Temat: Klątwa
View Single Post
stare 01.02.2006, 18:27   #2
Key
Guest
 
Postów: n/a
Arrow Klątwa (CD)

Rozdział 2
Późnym popołudniem, tuż po rozmowie z rodzicami, Annie wściekła na siebie, skierowała swoje kroki w stronę posiadłości Kasandry Welert.
Dlaczego znowu się poddała? Dlaczego nie potrafiła postawić na swoim?!
Odpowiedź na te wszystkie pytania była dość prosta: naiwność Annie i jej tępy charakter były wykorzystywane przez wszystkich (zwłaszcza przez koleżanki ze szkoły). Tak, Annie Hillock była słabą psychicznie postacią, której próby przeciwstawienia się osobom, które ją wykorzystywały zawsze kończyły się fiaskiem. A przecież postawienie się rodzicom i powiedzenie im, że nie pójdzie do jakiejś idiotycznej kabalarki było prostsze od oświadczenia koleżankom, że nie napisze za nie wypracowania z polskiego, bo sama nie wyrobi się z własnym! A tak swoją drogą to dlaczego rodzice nie załatwili jej prywatnego nauczyciela?! Bo uważali, że ich córka powinna nauczyć się współpracować z grupą. I co to dało? Wcale się tego nie nauczyła, lecz stała się jej ofiarą. Wolałabym zaprosić przyjaciół na przyjęcie- Annie z zażenowaniem wspomniała swój fałszywy argument, którego użyła w czasie rozmowy z rodzicami i poczuła, że robi jej się gorąco na twarzy. Przecież nie miała żadnych prawdziwych przyjaciół i jej rodzice dobrze o tym wiedzieli.
Gdy tak Annie rozmyślała o swoim żałosnym ego, nagle spostrzegła, że już dawno minęła dom Welertów i zaszła dwie przecznice za daleko. Przez chwilę miała ochotę iść dalej do miasta, powłóczyć się tam po sklepach, a po powrocie wymyślić rodzicom jakąś historyjkę o pomyślnej przepowiedni, jednak wrodzony buntowniczy instynkt został natychmiast stłamszony przez nabyty odruch uległości- Annie odwróciła się i przeklinając swoje gapiostwo niechętnie podążyła pod właściwy adres.
Annie zakołatała w spróchniałe drzwi, które otworzyły się natychmiast i ukazała się w nich zgrzybiała staruszka o wielkich przenikliwych oczach. Miała na sobie dziurawą popielatą suknię, a na głowie rażąco nie pasujący do niej (sukni) zardzewiały diadem. Annie przypomniała sobie, że widziała podobne diademy w SCC (Snob’s City Center ) i wówczas bardzo się jej spodobały. Obiecała sobie, że kiedy wizyta u tej starej wiedźmy się skończy, to uszczknie sobie kilka tysięcy ze swojego konta i kupi sobie taki na pocieszenie.
Po krótkim milczeniu, Annie odezwała się pierwsza:
- Dzień dobry.
Wieszczka ruchem ręki wskazała Annie, aby weszła, a odezwała się dopiero gdy zamknęła drzwi wejściowe.
- Kiedy mówisz coś do drugiej osoby, to nigdy przez drzwi. Pamiętaj. – powiedziała kobieta irytująco łagodnym i cichym głosem, który najprawdopodobniej miał brzmieć eterycznie. - Nazywam się Kasandra Welert, a moi przodkowie, od lat oferują swoje usługi najszlachetniejszym rodom w Will Town. Myślę, że godnie kontynuuję zbudowane przez nich dzieło wizji przyszłego świata. – wysnuła Kasandra prowadząc Annie do salonu.
Przerażonej dziewczynie kołatała w głowie tylko jedna myśl: to kompletna paranoja!
- Pewnie się zastanawiasz czemu mnie nigdy nie widziałaś, mimo że mieszkam w sąsiedztwie? – zapytała Kasandra siadając na kanapie i wskazując Annie aby usiadła obok niej - Jasnowidzowie rzadko, a właściwie nigdy nie stykają się z tym co doczesne – i tu teatralnym gestem wskazała na okno - bo mogłoby to przyćmić ich wrażliwość na sygnały z przyszłości... – powiedziała, poczym podeszła do szafy i wyjęła z niej średniej wielkości szklaną kulę.
- A teraz nastąpi chwila, na którą czekałaś przez całe swoje życie... Odsłonimy prawdę o twojej przyszłości. – oświadczyła dramatycznym tonem Kasandra, a Annie skrzywiła się z niesmakiem – Nie bój się. – powiedziała Kasandra źle odczytując minę swojej klientki – A teraz dotknij szklanej kuli.
Annie bez namysłu spełniła to polecenie. Nagle kula rozjarzyła się perłowym blaskiem.
Kasandra długo się w nią wpatrywała. Annie zaczęła się już nudzić, gdy nagle wieszczka jakby w transie rozwarła szeroko oczy, a z jej ust wydobył się ochrypły głos:

Pradawne drzewo mimo głębokich korzeni zwiędnie,
Bo oto rozkwitła przeklęta gałąź.
Gałąź wyda na świat skażony pęd,
Albowiem dwa zgubnie złączone rody
Połączą się po raz drugi.
Z pędu wyrośnie kwiat,
Który wnet uschnie,
Ponieważ trzeci węzeł
Będzie dla niego zgubny.
Zatrute przez kwiat drzewo mimo głębokich korzeni zwiędnie,
A jego koniec jest bliski...


