Dobra. Po kilku tygodniach koszmaru związanego z poprawianiem ocen doczekałem się ferii

Znalazłem więc też czas na zrobienie fotek i tak oto przed Wami (znów potwornie spóźniony) kolejny odcinek. Miłego czytania
Chapter 4: Katja Stahr -ujęcie drugie
Park Hampstead Heath zawsze o tej porze świecił już pustkami. Od czasu do czas przez brukowane ulice przemykały drobne postacie. Nikt nigdy nie zatrzymywał się tu wieczorami na dłużej. Cała dzielnica zamieszkana była przez Cyganów i podrzędnych pisarzy marzących o wielkiej sławie. W okolicy rozkwitło za to mnóstwo drobnych kawiarenek i sklepików. Raj dla mieszkańców klasy średniej.
Olivia Mack i Mark Edwards stali w milczeniu na Parliament Hill, wpatrując się w oświetloną latarniami panoramę Londynu.
-To się nie uda...-powiedziała w końcu kobieta. Przetarła zmęczone oczy i wolnym krokiem ruszyła w stronę drewnianej parkowej ławki. Na zniszczonym oparciu ktoś wyskrobał niewielkie inicjały otoczone kształtnym serduszkiem. – Nie dość, że jak nas złapią, to z miejsca mnie powieszą, to jeszcze ty za to oberwiesz.
Mark nadal stał w miejscu i jeszcze raz analizował w myślach całą tą historię, która z godziny na godzinę wydawała mu się jeszcze bardziej niedorzeczna.
Jeszcze dwa dni temu leżał sobie spokojnie w łóżku, oddając się cielesnym rozkoszom w towarzystwie Rity, a teraz nagle stał się częścią zagadki rodu Mack’ów.
-Mark, cała policja mnie już pewnie szuka, a ty sobie spokojnie stoisz! – krzyknęła Olivia. Edwards jednak wciąż milczał i wpatrywał się w spokojną wodę niewielkiego jeziora.
-Rita..- powiedział w końcu –Ona nam pomoże.
Edwards podbiegł do Olivii i mocnym szarpnięciem podniósł ją z ławki. Za chwilę oboje przemykali przez najciemniejsze ulice miasta.
+++
W całej łazience roznosił się przyjemny zapach olejków aromatycznych. W pobliżu lustra wesoło paliły się trzy nieduże świeczki. Rita leżała w wannie pełnej ciepłej wody, okryta lekką pianą. Na dziś skończyła już pracę i należało jej się trochę odpoczynku. Właściciel lokalnej drukarni był dziś nad wyraz pobudzony. Kobieta zamknęła oczy. Była ciekawa co się dzieje z Markiem. Ciekawe czy wiedział o wczorajszej ucieczce Olivii Mack z więzienia. Ostatecznie znowu pisały o tym wszystkie gazety.
Jej rozmyślania przerwało głośne pukanie do drzwi.
-Jeszcze jeden? – pomyślała ze złością i ociężale wyszła z wanny. Sięgnęła po wiszący obok szlafrok i założyła go na wciąż spowite pianą ciało. Na zimnej posadzce zostało kilka mokrych śladów.
-Już idę! – warknęła i ruszyła w stronę salonu.
Drzwi wejściowe otworzyły się po cichu.
-Jesteś sama? – zapytał niepewnie Mark lekko zaglądając do pokoju.
-No pewnie głuptasie. – zaśmiała się Rita, zadowolona, że to właśnie Edwards, a nie kolejny spocony klient. – Słyszałam o tej Mack. Strasznie mi przykro. Jeszcze złapiesz tą ****, zobaczysz...-Rita zamilkła nagle, gdy za Markiem do domu niepewnie wkroczyła drobna kobieta w mocno pomiętej sukni.
-Nawet nie pytaj...-powiedział Mark. Przeciągnął się mocno i zasunął wszystkie zasłony. – Rita, nie chce cię w to mieszać. Gdybyś mogła mi tylko wyświadczyć drobną przysługę...
Kurtyzana wpatrywała się w Olivię z otwartymi ustami. Mack uśmiechnęła się lekko.
-Mark, czy ty masz pojęcie co robisz?! – krzyknęła Rita.
+++
Słońce dopiero wstało, kiedy Mark i Olivia (idealnie ucharakteryzowana przez Ritę) byli już spakowani i gotowi do drogi. Przed domem czekał już powóz z Taylorem, który był przekonany, że jego pracodawca wybiera się na wycieczkę z nową kochanką.
-Uważaj na siebie...-szepnęła Rita i pocałowała Marka w policzek. Nie była zła, że jedzie. Nie po tym co usłyszała tej nocy.
