Odcinek 14
Zgodnie z zasadą 'Kończ już Waćpan, wstydu oszczędź' to ostatni odcinek. Wiem, wiem, miało ich być dwadzieścia. Na to również znajdzie się słynne powiedzenia, jak choćby stare 'Obiecanki cacanki, a głupiemu radość'. Nie mam na to ani sił, ani tymbardziej czasu. Moim skromnym zdaniem, jeśli mogę takie wyrazić, to największa szmira jaką napisałam. Nie radzę się sprzeciwiać. Skoro choć raz nie posłuchałam Shakespeare'a ('O głupcze! Dobrze o sobie mów samym!'), musi być w tym choć źdźbło prawdy. Lepiej uciąć w momencie, kiedy można to zrobić w miarę bezboleśnie.
- Czy wszystko musi tak się kończyć?- głos rudowłosej przybierał na sile.
To była zdecydowanie najgorsza godzina jej życia. Siedziała na zimnej posadce u stóp olbrzymiego posągu jakiegoś bóstwa. Choć mogłoby się wydawać inaczej, była sama. Otaczał ja tylko szept innych straconych dusz, tworzący jakby niematerialną zasłonę chroniącą ją od otoczenia. Nie wiedziała, kim jest i skąd się tu wzięła. Jej umysł był czystą tablicą, miejscami tylko zapisaną niezrozumiałymi znakami. Białe plamy w pamięci nie są tym, o czym marzy dziewczyna. Mimo wszystko czuła narastające w niej poczucie bezpieczeństwa.
Szept nasilał się. Wyraźnie słyszała jedno imię- Naleen.
- Naleen, kimkolwiek jesteś, pomóż mi!- błagała, wpatrując się w pustkę po jej prawicy i lewicy.
Poczułą szarpnięcie za łokieć, jednak gdy odwróciła się, nie zauważyła nikogo. Posąg wciąż uśmiechał się do niej szyderczo, kpił sobie z jej bezradności. Momentami wydawało jej się, że jest to żywa osoba, a w dodatku dobrze jej znana. Te pukle, błyszczące oczy, w których można byłoby się przejrzeć...
- Lusterko!- krzyk dziewczyny odbił się od ścian, których, w jej mniemaniu, wcześniej tu nie było.
Resztkami sił podniosła się i zaczęła wspinać po marmurze. Nie spodziewała się, że posąg jest aż tak wysoki. Droga zdawała się nie mieć końca. Gdy jednak w końcu podniosła rękę i chwyciła nos rzeźby, by po raz ostatni podciągnąć się, poślizgnęła się i zaczęła spadać.
Jednak miejscem docelowym nie była jednak sala, w której znajdowała się uprzednio. Tym razem trafiła do barwnego pomieszczenia, pełnego kolorowych płócien i innych elementów dekoracyjnych przyciągających wzrok. Tym razem nie słyszała nic. Jednak wszechobecna Cisza nie zdziwiła jej. A powinna.
Na samym środku stało Wielkie Lustro. Dziewczyna jak najśpieszniej udała się w jego kierunku. Rozczarowała się. Nie było w nim jej odbicia, mimo iż mogła zobaczyć cały pokój. Dotknęła tafli. Była taka miękka, układała sie pod jej palcami i przepływała przez nie jak woda.
Mignięcie oślepiajacego światła. Trzask. Zapach zglinizny. Sól, dużo soli. I twardy upadek.
Nie widziała nic, nie słyszała nic, nie czuła nic. Otaczała ją tylko ciemność, miała tylko własne myśli. Jednak nadal było coś niepokojącego, coś co nie pozwoliło jej zatracić się w pustce.
Ktoś obok niej stał, czuła to podświadomie. "Tak, jestem tu". Ten ktoś czytał jej myśli. Co gorsza, ten ktoś wydawał dziwne syki w jej głowie. Co on może chcieć? "Sprawiedliwości, tylko sprawiedliwości". Co ona zrobiła? "Zabiłaś ich. Zabiłaś ich wszystkich, zabijając siebie. Brnąć w pułapkę przeze mnie zastawioną. Nie uwierzyłaś mi, jednak teraz już nie masz wyboru i musisz..." Kylei! To jest Kylei! "Nie pamiętasz siebie, a ja ci pozostałam". I ten śmiech. Ten diaboliczny śmiech... "Przestać? Po tym jak mi odmówiłaś? Nie uwierzyłaś w potencjał Prawdziwej Magii? Zabiłaś ich, zabiłaś!" Co ona mówi? Co ona mówi?
"Grubcio powiedział za dużo. Podał ci też Świętą Wodę, której odmawiał nawet mi. Jeszcze tego dnia zawisł na stryczku". Głos... Pierwszy głos nasilił się. Poznawała go. Kochany Grubcio! Za co? Za co? "Mówiłam przecież" Pisk. Chciała płakać. Co to są łzy? "Pamiętasz jeszcze Kapelusznika i jego żonę? Taka dobrana para. Oni nie zniknęli od tak. Sami z siebie. To ja ich zdemeterializowałam. Stali się czystą myślą, abstrakcją. Nie żyją, istnieją. Czyż to nie jest zabawne?" Dwa kolejne głosy ucichły. "A ta kapłanka, którą zdążyłaś pokochać? To ja ją tam wysłałam. Przekonałam ją i jej siostrę, tę co nastraszyła cię w pokoju, że moja zapłata je usatysfakcjonuje. Teraz bawią się świetnie na dworze Lucyfera." Rozalia... Zdrajczyni? Ale dlaczego? Przecież, przecież... "Ora et labora." Głos Kylei był coraz bardziej odległy, chociaż Naleen czuła jej obecność wyraźniej i wyraźniej. "I w końcu twój brat. Podczciwy morderca. Wiesz, że był moją pierwszą miłością? Wybrał wojaczkę. Mam tylko nadzieję, że spodobał mu się cmentarzyk."
A jej odejściu towarzyszył trzask łamanego serca...
***
Ciało upadło z hukiem na posadzkę. Ostatnie drżenie rąk, ostatni oddech. Półprzymknięte oczy, twarz zastygła w wyrazie głębokiego zdziwienia. Sama, daleko od swojego domu i całego, wielkiego Świata. Nie zdążyła się nawet do Niego uśmiechnąć, bo jej złamane serce nie potrafiło dalej bić. Cisza. W jednym momencie wszystko się zatrzymało. Tam, daleko za mgłą...
***
Kylei wróciła po godzinie. Chciała sprawdzić, upewnić się. Może jednak nie miała racji? Żałowała, ale nic nie dało się odwrócić.
Weszła do pokoju pełna obaw. Łatwo sobie wyobrazić jej radość, gdy w komnacie przywitało ją cichutkie 'labb-dab', 'labb-dab', 'labb-dab'.
Dziś, w ostatni dzień Starego Roku, życzę Wam by nie było rzeczy niemożliwych. I by znalazł się ktoś, kto dla Was trzaśnie obrotowymi drzwiami.