Temat: Hunter
View Single Post
stare 05.02.2006, 10:22   #2
rosex
 
Avatar rosex
 
Zarejestrowany: 14.03.2005
Skąd: wiltshire
Płeć: Mężczyzna
Postów: 947
Reputacja: 10
Domyślnie Huner 2

Nie będę się rozpisywała tutaj, bo chyba nie mam nic do powiedzenia. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za komentarze i zapraszam do czytania kolejnego odcinka 'Huntera'...


HUNTER -> 2

Zdezorientowana Lilyanne nie wiedziała co ma zrobić. Jej wzrok Szybko przetoczył się po wiszących zwłokach, następnie po błyszczącym przedmiocie, który trzymał owy mężczyzna i w końcu zatrzymał się na jego twarzy. Zdezorientowana kobieta nie wiedziała co ma zrobić. Stała nieruchomo przez kilka sekund wpatrując się w mordercę. Po chwili on zrobił krok na przód. Wtedy Lil rzuciła się do ucieczki. Biegła jak najszybciej mogła, ale jej wysokie buty nie pozwalały jej przyspieszyć bardziej.

Z zamkniętymi oczami kierowała się w stronę swojego mieszkania. Zacisnęła powieki jeszcze bardziej, słyszała mocne bicie własnego serca. Teraz myślała tylko o tym, żeby móc się jakoś uratować. Tylko parę metrów dzieliło ją od budynku, w którym mieszkała. Dobiegła do wejścia frontowego i momentalnie pociągnęła za klamkę, po czym wślizgnęła się do środka i zatrzasnęła drzwi trzymając je, aby nikt nie mógł się dostać do środka. Ostrożnie wyjrzała przez niewielką szybkę, ale nikogo tam nie zobaczyła.

Chodniki były puste, a od czasu do czasu przejeżdżały ulicą samochody osobowe.
Szybko wybiegła na drugie piętro i energicznie zaczęła szukać klucza w kieszeni. Niestety nic nie znalazła. Wciąż była roztrzęsiona. Jej ręce lekko drgały, a nogi uginały się pod ciężarem ciała. Niesamowity ból przeszył jej głowę. Nie wiedziała czy ma teraz zapukać.
Wyprostowała się, ułożyła włosy i stuknęła ręką dwa razy w drzwi.
- Oh Lil! Już jesteś! Twoja mama i ja bardzo martwiłyśmy się o ciebie. – powiedziała Carly z nutką żalu w głosie
- Heh. Jakoś tak wyszło, że musiałam dłużej zostać. – odparła wciąż drżąca, rudowłosa kobieta wymuszając na swojej twarzy uśmiech, lecz nie udało jej się to.
- Idź do salonu. Zrobię ci kawy.
Lilyanne poszła do łazienki. Nachyliła się nas umywalką i odkręciła zimną wodę.

Następnie przemyła sobie twarz. Nie mogła przestać myśleć o tym co się wydarzyło. Poprawiła makijaż i przebrała się, a potem udała się do salonu, gdzie czekała na nią matka oraz ciepła kawa zrobiona przez Carly.
- Liluś, kochanie! Co się stało, że cię tak długo nie było? I czemu wyglądasz tak markotnie. Matko Święta przecież ty cała drżysz! – wykrzyknęła pani Wind i przyłożyła swoją rękę do czoła córki – Ty chyba masz gorączkę. Połóż się i przykryj kocem. Chyba zostałam zmuszona zostać tutaj przez kilka dni dopóki nie wyzdrowiejesz.

