Ten odcinek też krótki, lecz w trzecim dopiero się będzie coś dziać. Przepraszam za pomieszane czasy.
Odcinek drugi!!!
Podlewałam kwiaty. Jak zwykle, zresztą. Konew zadrżała mi w dłoni.
Pochyliłam się nad usychającymi roślinami.
Ale pochwali podniosłam się. Moja matka wyjeżdżała gdzieś ciągle. Teraz właśnie byłam sama. Kochałam rośliny. Kochałam je całym sercem. Szczęśliwa uniosłam ręce w górę i ruszyłam przed siebie. Tak po prostu.
Poczułam wszechogarniające zmęczenie. Zawróciłam i kroczyłam powoli do ławki, stojącej kilka metrów ode mnie. Po chwili już siedziałam spokojnie na drewnianym siedzisku, usiłując pozbierać myśli.
Poczułam, że wszystkie mięśnie ciążą mi, jakby były z ołowiu. Po sekundzie już prawie spałam. Jedyną moją ostatnią myślą było, że nie podlałam grządki pod żywopłotem. Zaraz usłyszałam, że ktoś się zbliża i nic więcej nie pamiętam.
Koniec Odcinka Drugiego.