Annie patrzyła na Kasandrę, a w jej oczach malowało się przerażenie.

***

Annie wracała nieobecna duchem, rozmyślając nad tajemniczymi słowami przepowiedni, których nie potrafiła zinterpretować. Z daleka zobaczyła swoich rodziców, wybiegających z domu. Amelia była bardzo podniecona. Henry był zdenerwowany i blady na twarzy. Na ich widok Annie miała ochotę rozpłynąć się w powietrzu.
- Annie, prędzej, wejdźmy do środka, opowiesz nam wszystko! – zawołała niecierpliwie matka.
Coś podpowiadało Annie, że powinna skłamać, jednak uznała, że to nie najlepszy pomysł- kłamstwo ma krótkie nogi- była to jedna z dewiz wbijanych do jej głowy od narodzenia przez apodyktycznych rodziców. Zaczęła więc opowiadać. Mimo tępoty umysłu, Annie cechowała doskonała pamięć, więc słowo w słowo przytoczyła przepowiednię Kasandry. Kiedy skończyła, Amelia wyglądała jakby dostała zawału. Henry zwiesił głowę i nie dało się odczytać wyrazu jego twarzy.
Matka powoli podniosła się, podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Poczekaj na korytarzu. Ja i ojciec musimy... porozmawiać – wydusiła.
- Jak to możliwe...? – wymamrotała Amelia – Henry, jak to się mogło stać...? – zaszlochała – Przecież... przecież wszyscy w naszej rodzinie pochodzą... z rodów czystej krwi... Moi rodzice... i twoi również... wszyscy... –załamała ręce – A przecież... przecież Klątwa Welertów dotyka tylko wtedy, kiedy... ktoś z bliskiej rodziny jest... jest... –nie dokończyła, bo paroksyzm rozpaczy wstrząsnął jej ciałem.
Henry nie odpowiedział od razu. Jego twarz nie była już blada, a trupiozielona. Przez długą chwilę słychać było tylko szlochy Amelii.
- Kochanie... Muszę powiedzieć ci coś... bardzo ważnego... – oświadczył wreszcie grobowym tonem. Amelia przestała szlochać i powoli spojrzała na męża. – Ja... spodziewałem się, że to może się stać... ta klątwa... przypuszczałem to od chwili kiedy... kiedy moja siostra...
- Siostra? Jaka siostra?
- To stało się zanim cię poznałem... Moja siostra, Emily...
- Co?! Przecież ty nie masz żadnej siostry!!!
- Wybacz mi kochanie... że nie chciałem ci o tym powiedzieć wcześniej... Nie chciałem cię wtedy stracić... i miałem nadzieję, że to nie będzie miało żadnego znaczenia... A jednak...
- Może mi w końcu powiesz, o czym ty właściwie pleciesz!? –zapiszczała histerycznie Amelia.
- Emily uciekła ze swoim kochankiem-jakimś... ch...chuliganem, kiedy rodzice nie pozwolili jej wyjść za niego. Od tej chwili słuch o niej zaginął. Została wydziedziczona... i wykreślona z naszego drzewa gene...
- JAK MOGŁEŚ!!!! - przerwała z szaleńczym błyskiem w oczach Amelia z całej siły wymierzając mężowi cios w twarz – JAK MOGŁEŚ POTEM SIĘ ZE MNĄ OŻENIĆ I SKAZAĆ MÓJ* RÓD NA KLĄTWĘ WELERTÓW!!!!!!!!!!!
Tymczasem Annie stała na korytarzu, a jej oczy płonęły niebezpiecznym blaskiem. W jej głowie narodziło się kontrowersyjne pragnienie i po raz pierwszy w życiu poczuła, że zdoła je zrealizować. Coś kazało podjąć jej tę decyzję, coś co było silniejsze niż nabyty odruch uległości. Nie porzuciła tej myśli nawet wówczas, gdy zobaczyła matkę wybiegającą z krzykiem z salonu i ojca leżącego bez życia na podłodze.
____________________
* To Amelia pochodziła ze strony Hillocków.
W tej rodzinie panowała tradycja narzucania
partnerowi nazwiska bez względu czy to
kobieta czy mężczyzna. W ten sposób ten ród
przetrwał wieki.
CDN


Ostatnio edytowane przez Niusiek : 14.02.2006 - 20:54 Powód: Nie otwierające się fotki
  Odpowiedź z Cytatem