- Ale mamo przecież musisz się zająć domem i tatą, przecież on jest bardziej chory i potrzebuje więcej opieki niż ja i w ogóle ty pracujesz. Poradzę sobie sama.
- No nie jestem pewna.
- Pani Wind, Lil ma rację. Naprawdę nie musi pani tutaj zostawać. Obiecuję że się nią zajmę.
***
Było już późno w nocy, ale Lilyanne nie mogła zasnąć, bo myśli o tym morderstwie cały czas ją dręczyły. Wstała powoli z łóżka i ruszyła w stronę kuchni. Tam rozejrzała się dokoła. Wodziła wzrokiem po kuchennych szafkach. W końcu zatrzymał się na jednej z nich. Podeszła do niej i wyciągnęła torebkę kisielu. Nastawiła wodę, aby mogła się zagotować i usiadła przy stole opierając się łokciami. Położyła głowę na zimnej, gładkiej powierzchni stołu i nagle usłyszała głos:
- Lil, woda Ci się gotuje! – był to głos jej współlokatorki, a zarazem najlepszej przyjaciółki. Blondynka podeszła do kuchenki i wyłączyła palnik. – Powiedz mi, co tak naprawdę się dzieje?
- Nic. – odparła Lil
- Przecież widzę.
- Mówię ci, że nic!
- Nie chcesz gadać to nie, ale jakby co to wiesz, że możesz na mnie liczyć. – to powiedziawszy Carly opuściła kuchnię i udała się do własnej sypialni.
***
W tym momencie Lilyanne znajdowała się na ciemnej ulicy. Bardzo dobrze znała to miejsce. Stała właśnie przed budynkiem, w którym pracuje. Rozejrzała się dookoła, ale wszędzie było pusto. Żadnych ludzi, żadnych samochodów. Po prostu nic. Słońce mocno świeciło i muskało delikatnie listki drzew. Dopiero teraz Lil spostrzegła, że nie ma nic na sobie oprócz jej ulubionej różowej bielizny. Trochę się zdziwiła, lecz nie przejęła zbytnio i zrobiła krok do przodu. Nagle drzwi wieżowca, przed którym stała uchyliły się. Zaciekawiona kobieta spojrzała w tamtą stronę i wytężyła wzrok, aby ujrzeć kogoś kto soi za nimi. Po chwili stanęła jak wryta. Zobaczyła wysokiego brunet z długimi włosami sięgającymi ramion.

Miał na sobie pelerynę sięgającą kostek w kolorze czarnym. W ogóle cały ubrany był na czarno. Jego oczy przysłaniały ciemne okulary.
Lil zaczęła biec w przeciwną stronę. Biegła ile sił miała w nogach, lecz kamyki i rozbite szkło na chodniku kaleczyło jej stopy. Mimo to starała się uciec. Ni stąd ni zowąd całe niebo zmieniło kolor na granatowy tak jakby ktoś je przykrył ogromną płachtą. Nawet gwiazd i księżyca nie można było dojrzeć, a latarnie uliczne nie wyglądały na to, że zaraz miały się zapalić. Lil nie wiedziała dobrze gdzie biegnie, bo mrok ogarnął przestrzenie między wysokimi budowlami.

W pewnym momencie na jej drodze stanęła ściana. Był to ten zaułek, który dziś odwiedziła. Ten sam, mroczny zaułek z kupą śmieci dokoła, lecz czegoś tutaj brakowało. Nie było żadnego sznura, ani żadnego trupa, który by na nim wisiał. Rudowłosa kobieta dokładnie oglądnęła to miejsce. Obejrzała się za siebie, a tam stał mężczyzna ubrany na czarno, który uprzednio ją gonił.
Odwróciła się teraz całkowicie i stanęła z nim twarzą w twarz. Powoli zaczęła się oddalać do tyłu, lecz później nie mogła, bo ściana stanowiła opór.
- Witaj Lilyanne Wind. – rzekł brunet – Teraz twoja kolej!
To powiedziawszy mężczyzna roześmiał się. Lil nie miała już siły. Opierając się o ścianę pomału osunęła się na kamienną posadzkę.
***
Nagle się obudziła. Poczuła jak krople potu spływają z jej czoła. Nie wiedziała co się stało. Popatrzyła przez okno. Długi czas wpatrywała się w ciemną ulicę oświetloną przez latarnie. Przed jej oczyma pojawiła się twarz. Była to twarz owego mężczyzny w okularach i ciemnej pelerynie. W pewnym momencie jego usta się otworzyły i cały pokój wypełnił pusty, drwiący śmiech jakiego rudowłosa dziewczyna nigdy nie znosiła, lecz przeraźliwe echo odbijało się i powracało do jej głowy.
Szybko wstała z łóżka i pobiegła do pokoju swojej lokatorki. Chwyciła śpiącą dziewczynę ją za rękę i starała się ją obudzić.

- Carly, obudź się! Obudź się, proszę! – krzyczała
- Co… co się stało? – zapytała nieprzytomnym głosem
- Carly! On tu jest! On mnie szuka! Carly!
__________________

Ostatnio edytowane przez rosex : 05.02.2006 - 12:30
rosex jest offline   Odpowiedź z Cytatem