Uśmiechnęła się niepewnie do Olivii i pomachała jej na do widzenia.
Powóz ruszył zostawiając za sobą niewyraźne ślady w błocie.
+++
-Jesteśmy...-szepnęła Mack i mocniej odsłoniła powozowe okno. Na dworze było już całkiem ciemno, ale w oddali widać było zarys ogromnej budowli. Największej posiadłości jaką kiedykolwiek widziało całe hrabstwo Yorkshire.
-Katja Stahr....-Olivia spojrzała na Marka. – Nie byłam tu od wieków.
Powóz wjechał na brukowany dziedziniec. Pałac stał tu setki lat, ale wciąż budził jednocześnie podziw i grozę. Strzeliste wieżyczki zdawały się nie mieć końca. Cała okolica zdawała się być wymarła.
-Ktoś jeszcze mieszka w tej ruinie? – zapytał Mark opierając się o kawałek zniszczonego muru. Kilka kamieni osunęło się na ziemię wydając przy tym przeraźliwy hałas.
-Oczywiście, że tak! –oburzyła się Olivia. Podniosła nieco suknię i pewnym krokiem ruszyła do drzwi. –Ten dom należy do mojej rodziny od pokoleń.
Mark uśmiechnął się do siebie i poprawiając swój elegancki płaszcz podszedł do kobiety. Mack pociągnęła za dużą, mosiężną klamkę ale drzwi ani drgnęły.
-No co jest?! – warknęła.
-Może powinniśmy zapukać? –Jak na zawołanie drzwi skrzypnęły. W środku panował półmrok, ale dało się dostrzec niewyraźną sylwetkę.
-Willford! –krzyknęła Olivia i rzuciła się na szyję starszemu mężczyźnie. Na pierwszy rzut oka miał jakieś 70 lat i zbyt często palił cygara. Przez chwilę był nieco zdezorientowany.
-Wszelki duch Pana Boga chwali toż to panienka Olivia. –zachrypiał wesoło, kiedy tylko zdał sobie sprawę kogo trzyma w ramionach. – A to się panicz Rudolph ucieszy.
-Rudy jest tutaj? –zachichotała Mack i posłała Markowi pełne szczęścia spojrzenie. Dopiero teraz Edwards zdał sobie sprawę, że dobrze czuje sie w towarzystwie (jakby nie patrzeć) przestępczyni.
-Ano. Przyjechał na wakacje. – Willford podszedł do Marka i uścisnął go serdecznie, tak jakby znali się od wieków. Wciąż opowiadając o tym co ostatnio działo się w posiadłości, poprowadził ich do głównego salonu. Cały pokój rozświetlony był wesoło trzaskającym w kominku ogniem.
-Ciotka Ursula nadal tu mieszka? – zapytała Olivia, a jej głos przybrał nagle bardziej oficjalny ton. Lokaj kiwnął głową.
-Mam ją informować o każdym gościu. Pójdę po nią. –powiedział i podreptał ponownie do holu wejściowego. Po chwili słychać było ciche szuranie po schodach.
Mark rozglądał się po pokoju. Był większy od jego mieszkania , a na pewno dużo lepiej urządzony. Na drewnianych półkach stały setki starych i grubych tomów, a na ścianach wisiały dziesiąty obrazów.
-Nie lubisz tej Ursuli, co? –zapytał Mark podchodząc do najbardziej rzucającego się w oczy płótna. Było największe ze wszystkich i sprawiało, że oglądający kurczył się do rozmiarów robaka.
-Porozmawiamy jak ją poznasz. –prychnęła Mack i zaczęła ogrzewać ręce przy kominku.
Edwards nadal wpatrywał się w obraz. Coś sprawiało, że nie mógł odejść. Ten mężczyzna...Spoglądał groźnie władczym wzrokiem. Coś mówił...Mark pochylił się nieco żeby lepiej słyszeć. Znowu te słowa. Na Boga co one znaczą?!
-Mark! Mark! Słyszysz mnie?! –Olivia klęczała nad leżącym mężczyzną i nerwowo klepała go po policzku. Powoli otworzył oczy. Początkowo rozmazany obraz stopniowo się wyostrzył.
-Słyszałaś? – zapytał cicho wskazując na wiszący przed nim obraz. Mack pokręciła głową. –Kto to jest?
Olivia westchnęła głęboko. Słyszała o nim wiele razy. O wiele za dużo...
- Hector Pinchback...założyciel mojego rodu. Ojciec mi o nim opowiadał jak byłam niegrzeczna.
Edwards podniósł się lekko i rozluźnił muszkę.
- Pinchback? Dlaczego w takim razie wszyscy znają cię jako Mack?
- A ty byś chciał nosić nazwisko mordercy i rzeźnika...?