Temat: Zgromadzenie
View Single Post
stare 11.01.2006, 10:09   #7
Shade
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Po wyjściu z baru nie poszedł od razu do domu, lecz z papierosem w ustach wędrował bez celu po mieście. Chodził tak długo, aż wreszcie, mimo dość wysokiej temperatury, zrobiło mu się zimno. Myślał o wszystkim, choć nie myślał o niczym. Było to szczególne myślenie, takie, które ukrywa jakieś głębokie przesłanie, nie mogące się przebić przez zasłonę myśli. Jednak po dłuższej wędrówce uznał, że najwyższy czas wracać do domu.

Zastanawiała go wizja trupa powieszonego na gałęzi- To tylko moja wybujała wyobraźnia.- Przyznał się przed samym sobą; zawsze był dość podatny na wpływ innych, a ta dziwna historia, opowiedziana przez grabarza połączona z napięciem i stresem, jaki ostatnio przechodził wywołała u niego nagły atak fali wyobraźni, która niczym ocean, topiła go w swej barwności. Do takiego stanu doprowadziła również pani detektyw, która rozwiała` przed nim zasłony przeszłości związane z jego nowym miejscem zamieszkania.- trzy osoby martwe- wycedził przez zęby.
Pogrążony w myślach wrócił do samochodu, zaparkowanego na podjeździe nieopodal baru. Wsiadł do niego, przekręcił kluczyk w stacyjce - auto zawyło niczym obdzierany ze skóry prosiak.- wrzucił bieg i począł odjeżdżać w zapadającą siną dal. Po drodze miał przed oczami ten sam obraz: denata wiszącego na spróchniałym drzewie, które wydawało się być równie martwe, co "osoba" wisząca na nim.
Nim zdążył pozbierać myśli do kupy z miłym zaskoczeniem zobaczył, że dojechał do domu.

Nie zastanawiając się długo zgasił silnik i wysiadł z auta. Podszedł do frontowych drzwi i przekręcił klucz. Drzwi zgrzytnęły cicho i otworzyły się na wskroś, ukazując chłodne wnętrze domu. Albert rozejrzał się jeszcze przez chwilę dookoła, jakby w napięciu poszukiwał śladu obecności czegoś zza światów.- Niestety nie spostrzegł nic, prócz rzędu starych drzew, wyglądających w nocy jak kolumny żołnierzy we mgle.
Po upewnieniu się, że nikogo nie widzi, wszedł schodami na górę, do sypialni.

Wchodząc na pierwszy stopień schodów usłyszał cieniutki pisk.- To przez te stare schody.- pomyślał. Lecz im wchodził wyżej, tym bardziej pisk przeradzał się w intensywnie słyszalne szlochanie małego dziecka. Albert poczuł nagle jak lepki pot występuje mu na skórze, która zdążyła pokryć się już gęsią skórką. Gdy doszedł do drzwi sypialni płacz, stał się jeszcze bardziej intensywniejszy po czym zamarł, pozostawiając niewysłowioną, martwą ciszę. Albert zatrzymał się i z wahaniem przekręcił klamkę.
Drzwi do pokoju uchyliły się ze znajomym skrzypieniem. W środku panowała zupełna ciemność, poprzecinana tylko słabym światłem księżyca. Duże łóżko wydawało się w tej chwili bezdenną otchłanią lub wrotami do innego wymiaru. Lampka nocna stojąca nieopodal wydawała się bardziej upiorna niż zwykle, a zegar wiszący w przeciwnym kącie pokoju lśnił złowieszczą łuną. Jego wskazówki wydawały się wykute z marmuru i odliczające czas pozostały do końca świata. Cały pokój pogrążony był w barwach nocy, która zdawała się obejmować go swym ciemnym majestatem. Gdy wydawało się, że wszystko jest na swoim miejscu, Albert zauważył w przeciwległym kącie pokoju małą sylwetkę, którą skojarzył od razu z jakimś zwierzęciem. Jednak w tej sylwetce można było dostrzec wyodrębnione ludzkie kończyny. Zaskoczony poczuł nagle fale zimna i gorąca - takie same, jakie dręczyły go w barze. Począł powoli podchodzić do dziwnej istoty. Czuł jak jego mózg broni się zaakceptować obraz dostarczany mu przez oczy. Nagle owa postać odwróciła się. Światło księżyca wlewające się przez niedomknięte okno oświetlało ją, a właściwie jej część, odsłaniając jej zmasakrowane, poszarpane ciało.

Patrząc na dziewczynkę - jak można było się domyśleć po długich, sklejonych rudych włosach spływających po ramionach i dotykających pleców- można było dostrzec mnóstwo śladów pogryzień, a gdzie niegdzie poszarpane strzępy skóry, zwisające niczym bezwładne chwasty. Widok był tym bardziej szokujący, gdyż dziewczynka miała odgryzioną prawą rękę i rozszarpaną lewą łopatkę. Zaschnięta krew wyglądała jak pancerz jakiegoś zwierzęcia. Jednak najgorzej zeszpecona była twarz - jej szczęka trzymała się na jednym zawiasie, ukazując okropną dziurę i rzędy małych ząbków. Jedno oko było wydłubane, a drugie pokryte ropą i zaschłą krwią. Patrząc na twarz dziewczynki można było ją porównać do małego upadłego aniołka, który spadł na same dno piekła i bardzo się poobijał. Reszta jej twarzy była zdarta, zupełnie jakby ktoś - lub coś- ciągnęło ją spory kawałek po żwirze albo kamieniach.
Już na sam widok tak okaleczonego dziecka pociemniało Albertowi w głowie, wszystko stało się irracjonalne, jego mózg nie mógł już analizować odbieranych informacji. Powietrze stało się nagle lodowate i poczęło ściskać swym zimnem jego gardło. Dziewczynka wpatrująca się martwo w Alberta nieoczekiwanie wykrzywiła twarz w grymasie olbrzymiego cierpienia i nienawiści. Jej spokojne jak dotąd lico wyglądało w chwili obecnej, niczym wściekły pies, który dostał nagle ataku szału. Widmo poczęło płakać, lecz nie był to zwykły płacz małego dziecka, było w nim coś zwierzęcego, coś złego. Płacz przerodził się w istny skowyt cierpienia i dziewczynka nie ruszając zmasakrowanymi ustami przemówiła.
- Spójrz na MNIE! Och, jak BOLI! Pali mnie całe CIAŁO! Ratunku, na POMOC !

Były to ostatnie słowa, a także ostatni obraz, jaki mózg Alberta zdążył zanotować. Po nich Albert poczuł się dziwnie lekki i począł powoli osuwać się na kolana. Ostatnim wysiłkiem spojrzał w martwą twarz dziewczynki i stracił przytomność.
  Odpowiedź z Cytatem