz taki głos...
- Eh...nic. Chodzi o to, że trochę dziwne rzeczy się tu dzieją.
Cholera. Oby tylko nie...
- Jakie?
- Noo... – zastanowiła się przez chwilę – zwierzęta wariują, a ocean jest gładki jak lustro.
O nie. Peter już chyba się domyślał o co chodzi. Fale sejsmiczne dochodziły z północy. Czyli z okolic Wysp Kanaryjskich. Zwierzęta wariują? Po prostu reagują na niewyczuwalne dla człowieka drgania. Między innymi dzięki temu, że są tak wrażliwe na te fale, zwierzęta często dziwnie się zachowują przed katastrofami. Najczęściej chcą uciec z niebezpiecznego miejsca. Przykładem może być historia o psie Hundy’m. Na obrzeżach San Francisco żyła kiedyś rodzina McKillonów. Pies, nota bene najlepszy przyjaciel całej rodziny, zaczął się dziwnie zachowywać. Pewnego dnia uciekł. Zmartwieni McKillonowie poszli go szukać. Hundy odnalazł się 4 kilometry od miasteczka. Gdy wszyscy wrócili do domu, okazało się, iż przeszło tamtędy trzęsienie ziemi. Większość osób straciła dach nad głową. Lub życie. Pies uratował McKillonom życie...
A gładka woda? Nieraz zdarzało się, iż w niektórych miejscach występowała taka woda. Cóż, mniej pocieszające jest to, że zwykle takie miejsca kończyły pod lawą...
Peter przestraszył się.
- A nie...wyczułaś jakiś...wstrząsów, drgań?

Elizabeth już miała ochotę spytać ‘czemu pytasz?’, lecz przez lata spędzone z Peterem nauczyła się, że on i tak na takie pytanie nie odpowie...
- Nie.
Kamień z serca. W takim razie bomba wybuchnie za kilka dni...Może kilka tygodni. A jeśli nawet dobrze pójdzie to miesięcy.
- Jeszcze jedno...nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie, ale wszystkich boli głowa. Trochę jak przy niskim ciśnieniu, tylko mocniej..
- Hm..
Niskie ciśnienie na Wyspach Kanaryjskich? No, rzadko tam się czegoś takiego doznaje. Poza tym, nie wszyscy są wrażliwi na ciśnienie atmosferyczne. Cóż, większość wulkanów działa jak wstrząśnięty szampan. Ciśnienie staje się coraz mocniejsze...I bum, korek wypada, a erupcja jest...dosyć mocna. Tak samo zachowuje się Pico de Teide, wulkan na Teneryfie. Ciśnienie to jest odczuwalne nawet wiele dni przed wybuchem.
Kiedy korek wypadnie?
- Elizabeth – jego ton głosu był poważny – ty i Rachel musicie jak najszybciej opuścić Wyspy. Lećcie do Paryża. Jak najszybciej.
- Ale...
- Rób co mówię – rozłączył się.
Pico de Teide, czyli szczyt Teidy, jest stratowulkanem, czyli stożkowatą górą, której kształt powstał z wylewania się magmy i popiołów. Ostatni raz wybuchł niemal sto lat temu, w roku 1909.
Peter wystukał kilka klawiszy.

Włączył mapę z migającymi punkcikami i zrobił zrzut ekranu. Wkleił go do Worda, po czym napisał krótkie sprawozdanie. Kursor myszy powędrował nad ikonę ‘drukuj’.

* * *

Emanuel Pertoza obserwował właśnie odczyt sejsmometru. Jego pomocnik spytał cicho:
- To trzęsienie ziemi?

Pertoza spojrzał za okno z widokiem na Teidę.
- Nie...Fale są przenoszone przez powietrze...To wulkan.

Kilkaset metrów dalej, na plaży, Elizabeth wyczuła wstrząs.
- Rachel, musimy jak najszybciej się stąd wydostać – wyciszyła głos.
- Dlaczego?
- Bo Peter tak mówi.
Ubrały się, schowały wszystko do toreb i wbiegły na nadmorski bulwar.
- Taxi! – krzyknęła Rachel i wzniosła rękę ku górze. Słynny gest wyniesiony z Nowego Jorku.
Obok nich stanęła, o mój Boże, żółta taksówka.
- El hotel de esqueleto – niemalże wykrzyknęła brunetka, wsiadając do wozu.

- Seguro – odparł stary kierowca, gładząc włosy.
Taksówka ruszyła z piskiem, wymijając niebieskiego Forda.

---------------------

W następnym odcinku:
- Czy Elizabeth i Rachel uda się uciec wyspy?
- Co z Pico de Teide?
  Odpowiedź z Cytatem